Wierzę w upiększającą moc pracy; jeśli jeździmy samochodem zimą – owszem, narażamy go na sól, mróz, ale jednocześnie, od czegóż jest auto, jak nie od jeżdżenia, przecież nie od tego, by na nie patrzeć.
Zdaję sobie sprawę, że wiele osób myśli inaczej – i te najukochańsze cztery kółka podmienia zimą jakimś rzęchem, którego nie żal w najgorszych zimowych ekstremach.
Nie zatrzymamy przez to czasu i jeśli odłożymy nasz "letni" samochód do lamusa nieumiejętnie, możemy mu bardziej zaszkodzić niż pomóc. Stąd kilka rad na przechowywania zimowego.
Ale tylko przechowywania, a nie zostawiania w odstawkę, kiedy to tak na dobrą sprawę powinniśmy auto postawić na kółkach, rozebrać silnik do cylindrów, nałożyć towotu, ustabilizować paliwo.
Umówmy się, że przechowujemy samochód tylko do wiosny. W takim wypadku, po pierwsze, gruntownie myjemy łącznie z podwoziem i kołami, by usunąć pył z hamulców (który ma właściwości korozyjne).
Potem lejemy stabilizator do paliwa i uzupełniamy do pełna benzynę – 15 minut pracy silnika powinno nam wprowadzić płyn stabilizujący do systemu paliwowego.
Druga rzecz – jeśli się nie boimy – a tu opinie są podzielone – to można umyć silnik – broń Boże jednak pod ciśnieniem – kupujemy sobie dwie puszki aerozolowego detergentu i przy okazji mycia spryskujemy wszystko w środku, wcześniej zawijając elektronikę w grube torby nylonowe.
W moim starym golfie, który ma palec i rozdzielacz zapłonu musiałem stracić pół godziny na wysuszenie wszystkiego, zanim parsknął i zapalił. No, ale mnie podkusiło i płukałem silnik pod ciśnieniem.
Umycie silnika jest dobre, bo usuwa korodujące składniki z komory, a także – to na lato – sprawia, że blok łatwiej oddaje ciepło, a co za tym idzie, pracuje w niższych temperaturach.
Osobiście, gdybym odstawiał auto na zimę – umyłbym silnik – z tym że jak mówię – z głową, bo inaczej będzie kicha. Oczywiście, po umyciu nie odstawiamy od razu – trzeba tym jeszcze trochę pojeździć, dokładnie wysuszyć, wygrzać.
Warto zmienić olej i filtr. Jeśli nie odstawiamy pojazdu do ogrzewanego miejsca z kontrolowaną wilgotnością, warto porozkładać w komorze silnika i kabinie pasażerskiej torebki z pochłaniaczem wilgoci.
Pompujemy następnie koła do maksymalnego zalecanego ciśnienia, akumulator podłączamy specjalnym urządzeniem do nabycia w Canadian Tire (battery tender).
Oczywiście nie zaciągamy hamulca ręcznego, nie włączamy też auta na krótkie okresy podczas zimy – niech sobie stoi niebożę do wiosny, rurę zatykamy, żeby nam przez zimę nic tam nie wlazło, auto przykrywamy, a na koniec dzwonimy do firmy ubezpieczeniowej, ile zniżki nam dadzą za to, że odstawiliśmy samochód na zimę do garażu.
Gdy to wszystko dobrze zrobimy, auto powinno nam odpalić od kilku zakręceń.
Jeśli ktoś jest oszczędny, być może program auto na zimę, auto na lato, rzeczywiście ma sens i przechowywany w ten sposób pojazd będzie nam trwał dwa razy tyle ile zazwyczaj – to tak wtedy, gdy mamy nadzieję jeździć powiedzmy ok. 20. i więcej lat (bo niby czemu nie?).
Gdzie składować auta na zimę?
No, najlepiej w profesjonalnej przechowalni o kontrolowanej wilgotności i temperaturze. W niektórych z nich oferują absolutne luksusy, nawet utrzymywanie auta w pełnej gotowości bojowej, gotowego do wyjazdu w każdej chwili.
No tylko, że za takie przywileje zapłacimy od 150 do 390 dolarów miesięcznie w zależności od rozmiarów boksu.
•••
W przypadku motocykli przechowywanie na zimę jest obowiązkowe. Tu kluczowe znaczenie ma wybór miejsca – w ogrzewanym pomieszczeniu z dala od okien i bezpośredniego światła słonecznego. Przykrywamy motor kapą przepuszczającą powietrze. Stawiamy na stojakach, aby odciążyć opony, pompujemy do właściwego ciśnienia, a następnie co miesiąc sprawdzamy, ładujemy akumulator i podłączamy do wspomnianego ustrojstwa utrzymującego naładowanie przez całą zimę, nalewamy pełny bak i dodajemy stabilizatora paliwa – to nam oszczędzi wtryski na wiosnę.