A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
piątek, 08 czerwiec 2012 10:55

LISTY: Goniec nr 23/2012

      Panie Redaktorze       Dziwi mnie że tylu Polaków jest tak śmiertelnie obrażonych na prezydenta USA za użycie wyrażenia “polskie obozy śmierci”. Przecież to była zwykła wpadka za którą przeprosił już listownie. Obrażonym można być tylko w wypadku gdy ktoś celowo wypowie złe słowa pod naszym adresem. Ale gdy ktoś palnie głupstwo w towarzystwie, to czy warto podnosić raban z tego powodu? Facet ma tyle spraw na głowie, że po prostu zapomniał się.       Działa tutaj niewątpliwie pewien czynnik zwany wpływem środowiska. W prasie amerykańskiej często pojawiało się wyrażenie “polskie obozy śmierci” bo komuś zależało na tym, aby część winy…
niedziela, 10 czerwiec 2012 10:46

Piknik "Pod spadochronem"

Napisane przez

 

W sobotę 2 czerwca na Hali Związku Polaków w Kanadzie grupy 43 w Barrie odbyła się wspaniała impreza, która przyciągnęła wielu rodziców z dziećmi i to mimo pochmurnej a czasami lekko deszczowej pogody.

      Od kilku dni padały ulewne deszcze, ale na sobotę weekendu Dnia Dziecka niebo przejaśniło się nieco,a nawet przebiły się ciepłe promienie słoneczne.W Barrie było bardziej sucho niż w metropolii torontońskiej.

      Polskie dzieci i młodzież wraz z rodzicami mogły spróbować sportów strzeleckich na strzelnicy, gdzie pod nadzorem strz. Ryszarda i strz. Wojtka do dyspozycji chętnych stały łuki i broń pneumatyczna.

      Z łuków strzelano do papierowych tarcz, a z wiatrówek natomiast - nieco po kowbojsku - do wiszących puszek po piwie.

      Ten rodzaj rozrywki propagowany przez Związek Strzelecki "Strzelec" w Kanadzie został już raczej na stałe zaszczepiony wśród naszej polonijnej młodzieży.

      Nie zabrakło akcentów patriotycznych i historycznych jak wystawa oręża polskiego: broni białej i karabinów od epoki napoleońskiej po II wojnę światową.

      Dzieci pod okiem strz. Adama rozegrały kilka meczów piłki nożnej, piłki siatkowej oraz niezliczoną liczbę konkursów przygotowanych przez Szkołę Polską w Barrie.

      Każde dziecko otrzymało jakąś nagrodę za uczestnictwo - wszyscy byli zwycięzcami.

      Prezes ZPwK gr. 43 pan Józef Kazimierczak zapewnił na imprezę zagospodarowanie strzelnicy i całego terenu. Można też się było zagrzać przy ognisku, gdzie na krzesełkach turystycznych zasiadła spora grupa miłośników tej typowo harcerskiej rozrywki."Harcerze" często odwiedzali pana Henia w środku hali, gdyż tu można było ugasić pragnienie.

      Panie z Koła Polek w Barrie przygotowały pyszne pierożki, grochówkę wojskową, w której naprawdę stawała łyżka oraz smaczne i popularne wypieki.

      Przy wędzarni stali jak zawsze na straży panowie Jan Molawka i Zyggi Bodziony, zapewniając wszystkim świeżutkie, swojskie i właśnie uwędzone kiełbaski.

      Dziękujemy wszystkim uczestnikom za udział i na kolejny piknik "Pod spadochronem" zapraszamy za rok.

Beata Jasek

Barrie

piątek, 08 czerwiec 2012 10:42

"Wesele Polskie" w Mississaudze

Napisane przez

Burmistrz Mississaugi, Pani Hazel McCallion była gościem na "Polskim Weselu" wystawianym przez Chór "Symfonia" podczas Festiwalu Carassauga 2012.

      Festiwal Kultur Carassauga 2012, jeden z największych festiwali w Ontario, odbywał się w dniach 26 i 27 maja 2012, po raz 27. w Mississaudze w Kanadzie.

      Pawilony rozmieszczone były w różnych częściach miasta. Pośród 26 pawilonów z 60 różnych państw świata, Polski Pawilon w Mississuadze, prezentował się bardzo pięknie, był kolorowy, radosny, roztańczony i rozśpiewany. Było na co popatrzeć!

      Odwiedzający podziwiali także dekoracje hali, która tworzyła atmosferę polskiego miejsca, poprzez dobrze dobrane narodowe symbole jak również malownicze polskie krajobrazy.

      Były też stoiska z wyrobami rękodzieła ludowego, z polskimi bursztynami. I inne atrakcyjne ekspozycje, np. numizmatyki, które wzbudzały wiele zainteresowania.

      Tak na przykład: Polish-Canadian Coin&Stamp Club "Troyak”wystawiał bardzo cenne numizmatyki; między innymi: złote repliki najpiękniejszych polskich dukatów oraz medale z naszym papieżem Janem Pawłem II.

      Było się czym pochwalić - świetnie przygotowane stoiska. Oczywiście, było też polskie jedzenie, które przyciągało odwiedzających i to nie tylko Polaków.

      Jednym słowem; coś dla ciała, coś dla ducha.

      Najpierw podziwialiśmy pełne temperamentu tańce świetnie przygotowanych dzieci i młodzieży z "Radość Joy”oraz "Białego Orła". Serce się radowało widząc dzieci urodzone już tu w Kanadzie, a tak chętnie biorące udział w polskich imprezach.

      Bardzo piękne, stroje i bardzo dobrze przygotowane dzieci i młodzież, wzbudzały wielkie zainteresowanie publiczności.   Brawo dla liderów tych grup, jak również uznanie dla rodziców, wspierających te dzieci, poświęcających swój czas i tym również przyczyniających się do krzewienia polskiej kultury.

      Chór "Symfonia" jako jedyny z pośród chórów polonijnych wystąpił na Festiwalu Carassauga z przedstawieniem stylizowanym, "Wesele Polskie" z orkiestrą na żywo, która znakomicie stworzyła atmosferę prawdziwego wesela, jakie pamiętamy z Polski.

      Barwne, kolorowe stroje, dynamika i bardzo dużo kwiatów ozdabiających wianki weselne, dodawało koloru i szyku występującym uczestnikom. Ruch, śmiech, śpiewy oraz orkiestra grająca z dużym temperamentem przyciągały każdego widza bliżej sceny.

      Jadą goście, jadą koło mego sadu.

      Do mnie nie przyjadą

      Bo nie mam posągu, To i hola, hola la….

      Z tą piosenką bardzo wesołą i rytmiczną, uczestnicy z dużym temperamentem weszli na scenę. Wielokolorowe, kwiatami ubrane kablonki z wiankami, dodały wiele barwy i dobrej energii całej choreografii "Wesela".

      Państwo młodzi w ślubnych strojach prezentowali się bardzo dostojnie.

      Na specjalne podkreślenie z treści programu zasługują przyśpiewki do oczepin, które były bardzo wesołe i zabawne oddające cechy folkloru z różnych regionów Polski, takie jakie znamy z czasów młodości. Trzeba też zdawać sobie sprawę z prawdy historycznej i etnograficznej różnych regionów; czasem takie przyśpiewki mogły napytać wiele kłopotu śpiewającemu je na oczepinach, na przykład:

      "U mojego teścia, hektarów 20

      Cztery konie w pługu, do cholery długu"…

      Albo;

      "Żebyś ty synowa, złote wianki wiła

      To teściowa powie, żeś nic nie robiła”…

      Wszystkie te przyśpiewki były bardzo zabawne, co spowodowało ciepły odzew publiczności na widowni.

