Karambol na wschód od Oshawy
Toronto W piątek po południu doszło o olbrzymiego karambolu na autostradzie 401, na wschód od Oshawy. Zdarzenie miało miejsce w warunkach ograniczonej widoczności. Najgorzej sytuacja wyglądała w pobliżu Newcastle, przy zjeździe na autostradę 35/115 na Peterborough. Rozbite samochody i ciężarówki widać było na odcinku ponad 1,5 km autostrady 401. Policja ostrzegała w piątek wieczorem, że udrożnienie tej najruchliwszej kanadyjskiej arterii zabierze długie godziny.
Do wypadków zaczęło dochodzić od godziny 3 po południu w warunkach ograniczonej widoczności i zamieci śnieżnej. Rzecznik policji OPP potwierdził, wcześniejsze informacje szefa miejscowego pogotowia, że 5 osób przewieziono do szpitali. Personel karetek pogotowia nie mógł się nadziwić, patrząc na poskręcane wraki samochodów, że obyło się bez większej liczby ofiar.
Ford na razie się wywinął
Toronto Burmistrz Toronto Rob Ford wygrał w piątek apelację i uzyskał anulowanie wyroku sądu niższej instancji, który stwierdziwszy naruszenie zasady konfliktu interesów, pozbawił go stanowiska.. Piątkowa decyzja oznacza, że Ford nadal będzie pełnił urząd, choć druga strona zapowiedziała odwołanie się do Sądu Najwyższego. To jednak z uwagi na ramy czasowe, z pewnością nie wpłynie praktycznie na to, kto kierował będzie miastem do czasu najbliższych wyborów municypalnych. Trzyosobowy skład sędziowski zgodził się ze stanowiskiem adwokatów Forda, że poprzdnie orzeczenie odbyło się z naruszeniem zasad dobrego wyrokowania.
Mimo korzystnego wyroku kłopoty burmistrza jeszcze się nie skończyły, w przyszłym miesiącu spodziewany jest raport pokontrolny wydatków na jego kampanię wyborczą; jeśli okaże się, że Ford naruszył ustawę o wyborach municypalnych, również istnieje możliwość usunięcia go ze stanowiska. Zdaniem osób popierających burmistrza, wszystkie te "przygody" to efekt, jego wysiłków na rzecz oczyszczenia miasta z korupcji i marnotrawstwa.
Zarzut naruszenia zasady konfliktu interesów pojawił się, kiedy Ford głosował na posiedzeniu rady, na którym uznano, że nie musi oddawać 3 tys dol., jakie firmy mające do czynienia z miastem i lobbyści wpłacili na rzecz prowadzonej przez niego fundacji pomocy dla dzieci z biednych rodzin. Ford rozesłał do potencjalnych sponsorów prośbę o dotację na blankietach miejskich.
Rob Ford obiecuje tymczasem, że będzie bardziej uważał na kruczki prawne i nie zrezygnuje z realizacji programu "oczyszczania" miasta.
Ottawa Kontrowersyjny zwycięzca wyborów na senatora w Albercie i żona byłego posła, który popełnił samobójstwo to jedni z pięciu nowych senatorów, których nominację ogłosił w piątek premier federalny Stephen Harper.
Denise Batters, prawnik z Reginy i starsza rangą urzędnik w państwowej Crown Investment Corp. jest wdową po konserwatywnym pośle Davie Battersie, który popadł w depresję i się zabił. Denise Batters od czasu śmierci męża energicznie promuje zdrowie psychiczne.
Harper zapełnił m.in. dwa wakaty senackie z Ontario. Synekury otrzymali, Lynn Beyak właścicielka niewielkiego przedsiębiorstwa z północno-zachodniej części prowincji i Victor Oh z Mississaugi, prezes firmy deweloperskiej.
Beyak jest działaczem społecznym, byłym przewodniczącym kuratorium Fort Frances-Rainy River , byłym członkiem zarządu Trillium Foundation.
Oh przewodniczącym-założycielem Canada-China Business Communication Council i członkiem rady gubernatorów Sheridan College. Był bardzo zaangażowany w przygotowanie wizyty premiera Harpera w Chinach w 2009 roku , uznawanej powszechnie za przełomową w relacjach kanadyjsko-chińskich.
