Porady
Opowieści z aresztu deportacyjnego: Imiennicy
Napisane przez Aleksander ŁośKtóregoś dnia spotkało się w areszcie imigracyjnym dwóch imienników: Jan i Yan. Pierwszy przebywał już tam od kilku dni, kiedy pojawił się tam Yan. Kiedy zostali sobie przedstawieni, od razu usiedli przy stole w stołówce, aby wymienić poglądy i opowiedzieć coś wzajemnie o sobie. Dla Yana było wszystko interesujące, bo dopiero przybył i był złakniony wiedzy, jak można się z tego "gościnnego" miejsca wydostać. Jan był już mniejszym optymistą, bo właśnie wrócił ze swojej pierwszej rozprawy, w czasie której odmówiono wypuszczenia go na wolność, nawet za kaucją.
Jan był prawie pięćdziesięcioletnim, przystojnym mężczyzną, średniego wzrostu, sporej tuszy i ze szczerą duszą słowiańską. Był Czechem, a w zasadzie Morawianinem, bo zamieszkiwał w Brnie, czyli stolicy wcielonego do Czech regionu morawskiego. W swoim kraju był inżynierem lotnictwa, a konkretnie specjalizował się w helikopterach. Obsługiwał m.in. w Polsce produkowane helikoptery, choć musiał przejść przeszkolenie w ich obsłudze w Związku Sowieckim. Kiedy opuszczał wojsko czeskie, miał stopień porucznika. Po tym zajął się m.in. handelkiem. Znał doskonale dawny warszawski Stadion Dziesięciolecia, gdzie upłynniał przywożone z Czech towary i zaopatrywał się w te, które były chodliwe w jego rodzinnym kraju. Był żonaty i miał dwoje dzieci: syna i córkę. Przemiany ustrojowe nie wyszły jednak na dobre jego sprawom rodzinnym. Rozstał się z żoną i wyjechał do Kanady. Było to w okresie, gdy Czesi nie musieli mieć wiz wjazdowych do Kanady. Dopiero najazd Cyganów czeskich spowodował, że obowiązek wizowy w stosunku do obywateli tego kraju władze kanadyjskie przywróciły.
Yan był natomiast Żydem urodzonym na Kaukazie, a konkretnie w Dagestanie, w okresie istnienia Związku Sowieckiego. Ledwie zaczął chodzić do szkoły, kiedy rodzice zabrali go i wyemigrowali do Izraela. Początkowo było im ciężko, bo nie znali ani języka hebrajskiego, ani religii swoich plemiennych współbraci, ani obyczajów panujących w Izraelu. Yan zakończył edukację na szkole średniej ogólnokształcącej. Podjął pracę słabo płatną i tak doczekał do okresu, kiedy został wcielony do wojska i służbę odbywał trzy lata, głównie na froncie walki z Arabami. Po odbyciu służby wojskowej uznał, że nie ma dla niego miejsca w tym przybranym kraju. Wyjechał do Kanady i przebywał tu przez dziewięć lat, najpierw na wizie turystycznej, a później studenckiej. Drugą połowę tego okresu przebywał w Kanadzie nielegalnie, aż w końcu został złapany i wydalony z powrotem do Izraela, gdzie mieszkał pięć lat. W czasie gdy odbywał on służbę wojskową, jego rodzice i rodzeństwo (dwaj bracia i dwie siostry) wystąpili do konsulatu Kanady o możliwość osiedlenia się w tym kraju. Zgodę na to uzyskali. Yan, przebywając w wojsku izraelskim, nie mógł z takim wnioskiem wówczas wystąpić. Tak więc cała jego rodzina zamieszkała legalnie w Kanadzie, bracia i siostry pozakładali tu rodziny, a on przebywał tutaj nielegalnie.
Jan, po dwóch latach od przybycia do Kanady, ujawnił się władzom kanadyjskim i poprosił o azyl. Wypełnił odpowiednie formularze, pobrano od niego odciski palców i zaczęła się normalna procedura z tym związana. Uzyskał też zezwolenie na pracę i naukę. Z tego pierwszego skwapliwie skorzystał i zamienił ciężką pracę fizyczną na pracę superintendenta, czyli gospodarza domu z apartamentami. Dostał służbowe mieszkanie. Szło mu dobrze. Zaprosił więc do siebie syna i córkę. Syn miał wówczas dwadzieścia, a córka dwanaście lat. Zamieszkali razem z ojcem, uczęszczali do szkoły, ale syn dość szybko się usamodzielnił i wyprowadził od ojca i siostry. Rodzeństwo nie za bardzo się lubiło. Jan w międzyczasie poznał pewną rozwódkę z obywatelstwem kanadyjskim, która miała trójkę kilkuletnich dzieci. Wspólne wieczory, samotność obojga zbliżyła ich na tyle, że związek ten przerodził się w konkubencki. Zamieszkiwali wprawdzie osobno, ale prowadzili jakby rodzinne dwa domy, raz się spotykali w jednym, a raz w drugim, z dziećmi i bez nich.
Po pięcioletnim pobycie w Izraelu Yan wrócił do Kanady i tutaj wsiąkł w swoje środowisko etniczne, tzn. w jego dołach, czyli w środowisku nowych imigrantów rosyjskich żydowskiego pochodzenia. Nie zwracał się do władz kanadyjskich o zalegalizowanie swojego pobytu w Kanadzie. Liczył ciągle na szczęście, że nie wpadnie. Udawało się przez trzy lata. Aż któregoś dnia pojechał swoim samochodem na plazę i tam został wylegitymowany przez policjantów. Wygląd jego musiał ich do tego sprowokować. Wyglądał trochę na łazika: niechlujny ubiór, długie, rozwichrzone, kruczoczarne włosy, taki epigon hippizmu. Ale inni porównywali go do bin Ladena, a jeszcze inni do czeczeńskich dowódców polowych. Policjanci szybko ustalili, że mają do czynienia z "nielegalnym". Zawieźli Yana na komendę policji, skąd został zabrany do aresztu imigracyjnego. Tutaj natychmiast zaczął wydzwaniać do rodziny i znajomych, którzy mogliby mu pomóc. Dziwne to były rozmowy. Zdania były wypowiadane w trzech językach: angielskim, hebrajskim i rosyjskim. Takim slangiem w swoim środowisku ten obieżyświat się posługiwał.
W wyjaśnieniu jego sytuacji pomocny był mu Jan, który miał już trzydniowe doświadczenie w pobycie w areszcie. Po tej rozmowie Yan natychmiast wypełnił formularz, domagając się widzenia z oficerem imigracyjnym. Chciał jak najszybciej zaproponować gwaranta, który by złożył za niego kaucję. Kazano mu czekać do rozprawy sądowej. Sędzia imigracyjny nie zgodził się na wypuszczenie go z aresztu za kaucją. Tym bardziej, że istniały wątpliwości, czy paszport, który okazał władzom, jest prawdziwy. Faktycznie, Yan miał drugi, całkiem legalny paszport, ale którego nie chciał okazać władzom kanadyjskim, aby nie być natychmiast deportowanym.
Jan już nadzieję na wyjście stracił. Powiedziano mu, że ma wracać do swojego rodzinnego kraju. Argumentacja, że wszak opiekuje się nieletnią, 17-letnią córką, nie przekonała sędziego imigracyjnego. Córka bowiem, jak i syn Jana ciągle nie mieli stałego pobytu w Kanadzie i nie zanosiło się, że taki status otrzymają. Czechy bowiem były traktowane jako wolny kraj, a więc starania o azyl polityczny były zwykle oddalane. Jan liczył na powrót po zawarciu związku małżeńskiego ze swoją kanadyjską konkubiną. Ale aby do tego mogło dojść, najpierw musiałby uzyskać rozwód ze swoją legalną, czeską żoną. A to wymagało czasu i konieczności opuszczenia Kanady.
