Kupno auta o uznanej, luksusowej marce często da nam też lepszą gwarancję czy program pomocy drogowej. No i - umówmy się - słowo "luksusowy" służy tutaj raczej celom wizerunkowo-marketingowym, i dotyczy po prostu dobrze zrobionego pojazdu, na którego produkcji nie oszczędzało się ani przy desce projektanta, ani w fabryce. Jest też w czym wybierać, ten segment to m.in. Audi A4, Acura TLX, BMW serii 3, Cadillac ATS, Infiniti Q50, Lexus IS czy Volvo S60
C300 został na 2015 rok całkowicie przeprojektowany, i prócz nowoczesnego wyglądu oferuje, dobre przyspieszenie przy jednoczesnym niskim zużyciu paliwa.
Wizualnie wydaje się większy niż w rzeczywistości a wykończenie kabiny pasażerskiej nie pozostawia nic do życzenia.
Jak się już do tego przyzwyczailiśmy w nowoczesnych samochodach, Benz ma dwulitrowy, czterocylindrowy silnik, który dzięki turbodoładowaniu daje super przyspieszenie, przy spalaniu (kombinowanym) rzędu 8,4 litra na sto.
W wersji podstawowej dostaniemy skórzane fotele, przednie są podgrzewane, radio satelitarne, system nawigacji, szyberdach i rozruch na guzik.
Oczywiście pierwsze co się nasuwa to porównanie z innym faworytem naszej nacji BMW 328i, którego precyzja prowadzenia i przyspieszenie są legendarne.
Jednak w BMW, to entuzjastyczne posłuszeństwo kierowcy odbywa się za cenę twardszej jazdy i uboższego wyglądu. W porównaniu z C300, BMW jest w tym wypadku mniej eleganckie tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Na dodatek, jeśli pododajemy kilka pakietów, by dorównać doposażonemu mercedesowi, beemka okaże się droższa. Jej kabina wydaje się też być mniej wyciszona od ziomka z gwiazdą na masce. Ponoć też C300 prowadzi się tak dobrze, że jedynie najbardziej "wyrafinowani" smakosze kierownicy będą w stanie odróżnić go od BMW.
Trudno pisząc o mercedesie pominąć prestiż, jaki daje wożenie się takim autem. To jeden z tych intangible assets, jakie zapewnia kupno luksusowego wozu.
Słowem, auto "wygląda na drogie" i o to tu przecież chodzi. Wszak nie każdy z nas ma duszę Pana Samochodzika i chciałby coś co przypomina syrenkę z ferrari w środku.
Wspomniani przeze mnie eksperci zgodnie podkreślają, że choć C300 to najbiedniejszy pociotek serii C, auto jest dopracowane w każdym szczególe i pod względem standardu jakości samo jest dla siebie wyrocznią.
Oczywiście, musimy wspomnieć też o sercu, - niewielkim jak na tę klasę czterocylindrowym motorze, który jednak potrafi z dwóch litrów pojemności dać 241 KM mocy przy momencie obrotowym 273 stopo-funtów.
To wszystko zestrojone jest bezszelestnie z siedmiobiegową przekładnią automatyczną, co daje poczucie mocy i przyspieszenie 6,8 sek. od 0 do 60 mil na godzinę. Dla porównania sześciocylindrowy lexus IS 250 rozpędza się w tym przedziale w 8,7 sek.
Jak w wielu współczesnych samochodach z wyższej półki, C300 pozwala na ustawienie stylu jazdy; mamy do dyspozycji Eco, Comfort, Sport i Sport Plus. Eco robi z naszego mercedesa, coś na kształt hondy civic - Sport Plus daje wszystko co miała fabryka.
Minusy?
Zawsze można się do czegoś przyczepić - Przede wszystkim gałka zmiany biegów wyglądająca na coś, jak włącznik wycieraczek. Jest to tendencja zauważalna w wielu współczesnych samochodach, m.in. dlatego, że nie mamy już do czynienia z żadną mechaniczną dźwignią, lecz włącznikiem; jako że przekładnie są dzisiaj sterowane elektronicznie.
Niewiele jest też z tyłu miejsca na nogi. Ale te minusy nie powinny nam przesłonić plusów, których jest prawdziwe multum, o czym zapewnia
Wasz Sobiesław