Kilka pozycji patriotycznych
Polsko-sowiecka wojna partyzancka na Nowogródczyźnie 1943–1944
Historie walk Armii Krajowej z sowiecką partyzantką na Nowogródczyźnie w latach 1943–1944 przybliża czytelnikom książka Zygmunta Boradyna "Niemen rzeka niezgody. Polsko-sowiecka wojna partyzancka na Nowogródczyźnie 1943–1944" wydana przez Rytm.
Nieżyjący już autor książki Zygmunt Boradyn zmarł w wieku 40 lat. Pochodził z polskiej patriotycznej rodziny. Urodził się i mieszka w Nowogródku. Był wykładowcą historii w Białoruskim Państwowym Instytucie Języków Obcych i na Wydziale Historycznym Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Pedagogicznego.
Licznie zamieszkujący Nowogródczyznę Polacy walczący w szeregach AK byli przez sowiecką propagandę określani mianem "białopolaków", "kontrrewolucjonistów", "polskich nacjonalistów", "imperialistów". Na niepodległościowe dążenia Polaków nie było miejsca na terenach, które miały znaleźć się w sowieckim imperium. Polacy byli skazani przez Sowietów na zagładę.
Ukształtowanie geograficzne Nowogródczyzny sprzyjało prowadzeniu walki partyzanckiej. Większość Nowogródczyzny była trudno dostępna. Nie było dobrych szlaków komunikacyjnych, a 25 proc. terenów pokrywały lasy. Wśród ponad miliona mieszkańców, ponad połowę stanowili Polacy, około 40 proc. Białorusini, a poniżej 7 proc. Żydzi.
Ludność białoruska i żydowska była pod wpływem sowieckiej propagandy, kształtującej postawy nienawiści do Polski i Polaków. Sowiecka agresja we wrześniu 1939 została przez Białorusinów i Żydów przyjęta z entuzjazmem. W czasie sowieckiej okupacji komuniści prześladowali i eksterminowali Polaków. Polacy byli mordowani od razu albo za pomocą deportacji na Syberię. Równolegle z prześladowaniami Polaków Sowieci uprzywilejowali Żydów i białoruskich lumpów.
Pomimo szerokich sowieckich represji na Nowogródczyźnie działała polska konspiracja. Często Polacy mieli do wyboru albo być sadystycznie zamordowanym przez Sowietów, albo starać się przeżyć w oddziałach partyzanckich.
W czerwcu 1941 dotychczasowy sojusznik komunistów, nazistowskie Niemcy, zaatakował Związek Sowiecki. Niemcy zamiast wykorzystać entuzjazm narodów dręczonych przez Sowietów, swoimi represjami wobec tubylców kreowali poparcie Białorusinów dla sowieckiej partyzantki. Biologiczne przetrwanie ludności polskiej na Nowogródczyźnie było zagrożone pod okupacją niemiecką działaniami Niemców i działaniami partyzantki sowieckiej – której celem była likwidacja Polaków na terenach, które miały być włączone do Związku Sowieckiego.
Zygmunt Boradyn w swej książce "Niemen rzeka niezgody. Polsko-sowiecka wojna partyzancka na Nowogródczyźnie 1943–1944" przybliżył działania bojowe Okręgu Nowogródzkiego ZWZ Armii Krajowej od lipca 1941 do lipca 1944. Strukturę oddziałów AK. Formy działań AK. Walki z Niemcami i Sowietami. Obronę ludności cywilnej przed terrorem kryminalnym ze strony sowieckich partyzantów.
Autor przybliżył też czytelnikom działania zbrojne prowadzone przez sowiecką partyzantkę. Historię sowieckich oddziałów i metody ich działań. Nadreprezentacje w sowieckiej partyzantce Żydów i Rosjan, co nie odpowiadało strukturze etnicznej Nowogródczyzny. Zdziczenie i działalność stricte kryminalną sowieckich partyzantów. Działania zbrojne sowieckiej partyzantki przeciw oddziałom AK.
Prace "Niemen rzeka niezgody..." ilustrują fotografie polskich i sowieckich partyzantów. W aneksach do książki znalazły się wytyczne sowieckie co do działań wobec AK, prowadzenia komunistycznej propagandy. A także: kalendarium walk AK z Sowietami, wykaz polskich patriotów zamordowanych przez sowieckich partyzantów, depesze między sowieckimi partyzantami a dowództwem sowieckim co do metod walki z Polakami.
Wołyń 1939–1944
Jedną z publikacji przybliżających czytelnikom dramat Polaków na Wołyniu jest praca profesora Władysława Filara "Wołyń 1939–1944. Historia pamięć pojednanie" wydana przez wydawnictwo Rytm.
"Wołyń 1939-1944. Historia pamięć pojednanie" to 280-stronicowa książka napisana przez historyka, który sam był ofiarą ukraińskiego terroru. Praca będąca połączeniem osobistej relacji z publikacją naukową opartą na dokumentach archiwalnych.
Czytelnicy książki profesora Władysława Filara poznają wydarzenia z II RP, okupacji sowieckiej i niemieckiej, czasu terroru ukraińskich nazistów, walk autora w szeregach 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. A także obecną sytuacje na terenach opisywanych przez autora.
W rozdziale poświęconym II RP opisany został etniczny podział demograficzny Wołynia wynikający z konsekwencji zaborów. Trudne warunki życia na Kresach w dwudziestoleciu międzywojennym. Ówczesna polityka władz wobec Ukraińców na tym terenie. Działalność polityczna Ukraińców. Relacje Polaków z Ukraińcami przed II wojną światową. Autor opisał też sytuację Polaków na Wołyniu po klęsce wrześniowej. Wiadomości z historii Wołynia uzupełnione są wspomnieniami autora o jego rodzinie.