W areszcie Yan umieszczony został w pokoju, gdzie już przebywało dwóch aresztantów wyznania muzułmańskiego. Natychmiast zorientowali się, że mają do czynienia z Żydem. Zwrócili się bardzo szybko o przeniesienie tego nowego lokatora do innego pokoju. Podstawą do tego nie były problemy różnic religijnych, ale fakt, że nowy przybysz śmierdział. Zapytany, czy brał prysznic tego dnia, odpowiedział, że tak. Zapytany, jak dawno zmieniał bieliznę i ubranie, powiedział, że tego ranka. Skąd zatem ten dziwny, ostry zapach, który roznosił się wokół niego? Nie był to zapach cebuli, czosnku, carry czy potu. Na drugi dzień ten zapach osłabł, a kolejnego prawie zupełnie zniknął. Po rozmowie z Yanem wyjaśniło się, że pracował w jakimś zakładzie, w którym używano środków chemicznych i tak jego odzież, jak i chyba ciało przesiąkło tym dziwnym zapachem, będącym mieszaniną tych środków. W zakładzie tym był kierowcą rozwożącym różne przesyłki klientom.
W piątym dniu pobytu Jana w areszcie w jego pokoju uruchomił się automatyczny czujnik na gorąco, zalewając nie tylko jego pokój, ale i kilka sąsiednich. Zalane też zostały pokoje na dwóch niższych kondygnacjach. Straty tym spowodowane wyniosły kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Jana i wszystkich z jego oddziału przeniesiono do innych oddziałów. Na drugi dzień Jan opowiadał, że woda niespodziewanie chlusnęła mu na twarz i miała zapach zgniłych jajek. Musiała to być woda zastana w końcówce spryskiwacza przeciwpożarowego nieuruchamianego chyba od jego zamontowania. Prowadzone było intensywne postępowanie wyjaśniające przyczynę zainicjowania działania czujnika. Przesłuchano współlokatora Jana. I już po chwili strażnicy przyszli do pokoju Jana (nowego, w którym został umieszczony po zalaniu pierwszego), skuli go kajdankami i zawieźli do więzienia. Wyszło bowiem na jaw, że to Jan spowodował zadziałanie czujnika, zalanie części aresztu wodą i spowodowanie tak dużych strat. Nie wiadomo, czy zrobił to przez jakąś głupią ciekawość, czy specjalnie. Ale trudno było wytłumaczyć, czemu miało służyć to jego działanie. Ani on, ani żaden inny aresztant nie podjęli próby ucieczki w zamieszaniu, jakie powstało po zalaniu wodą. Po kilku tygodniach pobytu w więzieniu został deportowany do Czech.
Widocznie władze kanadyjskie uznały, że nie warto wszczynać przeciwko niemu procesu karnego o zniszczenie mienia w areszcie.
Yan, po dziesięciu dniach od przybycia do aresztu, został zwolniony za niską kaucją, którą wpłacił jego brat. Twierdził, że jego jedyną szansą na pozostanie tutaj byłoby ożenienie się z Kanadyjką. Opowiadał on, że żył z jedną w konkubinacie przez rok, ale nie chciała ona zalegalizować ich związku, bo twierdziła, że tego chce tylko do uzyskania stałego pobytu w Kanadzie.
Wspólny, trzydniowy pobyt Jana i Yana w areszcie był bardzo burzliwy, ich losy były trochę podobne, ale różnie się zakończyły. Na legalny tutaj powrót Jan nie miał prawie szans, a na pozostanie Yan, również. Ale kto wie?
Aleksander Łoś
Toronto
Odmowna decyzja nie zawsze jest słuszna, dlatego system prawa pozwala, by odwoływać się od negatywnych decyzji wydanych przez urząd. Jeśli urząd imigracyjny nie uwierzy w prawdziwość zawartego małżeństwa lub jeśli okaże się, że w sprawie łączenia rodzin wydano decyzję negatywną, istnieje prawna szansa odwołania się. W przypadku sponsorowania rodzinnego jeśli sponsor uzyska decyzję negatywną, ma prawo odwołać się, jednak najłatwiej jest to zrobić, jeśli osoba sponsorowana składała wniosek poza Kanadą. Odwołania pierwszego stopnia przeprowadza się wówczas w trybunale imigracyjnym Immigration Appeal Division. Ważne! Zawiadomienie o apelacji musi być złożone w ciągu 30 dni od daty otrzymania pisemnej negatywnej decyzji.
Jakie sprawy są najczęściej odwoływane? Przypadki odmowy ze względu na posądzenie przez władze imigracyjne, że małżeństwo nie jest prawdziwe i wzięte jedynie z powodu otrzymania pobytu stałego w Kanadzie. Podobnie apeluje się sprawy braku odpowiednich dochodów czy złego stanu zdrowia członków rodziny. Ważne jest, że w trakcie odwołania można przywołać tak zwane względy humanitarne, które są brane pod uwagę przez decydującego w sprawie przedstawiciela trybunału (Board Member), na przykład dobro dziecka czy rozbicie rodziny.
A zatem jeśli odmawia się kanadyjskiemu sponsorowi sprowadzenia na stałe starszej matki ze względu na brak odpowiednich dochodów, trybunał weźmie pod uwagę na przykład to, że osoba jest zupełnie samotna, lub fakt, że sponsor w momencie odwołania ma już wystarczający dochód.
Na odwołanie można czekać około roku – dwóch lat, więc sytuacja finansowa sponsora może zmienić się na lepszą, a zatem warto się zastanowić w niektórych przypadkach, czy korzystać z opcji odwołania, czy podanie złożyć na nowo, co oznacza, że można zaprezentować wszystkie, także wykorzystane już w sprawie dowody i dokumenty, łącznie z nowym materiałem dowodowym. Nie ma też ograniczenia co do prezentacji dowodowej, inaczej niż w przypadku odwołań w sądzie federalnym. Trybunał imigracyjny przyjmie praktycznie wszystkie wiarygodne dokumenty, pod warunkiem że są one dostarczone w odpowiednim czasie, a zatem najpóźniej w 20 dni przed przesłuchaniem, choć w przypadku odwołań od negatywnych decyzji medycznych termin ostateczny złożenia dokumentacji apelacyjnej wynosi 60 dni.
Ważne, by przede wszystkim, w sprawach trudnych, informować klientów o możliwościach apelacji, gdyż istnieją sytuacje, kiedy łatwiej jest wygrać sprawę właśnie poprzez odwołanie się od decyzji negatywnej urzędnika imigracyjnego. Świadomość tej prawnej możliwości jest też dużym komfortem dla wielu sponsorów, którzy pragną połączyć się w Kanadzie z najbliższymi.
W dodatku, jeśli odwołanie pierwszego stopnia się nie powiedzie, sponsor może także odwoływać negatywną decyzję w sądzie federalnym. Należy sobie jednak uświadomić, że składanie podania sponsorskiego na terenie Kanady nie zezwala na odwołania w trybunale imigracyjnym Immigration Appeal Division, gdzie brane są pod uwagę aspekty humanitarne, co daje odwołującemu się benefit skorzystania z o wiele łatwiejszej procedury i niekiedy większej, jeśli nie jedynej, szansy wygrania. Nie ma takiej możliwości osoba sponsorująca z terenu Kanady.
Myślę, że powyższy krótki opis procedur apelacyjnych i praw sponsorskich może pokazać, jak skomplikowane jest prawo imigracyjne, i ważne jest, by wybrać odpowiednie opcje i drogi prawne. Wiele osób uważa, że sprawa sponsorstwa małżeńskiego to jedynie łatwa do wypisania aplikacja, jednak w sytuacji komplikacji sprawy, jest już niekiedy za późno, by wrócić czas i naprawić popełnione, jedynie z braku odpowiedniej wiedzy, błędy.
