Chiny zarzucają nas towarami, odpadków nie chcą wziąć z powrotem
sobota, 24 marzec 2018 12:36 Opublikowano w Goniec PolecaStany Zjednoczone zwróciły się do Chin w piątek o nieegzekwowanie wprowadzonego jakiś czas temu zakazu importu złomu oraz innych odpadów przemysłowych i recyklingowanych. Wprowadzenie w życie tego przepisu wprowadzi chaos w światowym recyklingu. Chiny są głównym odbiorcą tych materiałów. Problemy z zagospodarowaniem, recyklingu występują już w kilku kanadyjskich miastach, które nie mają co robić ze zbieranymi odpadami plastikowymi.
Agencja Reutera donosiła w lipcu ubiegłego roku że Chiny oficjalnie poinformowały Światową Organizację Handlu, że zaprzestaną odbioru transportów śmieci i odpadów plastikowych, a także papierowych w ramach kampanii walki ze sprowadzaniem obcych śmieci. Amerykański Instytut Przemysłu Recyklingowego stwierdził wówczas, że tego rodzaju zakaz zniszczyłby przemysł, który obecnie zapewnia pracę 150 000 ludzi i przynosi prawie 6 mld dol. wpływów za odpady wywożone do Chin.
- Chińskie ograniczenia importowe spowodowałyby zasadnicze przerwanie globalnego łańcucha wykorzystania złomu i innych materiałów nie dopuszczając do ponownego użycia ich w produkcji i zmuszając do wyrzucania - powiedział w piątek przedstawiciel Stanów Zjednoczonych na posiedzeniu Światowej Organizacji Handlu. Stany Zjednoczone uznają zastrzeżenia Chin pod względem bezpieczeństwa środowiskowego co do sprowadzonych odpadów ale ich zdaniem podejście Pekinu ma odwrotny skutek do zamierzonego, nie służy ochronie środowiska, a zmiana zasad jest prowadzona zbyt szybko, aby przemysł recyklingowych mógł się dostosować. Ponadto zdaniem Stanów Zjednoczonych, Chiny naruszają swoje zobowiązania wynikające z członkostwa w Swiatowej Oganizacji Handlu; równego traktowania krajowych i zagranicznych odpadów.
-Zwracamy się do Chin o natychmiastowe powstrzymanie implementacji i ponowną analizę tych środków aby były spójne z istniejącymi międzynarodowymi standardami dla materiałów odpadowych, które zapewniają globalne ramy transparentnej i przyjaznej środowisku wymiany handlowej towarów recyklingowych - stwierdzają Stany Zjednoczone.
Spór o zużycie pochodzących ze świata zachodniego odpadków przemysłowych odbywa się w atmosferze coraz bardziej napiętych stosunków handlowych między USA a Chinami i obawami przed wojną handlową.
Kinga Surma pracowała m.in. dla Roba Forda w Radzie Miasta Toronto, od dawna związana z Partią Konserwatywną, kandyduje obecnie z jej ramienia w wyborach w Etobicoke Centre. Kinga urodziła się w Polsce, przyjechała do Kanady z rodzicami jako mała dziewczynka, studiowała na uniwersytecie w Guelph oraz we Francji. W swoich planach – jeśli zdobędzie mandat – ma doprowadzenie do założenia polskiej szkoły w swoim okręgu – nie sobotniej, lecz realizującej program po polsku. Jej kandydatura jest też dobrym przykładem dla innych młodych Polaków, by angażować się w politykę. Obiecuje, że będzie otwarta na polskie sprawy i problemy.
Goniec: Pani chodzi obecnie od domu do domu i rozmawia z wyborcami, a więc o czym ludzie mówią? Z czym się do Pani zwracają?
Kinga Surma: Mówią, że jest im ciężko, że mieszkanie w Toronto jest bardzo drogie, że stracili wiarę w rząd i służbę publiczną, tyle pieniędzy jest marnotrawione, tyle jest skandali; czują, że nic od nich nie zależy, i dlatego szukają kogoś, kto będzie ich reprezentował, będzie ich głosem. Takim człowiekiem, takim kimś jest Doug Ford, myślę, że on odniesie duży sukces.
