Na samochody można patrzeć na wiele sposobów; jako system komunikacji masowej, dzieło sztuki, wzornictwa przemysłowego, przyrząd do sportowego ścigania się, maszynę wykorzystującą wysoko zaawansowane technologie, czy wreszcie symbol statusu społecznego.
Jest to jeden z najważniejszych artefaktów naszej cywilizacji. Kupa blachy, gumy i plastiku pozwalająca na szybkie przemieszczanie się po powierzchni planety, zmieniająca to, w jaki sposób żyjemy, z kim i kim jesteśmy; symbol wolności i uzależnienia, życia rodzinnego i wolnej miłości.
Wszystkie te perspektywy przecinały się podczas torontońskiej wystawy motoryzacyjnej, wszystkie one eksploatowane są do marketingu.
Jak można było się spodziewać, podczas ekspozycji tytuł kanadyjskiego samochodu roku dostała nowa honda civic. Naprawdę imponujący model, już na pierwszy rzut oka sprawiający wrażenie bardziej "wypasionego", niż wynikałoby to z norm segmentu, który reprezentuje.
Zwiedzając pawilony Metro Toronto Convention Centre, jedni chcieli być czymś zaskoczeni, inni "wizualizowali się" i obfotografowywali w samochodach, na które ich nie stać, a jeszcze inni praktycznie zaglądali do kilku modeli, usiłując się rozeznać w tym, który byłby im najbardziej przydatny.
Wystawa robi wrażenie do tego stopnia, że po kilku godzinach może nużyć. Dlatego warto było skupić się na kilku rodzynkach. Co tu bowiem dużo mówić, większość samochodów jest bardzo podobna do siebie, większość firm wykorzystuje tych samych dostawców części zamiennych i te same biura projektowe. Na wygląd samochodów jest moda, na ich silniki, na urządzenia zapewniające bezpieczeństwo – też.
Powoli wszystko ścieka w dół; na początku oferowane w najbardziej luksusowych wozach, by ostatecznie stawać się standardem we wspomnianej hondzie civic, a jeszcze szybciej hyundaiu.
Przyznać trzeba, że auta stają się coraz bardziej niezawodne, mimo wliczanej w ich budowę zawodności, która ma zwiększać obroty. Elektronika pozwala znacznie poprawić osiągi tak mocy, jak i spalania, pozwala też na natychmiastowe zmienianie trybów pracy silnika czy zawieszenia.
Co zwróciło moją uwagę? Toyota U2 – wymawiana jako U do kwadratu – U square – na razie koncepcja samochodu dżipowatego, który po oparciu tylnej pokrywy o podłoże oferuje rampę wjazdową. Auto projektowane z myślą o młodych, którzy chętnie wprowadziliby do środka rower czy crossowy motor. Na razie można powiedzieć niewiele o tym, co w nim będzie, bo w sprzedaży U2 ma się znaleźć dopiero w przyszłym roku. Kierowane m.in. do tych, którym w życiu jest do czegoś potrzebna furgonetka, a więc właścicieli małych biznesów, którzy w mniejszym opakowaniu mogliby sobie zafundować coś odpowiadającego na te same potrzeby co van.
U2 ma być solidny składany na bazie podzespołów pick-upa tundra. Nie wiadomo, ilu pasażerów i w jakiej konfiguracji zabierał będzie model produkowany seryjnie, i jakie będą jego jednostki napędowe.
Pewne jest natomiast jedno – jeśli będzie to auto o dużych możliwościach konfiguracji wnętrza, oferowane z całą gamą silników i skrzynek biegów – standardowej nie wykluczając, a do tego za rozsądne pieniądze, to wielu młodych ludzi się nań załapie. O ile w ogóle jeszcze naszą młodzież stać będzie na kupno nowego samochodu... No, ale skoro nie stać jej już na kupowanie domów, to może będzie miała więcej do dyspozycji na samochody...
Po nawet przelotnym obejrzeniu wystawianych modeli, można dostać oczopląsu, a w głowie kociokwiku.
Gdzieś tam w zakamarkach tej imponującej ekspozycji czai się jednak lęk przed czymś dużym.
Chiny – największy od 2008 roku producent samochodów na świecie – gdzie liczba wyprodukowanych aut przekracza łączną liczbę pojazdów opuszczających taśmy montażowe USA i Japonii, a w 2014 roku równa była 26 proc. wszystkich samochodów wytworzonych na świecie, nie są tu widoczne. O ile nie liczyć takich marek, jak Volvo, które Ford w 2010 roku sprzedał chińskiej Geely Automobile.
Na razie cień chińskiego kolosa majaczy jedynie daleko od Toronto, bo gdy na nas padnie...
Sobiesław Kwaśnicki