Jeśli nie musimy tego wiedzieć tak dokładnie, aplikacja Endui wyliczy nam to na podstawie dostarczonych danych - wieku, wagi, płci i liczby wypitych drinków, które wprowadzamy w rzeczywistych odstępach czasowych - na zasadzie kieliszek - klik. Podobnie działa Educalcool.
Inna aplikacja to SaferRide. Ta z kolei przyda się zwłaszcza tym, którzy lubią pójść na całość i nie są już w stanie po wypiciu obsługiwać skomplikowanych programików. SaferRide ma na to radę - duże guziki typu: „Wezwij taksówkę” - jeden „klik” i zamawiamy taxi; no i ratujący życie przycisk - „powiedz mi, gdzie jestem” - dla tych, którym zaczyna się urywać film.
Jest jeszcze jedna kategoria aplikacji, ale ich nie wymienię - otóż są to programiki, które podobnie jak aplikacja WAZE ostrzegająca nas przed wypadkami na drodze, ostrzegają przed miejscami kontroli trzeźwości akcji RAID, co pozwala nam ich unikać.
Tyle o jeżdżeniu i piciu, o wiele bardziej skomplikowana jest sytuacja w przypadku innych narkotykowych używek, zwłaszcza wkrótce legalnej marihuany. Jak ktoś tam prognozuje, w przypadku legalizacji, do roku 2020 połowa kanadyjskiej populacji będzie od czasu do czasu upalona. Jak to się ma do prowadzenia pojazdu?
Nikt nie wie. Policja na razie jest nieprzygotowana. Wiadomo, że jazda pod wpływem jest przestępstwem kryminalnym, i na pewno mogą nas zatrzymać, jeśli nie zdamy drogowego testu trzeźwości, czyli nie będziemy w stanie dotknąć prawą nogą lewego ucha czy jak to tam leci, ani też przejść po narysowanej kredą kresce.
Można, co prawda, określać zawartość we krwi aktywnego jako narkotyk składnika marihuany - związku THC - ale nie ma na ten temat żadnych wytycznych - nie wiadomo, ile jest bezpieczne do prowadzenia, a ile nie. Sytuacji jest cały gąszcz, bo o ile obecnie policja może zatrzymać kogoś już za sam smród ziela w aucie, to niebawem nie będzie mogła. Co zrobić, gdy kierowca nie pali, a pasażer/pasażerka jak najbardziej i w aucie pełno dymu? Co zrobić w sytuacji marihuanowego palenia biernego?
Podobno trwają prace nad czymś podobnym do alkomatu, co miałoby mierzyć zawartość THC w ślinie. Jednak, jak wiadomo, gandzia niejedno ma imię i można ją nie tylko wchłaniać z dymu, ale również jeść w ciasteczkach czy pić w soczkach. Pozostawałoby więc pobieranie krwi, co powiem szczerze, kojarzy mi się z najgorszymi horrorami - policjant pobierający krew na poboczu...
W USA, w ponad 17 stanach przyjmuje się limit zawartości 5 nanogramów THC na mililitr krwi. Problem w tym, że na niektóre osoby taka zawartość może w ogóle nie działać. Z marihuaną, bardziej niż z alkoholem, reakcja jest bardzo indywidualna; gdy u jednych występuje śmiechawka, inni nie czują żadnego efektu.
Na razie nikt nie wie, jak to ugryźć. Znam takich, którzy uważają, że po marihuanie lepiej i spokojniej im się jeździ. Z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Iowa wynika, że o ile kierowcy po marihuanie częściej niż trzeźwi kierowcy zbliżają się do krawędzi pasa ruchu, to raczej w nim się jednak utrzymują, a także nie mają tendencji do bardziej agresywnego prowadzenia lub wyjątkowo powolnej jazdy, jak to obserwuje się u kierowców po alkoholu. Nie oznacza to, że są bezpieczni; mają tendencję do złej oceny odległości i prędkości, trudniej im się skoncentrować w sytuacjach nagłych.
Tymczasem prowadzenie po marihuanie nie jest tak samo potępiane społecznie jak prowadzenie po piciu, więc większa jest tolerancja środowiskowa.
Nasz żurnalowy premier zafundował nam legalizację i wszyscy będziemy musieli borykać się z tym na drogach
O czym z pewnym niepokojem informuje Wasz Sobiesław.