Kolejne rozdziały pracy opisują okupacje sowiecką i niemiecką. Terror komunistycznej władzy. Zbrodnie popełniane przez Sowietów i ich kolaborantów. Nowych niemieckich okupantów. Terror ukraińskich nazistów. Walki Armii Krajowej z oddziałami nazistów ukraińskich.
Prace kończą wspomnienia autora z wyjazdu na Ukrainę w III RP. Czytelnicy dowiadują się z niego o późniejszych losach ofiar terroru ukraińskich nazistów. "Wołyń 1939–1944. Historia pamięć pojednanie" ilustruje wiele fotografii, ukazujących życie publiczne i prywatne, Kresowiaków i Kresów.
Autor książki, profesor Władysław Filar, urodził się w 1926 roku na Wołyniu. Podczas II wojny światowej walczył w szeregach 27. Dywizji Wołyńskiej Armii Krajowej. Po wojnie służył w Ludowym Wojsku "Polskim". W 1956 roku ukończył Akademię Sztabu Generalnego. W 1963 obronił doktorat z historii wojskowości. Habilitację uzyskał w 1970 roku. Profesurę w 1973. Od 1956 do 1991 pracował w Akademii Sztabu Generalnego, a następnie w Akademii Obrony Narodowej. Od 1992 do 2004 roku wiceprzewodniczący Zarządu Okręgu Wołyńskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Autor 120 publikacji naukowych. W swoich pracach wielokrotnie potępiał negowanie i relatywizowanie zbrodni ukraińskich nazistów na Polakach, gloryfikowanie zbrodniarzy z nazistowskiej frakcji UPA.
Władysław Filar jest autorem takich prac o eksterminacji Polaków na Wołyniu, jak: "Przed Akcją Wisła był Wołyń", "Wołyń 1939–1944. Eksterminacja, czy walki polsko-ukraińskie", "Przebraże – bastion polskiej samoobrony na Wołyniu. Bitwy i akcje", "Wydarzenia wołyńskie 1939–1944", "«Burza» na Wołyniu. Z dziejów 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Studium historyczno-wojskowe".
Wspomnienia ułana z 1863 roku – powieść Walerego Przyborowskiego z 1874 roku
Wśród kilku powieści historycznych Walerego Przyborowskiego, wydanych przez Rytm, na szczególną uwagę, w 150. rocznicę powstania styczniowego, zasługują "Wspomnienia ułana z 1863 roku".
Walery Przyborowski, publikujący swoje powieści pod pseudonimem Zygmunt Lucjan Sulima, urodził się 27 listopada 1845 w Domaszowicach koło Kielc, a zmarł 13 marca 1913 w Warszawie. Był pisarzem i historykiem. Członkiem Kościoła luterańskiego. Walczył w powstaniu styczniowym, za co przez wiele miesięcy był więziony przez Rosjan. Studiował na Wydziale Filozoficzno-Historycznym w warszawskiej Szkole Głównej. Pisywał do wielu czasopism, był nauczycielem. Opublikował kilka ważnych prac historycznych o powstaniu styczniowym – "Historja dwóch lat 1861/62", "Ostatnie chwile powstania styczniowego", "Dzieje 1863 roku".
Popularność zdobył patriotycznymi powieściami historycznymi dla młodych czytelników. Pierwszą były " Wspomnienia ułana z 1863 roku". Kolejnymi: "Bitwa pod Raszynem", "Włościanie u nas i gdzie indziej", "Chrobry", "Król Krak i królewna Wanda", "Lelum-Polelum", "Myszy króla Popiela", "Szwoleżer Stach", "Historya Franka i Frankistów", "Na San Domingo", "Szwedzi w Warszawie", "Upiory", "Noc styczniowa", "Aryanie: powieść historyczna z XVII wieku", "Rycerz bez skazy i trwogi".
"Wspomnienia ułana z 1863" ukazują szlak bojowy kilku oddziałów powstańczych. W swej powieści Przyborowski przybliża czytelnikom przyczyny upadku powstania. Powieść nie jest cukierkową hagiografią. Autor ukazał w niej również niezbyt chlubne zachowania niektórych przywódców i bohaterów powstania.
Jan Bodakowski
Warto przeczytać
Bandera
Nakładem wydawnictwa Demart ukazała się biografia Stepana Bandery "Bandera. Terrorysta z Galicji" pióra Wiesława Romanowskiego.
Stepan Bandera urodził się 1 stycznia 1909 we wsi Uhrynów Stary. Jego ojciec był księdzem obrządku greckokatolickiego. Dziadek ze strony matki też był księdzem obrządku greckokatolickiego. Jego cała rodzina stała się w trakcie II wojny światowej i po niej ofiarami terroru nazistowskiego lub sowieckiego. W II RP Bandera ukończył Wydział Rolniczo-Lasowy Politechniki Lwowskiej. Od końca lat dwudziestych działał w Ukraińskiej Organizacji Wojskowej i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. W 1933 został szefem OUN na Ukrainie.
Podobnie jak wszyscy Ukraińcy na terenach włączonych do Polski uznawał Polaków za okupantów. Celem Bandery była niepodległa Ukraina. Narodowy radykalizm Bandery zakładał, że nacjonaliści są elitą narodu ukraińskiego, odrzucał skompromitowane kolaboracją i klęskami stare partie, odrzucał marksizm i pozytywizm, czyn stawiał ponad idee, pragmatycznie wyzwalał się z ograniczeń etyki, sławił militaryzm. Radykalizm Ukraińców wywoływała polityka sanacji Piłsudskiego – rekwizycje, pacyfikacje, przemoc wojska wobec chłopów.