Konserwatyści mają obecnie 65 ze 105 miejsc w senacie. Senatorzy pobierają postawowe wynagrodzenie w wysokości 132 tys. dol. rocznie.
W Quebecu konkubinat mniej ważny
Ottawa Kanadyjski Sąd Najwyższy uznał, że pary żyjące w Quebecu w konkubinacie, które się rozchodzą, nie mają tych samych praw, co osoby będące w związku małżeńskim.
Stosunkiem głosów 5-4 sędziowie uznali w piątek, że przepisy prawa cywilnego prowincji są konstytucyjne, jeśli chodzi o traktowanie zobowiązań finnsowych par, żyjących w konkubinacie, które postanawiają zakończyć związek.
Decyzja ta oznacza, że Quebec pozostaje jedyną kanadyjską prowincją, która nie uznaje związków konkubinackich za "de facto" małżeństwa.
Orzeczenie to ma niebagatelne skutki w prowincji, gdzie w konkubinacie żyje ze sobą 31,5 proc. par (w pozostałej części kraju odsetek ten wynosi 12,1 proc.)
Sprawa, w której orzekał SN dotyczyła przypadku związku, który trwał siedem lat i doczekał się trójki potomstwa. Po separacji kobieta wystąpiła o alimenty dla siebie, ale sąd Quebecu uznał, że są on możliwe jedynie w przypadku oficjalnych związków małżeńskich. Kobieta domagała się od byłego konkubenta jednokrotnej sumy alimentacyjnej w wysokości 50 mln dol., a następnie alimentów w wysokości 56 tys. dol. miesięcznie. Ten jednak zgodził się wyłącznie na sowite alimenty na dzieci odrzucając roszczenia byłej utrzymanki, którą poznał, gdy miała 17 lat.
Z danych urzędu statystycznego wynika, że 1,4 mln mieszkańców Quebecu żyje na kocią łapę i w związkach tych przychodzi na świat 60 proc wszystkich dzieci.
Z Edwardem Kamińskim, żołnierzem Brygady Świętokrzyskiej, rozmawia Andrzej Kumor.
Pan Edward Kamiński ma 91 lat i mieszka przy spokojnej ulicy w Toronto. Pod koniec II wojny światowej przez ponad rok był żołnierzem Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych. Walka, działalność i wyjście Brygady z kraju należą do przemilczanych i zakłamanych kart dziejów polskiego oręża. Dlatego tak ważne jest świadectwo ludzi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń.
– Proszę powiedzieć, jak Pan trafił do Brygady Świętokrzyskiej, jak Pan trafił do Narodowych Sił Zbrojnych?
Powstanie Styczniowe jest jednym z tych denerwujących, bo przegranych epizodów polskiej historii. Przez minione 200 lat historia nam, Polakom, udzieliła wielu krwawych lekcji, jednak zdaje się, że nadal mieliśmy jeszcze za mało, żeby zmądrzeć.
Dlatego przy okazji Powstania Styczniowego, którego ocena jest jednoznacznie negatywna (przepraszam, ale nie potrafię się przekonać do tłumaczeń, że warto było wysłać na tamten świat kilkadziesiąt tysięcy najlepszej młodzieży, bo to zapobiegło ruskolubnej asymilacji, co potem odegrało niebagatelną rolę przy wybijaniu się na niepodległość i mobilizacji przeciwko bolszewikom). Są to argumenty okrutne, a niestety pokutujące przez pokolenia polskiej irredenty.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, można prosto zauważyć, że Pan Bóg nas pokarał. Dziewiętnastowieczni Polacy, zamiast zrobić sobie prosty obrachunek sumienia, nadal powtarzali grzechy ojców, nurzając się w pysze. Z tym że ich dziadkowie pławili się w pysze zwycięstw, bogactwa i siły, zaś oni – w pysze klęski, dorabiając racjonalizacje mesjanistyczne, grzesząc wybraństwem i wyniosłością.