      Takie też wrażenie musiał wywrzeć nasz występ na merze Mississaugi Pani Hazel McCallion, która nieoczekiwanie zjawiła się między nami na scenie podczas spektaklu. Po prostu, od drzwi skierowała się do nas na scenę!!!

      Niesamowity zbieg okoliczności spowodował, że zostaliśmy tak mile uhonorowani obecnością Pani Mer miasta Mississauga, która przyszła do nas z gratulacjami, właśnie w momencie kiedy śpiewaliśmy dla państwa młodych z przedstawienia piosenkę: "ten chleb jest twój i mój” prezentując im chleb i sól. W tym właśnie momencie wręczania chleba, weszła Pani Burmistrz, tak po prostu, przyszła między nas, jako gość weselny!

      W tej sytuacji Teresa Klimuszko (bardzo przytomnie), przerwała inscenizację przedstawienia, zaczęła piosenką witać panią Burmistrz.   Natomiast Basia i Janusz Smagalowie wręczyli ten naprawdę piękny chleb do blogosławieństwa dla młodych, na ręce Pani Burmistrz, która była tym gestem, jak myślimy, bardzo uhonorowana, czytając z jej radosnej, roześmianej twarzy.

      Teresa zaintonowała 100 lat i 100 lat to za mało 120 by się zdało, po czym cały Chór śpiewał dla Pani Burmistrz, wszystkie znane nam wiwatujące piosenki.

      Uczestnicy "Wesela" bardzo gorąco dziękowali pani Burmistrz za wizytę.

     

Wszystko to wyszło nadspodziewanie dobrze. Zaraz koło sceny, zgromadziły się dziesiątki fotoreporterów upamiętniających tę scenę obecności Pani Mer wśród uczestników przedstawienia. Po zrobieniu zdjęć z chórem Pani Burmistrz Hazel McCallion przeszła na widownię, aby w dalszym ciągu oglądać "Wesele". Zajście to jeszcze więcej podsyciło dobrą energię wykonawców przedstawienia no i "dawali czadu pełną parą."

      Podsumowując, bardzo udany występ "Chóru Symfonia", należy powiedzieć, że do pełnego sukcesu Symfonii przyczyniła się praca zbiorowa wielu osób - a przede wszystkim   Teresy Klimuszko, która była reżyserem i choreografem "Wesela".   Teresa włożyła bardzo dużo pracy w opracowanie tego barwnego widowiska. To był strzał w dziesiątkę. Teresa obyta ze sceną wśród Polonii kanadyjskiej i nie tylko ma dobre wyczucie, co może się publiczności podobać i tak też było tym razem.

      Tereniu; jesteś nieoceniona, zrobiłaś majstersztyk, brawo!!!

      W następnej kolejności wymienić należy grupę muzyczną: akordeon i kierownika Zespołu Muzycznego - Teresę Mazurek.

      II akordeon - Jan Hapek, skrzypce - Mariola Frąckowiak, perkusja - Roman Pilarski.

      Pięknie dziękujemy, to była bardzo dobra artystyczna praca, bez której występ nie byłby tak dobrze odebrany przez publiczność!

      Jeżeli natomiast chodzi o artystów przedstawienia to tu powinniśmy dać duże brawa dla naszego niezawodnego tenora, filara chóru, bardzo odpowiedzialnego członka zespołu, na którym można zawsze polegać, koledze Piotrowi Skrzypkowi, który był Starostą Wesela. Piotrze, spisałeś się świetnie, duże brawa !!!

      Następnie bardzo dużo pracy włożyła Kazia Dziatkowiec w przygotowaniu i rozprowadzeniu biletów, jak również aranżując salę na próby w Centrum Polskiej Kultury. Kaziu, bardzo dziękujemy za Twój trud i zaangażowanie.

      Bardzo ważną sprawą dla nas jest również dotacja od Eddies Meat&Delicatessen z Mississaugi. Biznes ten ciągle wspomaga nas nie tylko obecnością na każdej naszej imprezie, ale również, różnymi dodatkowymi podarkami, w tym przypadku był to pięknie wypieczony chleb z Krzyżem na środku, prawdziwe arcydzieło sztuki piekarniczej.

     Dziękujemy serdecznie Państwu Janinie i Edwardowi z Eddie’s Meat & Delicatessen z Mississaugi!!!

      Tu też chciałabym wymienić kol. Basię i Janusza Smagałów, którzy bardzo dużo pracy wykonali w sprawach organizacyjnych przy opracowywaniu "Wesela", jak również w dekoracji stołów weselnych, załatwiając wiele potrzebnych dekoracji do wystroju sceny.

      Basiu i Januszu - serdecznie wszyscy za to dziękujemy!!!

      Oczywiście, wszystko to by się nie odbyło, gdyby nie podpora finansowa pod okiem i wsparciem naszej nieocenionej pracowitej "Mrówki”, jak ją pieszczotliwie nazywamy, prezes Janiny Mazun, która na co dzień musi wykonać bardzo dużo pracy, dopiąć wszystko na ostatni guzik, aby chór mógł funkcjonować. Naturalnie, nie możemy zapomnieć o jej prawej ręce do każdej pomocy - mężu Adamie. Pan Adam; (bas), na każdy koncert lub występ musi wykonać "tony" dodatkowej pracy, aby wszystko "grało". Adasiu - wszyscy jesteśmy Ci bardzo wdzięczni i dziękujemy bardzo serdecznie!!

      Jeżeli mowa o finansach, to do tworzenia tej bazy finansowej dzięki, której możemy się zrzeszać i śpiewać, przyczyniają się osoby członkowie "Chóru Symfonia", którzy pomagają w prowadzeniu "Bingo". To jest naprawdę kawał ciężkiej pracy i zaangażowania. I tu należy wymienić następujące osoby:

      - Emila Mazurkiewicza - 60-letniego członka "Chóru Symfonia", to jest nasza chluba mieć tak fantastycznego i zasłużonego członka, który zawsze ze wszystkim pomaga chórowi.

      - Wieloletnią zasłużoną członkinię kol. Danusię Katę, Czesława Żurka, Jana i Zofię Sydorow, Stasię Nizielską, Janinę Mazun, Adama Kołacza, Eugeniusza Ziółkowskiego.

      Cały "Chór Symfonia" bardzo docenia Waszą pracę, bez której chór nie mógłby istnieć, a za którą serdecznie dziękujemy!!! Trzeba tu nadmienić, ze chór z nikąd nie ma pomocy i nikt nas nie finansuje dlatego jakakolwiek pomoc jest bardzo ważna. Chór jest jednostką charytatywną.

      No i na koniec potrzeba oddać zasłużoną pochwałę wszystkim uczestnikom "Wesela". Pierwsze podziękowanie naszym gościom biorącym udział w "Weselu" - małżeństwu Teresie i Zbyszkowi Krupa, jak również Tadeuszowi Mazurowi, który bardzo dużo pomógł w próbach i w przygotowania wystroju sceny.