Aresztowany w 1934 Bandera został skazany w 1936 na karę śmierci – amnestia zmieniła wyrok na dożywocie, za udział w zabójstwie ministra Bronisława Pierackiego. Proces stał się dla Bandery okazją do demonstracji swojego patriotyzmu. Karę odbywał w więzieniu na Świętym Krzyżu. Po wybuchu wojny więźniowie zostali przeniesieni do Brześcia i tam zwolnieni. Po krótkim pobycie w sowieckim Lwowie, ewakuował się do okupowanego przez Niemców Krakowa. W 1940 nastąpił rozłam w OUN na frakcje Bandery i frakcje Andrija Melnyka. W 1941 banderowcy powołali do życia rząd niepodległej Ukrainy, w odwecie Niemcy aresztowali Banderę i jego towarzyszy. Bandera trafił najpierw do więzienia, a potem do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen i Auschwitz. Niemcy zwolnili go z obozu we wrześniu 1944 roku.
Po wojnie chroniony przez zachodnioniemieckie służby specjalne Bandera mieszkał w Monachium jako Stefan Popiel. W RFN terroryzował innych ukraińskich emigrantów, współpracował z brytyjskim i włoskim wywiadem, wydawał antyamerykańskie czasopismo ukraińskich nacjonalistów. 15 października 1959 Banderę zamordował agent KGB.
Dziś Bandera jest dla wielu Ukraińców symbolem bezkompromisowej walki o wyzwolenie Ukrainy spod sowieckiej okupacji. Walka UPA z Sowietami była tak bolesna dla ZSRS, że przez dziesięciolecia banderowcy w sowieckiej propagandzie odgrywali rolę największych wrogów komunizmu w ZSRR. Legendę Bandery ugruntowuje też jego bezkompromisowa postawa w czasie procesu w II RP i konflikt banderowców z nazistami – za co Bandera zapłacił pobytem w nazistowskich obozach koncentracyjnych. Ta ukraińska fascynacja Banderą nie jest zrozumiała dla Polaków, którym Bandera kojarzy się z bestialskim wymordowaniem przez ukraińskich nacjonalistów kilkudziesięciu tysięcy Polaków.
•••
Operacje wywiadu Marynarki Wojennej RP w świecie fantasy
Z racji przynależności do biedoty nie stać mnie, by być na bieżąco z kulturą i pop kulturą. Dlatego też od kilku lat omijała mnie przyjemność płynąca z lektury polskiej fantastyki. Ostatnio jednak miałem niewątpliwą satysfakcje z przeczytania 712 stron najnowszej powieści Andrzeja Ziemiańskiego "Pomnik Cesarzowej Achai t.2".
O niezwykle dobrym rzemiośle Ziemiańskiego świadczy to, że jest to piąta z cyklu powieści rozgrywających się w świecie Achai. Czterech poprzednich nie znałem. Mimo to nie czułem się zagubiony w trakcie lektury. Krok po kroku, odnajdywałem kolejne kawałki układanki tworzącej bardzo interesujący scenariusz. Pomimo 712 stron powieści nie czułem się zmęczony lekturą. Wartka akcja nie pozwalała mi na oderwanie się od intrygi i bohaterów. Szczególnie zainteresował mnie niezwykły w fantasy wątek dotyczący Polaków.
Świat, w którym rozgrywa się akcja powieści, jest taką renesansową wersją świata na miarę seriali "Herkules" czy "Xena". Jest to świat ludzi, ale świat równoległy. Są dzielne walczące kobiety, intrygi, spiski, cesarstwo. I wszystko byłoby zgodne z konwencją, gdyby nagle do portu jednego z nadmorskich miast nie wpłynął niezwykle nowoczesny i luksusowy pełnomorski jacht Marynarki Wojennej Polski. Polacy przybywają do cesarstwa z misją rozpoznawczą. Ich przybycie w swoich intrygach stara się wykorzystać szef cywilnego wywiadu cesarstwa. Jego konkurentami w walce o polityczną dominację są wojskowe Siły Specjalne. Okazuje się też, że imperialną politykę Polski wobec cesarstwa do swoich tajemniczych celów wykorzystuje środowisko, które niedawno pojawiło się w Polsce i zapewniło niezwykłą rewolucje naukowo-techniczną.
"Pomnik Cesarzowej Achai t. 2" to nie tylko wciągająca powieść przygodowa, pełna barwnych postaci, ujmująca niezwykłą obecnością Polaków. To też bardzo dobrze napisana politycznie niepoprawna powieść o kulisach polityki, imperializmie, instrumentalnym wykorzystywaniu ludzi, nieliczeniu się z interesami tubylców, aspiracji do wolności. Beletrystyka bliska tradycji polskiej fantastyki socjologicznej.
•••
Komuniści przeciw religii po 1944 roku
Nakładem wydawnictwa WAM ukazała się praca zbiorowa "Represje wobec Kościoła w krajach bloku wschodniego. Komuniści przeciw religii po 1944 roku".
Po drugiej wojnie światowej Europa Środkowa i Wschodnia znalazły się pod sowiecką okupacją. Część krajów, takich jak Litwa, Łotwa i Estonia, formalnie przyłączono do ZSRS, część, tak jak Polska czy Węgry, formalnie zachowały odrębność, a faktycznie stały się koloniami Sowietów. Miliony Europejczyków stały się też ofiarami deportacji.
Sama Rosja zniewolona przez komunistów, przemieniła się ziemię głodu i cierpień. Niewyobrażalna bieda i zapaść cywilizacyjna zawitała do tego żyznego i bogatego kraju. Każdy dzień był naznaczony terrorem komunistycznej władzy. Co gorsza komuniści nie tylko narzucili Rosjanom życie w nędzy, ale też systematycznie ich demoralizowali. Zniszczono podstawowe dla państwa instytucje: rodzinę i religię. Komuniści z satanistyczną nienawiścią niszczyli wszelkie przejawy wiary w Boga. Mordowali duchownych i świeckich, niszczyli kościoły i wszelkie przedmioty liturgiczne.
