Nasz czas? - felieton Andrzeja Kumora z ostatniego tygodnia
Problemem polskiej debaty publicznej – zresztą nie tylko polskiej – jest doktrynerstwo, ludzie bez życiowego doświadczenia opowiadający o tym, co wyczytali w książkach.
Zmiany gospodarcze były przygotowane również przez opozycyjnych intelektualistów lansujących nad Wisłą modne idee neoliberalne – thatcheryzmu, reaganomiki, wszystko to, co produkowała szkoła chicagowska, podparta fundamentem austriackiej szkoły ekonomicznej; różne Wilhelmy Roepki, Hayeki i Friedmany.
Oczywiście, w takich "szkołach" nie ma nic złego, są rezultatem intelektualnych poszukiwań, problem rodzi się wówczas, gdy jedną czy drugą teorię uznajemy za jedynie prawdziwą, stawiamy na piedestale i usiłujemy przypasować do niej rzeczywistość.
To właśnie dzięki neoliberalnemu dogmatowi rozmiękczono w Polsce grunt pod szaber, jakiemu poddano popeerelowską gospodarkę państwową.
To bon moty w rodzaju "każdy prywatny właściciel jest lepszy od państwowego" pozwalały tłumaczyć grabież polskich przedsiębiorstw państwowych. Za "prywatyzację" uznawano nawet wyprzedaż rodzimych firm państwowych w ręce obcych firm państwowych.
Doktrynerstwo to i dzisiaj daje znać o sobie, choćby w wypowiedziach przedstawicieli wolnościowej opozycji antysystemowej, różnych KORWIN-ów czy i UPR-ów.
Doktrynerzy fajnie tną słowem, tłumaczą na przykład, że przedsiębiorstwo państwowe zawsze będzie gorsze od prywatnego, bo w prywatnym właściciel sam ponosi konsekwencje działania i ryzykuje własnym majątkiem, a w państwowym urzędnik, który – jak to zgrabnie podsumował Milton Friedman – wydaje nie swoje pieniądze nie na siebie, czyli wydaje je w najgorszy z możliwych sposobów.
Są to przykłady, które młódź akademicką łyka jak pelikany, bo porywają rozum, wydają się czyste i prawdziwe. Problem w tym, że życie jest skomplikowane i pełne zasadzek.
Owszem, właściciel małego czy średniego prywatnego zakładu sam ryzykuje, ale gros dużych korporacji ma bardzo "mieszanych" właścicieli; wielu z nich to różne instrumenty finansowe, fundusze emerytalne, inwestycyjne zarządzane przez... urzędników. Ci ludzie bardzo rzadko ryzykują swoje pieniądze, owszem, są motywowani przez dobre wyniki, ale funduszów, a nie firm, których są właścicielami. Jest tu dużo różnych kombinacji, i nie wszystkie są tak przezroczyste, jak chcieliby doktrynerzy.
Zresztą kasta wysokich rangą menedżerów obrosła dzisiaj w piórka i w pewnym sensie, samo w sobie stwarza problemy, działając we własnym interesie. Kasta zarządza podobnie w przypadku koncernów prywatnych, jak i firm, w których większość udziałów ma skarb państwa.
I podobnie jak w socjalizmie czy etatystycznych gospodarkach, w każdym państwie istnieje splot gospodarki i polityki – niektórym firmom prywatnym nawet źle zarządzanym nie pozwala się upaść; bo są "za duże", bo za dużo ludzi pójdzie na bruk; bo działają w strategicznych gałęziach gospodarki etc.
Przykładów mamy na pęki. Kanadyjski podatnik brał udział w ratowaniu General Motors przed bankructwem, a wielkie międzynarodowe korporacje co rusz dostają różne prezenty w ramach corporate welfare.
Nie bądźmy więc przegadanymi idiotami, zobaczmy, jak rzeczy biegają w realu, bo nie jest prawdą, że dobrze zarządzane przedsiębiorstwo państwowe jest gorsze od źle zarządzanej prywatnej korporacji.
Pokazują to na co dzień firmy chińskie (no ale w Chinach za łapówki można dostać KS-a).