      Serdecznie dziękujemy i mamy nadzieję, że wkrótce dołączycie do nas.

      Dziękuję bardzo serdecznie koleżankom i kolegom z "Chóru Symfonia", którzy poświęcili wiele swojego czasu na próby i dość dalekie dojazdy, ponieważ to przedstawienie było poza programem Chóru. Pracujmy więc dalej, ciesząc się wspólnym śpiewaniem i przebywaniem razem.   Myślę, że nasza postawa zachęci młodszych uczestników do włączania się w nasze szeregi śpiewacze.

      Zapraszamy do nas wszystkich, którzy lubią śpiewać. Zapewniam, że będziecie zadowoleni. Śpiewajcie razem z Nami.

      Górą Polska Pieśń!!!

Zofia Poradzisz

Chór Symfonia - public relation

piątek, 08 czerwiec 2012 10:40

Broń pneumatyczna

Napisane przez

      Broń pneumatyczna jest bronią, w której siłę napędową pocisk uzyskuje dzięki energii sprężonego gazu-powietrza lub dwutlenku węgla.

      Sprężony pod wysokim ciśnieniem gaz przekazuje swoją energię pociskowi. Najbardziej znaną bronią pneumatyczną są wiatrówki, ASG lub kusze pneumatyczne.

      Ten rodzaj broni wziął swój początek prawdopodobnie w krajach Skandynawii. Najstarszy egzemplarz broni pneumatycznej pochodzi z około 1580 r. i znajduje się w Livrustkammaren Muzeum w Sztokholmie.

      Już w XVII wieku używano broni pneumatycznej w kalibrach .30-.51 do polowań na sarny jelenie i nawet niedźwiedzie. Broń ta była używana też do celów militarnych czego przykładem jest wiatrówka Girandoni.

      Francuzi, Austriacy i Japończycy i inne narodowości posiadały wytrawnych snajperów używających broni pneumatycznej w okresie broni czarnoprochowej, gdyż wiatrówkę można było o wiele szybciej załadować.

      Ze względu jednak na swoją delikatną i skomplikowaną budowę nie ma ten rodzaj broni dzisiaj tak niezawodnego zastosowania wojskowego jak broń palna. Ma jednak doskonałe zastosowanie przy szkoleniu adeptów strzelectwa, a z wiatrówką należy się zawsze obchodzić jak z bronią palną, bo bezpieczeństwo jest pierwszym punktem szkolenia.

Witold Jasek

komendant ZS Strzelec

kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

piątek, 08 czerwiec 2012 10:38

Łatwiej w Albercie

Napisane przez

albertaimmigrationWiele prowincji utworzyło swój własny imigracyjny program za zgodą rządu federalnego i dlatego zawsze warto sprawdzić, co może być korzystniejsze dla osób myślących o emigracji.

      Jak się okazuje, imigracja do prowincji daje możliwości tym, którzy nie mają praktycznie szans w prawie ogólnokrajowym - ważne jest, by osoby korzystające z programów prowincyjnych (Provincial Noinee Programs) miały intencje stałego osiedlenia się właśnie tam. W przeciwnym razie, podanie o stałą rezydencję zostanie odrzucone.

      A co proponuje imigrantom Alberta?

      Istnieje kilka kategorii - możliwości ubiegania się. Każdy program ma określone wymogi:

      •Sponsorowanie przez pracodawcę - pracownicy wykwalifikowani.

      W przypadku braku odpowiednich pracowników, osoby, które posiadają oferty pracy, mogą ubiegać się o pobyt stały. Pracodawcy muszą spełnić warunki prawne i zabezpieczyć pracownikowi odpowiednie wynagrodzenie. Pracownik musi posiadać doświadczenie w odpowiedniej klasie zawodowej oraz licencje - uprawnienia zawodowe w prowincji, jeśli są one wymagane.

      •Studenci zagraniczni - absolwenci.

      Osoby, które ukończyły w Albercie kolegia zawodowe lub uniwersytet, a obecnie pracują przez co najmniej 6 miesięcy, posiadając prawo pracy jako absolwenci wykonujący staż pracy, mogą ubiegać się o pobyt stały w programie prowincyjnym. Warto zwrócić uwagę, że w prawie federalnym-ogólnokrajowym istnieje specjalny program dla absolwentów, ale mogą oni ubiegać się o pobyt dopiero po dwóch latach. Jeśli skorzystają z programu prowincji, podanie o pobyt stały może być już złożone po pół roku.

      •Program dla osób mniej wykwalifikowanych (semi skilled workers).

      Alberta przyjmuje kandydatów, którzy nie posiadają wyuczonych profesji i pracują w hotelarstwie, turystyce, gastronomii, na przykład: sprzątaczki hotelowe (room attendants), recepcjoniści (front desk clerks), kelnerzy etc. Ciekawostką programu jest, że władze imigracyjne wymagają od kandydata znajomości języka angielskiego, skończenia szkoły średniej. Jeśli kandydat na pobyt stały nie zna angielskiego, pracodawca jest ZOBOWIĄZANY opłacić kurs językowy w Albercie.

      •Prowincja przyjmuje także długodystansowych kierowców samochodów ciężarowych (haul truck drivers), ale kierowca musi mieć uprawnienia zawodowe i zaaprobowanego pracodawcę.

      •Dodatkową grupą przyjmowanych do Alberty imigrantów są inżynierowie, projektanci (compulsory trades) oraz inżynierowie z doświadczeniem zawodowym w prowincji.

      •Istniała możliwość sprowadzenia bliskiego krewnego, na przykład brata lub siostrzeńca. Pragram jest obecnie zawieszony z powodu zbyt wielu złożonych aplikacji. Kanadyjski sponsor oraz jego krewny musieli spełnić odpowiednie warunki, na przykład kanadyjscy sponsorzy-krewni musieli udokumentować dwuletnią rezydencję na terenie prowincji przed złożeniem aplikacji imigracyjnej. Warto sprawdzać, czy program zostanie przywrócony w najbliższym czasie.

      •Szanse mają także rolnicy, wymagana jest od nich jednak niebagatelna suma pół miliona dolarów oraz doświadczenie rolnicze.

      Programy prowincyjne ulegają ciągłym zmianom według swoich lokalnych potrzeb ekonomiczno-społecznych, przed zdecydowaniem się na jakikolwiek program zalecam, by skontaktować się z prowincyjnym specjalistą imigracyjnym, ewentualnie bezpośrednio z biurem rządu prowincji w celu uzyskania jak najbardziej aktualnych informacji.

      Osoby zainteresowane imigracja, prosimy o kontakt,

Izabela Embalo

Licencjonowany Doradca

Prawa Imigracyjnego

416 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.  

www.emigracjakanada.net

Ostatnio zmieniany sobota, 09 czerwiec 2012 09:11
piątek, 08 czerwiec 2012 10:35

Dom za miastem

Napisane przez

  farfrom    - Wielokrotnie opowiadałeś na co zwracać uwagę kupując dom w mieście. Mam pytanie - czy kupowanie domu poza miastem, czyli trochę z dala od cywilizacji - jest inne i na co zwracać uwagę jeśli tak jest?

      - Oczywiście że zakup domu poza miastem trochę się różni. Ale tylko trochę. Obecnie wiele rzeczy, które kiedyś sprawiały kłopoty, dziś dzięki postępowi cywilizacji i technologii, przestały być problematyczne.