Przypominam także, że od niedawna zmieniły się przepisy dotyczące spraw łączenia rodzin. Po otrzymaniu pobytu stałego sponsorowany małżonek/konkubent/małżonka/konkubina, będzie musiał spełnić wymóg prawny wspólnego pożycia ze sponsorem przez minimum dwa lata, jeśli para rozstanie się wcześniej, pobyt stały może zostać odebrany sponsorowanej osobie.
Według słownika mediacja to pośredniczenie w sporze, doprowadzenie do ugody.
Najogólniej rzecz biorąc, mediacja to proces, w którym neutralna, trzecia osoba (mediator), pomaga stronom w sporze zidentyfikować problemy i znaleźć dla nich obopólnie satysfakcjonujące rozwiązania. Ważne jest, aby pamiętać, że to strony osiągają porozumienie. Mediator nie jest w stanie niczego im narzucić.
Rosnącą popularność mediacja zawdzięcza temu, że pozwala uniknąć eskalacji konfliktu, zmniejsza koszty i przyspiesza osiągnięcie rozwiązań kwestii spornych. Ponadto prawodawcy ontaryjscy uznali, że zanim dojdzie do rozprawy sądowej, w wielu sytuacjach strony powinny skorzystać z mediacji. Dlatego w niektórych rodzajach spraw mediacja stała się nieuniknionym etapem procesu sądowego.
Mediacja może pomóc w rozwiązaniu każdego rodzaju konfliktu, ale niniejszy artykuł, i jego kolejne części, koncentrują się na mediacjach w konfliktach rodzinnych wynikających przy okazji rozwodów, separacji i rozstań. Ten typ mediacji różni się od innych tym, że towarzyszą mu bardzo skomplikowane aspekty psychologiczne, konflikty łatwo ulegające eskalacji ze względu na brak umiejętności porozumienia się i nagromadzonych przez wiele lat sporów, niechęci i rozczarowań. W sytuacjach, gdy strony mają dzieci, minimalizowanie konfliktu staje się szczególnie ważne, gdyż dzieci zawsze cierpią z powodu nieporozumień między rodzicami. Ponadto, dla dobra dzieci, rozstające się strony powinny być zainteresowane utrzymywaniem poprawnych stosunków, gdyż będą pozostawały w kontakcie ze sobą i niejednokrotnie wspólnie podejmowały decyzje dotyczące swoich dzieci przez wiele lat po rozwodzie czy separacji.
O mediacjach – dokładniej
Część 1
Kim są mediatorzy?
Według słownika mediator to pośrednik, którego celem jest doprowadzenie do ugody między spierającymi się stronami.
Z reguły mediacją parają się osoby posiadające przygotowanie prawne (prawie zawsze prawnicy, ale czasem paralegals) albo psychologiczne. Wielką zaletą mediatorów z przygotowaniem psychologicznym jest umiejętność łagodzenia konfliktów i łatwość rozpoznawania oczekiwań stron. Natomiast zaletą mediatorów-prawników jest dogłębna znajomość prawa i to, że są w stanie poinformować strony o tym, jaki może być wynik ich sporu, jeżeli sprawa trafi przed sędziego.
Z reguły prawnicy są mediatorami w kwestiach majątkowych i finansowych, a osoby posiadające przygotowanie psychologiczne zajmują się mediacją w kwestiach związanych z dziećmi (sprawowanie władzy rodzicielskiej, wizyty, zamieszkanie itp). Wprawdzie nie zdarza się to często, ale niektórzy mediatorzy, jak autorka niniejszego artykułu, mają przygotowanie zarówno prawne, jak i psychologiczne, co daje możliwość kompleksowego podejścia do wszystkich kwestii spornych powstałych w trakcie separacji. Rezultatem takiej sytuacji są często znaczne oszczędności czasowe i finansowe.
Jak wybrać mediatora?
Warto wiedzieć, że w Ontario zawód mediatora nie jest prawnie regulowany. W związku z tym każdemu wolno nazwać się mediatorem, nawet osobom bez żadnego przygotowania teoretycznego i praktycznego. Mogą one jednak spowodować więcej szkody niż pożytku. Aby znaleźć wykwalifikowanego mediatora, najlepiej odwiedzić portal Ontario Association for Family Mediation (http://www.oafm.on.ca) lub ADR Institute of Ontario (http://www.adrontario.ca) i zobaczyć, czy dana osoba jest na liście członków tych organizacji. Członkostwo gwarantuje niezbędne kwalifikacje i doświadczenie. Jeżeli wybrany mediator nie jest członkiem OAFM lub ADRI najlepiej poszukać kogoś innego.
Co warto wiedzieć o arbitrażu?
Słownik definiuje arbitraż jako rozstrzygnięcie zagadnień spornych przez arbitrów, sąd rozjemczy. Arbiter to rozjemca powołany przez strony wiodące spór lub przez sąd do rozstrzygnięcia sporu pozasądownie. Często zdarza się, że proces mediacji łączony jest z procesem arbitrażu, np. w sytuacjach, w których mediacja nie rozwiązała wszystkich konfliktów między stronami.
Przed rozpoczęciem mediacji strony mogą zdecydować, że kwestie, których nie uda im się rozwiązać w trakcie mediacji, trafią do arbitra. Arbiter, najogólniej rzecz biorąc, jest "prywatnym sędzią" i musi posiadać specjalne kwalifikacje umożliwiające mu pełnienie tej roli.
Czasami w roli arbitra występuje mediator, a czasami strony wybierają inną osobę, wychodząc z założenia, że mediator ze względu na jego zaangażowanie w proces mediacji może mieć kłopoty z zachowaniem bezstronności przy podejmowaniu decyzji. Strony decydujące się na arbitraż podpisują umowę arbitrażową albo, jeżeli arbitraż jest przedłużeniem mediacji, umowę mediacyjno-arbitrażową.
Tak jak sędzia, arbiter ma obowiązek wydać decyzję w oparciu o przedstawione fakty i istniejący stan prawny. Regułą jest, że strony reprezentowane są przez prawników, ale tak jak w sądzie, nie jest to konieczne. Arbiter musi oprzeć swoją decyzję o prawo kanadyjskie, ale za zgodą obu stron, może kierować się prawem dowolnej kanadyjskiej prowincji, innej od miejsca zamieszkania stron. Arbiter przedstawia swoją decyzję na piśmie i, tak jak decyzja sędziego, jest ona wiążąca dla stron. Podobnie jak od decyzji sędziego można się od niej odwołać, ale wymaga to pozwolenia sądu, które wydawane jest tylko po spełnieniu ściśle określonych warunków.
Strony z reguły dzielą się kosztami arbitra. Trudno z całą pewnością stwierdzić, że arbitraż jest mniej kosztowny lub mniej antagonizujący od tradycyjnego procesu sądowego, ale z całą pewnością jest szybszy, ponieważ nie towarzyszą mu opóźnienia tradycyjnie związane z przeciążonym aparatem wymiaru sprawiedliwości. Warto pamiętać, że przed arbitra trafiają tylko kwestie nie rozwiązane w trakcie mediacji, a więc zasięg konfliktów ulega znacznemu zawężeniu przed rozpoczęciem arbitrażu, co przyspiesza proces i ma szanse obniżyć jego koszty.
W następnym artykule napiszę więcej o roli mediatora i zaletach mediacji.
Mam dwa pytania związane z budową domów. Pierwsze dotyczy działek – czy lepiej jest kupić pustą działkę pod budowę, czy stary dom, wyburzyć go i na tym miejscu budować nowy?