Przejściowa liberalizacja stosunku komunistów w ZSRS miała miejsce w czasie największego zagrożenia dla Sowietów ze strony Niemiec. Komuniści, by zyskać poparcie społeczne, zwolnili część duchownych z łagrów. Pozorny liberalizm skończył się wraz z przegraną Niemiec.
W nowych koloniach sowieckich wraz z eksterminacją opozycji rozpoczęły się prześladowania kościoła. Narody doświadczone przez nazizm – obozami koncentracyjnymi, wywózkami na roboty przymusowe do Niemiec, zinstytucjonalizowaną kradzieżą zwaną kontyngentami, eksterminacją z pobudek rasowych i eugenicznych, działaniami wojennymi – rozpoczęły okres ponownych cierpień.
Dla komunistów Kościół katolicki był głównym przeciwnikiem. Jedyną realnie istniejącą opozycją. Wrogiem głoszącym niematerialistyczną wizję rzeczywistości. Celem komunistów było uniemożliwienie ewangelizacji. Komuniści olbrzymie pieniądze przeznaczali na propagandę i demoralizację, uniemożliwiali rodzicom wychowywanie dzieci zgodnie z przekonaniami religijnymi, zabraniali budowy kościołów i obecności katolicyzmu w życiu społecznym.
Modele represji były różne. Wszędzie komuniści do niszczenia społeczeństwa wykorzystywali: media, aparat represji, instytucje państwowe, ingerencję we wszystkie dziedziny życia, monopol w gospodarce, edukacji i kulturze. Kościół miał do dyspozycji tylko kapłanów i ich kazania, dodatkowo ograniczane systematycznymi represjami.
Kościół był infiltrowany i niszczony od wewnątrz przez komunistyczną bezpiekę. Przetrwał tylko dzięki heroicznej walce swoich duchownych. Praca "Represje wobec Kościoła w krajach bloku wschodniego. Komuniści przeciw religii po 1944 roku" ukazuje sytuację Kościoła w okupowanej przez komunistów: na Słowacji, Ukrainie, Litwie, w Polsce i Czechach.
Historycy ze słowackiego IPN opisali terror komunistów w Czechosłowacji. Ondrej Podolec "Czechosłowackie ustawodawstwo kościelne z 1949 r. i jego stosowanie w praktyce", a Ivan A. Petranský "Represje wobec Kościoła katolickiego na Słowacji (1944–1948)". Temat ten poruszyli też historycy z Uniwersytetu Preszowskiego Jaroslav Coranič w artykule "Represje czechosłowackiego aparatu bezpieczęństwa wobec greckokatolickich wspólnot zakonnych w 1950 roku", i Peter Borza "Represje wobec duchownych na przykładzie bł. bp. Vasila Hopki".
Kamil Kardis opisał "Prześladowanie Kościoła na Litwie w latach 1945–1949", a historyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Włodzimierz Osadczy reakcje ukraińskiego Kościoła katolickiego wobec sowieckich prześladowań.
Ksiądz Józef Puciłowski w swoim artykule "Narada zaniepokojenia organów wyznaniowych w 1959" przybliżył czytelnikom na podstawie dokumentów bezpieki z Węgier współpracę komunistycznych bezpiek z Czechosłowacji, PRL i Węgier, w zwalczaniu Kościoła katolickiego.
Historyk z UKSW Maciej Smoliński w swoim artykule "Sylwetka bp. Zygmunta Choromańskiego w dokumentach organów bezpieczeństwa PRL" przybliżył czytelnikom na przykładzie jednego z biskupów wrogą działalność bezpieki wobec hierarchii katolickiej. Podobnego tematu dotyczy artykuł historyka z krakowskiego IPN Józefa Mareckiego "Kwestionariusz personalny z Teczki Ewidencji Operacyjnej na Biskupa". Pierwszym dokumentem jest to opracowanie MSW z 1958 roku, które miało na celu rozszerzenie prześladowań Kościoła katolickiego. Drugi to sprawozdanie z komendy powiatowej MO z 1959 roku z prześladowań katolików. Trzeci to rozpracowanie z 1955 na potrzeby Urzędu do spraw Wyznań działalności krakowskich księży.
Jan Bodakowski – prawy.pl
Świat według Korwina i inne pozycje
Świat według Korwina
Nakładem 3S Media, wydawcy "Najwyższego Czasu", ukazał się wybór 111 artykułów Janusza Korwin-Mikkego spośród 2000 opublikowanych przez 22 lata w "Najwyższym Czasie". Najnowszy zbiór publicystyki Korwina zatytułowany jest "Świat według Korwina. Najlepsze teksty".
Janusz Ryszard Korwin-Mikke urodził się pod koniec 1942 roku. Po maturze w 1959 roku rozpoczął studia na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego, a potem na Wydziale Filozofii. Pierwszy raz aresztowany za kolportaż listu 34 w kwietniu 1964. Drugi raz aresztowany w marcu 1968 za udział w protestach studenckich. W 1969 roku uzyskał tytuł magistra filozofii. Od 1969 do 1974 pracował jako naukowiec w Instytucie Transportu Samochodowego i UW. Po zwolnieniu zarabiał na życie grą w brydża i pisaniem podręczników dla brydżystów.
Od 1962 do 1982 był działaczem Stronnictwa Demokratycznego. Działał też w Związku Młodzieży Socjalistycznej. Od 1978 jako Oficyna Liberałów wydał 25 nielegalnych książek i broszur. Był też organizatorem nielegalnego seminarium promującego klasyczny liberalizm. Doradzał NSZZ Rzemieślników Indywidualnych "Solidarność". Brał udział w I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ "Solidarność". W SD propagował wolny rynek i nawoływał do likwidacji socjalizmu w PRL. Zatrzymany w marcu 1982 za kolportaż nielegalnych wydawnictwa, trafił do ośrodka internowanych, gdzie poznał Stanisława Michalkiewicza.