      A teraz kilka spraw, o których należy pamiętać patrząc na domki podmiejskie:

      Zródło ogrzewania - poza miastem rzadko mamy do czynienia z naturalnym gazem. Najczęściej jako źródło ogrzewania używany jest prąd, olej opałowy lub propan gas. Ten ostatni robi się coraz popularniejszy ze względu na lepszą cenę i łatość dostaw. W ostatnich latach jako uzupełniające źródło energii zaczyna być używana coraz częściej energia słoneczna oraz passywna energia z wód gruntowych. Niestety, koszt instalacji tych urządzeń jest znacznie wyższy niż w Europie, gdzie ich popularnosć jest ogromna. Jest to zrozumiałe - energia u nas jest jeszcze tania w porównaniu z Europą.

      Źródło wody pitnej - w podmiejskich domach "miejska"czy inaczej mówiąc centralnie dostarczana i oczyszczana woda jest raczej rzadkością. Jeśli mamy do czynienia z taką sytuacją to wówczas o jakość wody i jej ilość dbją lokalne władze. W przypadku własnego ujęcia (studnia głębinowa) głównym problemem będzie przydatność wody do picia czyli jej smak; potencjalne bakterie oraz ilość pompowanej wody (wydajność studni). Kupując dom ze studnią należy dokonąć odpowiednich testów. Składając ofertę - należy pamiętać o zawarciu specjalnych klauzul w umowie.

      Sposób odprowadzania ścieków - W przypadku pozbywania się ścieków centralny system kanalizacji występuje poza miastem bardzo rzadko. Jeśli mamy taki system - to nie mamy problemów. Natomiast za miastem najczęściej mamy do czynienia z "septic tank" czyli po polsku z szambem. W takim przypadku ważne jest, by sprawdzić czy jest ono czyszczone i czy zainstalowane jest ono zgodnie z normami i przepisami lokalnych władz. Przeciętnie - septyk tank jest czyszczony raz na 2-3 lata - z tymże częstotliwość zależy od wielkości samego urządzenia jak i rodziny, która z niego korzysta. Budowa nowego “septic system” może być bardzo kosztowna i wynosi około 15-30 tysięcy dolarów. - W czasie składania oferty - warto pamiętać o specjalnych klauzlach pozwalających na sprawdzenie systemu lub nakładające obowiązek zagwaranowania sprawnosci szamba przez sprzedających.

      Sposób usuwania odpadków - śmieci rzadko są odbierane spod domu i często istnieje konieczność do wywożenia ich do centralnie zlokalizowanego składu. To utrudnienie czasami jednak może wyjść na dobre, gdyż często uczy nas być bardziej oszczędnym w kreowaniu gór śmieci.

      Surowce wtórne – nie wszystkie gminy stosują program "recycling" – choć widać znaczną poprawę w tym zakresie.

      Dojazdy i odległosć do pracy, szkół, centrów handlowych. Nie jest to może problem jak się dojeżdża na cottage raz w tygodniu, ale jeśli dojazd codzienny do i z pracy zajmuje 2-4 godziny to na dłuższą metę nawet najładnieszy dom za miastem stanie się uciążliwy po pewnym czasie. Należy pamiętać, że dojazdy zimą zajmują zwykle więcej czasu niż latem. Z drugiej strony, kilku naszych klientów, którzy kupili domy w tym roku - przeniosło również do nowej "estate" swoje miejsce pracy - i takie rozwiązanie jest znakomite - zero dojazdów, własne miejsce pracy i prywatność - tak więc wszystko zależy od sytuacji personalnej.

      Telekomunikacja (telefon/internet)– najczęściej nasze rozmowy podmiejskie będą jako "long dystance" – choć to ostatnio jest już coraz mniejszym problemem dzięki konkurencji między kompaniami telefonicznymi oferującymi różnego rodzaju zniżki. Natomiast ciągle mogą występować ograniczenia w tak zwanym szybkim internecie choć i tu dzięki postępowi – coraz częściej możemy korzystać z komunikacji bezprzewodowej czy satelitarnej.

      Poczta – zwykle nie jest dostarczana pod drzwi i może wymagane być odbieranie jej z pobliskiego miasteczka. Z drugiej strony – może to fajnie, gdyż rzadziej oglądamy niechciane rachunki! Ponadto - coraz częściej piszemy e-mails niż listy.

      HST - Jesli kupujemy farmę to farmy są objęte podatkiem HST (cena zakupu) - w przeciwieństwie do domów za miastem - zakwalifikowanych jako "residence".

      Śnieg na podjazdach zimą – może wymagać ekstra pracy i to samo dotyczy trawy latem, ale jeśli potraktuje się to jako ćwiczenia to można w tym znaleźć przyjemność. Z drugiej strony - jest wielu kontaktorów, którzy chętnie wykonają tą pracę za drobną opłatą.

      Dzikie zwierzęta – potrafią czasami powodować straty – szczególnie w uprawianych warzywnikach lub buszując w niezabezpieczonych śmieciach ale jeśli będziemy o tym pamiętać te utrudnienia można zminimalizować.

      Pomimo pewnych niedogodności mieszkanie za miastem uspokaja nerwy i z pewnością jest warte polecenia. I jak wspomniałem – inwestycja w znaczną ilość ziemi potrafi przynieść świetne rezultaty.

      - Tydzień temu wspomniałes o waszym APP’s na IPhone i IPad, który pozwala wyszukiwać domy w czasie przejażdżek samochodem. Czy mógłbyś jeszcze raz o tym programie opowiedzieć?

      - Oczywiście. Po pierwsze istnieje również wersja na Android. Program, o którym mówimy jest bezpłaty. Można go załadować albo z ITunes albo z miejsca, gdzie pobiera się programy na Android. W obu miejscach jest pod nazwą DOMATOR.

      Program, ten nie jest skomplikowany - i o to chodzi. Po prostu pozwala on w każdej chwili sprawdzic co w “real estate trawie” piszczy. Czyli jak na przykład jestesmy w jakimś miejscu i widzimy dom na sprzedaż, to wystarchy po wywołaniu programu na IPhone wybrac opcję “map search” i natychmiast pojawi się mapa pokazująca naszą obecna lokalizację i wszystkie domy na sprzedaż w tej okolicy. Wówczas naciskamy symbol, domu, który nas interesuje i mamy cenę i ilość pokoi - jak chcemy więcej informacji - to naciskamy znaczek “more info” i wowczas otrzymujemy pełną informację wraz ze zdjęciami. Informacje są aktualne i czerpane prosto ze strony TREB.

Moim zdaniem jest to bardzo przydatny i jak wspomnialem bezpłatny programik, który polecam - ułatwi on Państwu życie i poszukiwanie domów. Oczywiście jest tam mój telefon bezpośredni oraz telefon do naszej agencji. I proszę dzwonić do nas w każdej chwili.

Oprócz tego jest tam mapa, która pokazuje lokację naszego biura - i jak ktoś nie wie jak trafić do nas to GPS pomoże to rozwiązać.

      Jest tez Mortgage Calculator - gdzie szybko można policzyć opłaty za pożyczkę.

      Zachęcam.