Interes państwowy jest bardzo często interesem wielkich korporacji, a wielkie korporacje bardzo często realizują strategiczne cele państw – tak to chodzi.
I tak musi być w Polsce, jeśli Polska ma być wielka.
To prawda, że jedne z najbardziej wydajnych, sprawnych i elastycznych firm to przedsiębiorstwa małe i średnie, gdzie "widać" właściciela, gdzie jest to konkretny facet lub rodzina. W nich idea neoliberalizmu rzeczywiście dobrze opisuje sytuację. Dlatego ważne, aby właśnie wspierać ten rodzaj firm – aby rozpinać prawne gorsety i wyzwalać energię gospodarczą ludzi.
Jest to ważne w trójnasób dla reform prowadzonych w dzisiejszej Polsce. Mimo dobrych zapowiedzi pociągnięć socjalnych nadal brakuje oferty dla zwykłego człowieka – rozpięcia tych wszystkich skostniałych ograniczeń dla małego biznesu, zlikwidowania tu i tam zmory kas fiskalnych, puszczenia na żywioł obwoźnego handlu, likwidacji pozwoleń i koncesji; wsparcia wszystkich ludzi dobrej woli, którzy borykając się z życiem, chcą sobie dorobić i zarobić.
Ta ich "chęć" powinna być wsparta przez państwo, a nie tępiona przez funkcjonariuszy. Ulgi podatkowe dla rodzinnych zakładów, uproszczenie rozliczeń, deklaracje zamiast stosów dokumentów – to jest Polsce potrzebne od zaraz.
Tu nie trzeba być żadnym profesorem, tu trzeba widzieć, co się dzieje na prowincji, wyjechać poza duże miasta.
Polacy są zaradni i wystarczy im tylko nie przeszkadzać.
Polska stoi przed wielką szansą, ale też jest poważnie zagrożona wewnętrznie i zewnętrznie przez siły globalne. I to nie te w krótkich majtkach, lecz obracające miliardami. Do tego, aby dzisiaj wywrócić państwo do góry nogami, nie trzeba bombardować, wystarczy zaatakować jego walutę...
Dlatego Polacy muszą być zmobilizowani i muszą mieć jak najmniej pretensji do rządu. Państwo polskie nie może obywatelowi utrudniać życia i plątać się między nogami.
I tu nie czas i miejsce na doktrynerów, tu jest czas na ludzi z doświadczeniem.
Czy Polacy okażą się wystarczająco mądrzy; czy tym razem będziemy wystarczająco mądrzy? Czy to będzie nasz czas?
Andrzej Kumor
Katastrofa i okazja
By oglądać wiadomości bez strachu przed manipulacją, trzeba wiedzieć o świecie i ludziach więcej, niż z oglądanych wiadomości dowiedzieć się można. Trzeba wiedzieć dużo, dużo więcej.
Taki mamy klimat i nic na to nie poradzimy. Więcej powiem: nawet nie powinniśmy próbować. Na całe szczęście poza wspomnianym klimatem, między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca bywa także wesoło. Ho, ho, jak wesoło.
Co po części zaskakujące, boć wre u nas walka zwana polityczną, dziewczyny i chłopaki "idą w zwarcie na ostro", ofiary starć przytulają się do podłoża niczym Szpilka po ciosie Wildera, zaś iskry z medialnych potyczek stadami całymi wzlatują hen, pod nieboskłon.
630 lat temu
Pozwólcie rodacy, że przypomnę wielkie wydarzenia, jakie miały miejsce 630 lat temu, a dziś są zapomniane. 20 stycznia w Wołkowysku, dziś na Białorusi, spotkali się panowie polscy z WK Jagiełłą. Wystawili pisemny akt preselekcji stwierdzający, że WK Jagiełło zostanie wybrany na króla Polski, a królowa Jadwiga zostanie jego żoną.