– Widziałem wiele kampanii i wszyscy tak mówią, gdy chcą uzyskać władzę. Tego rodzaju słowa my, wyborcy, słyszymy co każdą kampanię, a potem jest tak samo.
– Trzeba pokazać ludziom zaangażowanie, zawsze odpowiadam, jak ktoś do mnie dzwoni, chodzę do domów.
– Jak to zrobić, żeby ludzie poczuli, że mają głos, że coś od nich zależy?
– Zbudować silny, dobry zespół i przestrzegać tych właśnie zasad, wrócić do źródeł, by służyć wyborcom, to jest bardzo prosta podstawowa zasada służby w stosunku do elektoratu.
– Pani zdaniem, jakie są dzisiaj największe zagrożenie dla tej prowincji? Stany Zjednoczone wprowadzają cła, widzimy, że nasz dolar jest coraz słabszy, co trzeba zmienić w gospodarce tej prowincji?
– Myślę, że przede wszystkim mamy nadmierne regulacje. Sloganem wyborczym Douga Forda jest „Ontario otwarte dla biznesu”, więc musimy utrzymać niskie opłaty za energię elektryczną...
– Ale jak? Premier Wynne też mówi, że chce niskich opłaty za energię elektryczną, i pożyczyła na to olbrzymie pieniądze, w konsekwencji będzie to kosztowało wiele więcej niż planowana poprzednio podwyżka...
– Oni stracili tak wiele pieniędzy na kontrakty na zieloną energię, trzeba stworzyć środowisko, w którym biznes może prosperować; trzeba stworzyć warunki sprzyjające drobnej przedsiębiorczości; jeśli ludzie z niewielkich firm mówią, że podniesienie płacy minimalnej następuje zbyt szybko i jest zbyt duże, że to sprawi, iż będą redukować zatrudnienie, więc może nie jest to najlepszy wybór w tej chwili. Płaca minimalna być może powinna wzrosnąć, ale powinniśmy dać czas, aby małe firmy mogły zaabsorbować ten koszt. A więc chodzi o to, w jaki sposób oni rządzą – nadmierna regulacja, marnotrawstwo – musimy to zatrzymać.
– Wspomniała Pani o kontraktach na zieloną energię, czy nadal będzie różnica w opłatach za prąd produkowany przez wiatraki i elektrownie słoneczne, czy to będzie się zmieniać?
– W sobotę wybraliśmy lidera i on pracuje nad nową platformą, takie pytania są przedwczesne. Musimy trochę poczekać
– Bill Clinton powiedział kiedyś, że w zasadzie przede wszystkim chodzi o gospodarkę. Pani podziela to zdanie?
– Tak, uważam, że najważniejsze są miejsca pracy, jeżeli ludzie tracą pracę, nie mają pieniędzy, w budżetach domowych nie ma pieniędzy; jeżeli nie mają pieniędzy, żeby wydawać; nie ma pieniędzy krążących w gospodarce, a wtedy są mniejsze wpływy z podatków, a rząd ma mniej do rozdysponowania. A więc, absolutnie, gospodarka to najważniejsza rzecz.
– Doug Ford, nowy lider Partii Konserwatywnej, wygrał między innymi głosami konserwatystów społecznych. Poruszył m.in. temat dostępności aborcji; chodziło o to, że dziewczynki nastoletnie mogą mieć przeprowadzoną aborcję, nie pytając rodziców o zgodę, a jednocześnie potrzebują takiej zgody, żeby choćby pojechać na szkolną wycieczkę. Pani zdaniem, ta sfera powinna być nadal pomijana, czy też powinny być poczynione jakieś ustalenia, na przykład gdy chodzi o nowy program edukacji seksualnej?
– Znów powiem, że te pytania są po prostu przedwczesne. Jeśli chodzi o program edukacji seksualnej w szkołach, to była sprawa, która wpłynęła właściwie podczas mojej nominacji, i wielu rodziców było bardzo sfrustrowanych, że nie było właściwego procesu konsultacji. Jestem bardzo zadowolona, że Doug poruszył tę sprawę podczas debaty na lidera Partii Konserwatywnej. Prawdę mówiąc, myślę, że cały program nauczania we wszystkich przedmiotach powinien być ponownie przeanalizowany, wierzę, że nowy lider wybierze dobrego ministra oświaty, który pomoże mu w tym procesie.