Maciek Czapliński

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Mississauga

piątek, 08 czerwiec 2012 10:31

Sporządź testament

Napisane przez

Curyk M 9264Sama długo zwlekałam z napisaniem testamentu, więc wiem, jak to jest. Mało kto lubi mysleć o własnej śmierci. Tym niemniej czasem jest to konieczne.

      Każdy kto ma nieletnie dzieci, powinien poświęcić chwilę czasu na zastanowienie się nad tym, co się z nimi stanie po jego jego śmierci. Dotyczy to zwłaszcza osób wychowujących dzieci samotnie, chociaż trzeba też wziąć pod uwagę scenariusz, w którym dzieci naraz tracą dwoje rodziców.

      Każdy rodzic powinien zastanowić się nad tym, kogo chciałby widzieć w roli opiekuna swoich dzieci w takiej smutnej sytuacji, porozmawiać z tą osobą i uprawomocnić swoje życzenie przez wpis do testamentu.

      Warto wiedzieć, że tego typu życzenia nie dają stuprocentowej gwarancji, że sąd przyzna prawa do opieki nad dziećmi osobom wyznaczonym w testamencie rodziców, ale sądy odstępują od życzeń rodziców bardzo rzadko i tylko z ważnych powodów.

      Kolejnym ważnym zagadnieniem jest zadysponowanie majątkiem. Nabiera ono szczególnej wagi, gdy jedynymi spadkobiercami są nieletnie dzieci. Nie jest prawdą, że osoba, która otrzyma prawo opieki nad dziećmi, otrzyma rownież majątek zmarłych rodziców czy rodzica, chyba że takie są dyspozycje testamentu. Jeżeli rodzice umarli bez testamentu, dzieci automatycznie dziedziczą ich majątek, ale dopóki są nieletnie, musi on być zarządzany przez Guardian for Property, który ma obowiązek rozliczać się przed sądem z tego, jak jest spożytkowany. Jeżeli testament rodzica nie stwierdza, kto będzie zarządzał majątkiem nieletnich spadkobierców, to albo ktoś z rodziny musi ubiegać się w sądzie o to, aby zostać Guardian for Property, co jest zawiłe i zabiera czas, albo majątkiem nieletnich zarządzać będzie Office of the Public Guardian and Trustee.

      Spisanie testamentu jest łatwiejsze, jeżeli nie ma się niepełnoletnich dzieci, gdyż jedyną kwestią staje się wtedy zadysponowanie swoim majątkiem. Często spotykana opinia, że majątek osób, które umierają bez testamentu przejmuje państwo, nie jest prawdziwa. Majątek trafia na skarb państwa tylko wtedy, gdy zmarła osoba nie pozostawiła żadnych żyjących krewnych, nawet bardzo dalekich.

      Co dzieje się, gdy ktoś umiera bez testamentu ? Istnieje akt prawny, który dokładnie reguluje kolejność dziedziczenia w takiej sytuacji. Absolutne pierwszeństwo ma małżonek zmarłego, który otrzymuje cały majątek zmarłej osoby, jeżeli osoba ta nie miała dzieci. Jeżeli zmarły posiadał dzieci, to małżonek otrzymuje pierwsze 200 tysięcy dolarów ze spadku, a pozostałą częścią dzieli się z dziećmi. Jaka jest proporcja tego podziału, zależy od ilości dzieci, ale prawo zawsze faworyzuje małżonka. Jeżeli majątek zmarłej osoby wynosił 200 tysięcy dolarów lub mniej, to dzieci nie dostają nic.

      W przypadku, w którym zmarła osoba nie miała pozostających przy życiu dzieci, ale miała np. wnuki i prawnuki, zasady podziału majątku są jeszcze bardziej skomplikowane, ale zawsze małżonek uprawniony jest do pierwszych 200 tysięcy dolarów i ma pierwszeństwo przy podziale reszty majątku.

      Jeżeli zmarły był stanu wolnego i nie miał dzieci, wnuków i prawnuków, to następni w kolejności dziedziczą jego rodzice, potem rodzeństwo, potem bratankowie i bratanice, siostrzeńcy i siostrzenice, a potem dalsi krewni w zależności od stopni pokrewieństwa.

      Warto pamiętać o paru rzeczach. Po pierwsze, w wyżej opisanym schemacie małżonkiem są tylko osoby, z którymi zmarły był w formalnym związku małżeńskim. Partnerzy nieformalni nie mają w Ontario żadnych automatycznych praw do spadku, ale mogą czasami kwestionować testament jako dependants (tylko prawnik może udzielić dokładniejszych informacji w tej kwestii na podstawie dogłębnej analizy zaistniałych okoliczności). Natomiast mąż lub żona mogą automatycznie odziedziczyć majątek, nawet jeżeli od wielu lat byli w separacji ze zmarłym, o ile formalnie spisana umowa separacyjna nie rozwiązała sprawy dziedziczenia.

      Majątek po zmarłym dziedziczą jedynie osoby, z którymi był on (lub ona) bezpośrednio spokrewniony. Krewni przez małżeństwo nie maja żadnych praw do spadku, nawet jeżeli pozostawali ze zmarłym w bliskim związku emocjonalnym albo opiekowali się nim w potrzebie.

      Częsty jest scenariusz, w którym na przykład mąż zostawia wszystko żonie, która umiera bez testamentu. Jeżeli nie mieli dzieci, to całość majątku odziedziczona zostanie przez jej krewnych, nawet jeżeli mąż miał dzieci z innego związku, co jest skutkiem często uważanym za niesprawiedliwy i częstokroć niezgodnym z intencjami zmarłej.

      Należy pamiętać, że samo zrobienie testamentu to nie wszystko, gdyż istnieją okoliczności, które mogą skomplikować wcielenie w życie istniejącego testamentu, a nawet całkiem go unieważnić. Jedną z takich okoliczności jest wstąpienie w związek małżeński, co całkowicie unieważnia sporządzony przed ślubem testament. Drugą taką okolicznością jest rozwód, (ale nie separacja). Jeżeli rozwiedziony testator umrze bez zmiany testamentu, to jego testament interpretowany jest tak, jakby były współmałżonek zmarł przed testatorem.

      Inne ważne wydarzenia życiowe, jak na przykład śmierć jednego ze spadkobierców lub narodziny dziecka, wnuka czy prawnuka, nie mają automatycznego wpływu na interpretację testamentu, ale powinny zachęcić nas do upewnienia się, że testament nie wymaga zmian uwzględniających nowe okoliczności.

      Zachęcam, aby szczególną uwagę poświęcić wyznaczeniu wykonawcy testamentu. Jest to skomplikowana funkcja, wymagająca od wykonawcy przeprowadzenia rozliczenia podatkowego „w imieniu” zmarłej osoby, spłacenia długów, zorganizowania i pokrycia kosztów pogrzebu, zarządzania majątkiem przed przekazaniem go spadkobiercom (czasem rok lub dłużej), występowania w sprawach sądowych, jeżeli testament jest kwestionowany i często rozliczanie się ze swoich poczynań przed sądem lub spadkobiercami.

      Jako ciekawostka może Państwa zainteresować, że wykonawca jest jedyną osobą decydującą o metodzie pochówku zmarłego. Wszelkie życzenia wyrażane przez zmarłego za życia, nie mają mocy prawnej, nawet jeżeli zawarte są w testamencie! Testament zresztą nie jest dobrym miejscem do wyrażana swoich życzeń związanych z metodą pochówku, gdyż częstokroć otwierany jest po pogrzebie. Dlatego jeżeli mamy określone życzenia dotyczące pogrzebu, powinniśmy na wykonawcę testamentu wybrać osobę, która je uszanuje i przede wszystkim, powinniśmy się upewnić, że zna ona nasze życzenia.