Zwolniony podpisał lojalkę i lekceważąc ją, kontynuował wydawanie nielegalnych książek wolnorynkowych. W roku 1984 usiłował założyć Partię Liberałów "Prawica". Od 1986 wydawał "Stańczyka". W 1987 powołał do życia Ruchu Polityki Realnej. Od 1988 był członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie.
W 1990 rozpoczął wydawanie "Najwyższego Czasu". Był jego właścicielem do 2007 roku. Był posłem na Sejm I kadencji. Sukcesem było przyjęcie przez Sejm uchwały lustracyjnej jego autorstwa.
W PRL publikował w wielu nielegalnych i legalnych czasopismach. Wśród legalnych były "Student", "Konfrontacje" PAX, "Polityka", "Kultura", "Tygodnik Kulturalny", "Problemy", "Życie Literackie", "Tygodnik Demokratyczny", "Tygodnik Powszechny", "Literatura na Świecie". W III RP w: "Ład", "Brulion", "Wprost", "Młoda Polska", "Przegląd Tygodniowy", "Stańczyk", "Nie" oraz "Tygodnik Demokratyczny". Obecnie publikuje w: "Najwyższym Czasie", "Uważam Rze" "Angorze", "Dzienniku Polskim", "Super Expressie" i wielu innych.
Korwin pozostawił po sobie zgliszcza kilku partii: Unii Polityki Realnej, Platformy Janusza Korwin-Mikke, Wolności i Praworządności, UPR-WiP która przekształciła się w Kongres Nowej Prawicy. Doprowadził swoje partie do wielu klęsk wyborczych: UPR w 1993 3,2 proc. – tylko dwa razy pozwolił swojej partii startować pod rozpoznawalnym szyldem w wyborach parlamentarnych. Spektakularną klęską był start w 2004 UPR do Parlamentu Europejskiego (1,87 proc.) i w 2008 (1,1 proc.). Sam przegrywał wielokrotnie – w 1990, gdy nie zdołał zarejestrować swojej kandydatury na prezydenta, w wyborach prezydenckich 1995 (2,4 proc.), 2000 (1,43 proc.), 2005 (1,43 proc.), 2010 (2,48 proc.). Przegrał też w dwukrotnie w wyborach uzupełniających do Senatu, raz wybory do Senatu, dwukrotnie na prezydenta Warszawy w 2006 (2,26 proc.) i 2010 (3,9 proc.), raz do sejmiku mazowieckiego i raz w przedterminowych wyborach do sejmiku podlaskiego. Udało mu się ukryć start UPR i doprowadzić do klęsk w wyborach, startując pod dziwnymi szyldami. W 1997 roku jako Unia Prawicy Rzeczypospolitej (2,1 proc.). W 2001 z list PO bez jakichkolwiek efektów. W 2005 jako Platformy JKM (1,57 proc.). W 2007 jako Liga Prawicy Rzeczypospolitej (1,3 proc.). Ostatnim sukcesem Korwina było niezarejestrowanie swojej partii we wszystkich okręgach w wyborach parlamentarnych 2011 (1,06 proc.).
W tomie "Świat według Korwina" przedstawia swoje poglądy w sprawie: aborcji, antysemityzmu, bezrobocia, demoralizacji, eutanazji, feminizmu, sodomitów, islamu, kapitalizmu, masonerii, monarchii, socjalizmu, polityki społecznej i wielu innych.
Czytając felietony Korwina, można odnieść wrażenie, że jest to polityk wykorzeniony z katolicyzmu, prawicowości, polskości, wierzący tylko w korwinizm mikkizm – autorską filozofię polityczną, na którą składają się poglądy Janusza Korwin-Mikkego i tylko jego. Między korwinizmem mikkizmem a myślą prawicową są pewne zbieżne punkty, odmienne są jednak uzasadnienia wyznawanych poglądów. Korwin przekonany jest, że jego poglądy są najsłuszniejsze. Przekonany jest, że głosi on lepszą prawdę niż ułomny katolicyzm, niż jakaś zastana kultura i tożsamość. Korwin jest jak prorok nowej religii rewolucyjnie lepszej niż wszystko, co było.
Problem z Korwinem polega na tym, że na tle obecnej sceny politycznej wypada on doskonale. Jest to jednak tylko złudne wrażenie wywołane miernotą tła. Każdy po chwilowym zachwycie nad Korwinem, coraz bardziej zakorzeniając się w cywilizacji zachodniej, z bólem konstatuje niedoskonałość Korwina, jego destruktywny egocentryzm, wykorzenienie. Powrót do lektury felietonów Korwina to bolesny powrót do własnych złudzeń i zawiedzionych nadziei. Do świadomości tego, jak bardzo Polska potrzebowała programu.
•••
Naukowa argumentacja za istnieniem duszy
Wydawnictwo WAM księży jezuitów zapewniło katolikom kolejną porcję amunicji do walki z plugawymi hordami sekty ateuszy. Tym razem jest to książka kanadyjskich naukowców Denyse'a O'Leary'ego i Mario Beauregarda "Duchowy mózg. Neuronaukowa argumentacja za istnieniem duszy". Inspiracją do napisania książki były badania przeprowadzone na uniwersytecie w Montrealu nad przeżyciami duchowymi karmelitanek. Badania przeprowadziło dwu kanadyjskich naukowców, którzy chcieli zweryfikować tezy propagowane przez wyznających materializm neurologów – których zdaniem, przeżycia duchowe są złudzeniem wywołanym uszkodzeniem kory mózgowej. Zdaniem wyznających materializm badaczy, rzeczywisty jest tylko świat fizyczny, a uczucia i myśli są tylko owocem zjawisk fizycznych. Naukowcy przeprowadzający badania na siostrach karmelitankach byli wolni od tych materialistycznych zabobonów. Uznawali, że doświadczenia duchowe są realnym kontaktem z rzeczywistymi bytami. Naukowców interesowało, jak pracuje mózg osób mających takie doświadczenia.