– Po edukacji problemem jest oczywiście służba zdrowia. Jestem tutaj od 30 lat i naprawdę odczuwam pogorszenie się opieki medycznej, liczba błędów lekarskich, o jakich się słyszy, być może wynikające z przeciążenia lekarzy pracą, obłożone chorymi szpitale, łóżka wystawione na korytarze, to już nie ten system opieki medycznej, z którego Kanada była słynna. A więc co robić?
– To, co robili liberałowie przez ostatnie lata zarządzania służbą zdrowia, to mówienie, że przeznaczają nowe środki, ale te środki nie były przeznaczane na zatrudnianie lekarzy, pielęgniarek, budowę nowych szpitali i domów opieki długoterminowej; przeznaczali te pieniądze w bardzo dużej części na administrację. Trudno powiedzieć, co zrobić konkretnie, do momentu aż ma się do dyspozycji wszystkie informacje, a te będziemy mieli wtedy, kiedy zostaniemy wybrani; wtedy możemy dopiero właściwie przeanalizować ten problem. Gdy chodzę od domu do domu, pytam się, czy sądzisz, że w ciągu minionych 10 lat w służbie zdrowia się poprawiło, nikt nie odpowiada, że tak. Nikt!
– Zaczęła Pani karierę od pracy w City Hall u Roba Forda?
– Nie, pracowałam najpierw dla Piotra Milczyna, radnego miasta, ale on wtedy był bardziej konserwatywny, pracowałam dla niego i dla Douga Holidaya.
– Rob Ford często podkreślał, że w mieście jest kultura marnotrawstwa i szastania pieniędzmi..
– Tak samo jest w prowincji, mogę to powiedzieć, bardzo dużo nauczyłam się od Roba Forda i bardzo chciałabym takich samych zmian w prowincji. Żeby te pieniądze zostały uzyskane nie przez wyższe podatki, tylko przez zwiększenie wydajności i ograniczenie marnotrawstwa.
– Jak to zrobić?
– Pierwsze, co można zrobić, to audyt każdego departamentu; zatrudnia się niezależną firmę kontrolującą. Rob tak zrobił to w mieście, a potem każdemu departamentowi powiedział, musicie znaleźć 10 proc. oszczędności.
– Można coś takiego zrobić w prowincji?
– Absolutnie tak, nie mam co do tego żadnych wątpliwości!
– Jeździ Pani do Polski?
– Nie byłam już dziewięć lat, bardzo tęsknię. Powiedziałam młodszej siostrze, że jak wygram, to jedziemy do Polski na wakacje.
– Dziękuję bardzo i życzę sukcesu.
21 marca to World Down Syndrome Day.
Jest więc szansa na to, by życie ludzi z zespołem Downa, czyli trisomią 21, czy też mongolizmem, znalazło się na moment w polu uwagi. Jest to grupa ludzi, wobec których dzisiaj najczęściej stosuje się eugenikę, zabijając w łonie matki. Z dostępnych danych wynika, że w roku 2002 usunięto 93 proc. płodów, u których podejrzewano zespół Downa.
Dlaczego? Brutalnie mówiąc, w zinfantylizowanym świecie lalki Barbie i Kena, nikt nie chce mieć „popsutych” dzieci. Chcemy mieć potomstwo ładne, słodkie i na gwarancji.
Tak przez minione dekady wbiła nam w mózgi nasza konsumpcyjna cywilizacja, która „naukowo” tłumaczy, że jesteśmy w stanie zrobić prawie wszystko; jesteśmy w stanie „poprawić” stworzenie i uszyć lepszego Frankensteina. Czasami to „poprawianie” oznacza zabijanie, no, ale zawsze są jakieś koszty.