Monika J. Curyk

Barrister & Solicitor

Notary Public

289.232.6166

Mississauga, Ontario, Kanada

      Treść niniejszego artykułu w żadnym wypadku nie powinna być traktowane jako porada prawna. Celem artykułu jest wyłącznie udzielenie ogólnych informacji.

System przeciwpowodziowych tam i zapór na dopływach Grand River, które Ontario zbudowało w 50. latach ubiegłego wieku, stworzył wiele pięknych miejsc, gdzie można aktywnie wypocząć od wielkomiejskiego zgiełku. Dodatkową atrakcją powstałych tu parków jest ich dogodne położenie - prawie dotykają obszaru Wielkiej Torontońskiej Aglomeracji - więc dojazd tu jest niekłopotliwy i pozwala oszczędzić nasz czas i nasze pieniądze.   Conestogo Lake CA jest kolejnym rekreacyjnym miejscem leżącym w pobliżu rzeki Grand River. Podobnie jak opisany tydzień temu park nad Guelph Lake, jego obszar obejmuje sztucznie utworzone jezioro zaporowe oraz przyległe tereny, razem ponad 2300 hektarów lasów i łąk.

      Powstały ze spiętrzenia Conestogo River i jego dopływu zbiornik wodny, ma charakterystyczny kształt litery Y, z każdym z jego ramion sięgającym długości 6 kilometrów. Poziom wody na akwenie kontroluje tama zbudowana w 1958 roku na południowym krańcu jeziora, której długość wynosi 550 metrów. Podczas wiosennego przyboru poziomu wód ze stopionego na północy śniegu w Conestoga Lake może się zgromadzić do 60 milionów metrów sześciennych wody. Ta olbrzymia masa wody jest stopniowo uwalniana przez całe lato aż do późnej jesieni po czym z końcem zimy cykl rozpoczyna się na nowo. Zbudowana tama zabezpiecza więc przyległe obszary przed powodziami i podtopieniami.

      Rozległy i nieregularny kształt jeziora stwarza doskonałe warunki do rozwoju rozmaitej aktywności wypoczynkowo-rekreacyjnej. Odwiedzający park mają do wyboru: wielokilometrowe trasy spacerowe, rowerowe, spływanie canoe, łodzią czy kajakiem, łowienie ryb i polowanie na bażanty (jeśli mamy uprawnienia łowieckie), ujeżdżanie skuterem wodnym a zimą skuterem śnieżnym. Należy jednak przestrzegać nowych limitów prędkości wprowadzonych przez prawo federalne. Ogranicza ono szybkość pojazdów motorowych do 10 km/godzinę w strefie przybrzeżnej (do ok. 30 metrów).          

      Szczególną atrakcją dla miłośników spędzania wolnego czasu pod gołym niebem w Conestogo Lake CA jest możliwość rozbicia tu namiotu. W 1965 roku wydzielono z parku 350 akrów, na których rozlokowano 182 stanowiska kempingowe w większośćci wyposażone w przyłącza elektryczne.

      Park oferuje wszystkie cywilizacyjne wygody: łazienki z prysznicami, wodę pitną, stanowisko do odprowadzenia nieczystości z przyczepy, pomosty do spuszczania łodzi, Visitor Centre, plac zabaw i wiele innych. Na miejscu funkcjonuje wypożyczalnia łodzi i canoe oraz sklepiki, gdzie można kupić nawet ciepłe przekąski. Alkohol jest dozwolony na wykupionym stanowsku kempingowym z wyjątkiem dwóch długich weekendów: Victoria Day i Labour Day. Psy powinny być na 6-stopowej smyczy a pod koniec dnia warto sprawdzić czy nie przyczepił się do futerka kleszcz, popularny mieszkaniec tutejszych zarośli. Choć nasze czworonogi nie mogą przebywać na plaży warto dopytać się przy bramie wjazdowej gdzie znajdują się dozwolone dla psów miejsca do pływania.

      Nie należy przywozić ze sobą drewna na ognisko, pod korą mogą przetrwać niebezpieczni "autostopowicze", pasożyty drzew, które w ten sposób rozprzestrzeniają się i zagrażają zasobom leśnym. Na miejscu można opał nabyć po przystępnej cenie. Pamiętajmy, by nie wycinać drzew i zbierać suche gałęzie - może nas spotkać za to sroga kara od rangera.

      Conestogo Lake to wędkarski raj. Po jeziorze grasuje szczupak, bass, okoń, sum oraz zarybiony tu w 2003 roku pstrąg. Wędkowanie dozwolone jest poniżej tamy na Conestogo River jednak trzeba pamiętać, że obowiązuje tam zakaz podpływania pod samą zaporę łodziami.

      W deszczowe dni, gdy plaża drastycznie traci na atrakcyjności a na spływ wybierają się jedynie wytrwali kajakarze, można udać się do Visitor Centre na pokaz filmu albo tematyczną pogadankę.

      W Conestogo Lake CA możliwy też jest udział w polowaniu. Do tego celu wyznaczone jest 930 akrów a do odstrzału przeznaczono drobną zwierzynę i ptactwo wodne. Liczba pozwoleń jest ograniczona.

      Park można także odwiedzić w innych miesiącach niż letnie. Choć czynny jest od 1 maja do Święta Dziękczynienia, to kilometry jego ścieżek i krętych tras wiodących wzdłuż ramion jeziora pozostają otwarte dla wielbicieli śnieżnych skuterów również zimą. Są one utrzymywane w odpowiednim stanie przez lokalny Conestogo Snowmobile Club.

      Warto wiedzieć, że w pobliżu parku, w odległości ok. 2 km od wschodniej odnogi jeziora, a drogą ok. 7 km od tamy znajduje się miasteczko Drayton, siedziba Drayton Festival Theatre. W teatrze tym, mogącym pomieścić 375 widzów, przez cały rok trwają przedstawienia. Gra się tu komedie, tragedie i musicale. Informacje i bilety dostępne są na stronie internetowej: www.draytonentertainment.com.

      Dojazd do parku z Mississaugi zabiera około dwóch godzin jazdy. Conestogo Lake CA leży na zachód o GTA. By tam bezproblemowo dojechać wystarczy wystukać na GPS kod pocztowy: N0B 2S0. Podaję także szczegółowy adres: 6580 Wellington Country Rd. 11 RR #2, Wallenstein ON.

      Opłata za wjazd na teren parku wynosi 5,50 dol. od osoby. Jedna noc pod namiotem kosztuje 35 dolarów.

Jerzy Rosa

Mississauga

piątek, 08 czerwiec 2012 10:21

Indiański horror (3)

Napisane przez

szkola
W zeszłym tygodniu pisałem o aferze, która wybuchła w związku z tym, że starałem się powstrzymać jednego z uczniów przed pobiciem drugiego. Agresor zdzielił mnie pięścią w twarz i parę razy pociągnął z łokcia, a nastepnego dnia przyszedł do szkoły jakby nigdy nic. Ja za to usłyszałem, że w pewnym momencie złapałem go za nadgarstek i będę się żegnać z pracą.