W idealnym świecie zawsze jest fajnie zaczynać od początku, czyli pusta działka jest na pewno atrakcyjnym rozwiązaniem. Ale... jest bardzo wiele spraw, o których należy wiedzieć.
– Brak wolnych terenów. Po pierwsze, jeśli myślimy o budowie w mieście, to największym problemem jest brak wolnych terenów. Większość terenów jest już zabudowana i sporadyczne wolne działki, jeśli pojawiają się do sprzedaży, są albo wcale nietanie, albo lokalizacyjnie nie są atrakcyjne.
– Koszty działek. Tu oczywiście decyduje cena rynkowa. Sprzedający chce dostać jak najwięcej, kupujący – odwrotnie. Cena będzie zależała od lokalizacji, wielkości oraz atrakcyjności. Na dzień dzisiejszy – w Mississaudze ceny zwykle zaczynają się na poziomie 350 – 450 tysięcy dolarów.
– Na "puste" działki naliczany jest podatek HST, czyli jest to znaczny koszt do jej ceny. Jeśli "gołą" działkę kupuje budowniczy i robi to z zamiarem budowy i sprzedaży, to ma on oczywiście możliwość rozpisania HST oraz kosztów HST naliczanych w czasie budowy na materiały i robociznę. Cały ten podatek powinien być dołożony do ceny sprzedaży i przechodzi on na kupującego. Inaczej jest, jeśli kupujemy działkę dla siebie. Wówczas podatek HST jest niestety naszym kosztem.
– "Development charges". Kupując "gołą" działkę, musimy się liczyć z zapłaceniem tak zwanych "development charges". Są to opłaty, z których miasta pokrywają część kosztów związanych z rozwojem infrastruktury, takich jak budowa szkół, ścieków, transport, drogi itd.! Jest to jednorazowa opłata i nie ma od tego ucieczki. Na dzień dzisiejszy w Mississaudze (Peel) ta opłata od każdej nowej jednostki mieszkalnej wynosi 40.391 dol. dla condo i 54.544 dol. dla domów. Nie jest to mało! Nic dziwnego, że tacy duzi deweloperzy jak Mattamy są kochani przez miasta – bo płacą ogromne pieniądze na rozwój infrastruktury, które to koszty oczywiście w końcowym efekcie wychodzą z indywidualnych kieszeni. W przypadku użycia do budowy działki, na której już kiedyś stał dom, unikamy tej opłaty.
– Koszty podłączeń. W przypadku istniejącej działki może się zdarzyć, że uda się nam uniknąć niektórych kosztów związanych z podłączeniem nowych mediów, jak woda, ścieki, prąd, gaz. Z tym że jeśli robimy rozbudowę domu i na przykład dokładamy piętro – to może to być dobre rozwiązanie. Natomiast jeśli budujemy nowy dom na miejscu starego, to rzadko jest to dobre rozwiązanie. Jeśli burzymy dom, który był budowany 50 lat temu, to na pewno te podłączenia nie będą odpowiednie dla nowych standardów. Zwykle rura doprowadzająca wodę od ulicy powinna być powiększona z typowej 1/2-calowej do 1-calowej. Odprowadzanie ścieków z typowo żeliwnych lub kamionkowych rur powinno być zamienione na plastyk. Dawniej prąd był doprowadzany w powietrzu od słupa do domu, dziś chcemy, by przewody były pod ziemią. Koszty poszczególnych podłączeń są różne w różnych miejscach, ale są to spore pieniądze liczone w tysiącach dolarów.
W przypadku domów za miastem, czasami możemy wykorzystać istniejącą studnię czy szambo, ale to też wymaga dokładnych badań, czy to jest warte zrobienia.
– Finansowanie. W przypadku kupna pustej działki poważny problem pojawia się z jej finansowaniem. Trudno znaleźć bank, który to robi. Czasami banki chcą 50 proc. lub więcej "down payment", by to zrobić. Procenty też są często wyższe. Znacznie łatwiej jest uzyskać pożyczkę na kupno działki z domem. Tu nawet czasami jesteśmy w stanie ujść z 5 proc. wpłaty.
– Demolition. Jeśli kupimy dom do zburzenia, to dochodzą często dodatkowe opłaty jak koszt wyburzenia domu.
Reasumując – co jest lepsze? To zależy i każda sytuacja ma swoje plusy i minusy, i każda musi być przeanalizowana indywidualnie. Jedno jest pewne, łatwiej jest znaleźć dom do wyburzenia z ładną działką niż ładną działkę bez domu.
Drugie pytanie jest związane z kosztami budowy. Czy jest taniej budować dla siebie dom, czy taniej jest kupić dom gotowy?
Tu też nie ma jednej odpowiedzi. Wszystko zależy, jakie są nasze oczekiwania i jakie jest nasze nastawienie.
Zrozumiałe jest, że typowy deweloper zwykle tak kalkuluje koszty, by mieć jakiś profit. Ktoś, kto buduje na raz 100 domów, może mieć inny profit na pojedynczym domu niż ktoś, kto buduje jeden dom.
Zrozumiałe jest też, że jeśli ktoś buduje setki domów, może negocjować inne ceny za robociznę czy materiały budowlane niż ktoś, kto buduje jeden dom.
Deweloper, budując setki domów, kupuje działki po znacznie niższych kosztach niż ktoś, kto robi to indywidualnie. To samo dotyczy projektów – deweloper powtarza te same modele – my musimy zapłacić za projekt na zamówienie.
Moim osobistym zdaniem, taniej najczęściej wychodzi kupić gotowy dom niż budować samemu, między innymi z właśnie wymienionych kilku powodów. Nie oznacza to wcale, że nie zachęcam do budowania na własną rękę lub jeszcze lepiej – z pomocą fachowców. Moim zdaniem, jeśli nawet z oczywistych względów nie wybudujemy domu taniej, to na pewno jesteśmy w stanie zrobić to lepiej.
Jak wspomniałem na wstępie – deweloper jest nastawiony na zysk i szuka oszczędności wszędzie, gdzie jest to możliwe, dbając tylko o to, by dom spełniał minimalne wymagane standardy i był zgodny z przepisami. Każda ekstrawagancja obniża profit. Owszem, firmy budowlane oferują czasami tak zwane "upgrades", ale po takich kosztach, że to się nam tak naprawdę mało opłaca.
Jeśli budujemy dla siebie, to jest oczywiste, że zainstalujemy lepsze okna, lepszy dach, lepszą kuchnię, łazienki itd. Lepsza jakość kosztuje. Nie myślę, że ktoś, kto buduje dom dla siebie, użyje płyty wiórowej na "subfloor" – w przypadku domów budowanych masowo – to jest typowe! Zwykle projektując oświetlenie, zrobimy znacznie więcej punktów świetlnych niż minimum wymagane. To jest jeden z wielu powodów, dlaczego budowanie dla siebie będzie droższe.
Ale z drugiej strony, jeśli zrobimy to w dobrej lokalizacji, umiejętnie wydając pieniądze, to mamy szansę nie tylko mieć znacznie lepszy dom, ale w chwili sprzedaży szansę na znaczny profit!
Tak więc zachęcam do budowania, a zainteresowani tematem mogą do mnie dzwonić po porady i pomoc – od zakupu działki do wybudowania domu! Domy to moja specjalność.