W imię „lepszego” świata mordowali bolszewicy, w imię „lepszego” świata hitlerowcy wysyłali Żydów do gazu i w imię „lepszego” świata zabija się w łonie matek ludzi niepełnosprawnych. Jedni robią to brutalnie, na chama, zasypują trupy wapnem w dołach, inni „technicznie” w gumowych rękawicach, jeszcze inni wkładają ssawkę do macicy.
Za tym wszystkim stoi jednak taka sama idea filozoficzna – uzurpowanie sobie prawa decydowania o życiu i śmierci i uznanie wartości cywilizacji chrześcijańskiej za zbędny balast; wiara, że jesteśmy w stanie przemodelować i przeprogramować człowieka, aby mógł realizować swój „pełny potencjał”.
***
Żenujące, infantylne, nielicujące z krajem takim jak Kanada są rządy obecnych niedokształconych ideologów spod znaku różowej gwiazdy w rodzaju premier Ontario Kathleen Wynne czy premiera federalnego Justina Trudeau. Do symbolicznej rangi urasta niezwykle radosny moment, kiedy po zwycięstwie jednego i drugiej Trudeau przyjechał do Toronto i tam się wyściskiwał z p. Wynne. Cieszyli się jak starzy znajomi po agit-kursach, którzy wreszcie dopięli swego. Językowe zabiegi władz federalnych, postępująca nowomowa kanadyjskiej debaty publicznej wciskana nam w głowy przez neobolszewików podających się za Partię Liberalną woła o pomstę do nieba.
Podobnie skandaliczne jest dzielenie wyborców na lepszych i gorszych przez premier rzekomo liberalnego „inkluzywnego” rządu Kathleen Wynne, która z pogardą wyraziła się o „starych, białych ludziach”, których młodzi muszą odepchnąć swymi głosami przy urnach. To jest polityka rewolucji „ze spalonego uniwersytetu”. Warto przytoczyć przy okazji, że absolwentami zrewoltowanych paryskich uniwersytetów byli jedni z największych zbrodniarzy ludzkości, Pol Pot czy Jeng Sary.
Radykalizm intelektualny łatwo się przekłada na przemoc fizyczną; od wykluczenia białych-starych (to taka nasza wersja „sorosowego” hasła kiedyś lansowanego w przedwyborczej Polsce: „zabierz babci dowód”) do wyrównywania dziejowych krzywd przy pomocy uzbrojonego tłumu rabującego białych farmerów jest tylko jeden krok. Całkiem serio jestem w stanie wyobrazić sobie, że gdyby tak pani Kathleen Wynne porządziła jeszcze trochę dłużej, to może mielibyśmy w kolejnym budżecie zapis o obowiązkowym przekazywaniu majątków po białych-starych na wyrównywanie stanu posiadania młodych-czarnych. Kto wie?
Żyjemy więc w czasach doktrynerów, którzy usiłują przenicować system polityczny przy pomocy jego wewnętrznych mechanizmów. Mam o to żal do Partii Liberalnej. W końcu, była to dojrzała partia dorosłych ludzi, a nie organizacja zrewoltowanej młodzieży w krótkich majtkach. Nawiasem mówiąc, w dawnych czasach nawet lewicowa młódź miała porządne wykształcenie, dziś zna tylko kilka chwytliwych haseł z małego słownika politycznie poprawnej agitacji, a jej polityczne gęganie coraz bardziej upodabnia się do bełkotu sekretarzy. Tak, proszę państwa, wraca nowe, i ono już nawet nie śpiewa.
***
Pisałem kiedyś, że polsko-izraelskie starcie historyczne, z którego Warszawa coraz bardziej „wycofuje się na z góry upatrzone pozycje”, pokazało, że młodzi Polacy nie dają sobie w kaszę dmuchać. Nie jesteśmy już tak niekumaci jak pokolenie czy dwa temu. Jak donosi ze stolicy kolega Marcin Janowski: Nasi cały czas spuszczają bęcki antypolonistom na izraelskich forach. To jest akcja samorzutna, bez rozkazu. Izraelczycy są zaszokowani i piszą, że polskie państwo oddelegowało oficerów do wojny informacyjnej. Niestety, to tylko partyzantka. Wspaniałych mamy ludzi, żeby tylko władze były kiedyś takie....
Andrzej Kumor