      Przez tydzień żylem w niepewności, bo "zwolnienie" nigdy nie wygląda dobrze na resume. Koniec końców pogodziłem się z myślą, że będę pakował manatki, bo od początu roku co i rusz słyszę, że zaraz mnie wyrzucą. Raz nawet wezwano mnie na dywanik, bo postanowiłem "zastrajkować". Sprawa miała się następująco...

      Jak już pisałem dzieci dostają w szkole darmowe śniadanie, drugie śniadanie i lunch. Sporo dzieci sprawia wrażenie wygłodzonych: jedzą pośpiesznie rozchlapując (lub rozrzucając) resztki jedzenia wokół swoich ławek, często idą po drugą, trzecią, czy nawet czwartą dokładkę. Wiele z nich nie zjada w całości swoich dodatkowych porcji i wyrzuca resztki do kosza w klasie: ogryzki jabłek, mleko i płatki śniadaniowe, rosół, niedojedzony hamburger i tak dalej. Oczywiście, moim zadaniem jest nadzorowanie tych przerw żywieniowych, które zwykle nie przebiegają spokojnie. Jednak nie to było powodem do mojego strajku.

      Zastrajkowałem, bo pewnego dnia wyrzucono z pracy szkolną sprzątaczkę, by przyjąć na jej miejsce jednego z radnych plemienia, który nie pojawił się w szkole przez tydzień, bo akurat wyjechał na "obrady" do Ottawy. Radził jak to polepszyć warunki w naszej szkole, która tymczasem zaczęła cuchnąć. Teoretycznie mogłem sam sprzątać swoją klasę, ale z zasady staram się nie wyręczać w pracy kogoś, kto dostałby zapłatę za moją pracę. Wystarczy, że feralnego dnia strajku spędziłem prawie godzinę odśnieżając wejście do szkoły, by dało się tam w ogóle dostać. Uczenie w brudnej, śmierdzącej klasie nie wchodziło w rachubę. Powiedziałem dyrektorce, że wracam po lunchu i że ma być posprzątane, bo inaczej nie będę uczył. Oczywiście, nie było, mnie się za to dostało – usłyszałem od szefa urzędu plemienia, że nauczycieli, którzy chcieliby dostąpić zaszczytu bycia na moim miejscu jest na pęczki i następnym razem to mnie po prostu wyrzucą z rezerwatu.

      A jednak mnie nie wyrzucili. Może zapomnieli, a może im się po prostu nie chciało. Ten ogólny brak chęci do robienia czegokolwiek jest wręcz porażający i wszechobecny. W ciągu tego roku przez naszą szkołę przewinęło się już gro miejscowych, którym absolutnie nic się nie chciało robić. Nie wiem komu przyznać palmę pierwszeństwa – pomocy klasowej, która handlowała w szkole narkotykami i często w ciągu dnia znikała na 2-3 godziny, czy też sekretarce, która przychodziła do pracy na jeden lub dwa dni w tygodniu, tylko zresztą po to, by spędzić czas na Facebooku, a może kierowcy autobusu szkolnego, który za pół godziny pracy rano i tyleż po południu inkasował zapłatę za sześć godzin pracy, a który też często znikał na dzień, czy dwa nikogo nie informując o swoich zamiarach. Oczywiście, ludzie ci mieli płacone pełną tygodniową stawkę – obojętnie czy byli w pracy czy nie.

      Miejscowi wypracowali wielce interesujący "system". Polega on na rotacji zatrudnienia: zatrudnia się daną osobę na jakimś stanowisku (nieważne kto to, jakie ma kwalifikacje i co ma robić) tylko na okres potrzebny to uzyskania świadczeń socjalnych, czyli bezrobocia (EI). Nie liczy się jakość wykonywanej pracy, czy nawet obecność – chodzi o to, by nastukać wystarczającą ilość godzin, wtedy zwalnia się miejsce następnemu. Bardzo ważne są też koneksje – bez nich często nie można nawet marzyć o jakiejkolwiek pracy. Większość stanowisk jest obstawiona przez bliskich krewnych i znajomych wodza i radnych plamienia. Rodziny niespokrewnione mają ciężkie życie. Jednak nie na zawsze – co dwa lata odbywają się wybory, co jest okazją do przetasowań personalnych i zwykle drastycznych zmian w polityce plemienia – część inicjatyw zostaje zatrzymanych, plany poprzedników skreślone.

      Najlepszym przykładem jest tu miejscowa stacja uzdatniania wody – wybudowana osiem lat temu kosztem pięciu milionów dolarów stoi nieczynna, a z kranów cieknie żółtawa, cuchnąca ciecz, czyli woda pompowana prosto z jeziora, "uzdatniana" do użytku poprzez dodanie do niej chloru. Dobra do spuszczania wody w sedesie, ale już nie do gotowania, czy nawet płukania ust po myciu zębów. Wybudowana za jednego z poprzednich wodzów stacja popadła w ruinę za rządów następnych, którym nie podobała się lokalizacja stacji ("bo miała być nad jeziorem, a nie nad rzeką"). Niezabezpieczone rury popękały w zimie, bo ktoś postanowił zaoszczędzić na ogrzewaniu pustego budynku.

      Wracając jednak do (prawie że) powszechnego tumiwisizmu i marazmu, to najbardziej boli on w wykonaniu dzieci. Pytane o przyszłość są często apatyczne i zblazowane. "Co chcesz w przyszłości robić?" Spotyka się najczęściej z wzruszeniem ramion i wyburczeniem "I don’t know". O ile to jeszcze w miarę normalna odpowiedź z ust nastolatka, to zdarzają się też i takie: "Siedzieć w domu i nic nie robić, i grać w gry na X-box, tak jak mój tata". "A z czego się utrzymasz?" - pytam. "Jak to z czego? Z welfare!" – słyszę odpowiedź. Inną "perełką" było: "Jak dorosnę, to chcę mieć czterdzieścioro dzieci, bo wtedy będę bogaty" "???" "Za każde dziecko dostanę Child Tax!"

      Przyznam, że ubawiła mnie ta odpowiedź.

      Dorosłym się nieco optyka zmienia, bo potrafią przyjść do szkoły i narzekać, że nie mogą wysłać dziecka do szkoły, bo nie mają pieniędzy na kalosze, czy zimowe kurtki dla swoich dzieci – ze względu na zbyt niskie stawki welfare czy właśnie child tax benefit. Cisną mi się wtedy na usta słowa "Góralu, czy ci nie żal..." ale wiem, że pozostałyby bez echa. Zastanawiam się, kiedy to się właściwie stało, że ten naród, ludzi swego czasu tak przedsiębiorczych i zaradnych został tak bardzo zniszczony.

      Żeby opisać życie w rezerwacie najlepiej użyć innej piosenki (autorstwa kabaretu Otto):

      Najeść się, wyspać, wypić i zapalić

      Trzeba najeść się, wyspać, wypić i zapalić

      Potem najeść się, wyspać, wypić i zapalić

      No i najeść się, wyspać, wypić i zapalić.