2 lutego w Lublinie zjazd szlachty polskiej w obecności WK Jagiełły i towarzyszących mu książąt ruskich i litewskich potwierdził ten akt i warunki umowy. 15 lutego WK Jagiełło został w Krakowie ochrzczony i otrzymał imię Władysław II. 18 lutego odbył się ślub WK Jagiełły z królową Jadwigą. 4 marca odbyła się koronacja WK Jagiełły na króla Polski. Tak powstało największe w ówczesnej Europie państwo, a jak pewien Litwin po kilku głębszych powiedział: unia polsko-litewska nigdy nie została prawnie rozwiązana.
Ja dodam, że najwyższa pora ją przywrócić. To zresztą przewidział bard ukraiński Wernyhora, wskazując, że granice wschodnie V Rzeczpospolitej wyznaczą miasta – Kijów, Odessa, Witebsk i Czerkasy. AMEN.
Sztrasburski pasztet w amerykańskim opakowaniu
Miłe złego początki – jak powiedziała czarownica wbijana na pal. Cóż innego mogłaby powiedzieć pani premier Beata Szydło po groteskowej inkwizycji, jaką z łaski Martina Szulca, piastującego stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, przeprowadziło to gremium przeciwko Polsce?
Posłowie wykonujący obstalunek już to RAZWIEDUPR-a – (chodzi tu przede wszystkim o posłów z Polski, którzy RAZWIEDUPR-owi podlegają), już to obstalunki bezpieczniackich central w swoich krajach, wreszcie – posłów z tak zwanymi korzeniami, którzy pilnie nasłuchują sygnałów Sanhedrynu, sztorcowali nieszczęsną Polskę za naruszanie demokracji i łamanie praworządności, podczas gdy inni posłowie albo bagatelizowali sprawę, albo podtrzymywali stanowisko pani premier Beaty Szydło, że z demokracją i praworządnością w Polsce wszystko jest w jak najlepszym porządku, a jeśli były jakieś niedociągnięcia – to za poprzednich rządów, ale nie teraz.
Okiem niepoprawnego optymisty, czyli… Dyrektywą w patriotyzm
Nigdy przedtem nie było tak zmasowanego ataku sił liberalnych na Polskę i Polaków. Atakują nas światowe liberalne media, politycy i instytucje finansowe, które osiągają nieopodatkowane w Polsce zyski.
Po 1989 roku i wstąpieniu do NATO i Unii Europejskiej formalnie odzyskaliśmy niepodległość i jesteśmy w ciągłym procesie odzyskiwania suwerenności.
W sensie geopolitycznym zmiany te są jednak niewielkie. Mamy ciągle tych samych sąsiadów, którzy dogadują się ponad naszymi głowami. Rosja ciągle uważa nas za swoją strefę wpływów i za wszelką cenę próbuje zdestabilizować Unię Europejską i NATO, które z kolei są naszymi gwarantami.
Soros wini "polski nacjonalizm" o niszczenie Unii Europejskiej
Znany amerykański Żyd pochodzenia węgierskiego, miliarder, filantrop i sponsor ruchów rewolucyjnych, George Soros w wywiadzie opublikowanym w The New York Review of Books wini polski nacjonalizm o to, że projekt Unii Europejskiej jest na krawędzi załamania.
W wywiadzie pada pytanie: Był pan zaangażowany w promocję zasad społeczeństwa otwartego i wspieranie demokratycznych zmian w Europie Wschodniej, dlaczego uchodźcy spotykają się tam z takim resentymentem i opozycją?
Soros: Ponieważ zasady społeczeństwa otwartego w tej części świata nie mają silnych korzeni. Premier Węgier Viktor Orban promuje zasady tożsamości węgierskiej i chrześcijańskiej. Łączenie narodowej i religijnej tożsamości to potężna mieszanka. Orban nie jest sam. Lider nowo wybranej partii rządzącej w Polsce, Jarosław Kaczyński ma podobne podejście. Nie jest tak inteligentny jak Orban, ale jest zręcznym politykiem i wybrał migrację, jako główny punkt swej kampanii. Pod względem religijnym i etnicznym Polska jest w Europie jednym z najbardziej jednorodnych krajów. Muzułmański imigrant w katolickiej Polsce jest ucieleśnieniem Obcego. Kaczyński odniósł sukces malując go jako diabła.
