Czarny dzień w polskiej parafii w Sydney, w Nowej Szkocji
niedziela, 30 listopad 2014 17:59 Opublikowano w Wiadomości kanadyjskieSydney W sobotę spłonął doszczętnie polski Kościół Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Sydney w Nowej Szkocji, wybudowany w 1913 roku. Wielu parafian głośno płakało gdy około godziny 1.30 po południu płomienie przebiły się przez dach i wiadomo było już, że budynek jest nie do uratowania. Tuż po 2.00 poddały się i runęły ściany i zapadła się dzwonnica. Szok to jest mało powiedziane- komentował Tom Urbaniak przewodniczący rady parafialnej. Proszę zobaczyć po twarzach naszych parafian tutaj, którzy poświęcili swoje życie nie tylko dla tej społeczności, ale dla których ta społeczność była fundamentem wszystkiego co robili w całym regionie.
Paul Ferguson dowódca jednostki straży Cape Breton Regional Fire Service poinformował, że gdy wozy przybyły na miejsce z tyłu budynku pożar był już bardzo zaawansowany. Ekstremalne warunki zmusiły nasze drużyny do odwrotu - przyznał. Ddał, że pożary kościołów są wyjątkowo niebezpieczne ponieważ ogień postępuje bardzo szybko. Strażacy ograniczyli się do ochrony pobliskich budynków.
Nikt nie odniósł obrażeń, w rezultacie zdarzenia, które zgromadziło setki gapiów. Parafianie usiłowali się wzajemnie pocieszać, wielu płakało i śpiewało pieśni religijne, inni byli bliscy załamania.
Kościół był centrum życia miejscowej polonijnej społeczności.
Kościół był zakwalifikowany jako miejsce dziedzictwa historycznego. Parafia liczy około 100 osób. Co ciekawe płomieniom nie poddała się tablica informacyjna kościoła. Część parafian uważa, że będzie ona fundamentem do odbudowania kościoła.
Kościół i parafia pojawiły się w doniesieniach prasowych w 2012 roku, kiedy diecezja Antigonish wymieniła parafię jako przeznaczoną do likwidacji. Ostatecznie rok później parafianie zdołali uzyskać czasowe odłożenie tej decyzji, a potem permanentne. W niedzielę Msze św odprawiano w pobliskiej polskiej sali Polish Village Hall. "Parafia St.Mary s nie jest zamknięta - powiedział Urbaniak - modlimy się o odbudowę.
Straż pożarna poinfomowała, że jest jeszcze zbyt wcześnie by spekulować na temat przyczyny pożaru.
Nie można wspierać ruchów antypolskich... Z cyklu: "Rozmowy »Gońca«" Z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim rozmawia Andrzej Kumor
sobota, 29 listopad 2014 19:08 Opublikowano w Wywiady
– Proszę Księdza, po raz kolejny gości Ksiądz w Kanadzie. Może zaczniemy od spraw polskich, bo kiedy ostatni raz rozmawialiśmy, to Ksiądz pisał w innych mediach niż teraz, wtedy była i "Gazeta Polska", i portal niezalezna.pl. Dzisiaj są inne portale, jest prawy.pl. Jak to jest? Co się stało w tej polskiej prawicowej polityce, prawicowej, bo wszystkie te portale mówią o sobie, że są prawicowe i niezależne?
– Przez siedem lat, od 2007 roku, pisałem dla "Gazety Polskiej" felietony, później dla "Gazety Polskiej Codziennie". Rozstaliśmy się ze względu na zastosowanie cenzury przez redaktora naczelnego Tomasza Sakiewicza. Ja miałem inne zdanie w sprawie Ukrainy i przez pewien czas polemizowaliśmy ze sobą w tej sprawie. Polegało to na tym, że ja pisałem felieton, a pod spodem Tomasz Sakiewicz się wpisywał i jakby prostował te moje poglądy. A w styczniu tego roku, kiedy napisałem felieton o pięciu banderowcach, którzy znaleźli się w rządzie ukraińskim Arsenija Jaceniuka, zdjął mi ten felieton, zastosował cenzurę, i po tygodniu zrobił to samo. Więc uznałem, że jeżeli redakcja używa określenia strefa wolnego słowa, a stosuje cenzurę, to nie ma co dalej współpracować. Jest mi o tyle przykro, że przez siedem lat nigdy nie zawaliłem żadnego tekstu. Tam się znalazłem na prośbę redakcji, to oni za mną chodzili, żeby pisać. Natomiast wyraźnie w sprawach Ukrainy stanęli przeciwko tym środowiskom Kresowian, którzy jednak upominają się o prawdę o ludobójstwie dokonanym przez UPA i którzy nie tolerują tego, że na Majdanie są flagi czerwono-czarne UPA i portrety Stepana Bandery.
Po raz pierwszy od lat przeczytałem książkę – w całości, od deski do deski – w dodatku zwyczajną powieść.
Janusz Beynar mieszka tu u nas, w Ontario. Nie jest pisarzem rozplakatowanym w mediach głównego nurtu, ale jest uczciwym człowiekiem, który myśli, bacznie obserwuje to, co się dzieje, i ma odwagę pisać o tym, jak jest.
Dożyliśmy czasów, kiedy autocenzura debaty publicznej praktycznie odebrała głos normalnym ludziom. Strach przed – w najlepszym wypadku – ostracyzmem, w najgorszym – dotkliwym procesem sądowym czy zwolnieniem z pracy, powoduje, że ludzie przestają zabierać głos w sprawach ważnych, milkną zasznurowani politycznie poprawnym dyktatem.
Dlatego właśnie "Ludzie, którzy nie patrzą w oczy" Beynara są tak ważni; ze swadą, w wartkiej akcji, autor porusza temat dyktatu radykalnego homoseksualizmu, pedofilskich mafii rozciągających macki na instytucje państwa, sięgających najwyższych poziomów władzy, a także biznesu aborcyjnego, pod pozorem troski o prawa kobiet wymuszającego przyzwolenie na przemysł zabijania dzieci nienarodzonych.