Badania naukowców dowiodły, że istnieją zjawiska, które są opisywane przez mistyków. Osoba w takich stanach ma realny kontakt z rzeczywistością niedostępną poza tymi stanami. Doświadczenia wykazały też, że nie można zewnętrzną ingerencją człowieka w mózgu wywołać stanów mistycznych.
Wyznający materializm naukowcy głoszą, że umysł "jest zwykłą iluzją wynikającą z działania mózgu". W toku badań naukowcy udowodnili, że nie da się wytłumaczyć realnej pracy umysłu tylko jako wyniku reakcji biochemicznych w mózgu. Tym samym obalono przesądy materialistów, że nie ma ani wolnej woli, ani Boga, a rodzaj ludzki i jego dokonania są tylko wypadkową zjawiska ewolucji.
Zdaniem autorów książki, mózg to organ umożliwiający relacje umysłu z światem zewnętrznym. Niestety, materialistyczne przesądy nie pozwalają wielu naukowcom na przyjęcie do wiadomości wyników badań sprzecznych z materialistycznymi dogmatami. Czytelnicy znajdą tu wiele naukowych dowodów na sprzeczność z rzeczywistością materialistycznych dogmatów. Materialistycznych dogmatów które uniemożliwiają rozwój nauki, zniewalają część naukowców w sekciarskim fanatyzmie materializmu.
Korzyścią z odrzucenia materialistycznych zabobonów w leczeniu zaburzeń psychicznych jest skuteczna praktyka leczenia zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych: kontroli natrętnych smutnych myśli, uzależnień od pornografii, przezwyciężania fobii. Pacjenci, wykorzystując swoją wolną wolę, mogą korygować zaburzenia pracy mózgu.
Materialistyczne zabobony nie dały odpowiedzi, ani nie rokują dania odpowiedzi na niezwykle ciekawe zjawiska opisane na kartach publikacji: mechanizm zjawisk parapsychicznych, doświadczeń z pogranicza śmierci i efektu placebo. W obliczu klęski swoich zabobonów sekta ateistów rozpoczęła bezpardonowy atak mający na celu rozpropagowanie ateizmu. W licznych publikacjach propagujących ateizm nie znalazły się żadne nowe tezy, wszystko było kolejną odsłoną bredni z XVIII wieku.
Autorzy poruszyli trzy ważne kwestie. Pierwszą ukazującą bogatą i żywą tradycję naukową niematerialistycznego podejścia do badań ludzkiego mózgu. Drugą ukazującą skuteczność terapii wolnych od materialistycznych zabobonów. Trzecią ukazującą realność doświadczeń duchowych.
W kolejnych rozdziałach swojej pracy Denyse O'Leary i Mario Beauregard przybliżyli polskiemu czytelnikowi: relacje nauki i wiary, biologiczne uwarunkowania do wiary w Boga, neurologiczną budowę mózgu, budowę ośrodków mózgu odpowiedzialnych za przeżycia duchowe, próby sztucznego wywoływania w mózgu przeżyć religijnych, różnice między umysłem a mózgiem, niematerialistyczną naukę o mózgu. W "Duchowym mózgu" poruszono też kwestie: mechanizmu zmiany życia pod wpływem doświadczeń religijnych, duchowych i mistycznych, badania nad pracą mózgu zakonnic w stanie medytacji, relacji mózgu a istoty Boga.
Jan Bodakowski
Tekst na ten temat ukazał się pierwotnie na portalu Prawy.pl
nasze typy
Michalkiewicz o Żydach
Stanisław Michalkiewicz jest jednym z najbardziej znienawidzonych przez Żydów polskich publicystów. Nie bez racji. Raz po raz, z ogromnym humorem i talentem literackim, w swoich felietonach Michalkiewicz udowadnia, że są w relacjach Polaków z Żydami rachunki krzywd, których filosemicka dłoń nie przekreśli.
Nakładem wydawnictwa von Borowiecky ukazał się kolejny zbiór felietonów Michalkiewicza. Tematem przewodnim "Herrenvolk po żydowsku" są Żydzi. Felietony Michalkiewicza poprzedza kalendarium stosunków Polaków z Żydami w latach 1981–2011, zajmuje ono 50 z 269 stron publikacji. Z kart kalendarium czytelnicy dowiedzą się o bliskiej współpracy Jaruzelskiego z Żydami od czasów stanu wojennego, antypolskiej kampanii nienawiści wobec Polski i Polaków rozkręcanej pod koniec lat osiemdziesiątych przez "Tygodnik Powszechny", lojalności rządów po transformacji ustrojowej wobec interesów żydowskich, szerzeniu nienawiści do Polski i Polaków przez środowisko "Gazety Wyborczej", przekazaniu majątku wartego 10.000.000.000 dolarów z budżetu państwa gminom żydowskim, żądaniach amerykańskich Żydów chcących przejąć majątek Polaków wart 65.000.000.000 dolarów, niedopuszczeniu przez Lecha Kaczyńskiego do przeprowadzenia ekshumacji w Jedwabnem, co pozwoliło chronić kłamstwa Grossa, filosemityzmie Marka Jurka i Lecha Kaczyńskiego, prożydowskiej polityce PiS.