Schmitz: Jak zatem szerzej widzi Pan sytuację polityczną w Polsce i na Węgrzech?
Soros: Mimo że Kaczyński i Orban są bardzo odmiennymi ludźmi rządy, jakie planują zaprowadzić są bardzo podobne. Jak to sugerowałem, próbują oni wykorzystać mieszankę etnicznego i religijnego nacjonalizmu, aby sprawować władzę. W pewnym sensie próbują przywrócić ten rodzaj fikcyjnej demokracji, jaki panował w okresie między pierwszą a drugą wojną światową na Węgrzech pod rządzami Admirała Horthy'ego i w Polsce Marszałka Piłsudskiego. Po przejęciu władzy chcą opanować niektóre instytucje demokratyczne, które są i powinny być autonomiczne - czy to bank centralny czy sąd konstytucyjny. Orban już to zrobił, Kaczyński jedynie zaczął. Będą trudni do usunięcia (TU SOROS WYJASNIA DLACZEGO W POLSCE MUSI BYC MAJDAN)
W dodatku do wszystkich innych problemów, Niemcy będą miały "problem Polski". W przeciwieństwie do Węgier, Polska jest tak pod względem gospodarczym jak politycznym jednym z tych krajów Europy, które odniosły największy sukces. Niemcy potrzebują Polski, aby bronić się przed Rosją. Putinowa Rosja i Polska Kaczyńskiego są sobie wrogie, ale są jeszcze bardziej wrogie wobec zasad, na których ufundowana została Unia Europejska.
tłum.Goniec
Wystąpienie premier RP Beaty Szydło w europarlamencie
Mamy zimę
W Mińsku przez ostatnie dni było nawet do 18 stopni mrozu, ale słonecznie. Większość pań i panów chodziła w pikowanych kurtkach do łydek. Na głowach, nie jak dawniej, futrzane czapki, a wełniane, trykotowe. Taniej i lżej.
W Warszawie natomiast, oświetlonej różnymi girlandami po całym mieście, nawet po dalekiej Sadybie, było do momentu, gdy to piszę, prawie bez śniegu i ciepławo.
Dreszcze niespokojne
Idea Stanów Zjednoczonych Europy umarła. Wraz z nią umarła też Unia Europejska. Na Starym Kontynencie górę biorą powiązania ideologiczne, narodowe, a nawet plemienne (w rozumieniu: etniczne).
Tak twierdzi Patrick Buchanan, a człowiek rozsądny nie kwestionuje faktów. Zgódźmy się więc z Buchananem, zwracając uwagę, iż zainicjowany przed laty proces rozpadu superpaństwa podsyciła Angela Merkel – gdy samowolnie zawiesiła prawo europejskie na kołku, zapraszając do Niemiec imigrantów i tytułując ich "uchodźcami". Wieść rozniosła się szybciej niż pożar stogu słomy, przekształcając w nieprzytomny, opętańczy wręcz proces "łelkomowania refidżiisów". Gdy po ledwie siedmiu dniach Niemcy straciły panowanie nad sytuacją, władze nie zamierzały przyznać się do błędu. Na ulice wysłano oddziały specjalne policji.
Nowy Rok 2016
Do 28 grudnia w Polsce i na Białorusi była dziwna jesień, ciepło i zielono. Dopiero 30 nastała zima, trochę śniegu i minus 10. W tym roku mamy w Mińsku ten sam czas co w Moskwie, rano ciemno do 9, a wieczorem więcej światła.
Ale w tym roku nie można było obserwować przebiegu uroczystości w Moskwie z przemówieniem Putina, bo to koliduje z drętwą mową naszego władcy. Tylko potem pokazano Nowy Rok w różnych miastach Rosji, w tym na Krymie, gdzie przemawiał gubernator i premier, ludzi, którzy dawniej zajmowali podobne stanowiska, gdy Krym był częścią Ukrainy. Można było obserwować tylko występy różnych rosyjskich gwiazd estrady, panowie w smokingach, panie wydekoltowane w kolorowych sukniach.