Maciek Czapliński
Mississauga
Trudno orzec, dlaczego Polacy (przynajmniej tu, w Kanadzie) często nie mają sympatii do funduszy powierniczych. Ten holenderski wynalazek (encyklopedie przypisują pomysł utworzenia pierwszego funduszu powierniczego holenderskiemu kupcowi w 1774 roku) spopularyzował się następnie w Europie, ale naprawdę o jego rozwoju można mówić od lat 20. ubiegłego stulecia na terenie Stanów Zjednoczonych. Dzisiaj, "mutual funds" to gigantyczny rynek papierów wartościowych, miliardy dolarów w inwestycjach i źródło zabezpieczenia finansowego dla milionów drobnych inwestorów.
A ja, mówiąc o funduszach, słyszę od ewentualnych klientów, że wolą sami obracać swoimi oszczędnościami i unikać płacenia administratorowi funduszu niewielkiej opłaty MER za jego pracę. Cóż, można i tak…
Jeden z najciekawszych rodzajów funduszu to tzw. fundusz zrównoważony (balanced fund). Na jego pakiet składają się zarówno akcje przedsiębiorstw, jak i obligacje. A więc – pozwala na zarobek, gdy indeksy giełdowe idą w górę, oraz stanowi swoiste zabezpieczenie dla oszczędności inwestora, gdy rynek finansowy przechodzi okres trudności i spadku wartości akcji.
System działa. Jak wynika z danych statystycznych, w okresie 10 lat do końca września 2012, kanadyjskie zbalansowane fundusze osiągnęły zaskakująco korzystny wynik przeciętnego dochodu rocznego w wysokości 5,25 proc. Było to oczywiście mniej niż przeciętna wartość wzrostu ceny funduszy opartych wyłącznie na akcjach przedsiębiorstw, które odnotowały w tym okresie przeciętny dochód w granicach 7,12 proc. Z drugiej jednak strony – coś trzeba zapłacić za owe zabezpieczenie na wypadek "przejściowych trudności". Taka była tu cena za uniknięcie katastrofy w okresie dramatycznego spadku cen funduszy akcyjnych w latach 2001-2001 oraz w katastrofie 2008 roku.
Dodatkową zaletą takich funduszy jest możliwość stopniowego modyfikowania składu, czyli proporcji środków zainwestowanych w akcje do środków zainwestowanych w obligacje. Większość funduszy zaczyna od 60 proc. pieniędzy wkładanych w akcje przedsiębiorstw, a 40 proc. – w obligacje (bonds). W miarę zbliżania się momentu, gdy ostatecznie chcemy wyjąć nasze pieniądze z rynku i zamienić na stały dochód emerytalny, proporcja ta może być modyfikowana w kierunku większego wkładu w obligacje. Wartość przychodu zmniejsza się, ale rośnie bezpieczeństwo inwestycji. A im starszy inwestor, tym mniej musi zostawić sobie czasu na odrobienie strat w przypadku ewentualnej rynkowej katastrofy.
W obecnej sytuacji na rynkach finansowych, dochody z obligacji są nikłe – w granicach dwóch – trzech procent. Można więc, a raczej trzeba zmniejszyć wkład obligacji w kompozycję funduszu i liczyć na dochody z akcji. Ale i to zmieni się w najbliższych latach i można będzie wrócić do sprawdzonej strategii.
Tak czy inaczej – fundusze to skuteczna metoda pomnażania swoich zasobów finansowych. Z kalkulacji firmy doradców finansowych Exponent Investment Management Inc. w Ottawie wynika, że 100 tysięcy dolarów starannie inwestowane w zrównoważone fundusze powiernicze da po dwudziestu latach wartość inwestycji w granicach 386 tysięcy dolarów. A to już całkiem przyzwoita sumka.
Tyle, że trzeba nauczyć się ufności wobec doradców finansowych i wyzbyć się uprzedzeń rodem z całkiem innej epoki w innym świecie.
Opowieści z aresztu imigracyjnego: Wielkorus
Napisane przez Aleksander Łoś
Ten imiennik byłego pierwszego (ostatniego) sekretarza komunistycznej partii Sowietów już na wstępie powiedział: "Wracam do Izraela, żeby postrzelać do Arabów". Co ciekawe, mówił to w języku rosyjskim. Miał on wiernych słuchaczy w postaci kilku obywateli byłego Związku Sowieckiego, którzy w tym czasie byli "gośćmi" aresztu imigracyjnego.
Michaił urodził się w obwodzi kaliningradzkim. Zapytany, czy ten okręg nosi tę samą nazwę jak za czasów Sowietów, odpowiedział, że tak. Nie dziwił się temu, choć wiedział, że nazwa ta pochodzi od nazwiska jednego z byłych wodzów rewolucji proletariackiej. Wiedział też, że Leningrad zmienił nazwę na Piotrogród, a Stalingrad na Wołgograd itd. Jego, okołodwudziestopięcioletniego mężczyznę, który, można byłoby przypuszczać, powinien odcinać się od systemu sowieckiego, to nie wzruszało. Ale tego nie można było oczekiwać od tego, jak się później okazało, nacjonalisty wielkoruskiego, choć żydowskiego pochodzenia.
Dziadek jego był weteranem drugiej wojny światowej i ciągle się obnosił ze swoimi orderami przy różnego rodzaju świętach.
Ojciec był aparatczykiem szczebla powiatowego. Kiedy następowały zmiany ustrojowe, ojciec Michaiła spadł jak kot na cztery łapy. Spowodował sprywatyzowanie najlepszej restauracji w kilkudziesięciotysięcznym mieście i stał się jej, po kilku przekrętach, jedynym właścicielem. Do ojca dołączyli dwaj starsi bracia Michaiła, którzy po kilku latach przejęli dwie inne restauracje, tak że restauracyjny biznes w tym mieście był w zasadzie w rękach rodziny Michaiła. Twierdził on, że jego żydowska rodzina wśród "Ruskich" robi dobry interes. Twierdził też, że tak dobrego interesu nie można prowadzić w Izraelu, gdzie są sami Żydzi, których nie da się tak łatwo nabrać.
Michaił był najmłodszy z braci i nie bardzo garnął się do gastronomicznego biznesu. Tuż po zakończeniu szkoły średniej postanowił ruszyć w świat.
Najpierw zwiedził kilka krajów europejskich. Szczególnie podobał mu się Amsterdam z dużą liczbą domów publicznych i dostępnymi wszędzie narkotykami. Po powrocie z tego wojażu i po kilkumiesięcznym pobycie w rodzinnym mieście wyleciał do Izraela. Bez problemu został tam zaakceptowany i po roku już miał obywatelstwo tego kraju. W tym czasie był na utrzymaniu państwa, poduczał się języka hebrajskiego, bo jidysz dość dobrze znał z domu rodzinnego.
Po roku pobytu w Izraelu został powołany do służby wojskowej. W wojsku był trzy lata, a po tym okresie dorywczo, głównie na weekendy, szedł ochotniczo do wojska. Koszary były w pobliżu domu, w którym wynajmował pokój wraz z kolegą. Płacił za to 200 dolarów, a łącznie jego zarobki wynosiły około 1000 dolarów miesięcznie. Pracował bowiem, między okresami pobytu w wojsku, jako strażnik (z pistoletem przy boku) głównie na plazach, ale i w innych miejscach, gdzie był wysyłany przez firmę ochroniarską, w której był zatrudniony.
Służbę w wojsku izraelskim sobie bardzo chwalił. Uważał, że Arabów trzeba trzymać w szachu, bo inaczej wymordują takich jak on. Twierdził, że kontrolowani przez niego Arabowie byli zwykle pokorni. Wiedział jednak, że w każdym ich domu ukryty jest karabin maszynowy, który może być w każdej chwili wykorzystany do mordowania Żydów. Z przejęciem mówił o gwałtownej rozrodczości Palestyńczyków, którzy mają po 5 – 6 dzieci, gdy tymczasem Żydzi mieszkający w Izraelu zwykle mają tylko po dwoje dzieci.