W tekstach swoich felietonów Michalkiewicz nieustannie przypominał o realiach relacji Polaków z Żydami, walce Żydów z odrodzeniem niepodległej Polski w 1918 roku, badaniach księży Trzeciaka, Pranajtisa i Kruszyńskiego nad Talmudem, żydokomunie, realizmie Zofii Kossak wobec zagrożenia żydowskiego, udziale Żydów w zbrodniach komunistycznych, nadreprezentacji Żydów w komunistycznym aparacie terroru, odpowiedzialności komunistów za pogrom kielecki, prześladowaniu kardynała Kaczmarka przez komunistów za jego szczerość w mówieniu o udziale Żydów w komunistycznych zbrodniach – i udziale Tadeusza Mazowieckiego w prześladowaniu kardynała, odpowiedzialności emigrantów marcowych za zbrodnie stalinowskie, prześladowaniu historyków piszących o realiach relacji Polaków z Żydami – Jerzego Roberta Nowaka i Dariusza Ratajczaka, atakach Żydów i filosemitów na Radio Maryja, filosemityzmie PiS, szkodliwej dla Polski i Polaków działalności Adama Michnika i Jana Tomasza Grossa, uzależnieniu USA od Żydów, nazistowskiej polityce Izraela wobec narodu palestyńskiego, żydowskiej kampanii obwiniania Polaków o holokaust czy destruktywnej roli "Gazety Wyborczej" szerzącej wśród Polaków poczucie winy z powodu rzekomego antysemityzmu i narzucającej swoistą cenzurę polskiej debacie publicznej.
Felietony Michalkiewicza są też źródłem sentencji, które na trwałe zadomowiły się we współczesnej polszczyźnie. To z Michalkiewicza pochodzi definicja "Gazety Wyborczej" jako "żydowskiej gazety dla Polaków", "pełniącego w Polsce obowiązki Stalina red. Adama Michnika", czy antysemityzmu – "antysemitą jest każdy, kogo nie lubią Żydzi". Komentując dzień judaizmu w Kościele katolickim i jego hasło przewodnie, "kto spotyka Jezusa Chrystusa, spotyka też judaizm", Michalkiewicz stwierdził, że "sam Jezus Chrystus też spotkał judaizm i, jak wiadomo, tego spotkania nie przeżył". Opisując "Gazetę Wyborczą", Michalkiewicz stwierdził, że "w środowisku »Gazety Wyborczej« dominują stalinowcy w pierwszym, drugim, a nawet trzecim pokoleniu". Pisząc o emigrantach marcowych, stwierdził, że marcowa "emigracja, szacowana na 16 tys. osób, obejmowała w większości dawnych komunistycznych funkcjonariuszy, często zbrodniarzy". Zdaniem Michalkiewicza, Żydzi "Kościoła katolickiego od dwudziestu wieków nienawidzą" – przejawem tej nienawiści jest nienawiść Żydów do lefebrystów.
•••
Cecylka Knedelek, nowa niefeministyczna lektura dla małych dziewczynek
Nakładem wydawnictwa Jedność ukazały się dwie książeczki z przygodami Cecylki Knedelek. Ich autorką jest Joanna Krzyżanek, ilustracje są dziełem Zenona Wiewiurka.
W "Cecylka Knedelek i ulica Naleśnikowa" mali czytelnicy poznają Cecylkę Knedelek i jej rodzinne miasto. Cecylka, głucha na feministyczną propagandę, spełnia się, robiąc naleśniki, podobnie też czynią i jej koleżanki. Każdy robi naleśniki na swój własny sposób. Zamiast w manifę, grupa rówieśnicza Cecylki angażuje się w konkurs na najsmaczniejszy naleśnik. W smażeniu naleśników bierze też udział gęś Waleria, niestety jej smakołyki zostają zrabowane przez mrówki nie znające szacunku dla własności prywatnej.
Wstrząsającą historię o naleśnikach uzupełniają liczne dokładne i całkiem poważne przepisy na naleśniki przeznaczone dla ich mam albo starszych sióstr. Przepisy na: naleśniki z truskawkami, szpinakiem, szparagami, malinami, bananami, borówkami lub grzybami, owoce smażone w naleśnikowej panierce, naleśniki z równych rodzajów mąki i w różnych kształtach, gofry z ciasta naleśnikowego.
W "Cecylka Knedelek i kanapki z kanapy" wszyscy przyjaciele Cecylki dokonują ważnych zmian w swoim życiu: oddają za małe ubrania, postanawiają jeść szpinak, czy jak gąska Waleria iść do szkoły. Dramatyczną i pełną zaskakujących zwrotów akcję uzupełniają przepisy na kanapki – w różnych smakach i fantazyjnych kształtach, na zimno i na ciepło.
•••
Trójmiejska anarchistyczna kontrkultura lat osiemdziesiątych
Nakładem Narodowego Centrum Kultury ukazały się dwie pozycje autorstwa Pawła Konjo Konnaka. Jedną z nich jest wybór jego wierszy "Nikt nie odda się za zupę", a drugą jego autobiografia "Gangrena – mój punk rock song".
Zbiór poezji "Nikt nie odda się za zupę" zawiera współczesne wiersze Pawła Konjo Konnaka będące zapisem życia jego i innych przedstawicieli kultury, płciowości ludzkiej, III RP zakorzenionej w PRL. Brzydota i bezsens będące kontestacją konformizmu zawarty w tej poezji mógł być rewolucyjny w ostatniej dekadzie PRL. Dziś wiersze te są blade i zwyczajne wobec rzeczywistości, której ton nadaje estetyka narracji posła Grodzkiego.
"Gangrena – mój punk rock song" to prawie 500-stronicowy album formatu A4. Wspomnienia o życiu artystycznym trójmiejskiej anarchistycznej kontrkultury lat osiemdziesiątych są ważnym dokumentem epoki. Zilustrowane zdjęciami z epoki wspomnienia autora o PRL przybliżają czytelnikom: realia ekonomiczne PRL, pop kulturę Polski ludowej, scenę alternatywną, zjawisko muzyki disco, niedostępność koncertów, płyt i sprzętu odtwarzającego, skandalicznie kiepskie wykonanie urządzeń w PRL, absurdy propagandy sukcesu w latach siedemdziesiątych, gospodarkę niedoboru, kartki, kolejki, sprowadzane z zagranicy czasopisma porno, niezapomniane erotyczne momenty w pop kulturze PRL, dżinsy będące marzeniem każdego młodego człowieka w PRL, fascynacje Zachodem, lektury młodzieży, naturalną niechęć do PRL i komunizmu, beznadzieje życia codziennego. Czasy: liceum, karnawału solidarności, stanu wojennego, konspiracyjnych drukarni, uniwersytetu, rewolucji wideo, ruchu anarchistycznego, Totartu. Subkultury: poppersów, punków, nazi punków, hipisów, konformistów, dla których PRL był normą. Co ciekawe z narracji i ilustracji kolejny raz wynika że w historii Polski, nawet w historii polskich anarchistów i kontestatorów, kobiety jakiejkolwiek roli nie odgrywały.