Bo też kiedy mowa o powstaniach, zaczynajmy "od początku", czyli dlaczego w ogóle musieliśmy "powstawać". Zwłaszcza że jeszcze te 200 lat przed powstaniami mieliśmy jedno z najbogatszych i najpotężniejszych królestw na ziemi. Tutaj – jak mawiają Niemcy – piesek jest pogrzebany – tutaj trzeba szukać odpowiedzi na upadek polskiego domu, tu popatrzeć, jak to się najbogatszym i najpotężniejszym Polakom poprzewracało w głowach z pychy możnowładztwa do tego stopnia, że przehandlowali i wzgardzili własnym poddanym narodem, że rozszabrowali państwo, w swej głupocie niepomni jego ochronnej siły.
Od tego musimy dzisiaj zaczynać, abyśmy nie poprzestali na głupich sporach, czy warto młodzież pchać na armaty, czy też lepiej jest dla niej, by się kształciła i bogaciła choćby ze sznurem na szyi.
Polacy odwrócili się od Pana Boga, zapomnieli, skąd płynie zamożność ich królestwa, nadstawili ucha na podszepty i zdradzili Polskę. Zdradzili ją najczęściej za miraże wywyższenia się i najnormalniej w świecie za złoto. Sprzedając Polskę, sprzedali w niewolę własne dzieci, wnuki i prawnuki. To ich zstępnych gnano później w kibitkach na Sybir i rezano w kozackich szarżach. To właśnie było w prostej linii konsekwencją działania kilkunastu polskich elitarnych rodów.
Zdrada. Tak się nazywa główny polski grzech.
Ta zdrada dawała później wielokrotnie znać o sobie. Już podczas Powstania Listopadowego, wszczętego w o wiele lepszych okolicznościach niż styczniowe, a przegranego z powodu kunktatorstwa elit. Zdrajców, którzy nie dorośli do kierowania narodem.
Co tam powstania – nauka z nich gorzka, ale najcenniejsza polska nauczka płynie nie z powstań, a z samych rozbiorów. To przecież ewenement na skalę Europy, by olbrzymie i przebogate imperium dało się rozebrać przez głupotę własnych elit. Przez ich niedojrzałość, nieodpowiedzialność – przez pychę.
Pan Bóg Polski nie wybrał na żadnego "Chrystusa narodów", Pan Bóg tylko Polskę pokarał za to, jak żyli Polacy, sromotnie zdradzając wszystko, co w królestwie jest Boże.
Od odczytania tej wyjątkowej lekcji każde pokolenie Polaków powinno zaczynać myślenie o dorosłym życiu. To tamte grzechy powielały się w następnych pokoleniach. Polacy zmitologizowali własny los, nie dopuszczając myśli, że ponoszą zasłużoną karę za grzechy ojców. Kolejnym pokoleniom wydawało się, że wszystkiemu winna obca ręka, a oni jak te dziewice bez skazy. Tymczasem litania narodowych grzechów była długa jak listy proskrypcyjne.
Polska upadła przez Polaków, a nie przez Rosjan czy Austriaków. Polska upadła, bo oszołomiona pychą magnateria zamiast wziąć odpowiedzialność za lud, prześcigała się w orgiach przepychu i pogardzie dla niższych stanów.
Nie można mówić o powstaniach w oderwaniu od polskich przewin. Polacy, straciwszy imperium, przez kilka pokoleń nie byli w stanie się podnieść. Odłamki tych win tkwią w nas nierozliczone. Stąd kolejne pokolenia powtarzają ten sam chocholi pląs; kolejne pokolenia rozhuśtują się między patosem polskich klęsk a kręgami piekieł zdrady.
Tymczasem aby zbudować normalny, silny kraj, trzeba rozliczyć zdrajców, zdefiniować polski interes i w najnormalniejszy sposób zacząć go bronić.
Powstanie Styczniowe upuściło Polsce morze krwi i pozbawiło Polaków olbrzymiego majątku. Niestety, pozbawiło nas to na długi czas zdolności do normalnego politycznego myślenia. Oczywiście nie zmienia to oceny poświęcenia i patriotyzmu polskiej młodzieży, tak ciężko pokaranej za winy ojców.
Pycha nasza na nas i na dzieci nasze – odpowiadały szatanowi rzesze przedrozbiorowych Polaków, wydając Królestwo.
I ta pycha hasa po nas do dziś.
Andrzej Kumor
Mississauga