Po siedmioletnim pobycie w Izraelu Michaił, podobnie jak czynili to jego koledzy z wojska, postanowił zwiedzić świat. Twierdził, że jego koledzy zwykle zaliczają Tajlandię. Opowiadali oni, że można tam przeżyć za 100 dolarów przez tydzień, tj. mieć zapewnione przyzwoite mieszkanie, wyżywienie i prostytutkami przychodzącymi do pokoju.
Uważał, że popełnił kardynalny błąd, bo w odróżnieniu od kolegów, zamiast polecieć do pełnej uciech Tajlandii, wybrał się najpierw do Kanady.
Tutaj, na lotnisku torontońskim, został zatrzymany przez oficera imigracyjnego. Najpierw odesłano go do aresztu imigracyjnego, gdzie spędził noc, a następnego dnia ponownie został przetransportowany do tego samego terminalu, do którego przyleciał. Szokiem dla niego było, że był przewożony w kajdankach. Ponownie wracał do tematu jego służby wojskowej i pracy w Izraelu. Tam to on zakładał kajdanki, a tu sam czuł ich nieprzyjemny ucisk na swoich dłoniach. Michaił znał kilka słów po angielsku, ale to nie wystarczyło do porozumienia się z oficerem imigracyjnym. Ten połączył się telefonicznie z dyżurującym tłumaczem języka rosyjskiego (bo w tym języku Michaił chciał rozmawiać) i on pomógł w rozwikłaniu zagadki, dlaczego Michaił pojawił się u granic Kanady.
Miał przy sobie kilkaset dolarów amerykańskich, ale oświadczył, że chciałby zwiedzać Kanadę przez miesiąc. Nie miał tutaj krewnych, którzy mogliby go wesprzeć. Wprawdzie miał kilku znajomych, ale nie chciał ujawnić ich nazwisk i adresów oficerowi imigracyjnemu. Zapewniał, że jego celem nie jest dążenie do pozostania na stałe w Kanadzie, ale jednocześnie oświadczył, że porzucił pracę w firmie ochroniarskiej, bo coś mu tam nie odpowiadało.
Oficer imigracyjny podjął decyzję, że Michaił nie może być wpuszczony na terytorium Kanady. Michaił miał dwie możliwości. Albo odwoływać się od tej decyzji i walczyć o wpuszczenie go do Kanady, albo zdecydować o jak najszybszym wylocie do Izraela. Najpierw wybrał pierwsze rozwiązanie. Kiedy jednak po trzydniowym pobycie w areszcie imigracyjnym sędzia wydał decyzję odmowną co do wypuszczenia go na wolność, oświadczył temuż sędziemu, że prosi o odesłanie go jak najszybciej do kraju, którego jest obywatelem. Pobyt Michaiła w areszcie trwał jeszcze kilka dni, zanim "zabukowano" jego bilet powrotny na konkretny samolot.
W tym czasie Michaił, młody, średniego wzrostu, ale wysportowany mężczyzna, chodził w glorii "Rambo". O jego służbie wojskowej w armii izraelskiej już wkrótce wiedzieli nie tylko jego rosyjskojęzyczni współaresztanci, ale również inni, pochodzący z różnych zakątków świata. Co ciekawe, fragmenty jego opowiadań ci byli mieszkańcy byłego Związku Sowieckiego, którzy po kilka lat spędzili nielegalnie w Kanadzie i poduczyli się trochę przez ten czas języka angielskiego, przekazywali pozostałej populacji aresztanckiej.
Na tym oddziale w areszcie znalazł się też w tym czasie Palestyńczyk, obywatel Izraela. Michaił zamienił z nim kilka słów, które tamten zrozumiał i odpowiedział. I w zasadzie na tym zakończyła się ich konwersacja. Michaił już z tych kilku słów zrozumiał, z kim ma do czynienia. A i Palestyńczyk też wiedział, że Michaił nie darzy go sympatią. Wyrażał się on dość często nieprzyjaźnie o "tych Arabach". Śmiał się z ich zabudowy w Izraelu. Twierdził, że jak mrówki budują swoje przybudówki na ziemi niczyjej, głównie pustynnej, dla kolejnych pokoleń, wrzynając się w skały. Twierdził, że są oni brudasami i mają podstępne charaktery.
Tuż przed opuszczeniem aresztu Michaił zapewnił, że zabawi się dobrze w Budapeszcie, bo tam ma kilkugodzinną przerwę w podróży i przesiadkę na samolot lecący do Izraela. Rozważał też inną możliwość – przerwania podróży do Izraela i kupienia biletu z Budapesztu do Amsterdamu. Musiał dobrze wspominać swój pobyt w tym mieście, pełnym, jak twierdził, uciech. Nie planował stałego pobytu w Izraelu. Myślał o jakimś jeszcze czteroletnim pobycie w tej nowej ojczyźnie. Uważał, że lepsze pieniądze zrobi, kiedy wróci w swoje rodzinne strony.
Nie myślał jednak o pracy w gastronomii rodzinnej. Raczej zamierzał wykorzystać swoje doświadczenie wojskowe i podjąć się chronienia biznesu rodzinnego przed zakusami mafii, a nawet rozszerzyć te usługi w swoim rodzinnym mieście. Był to więc plan zbudowania struktury mafijnej.
Zapewniał jednocześnie, że w ciągu kilku lat wybuchnie kolejna wojna światowa. Twierdził, że amerykański prezydent "paple", co mu Żydzi amerykańscy każą. Ale zapewniał też, że jeśli w wojnę taką uwikłana byłaby Rosja, to on stanie w jej obronie, nawet gdyby po stronie przeciwnej był Izrael.
Aleksander Łoś
Toronto
Nie jest tajemnicą, że system dla uchodźców w Kanadzie był bardzo nadużywany przez wiele osób, które dostały się do Kanady. A dlaczego? Każdy, kto zgłosił podanie o azyl, otrzymywał prawnika z urzędu, bezpłatną opiekę medyczną, zasiłek socjalny, ewentualnie prawo pracy lub studiów. Z tych benefitów rządowych korzystali azylanci i "pseudoazylanci", czyli imigranci, którzy jedynie wykorzystywali system kanadyjskiego prawa, nie mając praktycznie żadnych szans na pozytywne załatwienie sprawy. Jednak czasowy pobyt w Kanadzie niekiedy przez kilka lat był opłacalny. Można było korzystać z opieki socjalnej i dorobić coś na boku, można było uczęszczać do kanadyjskiej szkoły, by uczyć się języka za darmo, i nawet skorzystać z opieki prawnej także za darmo. Kto za to płacił? Kanadyjski podatnik. Wielu też prawników i konsultantów nadużywało tej możliwości prawnej, ale jeśli sam rząd stwarzał takie opcje i przez kilka lat rozpatrywał wniosek, to czemu nie skorzystać z okazji. Imigranci zawsze wykorzystają możliwości prawne, a jeśli rząd nie potrafi stworzyć naprawdę rzetelnej i relatywnie ekonomicznej strategii, kogo w tym wina...
Oczywiście wielu azylantów to naprawdę osoby potrzebujące pomocy, które urodziły się w niewłaściwym miejscu i czasie. To wspaniałe, że Kanada i inne państwa stwarzają ochronę i możliwości dla osób, których bezpieczeństwo jest zagrożone lub których prawa człowieka nie są respektowane. Wielu Polaków otrzymało taką właśnie pomoc w czasie komunizmu czy stanu wojennego, możemy być tylko wdzięczni. Jednak z kanadyjskich statystyk i obserwacji wynika, że zbyt wielu korzysta z programu bez żadnego uzasadnienia i tylko dlatego, że kanadyjskie prawo pozwala niemalże każdemu złożyć petycję o azyl.
