Lata temu pożyczonym sebringiem cabriolet zjeździliśmy z żoną kilka tysięcy kilometrów Utah, Nowego Meksyku, Newady i Kalifornii, szczerze powiem, nie zapamiętałem tego samochodu jakoś szczególnie, być może wrażenia wokółdrogowe były zbyt duże… W końcu jest to chyba najlepsza okolica na ziemi do jeżdżenia odkrytym autem.
Tak czy owak, gdy redakcyjna koleżanka, która od czasu do czasu pożycza auta na wycieczki, powiedziała coś dobrze i głośno o chryslerze 200, postanowiłem przyjrzeć się bliżej tym sebringowym zstępnym.
•••
Czasy są bowiem inne i powoli, powoli amerykańskie koncerny uczą się konkurować z azjatyckim towarem na własnym rynku. Nie jest wciąż łatwo, bo rynek zatłoczony i jest to segment sedanów, gdzie sprzedaje się najwięcej i co rusz ktoś usiłuje na nowo wymyślić coś, co przyciągnie ziewających konsumentów.
200, mimo że nie jest żadnym cudownym dzieckiem, zaskakuje ciekawą sylwetką, dobrą ergonomiką i całkiem sporym silnikiem. No i oczywiście jest to jeden z niewielu modeli na rynku, który możemy kupić w wersji cabrio.
Będziemy z tego auta zadowoleni, zwłaszcza jeśli weźmiemy je z silnikiem sześciocylindrowym 3,6 litra Pentastar i sześciobiegową automatyczną skrzynią biegów. Co ciekawe, jeśli kogoś trzepie nostalgia za starymi "amerykanami", to deska rozdzielcza naszego minikrążownika może ją nieco uspokoić – w niewielu autach dzisiaj spotyka się analogowy elipsoidalny zegar. Pamiętam, że w którymś z moich starych buicków urządzenie to zajmowało poczesne miejsce zaraz obok licznika prędkości i wskaźnika poziomu paliwa…
Te wszystkie "luksusy" dostaniemy, "startując" już nieco powyżej 20 tys. Jak powiedziałem, jest to segment zatłoczony i wielu 200-tkę pominie, wybierając np. jakiegoś nissana altima, hyundaia czy hondę, a czy nawet forda fusion. Ale było nie było, 200 daje uczucie amerykańskiej jazdy, gdzie silnik ma wystarczająco dużo mocy i momentu zamachowego na spełnienie każdej naszej zachcianki (mówię o szóstce) – 283 KM. Mniejsza, 2,4-litrowa czwórka daje nam "tylko" 173 KM. Co ciekawe, jeśli chodzi o paliwożerność, szóstka od czwórki niewiele się różnią.
No i oczywiście jest to model, którego popularność w segmencie top-less będzie o wiele większa, bo też nie ma tam aż tak wielu propozycji. Kabriolet możemy kupić w trzech wersjach touring, limited i S, w podstawowej mamy do dyspozycji automatycznie składany dach "szmaciany" (ok. 30 sekund), w dwóch wyższych kosztem miejsca w bagażniku możemy kupić dach z elementów metalowych w kolorze karoserii. W porównaniu z tkaniną takie rozwiązanie znacznie redukuje hałas jazdy. Koła 17-calowe są standardowe, a możemy sobie zamówić 18-tki.
Reszta wyposażenia jest podobna do spotykanego w większości aut segmentu. Konkludując, nie jest to auto ekstrawaganckie, ale wygodne i muskularne. Prawie trzysta koni pozwala bezpiecznie wyprzedzać bez konieczności duszenia pedału.
O czym z zadowoleniem zapewnia Wasz Sobiesław
http://www.goniec24.com/goniec-automania/item/2941-mocne-i-ameryka%c5%84skie-chrysler-200#sigProIdab41a3b8da
•••
A oto wrażenia Katarzyny Nowosielskiej-Augustyniak
Chryslerem 200 miałam okazję jeździć przez dwa dni. Gdy do niego wsiadłam, miał przejechane 55 kilometrów, więc "nówka sztuka". Ja dorzuciłam do tego przebiegu 550 km. Na początku jakieś 200 kilometrów po autostradzie – spalanie 7,6-7,8 l/100 km – potem trochę jazdy po mieście – tu już około 9,5 l/100 km – i na koniec znów trasa podobnej długości co początkowo.
Jeździ się przyjemnie – w dużej mierze dlatego, że nie brakuje mocy. Na wzniesieniach może 2 – 3 razy było czuć, że samochód już nie może. Aż zajrzałam pod maskę, żeby zobaczyć, jaki silnik się tam kryje – dość spory – 3,6-litrowy. To też tłumaczy spalanie. A że auto stosunkowo lekkie, to i przyspiesza dynamicznie. Do tego jest niskie, opływowe, więc dobrze trzyma się drogi, także na zakrętach. Silnik chodzi cichutko, prędkości praktycznie nie czuć.
W środku od razu zwraca uwagę zegar – ze wskazówkami! Taki akcent w stylu retro. Sporo jest elementów chromowanych, również na zewnątrz. To akurat mniej mi się podoba, ale taki mam gust, że nie lubię, jak się samochód na srebrno świeci. Zdziwiłam się, że z tyłu za oparciem fotela pasażera nie ma kieszeni – chyba żeby kierowca podczas jazdy po nic nie sięgał.
Widać, że styliści nad chryslerem pracowali, jednak moim zdaniem przegapili kierownicę, która zupełnie nie pasuje. Wszędzie chrom, a na kierownicy – matowy srebrny plastik... Do tego jak dla mnie jest nieprzyjemna w dotyku, taka sucha, a jednak lubię, jak się ręce kierownicy dobrze trzymają.
Największym mankamentem jeśli chodzi o ergonomię jest moim zdaniem widoczność zegarów. Mam 174 cm wzrostu, w samochodzie lubię siedzieć nisko, nisko ustawiam też kierownicę. I tu niespodzianka, bo w takiej konfiguracji zupełnie nie widać wskazań prędkościomierza.
Na koniec śmieszny akcent – w bagażniku na klapie koło zamka znajduje się dźwignia do otwierania od środka. A na niej ciekawy obrazek pokazujący sylwetkę auta z otwartym bagażnikiem i uciekającego ludzika. Ale to może tylko ja mam gangsterskie skojarzenia...
(zdjęcia K. Nowosielska-Aug.)