Aleksander Borucki

Północne Ontario

piątek, 08 czerwiec 2012 10:15

Azja pod stopami (3)

Napisane przez

Z Kuala Lumpur następny etap naszej podróży to Brunei. Brunei jest stosunkowo małym krajem, który do 1984 roku był pod protektoratem brytyjskim. Samo państwo istnieje od XIV wieku i jest monarchią. Ma około 500.000 obywateli. Rządzone jest przez tę samą dynastię od wieków.

Obecny król (sułtan) Hassanal Bolkiah (pełne nazwisko: Sultan Haji Hassanal Bolkiah Mu’izzaddin Waddaulah ibni Al-Marhum Sultan Haji Omar Ali Saifuddien Sa’adul Khairi Waddien; urodzony 15 lipca 1946) jest 29. sułtanem w tej dynastii. Przejął on władzę w październiku 1967 po swoim ojcu, który dobrowolnie abdykował z bycia sułtanem o numerze 28. Obecny król uznawany jest za jednego z najbogatszych ludzi na świecie, a Brunei za jeden z najbogatszych krajów na świecie (piąty dochód na głowę mieszkańca).

      Byłem ogromnie ciekaw, jak ma się prawda do rzeczywistości. Niestety, przeżyłem rozczarowanie. Otóż bogactwo tego kraju wynika głównie z ogromnych zasobów ropy naftowej, której istnienie odkryli Brytyjczycy przypadkowo w 1935 roku. Ojciec obecnego króla korzystał z tych zasobów w sposób umiarkowany i dopiero obecny król zaczął korzystać z tego w sposób bardzo zorganizowany. Udzielił on firmie Shell prawa do eksploatacji złóż, z czego czerpie ogromne dochody i buduje własny majątek. Mieszka i żyje w przepychu. Jego osobisty pałac jest uznany za największą prywatną rezydencję na świecie. Pracuje tam codziennie 2000 pracowników i służby. Ma on ponoć 1700 pokoi! Jest ten król wyceniany na 89 miliardów dolarów, ma własnego boeinga, dwa helikoptery (którymi podobno czasami sam lata), jest typem playboya, który ma obecnie 12 dzieci z 3 żon.

      No cóż, bogatemu wszystko wolno! Natomiast czy jego poddani mają taki sam styl życia? Zdecydowanie nie! Kontrast widać gołym okiem. Owszem, jest tu w miarę czysto w porównaniu do Malezji, ale są tu też całe dzielnice biedy. Szczególnie widoczne jest to na tak zwanych "water villages", które są budowane wzdłuż brzegów rzeki. Istnieją one od setek lat i domy zbudowane na palach są przekazywane z pokolenia na pokolenie, bo oficjalnie nie mogą być sprzedawane. Zastanawiające jest tylko, czy życie poniżej standardu w kraju bogactwa to wybór czy konieczność?

      Za to "cysorz to ma klawe życie". Bawi się znakomicie, uprawia wszelkie sporty, podróżuje i buduje kult swojej jednostki i swojej rodziny. Jest on głową państwa, ale równocześnie jest odpowiedzialny za szereg ministerstw. Za pozostałe są odpowiedzialni członkowie jego rodziny. Czyli nie ma tu parlamentu, nie ma demokracji i jest tak, jak król sobie życzy.

      Jest kilka spraw, których można pozazdrościć mieszkańcom tego państewka. Po pierwsze, nie ma tu żadnych podatków! Jedynym wyjątkiem jest podatek drogowy, który jednocześnie zawiera ubezpieczenie samochodu. Benzyna jest tu oczywiście tania – około 0,50 dol. za litr, a diesel 0,30 dol. za litr. Służba zdrowia jest zasadniczo bezpłatna, bo jedyną opłatą jest symboliczny dolar przy rejestracji do szpitala. Innym benefitem jest też bezpłatne szkolnictwo. Aha – jeszcze jedno. Raz w roku po ramadanie pałac królewski jest otwarty dla publiczności i można "odwiedzić" pana króla i nawet czasami zrobić z nim zdjęcie. Jest wówczas tam otwarty "all you can eat" bufet.

      By tego szczęścia nie było zbyt wiele, w Brunei istnieje zakaz spożywania alkoholu. Czyli na party u króla można pojeść, ale z popitką jest krucho. Ten zakaz jest mocno przestrzegany w stosunku do muzułmanów. Wyznawcy religii katolickiej mają prawo raz na 48 godzin przywieźć z zagranicy litr alkoholu i 12 piw. I jest to ściśle przestrzegane. Zakaz ten wprowadzono po tym, jak Brytyjczycy opuścili ten kraj i królestwo zostało ogłoszone krajem o prawie muzułmańskim. Za nieprzestrzeganie prawa są tu bardzo drastyczne kary finansowo-cielesne (minimum 5 batów), dlatego przestępczość jest tu bardzo niska.

      Jak zawsze w kraju, gdzie nie mamy demokracji, powstaje kult jednostki. Oficjalnie mieszkańcy tego kraju kochają króla za szczodrobliwość. Być może jest to szczere – ale mi przypominało to pranie mózgu, które znamy z przeszłości. Król, oprócz swojego pałacu, wybudował dla swoich poddanych szereg obiektów "publicznych", jak własne muzeum pokazujące jego bogactwo, własny meczet, własny stadion sportowy itd. Uzyskanie obywatelstwa w tym kraju "miodem i mlekiem płynącym" nie jest łatwe i proces może zająć do 20 lat. Wszystkie testy dotyczą historii kraju i znajomości życia króla i jego rodziny. Muszą być przeprowadzone w lokalnym języku. Jednym z wymagań jest również odśpiewanie pełnego hymnu narodowego przed specjalną komisją wojskową (myślę, że w Kanadzie mało osób spełniłoby to wymaganie). Te wszystkie wymagania być może bylibyśmy skłonni spełnić (kuszeni wspaniałymi benefitami), ale fakt abstynencji i zupełny brak jakichkolwiek rozrywek zadecydował, że postanowiliśmy opuścić ten raj na ziemi jak najszybciej. Tak na poważnie, to osobiście nie byłoby to miejsce do życia dla mnie.

      Po wylocie z Brunei, pozostaliśmy na tej samej wyspie (Borneo) ale wylądowaliśmy w malazyjskiej części w mieście o zabawnej nazwie Kota Kinabalu. Tak naprawdę był to dzień głównie przeznaczony na wypoczynek i odreagowanie po surowych obyczajach Brunei. Z ulgą sączyliśmy piwo na przeuroczym targu rybnym, czekając na "frutti de mari" z rożna, które zamawialiśmy chyba oczami a nie rozsądkiem. Przeciekawe ryby, kalamaty, langusty, ogromne krewetki cieszyły oczy - po pewnym czasie również żołądek. Nocny spacer po ulicach tego miasteczka, w czasie którego odwiedziliśmy liczne bary portowe, w których było wiele dobrej żywej muzyki wprowadził nas w nastrój pełnego relaksu.

      Z rana z trudem wstawaliśmy by spędzić dzień na jednej z licznych wysepek oddalonych w promieniu 20 minut jazdy szybką łodzią. Miał to być dzień na "pieknej dzikiej: plaży, która z pieknościa i dzikością tak naprawdę niewiele miała do czynienia. Pełna komercja - a w porównaniu do tego, co mamy na Karaibach - piekność trochę przyblakła. Nie znaczy to wcale - byśmy nie cieszyli się z tego dnia "wolności"

Dokończenie za tydzień

Maciek Czapliński

Mississauga

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.