Obecnie rząd wprowadził nowe prawo dla azylantów, nie będzie już tak łatwo. Procedury zostaną przyspieszone, w ciągu zaledwie 60 dni komisja rozpatrzy wniosek – w starym systemie imigranci czekali na przesłuchanie 600 dni, jest to naprawdę wielka różnica czasowa.
Osoby z krajów demokratycznych i osoby, które wzbudzą podejrzenie złożenia nieuzasadnionej petycji o azyl, mogą spodziewać się przesłuchania w 30 dni. Przyspieszone zostaną procedury deportacyjne, tak by jak najmniej korzystano z funduszy kanadyjskiego rządu – zasiłku, opieki medycznej itp. Domyślam się, że wiele osób będzie przebywać w areszcie imigracyjnym w czasie trwania sprawy, a jeśli decyzja okaże się odmowna, wnioskodawca zostanie deportowany w błyskawiczny sposób. Na to, jak system będzie działał w praktyce, musimy jeszcze poczekać.
Rząd Kanady przewiduje zaoszczędzenie 1,6 miliarda dolarów w ciągu następnych 5 lat. Obsługa uchodźców kosztuje rząd kanadyjski fortunę.
mgr Izabela Embalo
Licencjonowany doradca prawa
imigracyjnego, licencja 506496
Notariusz-Commissioner of Oath
OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJĄ LUB WIZAMI PROSIMY O KONTAKT:
tel. 416 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Świadczymy niedrogie usługi notarialne.
Przyjmujemy wieczorami
i w niektóre weekendy
www.emigracjakanada.net
Maćku, słyszałem ostatnio w odniesieniu do real estate określenie "Equity take out". Co to w praktyce oznacza? O jaki "take-out" to chodzi?
Nie jest tajemnicą, że ceny nieruchomości w ostatnich latach wzrosły w sposób bardzo zauważalny. Stało się to między innymi dzięki dobrej sytuacji ekonomicznej oraz ciągle dość niskim oprocentowaniom pożyczek hipotecznych. Słyszy się ostatnio, że rynek trochę zwolnił, bo ceny są wysokie, ale moim zdaniem, nadal jest dobry czas, by kupować, i nadal można znaleźć znakomite okazje!
Wracając do "Equity take out", wielu z nas kupując domy kilka lat temu, kupowało je z minimalną wpłatą 5 proc., jednocześnie mając długi na kartach czy liniach kredytowych. Jak znam życie, często długi te nadal istnieją, a ich oprocentowanie wzrosło od 10 do 20 proc. w przypadku niektórych kart, co powoduje, że płacimy głównie procenty, nie spłacając zadłużenia.
Otóż przefinansowanie domu może być znakomitą okazją do pozbycia się niektórych długów. Czasami długi, które mamy na kartach kredytowych lub za spłaty samochodów, można włączyć w spłaty hipoteki i w ten sposób obniżyć miesięczne obciążenie.
Na przykład mają Państwo dom wartości 500.000 dol., a mortgage wynosi 350.000 dol. W tym samym czasie mamy długi na kartach kredytowych, które wynoszą około 20.000 dol. Wiadomo, że spłata takiego obciążenia na kartach wynosi około 600 dol./mies. (zwykle 3 proc. balansu). Otóż w wielu przypadkach istnieje szansa podwyższenia mortgage'u do 80 proc. obecnej wartości nieruchomości. Czyli łatwo jest włączyć owe 20.000 dol., które mamy do spłacenia na kartach. Dwadzieścia tysięcy dołożone do hipoteki to niecałe 100 dol. miesięcznie w spłatach przy obecnych oprocentowaniach hipotek! Ogromna różnica i często jedyne rozwiązanie, by długi wziąć pod kontrolę.
Od czego zacząć? Oczywiście od rozmowy z instytucją finansową, w której macie Państwo mortgage. Warto się umówić na spotkanie i wypełnić podanie, na podstawie którego bank sprawdzi, czy można podwyższyć Państwa mortgage, a uzyskane w ten sposób środki przeznaczyć na likwidację długów.
Jeśli historia kredytowa jest dobry (niejednokrotnie podkreślałem ważność tego faktu we wszystkich sprawach wymagających pożyczek) i wartość nieruchomości może być poparta przez wzrost cen rynkowych – to banki dość chętnie pomagają skorzystać z tej formy redukcji długów.
Jeśli proporcje Państwa mortgage'u wraz z dodatkową pożyczką nie przekroczą 80 proc. wartości domu według wyceny banku, to cała procedura jest bardzo prosta i nie wymaga wielkiej dokumentacji. Do niedawna istniała możliwość podniesienia pożyczki nawet do 90 proc. domu, wykupując ubezpieczenie CHMC, ale ostatnio przepisy zostały zaostrzone i możliwość ta została zniesiona.
Czasami innym wygodnym rozwiązaniem może być ubieganie się o "secured line of credit" pod zastaw naszej nieruchomości, by pozbyć się długów. Jest to nawet lepsze rozwiązanie, gdyż jest ono bardziej elastyczne. Problem jest tylko jeden – taka linia kredytowa może być maksymalne zarejestrowana do 65 proc. wartości nieruchomości.
Moim zdaniem, ci ze słuchaczy, którzy mają sytuację finansową, o której mówimy, powinni skorzystać z "Equity take out" właśnie teraz, kiedy oprocentowania mortgage'u są ciągle niskie!
No dobrze, wspomniałeś w pierwszej części, że spłata 20.000 dol. na kartach kredytowych może wynosić około 600 dol. miesięcznie, a spłata tej samej sumy w formie hipoteki przy obecnych oprocentowaniach tylko 100 dol. miesięcznie. Dlaczego jest taka duża różnica? Czy tak na prawdę nie zapłacimy więcej, płacąc mniej?
Wyjaśnijmy najpierw sprawę różnicy w płatnościach. Jeśli chodzi o spłaty na kartach kredytowych, to jak słuchacze wiedzą, oprocentowania na nich mogą być bardzo zróżnicowane. Od 5 proc. w przypadku tak zwanych "introductory offers" do 24 proc. w przypadku kart takich jak Canadian Tire i innych. Zwyczajowo karty kredytowe nie limitują maksimum, które możemy spłacać, ale narzucają minimum, które w większości przypadków wynosi 3 proc. balansu, czyli w przypadku 20.000 dol. – 600 dol. miesięcznie. Z czego w przypadku 25 proc. aż 400 dol. będzie wynosić oprocentowanie.
W przypadku spłaty hipotecznej – pożyczka rozłożona jest na 25 lat i spłata miesięczna przy założeniu 3 proc. oprocentowania wyniesie 94,84 dol. Zasadnicza różnica w budżecie rodzinnym, jeśli ktoś potrzebuje trochę oddechu w czasami skomplikowanej sytuacji.
Proszę pamiętać, że większość pożyczek hipotecznych ma możliwość nadpłaty, czyli "prepayment", czasami do 20 proc. w skali roku, z których większość klientów nie korzysta. Tak więc jeśli Państwa chwilowa trudna sytuacja się poprawi, to można wrócić do płacenia 600 dol. miesięcznie za "ekstrahipotekę", z tym że oszczędność finansowa w stosunku do kart będzie duża, gdyż hipoteka jest na 3 proc., a nie na 20 proc. lub więcej.
Z drugiej strony, jeśli ograniczymy się do tak zwanych minimalnych płatności w obu przypadkach, czyli 600 dol. miesięcznie w przypadku karty oraz 94,84 dol. w przypadku hipoteki, to rzeczywiście kartę spłacimy po około czterech latach, płacąc w procencie blisko 9000 dol., a w przypadku hipoteki spłata nastąpi po 25 latach i ekstraoprocentowanie wyniesie około 8394,66 dol. Czyli prawie to samo. Natomiast jeśli będziemy nadpłacać na pożyczce hipotecznej po 100 dol. miesięcznie, to spłacimy tę dodatkową pożyczkę w ciągu 10 lat i w oprocentowaniu zapłacimy 3120,82 dol. Czyli warto nadpłacać.
Maciek Czapliński
Mississauga
Jak wynika z pobieżnego nawet przeglądu, możliwości, jakie kanadyjski urząd skarbowy pozostawia obywatelom państwa w zakresie inwestowania zaoszczędzonych pieniędzy, są olbrzymie i wielorakie. Wystarczy spojrzeć na same nazwy: RRSP (co znamy wszyscy) oraz TFSA (nowy dodatek). No i oczywiście – RESP. To jednak wcale nie koniec. Oto kłaniają się jeszcze ESOP, SOP, DPSP, RSP (grupowe), oraz RDSP. A także – proponowane PRPP. Istne szalone abecadło.
Rozeznają się Państwo w tej miksturze inicjałów? Zaręczam, że nie.
Nic dziwnego. Urząd Canadian Securities Administrators zamówił ostatnio sondaż opinii publicznej na temat inwestycji. 40 procent ankietowanych nie zdało egzaminu. Ponad połowa indagowanych twierdziła, że są w stanie samodzielnie i bez pomocy doradców podjąć właściwe, najbardziej korzystne dla siebie decyzje inwestycyjne. Ale zaledwie co dziesiąty był w stanie określić (nawet w przybliżeniu) dochód, jaki przyniesie mało nawet skomplikowane portfolio inwestycyjne po roku oczekiwania na wyniki.
Nadzorujący właściwy przebieg procesu inwestycyjnego w Ontario funkcjonariusze Ontario Securities Commission nie są zdziwieni tym stanem rzeczy. Dyrektor wydziału Office of the Investor w tej instytucji, pani Eleanor Farrel, mówi w rozmowie z dziennikarzem "The National Post" o licznych przykładach strat, jakie ponoszą inwestorzy samodzielnie i wbrew zdrowemu rozsądkowi (oraz wyliczeniom zawodowców) podejmujący ważkie decyzje, gdzie ulokować skromne zazwyczaj oszczędności. Raz za razem wraca bumerangiem stare finansowe porzekadło: bogaci zawdzięczają swój majątek dobrym radom pozwalającym uniknąć strat, a nie oszałamiającym operacjom przynoszącym gigantyczne zyski.
Większość inwestycyjnych amatorów nie ma pojęcia, na jakie dochody z inwestycji można realistycznie liczyć. Większość nie potrafi też docenić znaczenia czasu, na jaki inwestycje te są lokowane. Bardzo rzadko zdarza się, by drobny ciułacz wiedział, jakie sumy powinien odkładać na czas emerytury, by zapewnić sobie taką właśnie emeryturę, o jakiej marzy. Wyliczenie niezbędnego minimum inwestycyjnego oraz kalkulacja, jakie dochody w przyszłości przyniosą dzisiejsze decyzje, to skomplikowane operacje matematyczne na niezbyt lubianych procentach składanych. Władze namawiają i przekonują, specjaliści ostrzegają o finansowym analfabetyzmie, doradcy finansowi wskazują na zawiłe ścieżki, na których rozsypane jest inwestycyjne abecadło, ale postęp w pożądanym kierunku lepszej orientacji społeczeństwa w skomplikowanym procesie zatroszczenia się o własne finanse w końcowej fazie życia pozostawia nadal wiele do życzenia.
Specjalny zespół, powołany w 2009 roku przez ministra finansów Jima Flaherty'ego, doszedł do wniosku, że należy wiedzę o finansach włączyć do edukacji na poziomie szkolnym. Pierwsze jaskółki tego procesu pojawiły się już. Zanim jednak inicjatywy te owocują – najlepiej poświęcić odpowiedni czas na długą i szczegółową rozmowę z zawodowym doradcą finansowym. Jego obowiązkiem jest przecież znać wszystkie literki szalonego abecadła.
Zatrzymania na granicy są dość częste. Powodów może być wiele, najczęściej jest to podejrzenie urzędnika, że osoba nie powróci w wyznaczonym terminie i może podjąć nielegalną pracę. Urzędnik ma prawo dokładnie zrewidować bagaż, sprawdzić zawartość laptopa, komórki, portfela. Wystarczy mieć bilet wizytowy kanadyjskiej firmy czy numer telefonu imigracyjnego konsultanta lub prawnika... Jest to już przyczyna wzbudzenia podejrzenia na granicy. Podobnie czynnikiem przyczyniającym się do zatrzymania i zawrócenia cudzoziemca może także być młody, produkcyjny wiek, brak funduszy na podróż, brak biletu powrotnego lub wykupienie biletu na dłuższy okres. Mniej problemu mają osoby zamożne, posiadające dobry stan majątkowy i spore fundusze na podróżowanie-pobyt w Kanadzie.
Wiele też zależy od zwykłego szczęścia, nie ma tu reguł, urzędnicy nie są w stanie dokładnie sprawdzić każdego turysty, musieliby mieć dodatkowy oddział, nie ma na to zwyczajnie budżetu... A zatem ważne jest, jak się turysta zaprezentuje, jeśli poproszony jest na osobistą rozmowę. Proszę także zauważyć, że urzędnik na granicy NIE MA OBOWIĄZKU przyznania czasowego pobytu i posiada autoryzację do zatrzymania turysty i odmowy wpuszczenia na teren kraju. Podobnie zresztą w Polsce czy innych krajach. Państwo też mają wybór, kogo wpuścić do Waszego domu, i nie musicie otwierać drzwi każdemu, kto do nich zapuka, nie mówiąc już o goszczeniu nieznajomego. Wiele osób błędnie bowiem myśli, że jeśli Polacy są obywatelami strefy bezwizowej, rząd kanadyjski ma obowiązek wpuścić ich na teren Kanady. Niestety tak nie jest, każdy turysta cudzoziemiec ponosi małe lub większe ryzyko.
Problemem może być także rekord kryminalny w innym kraju. Jeśli osoba była karana, powinna dowiedzieć się, jak wyrok uniemożliwia pobyt w Kanadzie. Oczywiście wiele osób nie zgłasza problemu łamania prawa w innym kraju, ale jeśli urząd w przyszłości rozpatrzy wniosek o pozostanie, dokładnie sprawdzi kartotekę kryminalną osoby ubiegającej się o status. Osoby karane posiadają prawne opcje ubiegania się o rehabilitację kryminalną lub specjalne zezwolenie na pobyt – temporary residence permit.
W momencie zatrzymania turysty na granicy można negocjować warunki wpuszczenia na teren Kanady, jest to zazwyczaj kaucja. Niekiedy urząd wydaje specjalne restrykcje i nakazuje stawić się przed wyznaczonym odlotem na lotnisku, jeśli osoba nie pojawi się i nie zamelduje, urzędnicy wydają nakaz aresztu i wystawiają imigracyjny list gończy. W sytuacji otrzymania specjalnej restrykcji wizowej warto skontaktować się z profesjonalnym doradcą, gdyż nawet w takiej sytuacji pobyt czasowy można przedłużyć.
mgr Izabela Embalo
Licencjonowany doradca prawa
imigracyjnego, licencja 506496
Notariusz-Commissioner of Oath
OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJĄ LUB WIZAMI PROSIMY O KONTAKT:
tel. 416 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Świadczymy niedrogie usługi notarialne.
Przyjmujemy wieczorami
i w niektóre weekendy
www.emigracjakanada.net