Jan Bodakowski
Wojna i sezon [12]
Rozdział VII
HISTORIA GMATWA SIĘ
"Historia to rzecz zagmatwana" – powiedział wybitny pisarz polski i miał rację. Byliśmy obaj z Tadeuszem Irteńskim świadkami obu rewolucji rosyjskich 1917 roku: lutowej i październikowej. Przeczytaliśmy niezliczoną ilość druków poświęconych tym rewolucjom. Rachując oszczędnie, powiedziałbym, że przeczytaliśmy równowartość stu bitych tomów, czyli około 30 tysięcy stron, czyli około 11 milionów słów. Wśród przeczytanego materiału były i tzw. dzieła historyczne, i pamiętniki, i artykuły polemiczne. Nie czytaliśmy rzecz jasna opracowań sowieckich, bo co za sens czytać łgarstwa "uczonych", którzy nawet do genetyki i filologii podchodzą przyczepiwszy sobie brodę Marxa, wyskubaną notabene przez niedouczków bolszewickich. Lektura nasza trwa, bo w chwili, gdy piszę te słowa, kilku aktorów z wielkiej sceny współczesnej żyje jeszcze i skacze sobie do oczu. Polemiki między nimi dotyczą – ściśle mówiąc – nie "przyczyn" rewolucji, lecz kwestii, kto ponosi "odpowiedzialność" za rewolucję. Liczni jeszcze na emigracji monarchiści winią nie tylko rewolucjonistów, ale całą inteligencję rosyjską, oskarżając ją o podkopywanie historycznego "pionu" monarchicznego, na którym miał się trzymać porządek całego imperium.
Winią w szczególności Milukowa za to, że w listopadzie 1916 rzucił z trybuny dumskiej zapalne pytanie, które przewlekłym grzmotem potoczyło się po całym imperium: "Głupota czy zdrada?". Liberałowie i lewicowcy wskazują natomiast, że pion był już wtedy mocno nadgniły i że właśnie to gnicie pionu sprawiło, że wybuch rewolucji był nieunikniony.
Kwestia "winy" i "odpowiedzialności" za przewrót dziejowy jest rzecz jasna dość naiwnym postawieniem sprawy i można by było "przejść nad nią do porządku dziennego", gdyby nie to, że się ona łączy z zagadnieniem tzw. przyczyn. Co było przyczyną rewolucji? Wyżej w rozdziale I wskazałem, że prawdziwą datą wybuchu rewolucji był nie luty–marzec 1917 roku, lecz dzień 19 lipca starego stylu (1 sierpnia nowego stylu) 1914 roku. Gdyby nawet mój wybór daty uznać za dowolny, to jednak wszyscy chyba przyznamy, że właśnie w tym dniu zaczęły działać różne "czynniki", przedtem nieistniejące, niewidoczne lub uśpione.
A potem wszystko potoczyło się ku nieubłaganemu końcowi, nabierając powoli rozpędu: wysłanie na śmierć kadr zawodowych, a przede wszystkim kadr pułków gwardii, w ciągu pierwszych miesięcy wojny; rozbudowanie do potwornych rozmiarów i tuż przy froncie wszelkiego rodzaju "ziem-huzarstwa" – band rozleniwionych i z lenistwa albo zgrywających się w karty, albo politykujących; trzymanie w stolicy rozbałwanionych i rozagitowanych gwardyjskich batalionów zapasowych, z których każdy był ilościowo większy od pułku, a nieraz większy od dywizji; tradycyjna nienawiść sięgająca czasów Piotra I szeregowych marynarzy do oficerów marynarki; notoryczne niedołęstwo kwatery głównej i wielu generałów frontowych; skandaliczne braki zaopatrzenia wojska w broń i amunicję, co doprowadziło do klęsk 1915 roku; bezustanny, niezrozumiały, a więc irytujący kontredans na stanowiskach ministerialnych; bezpodstawne, lecz bardzo rozpowszechnione i znajdujące posłuch plotki, że cesarzowa jest germanofilką i że dąży do zawarcia odrębnego pokoju; coraz głośniejsze i coraz śmielsze szepty o "ciemnych siłach" i "zdradzie"; pogłoski o gotującym się przewrocie pałacowym z zamknięciem carycy w klasztorze; opozycja całej inteligencji rosyjskiej – od członków rodziny carskiej do socjalistów przeciwko rządom nieoficjalnej regentki-carowej; ogólne zmęczenie wojną...
Przytoczyłem kilka "przyczyn" nie tyle przykładowo, ile na chybił trafił. Pierwszy z brzegu historyk lub po prostu ktoś, kto tamte czasy pamięta lub nad nimi rozmyślał, może dorzucić kilka – kilkanaście – kilkadziesiąt – setkę – tysiąc dalszych przyczyn. Aż dojdziemy do tołstojowskiej "przyczyny wszystkich przyczyn". I wojna, i rewolucja wybuchły dlatego, że – wybuchły. A już na pewno nikt ich nie "organizował". Doszukiwanie się przez historyków jakichś "przyczyn" lub "winnych" jest rozrywką umysłową tyleż wartą, co rozwiązywanie krzyżówek. Byłaby to rozrywka równie niewinna, gdyby nie prowadziła do zamącania umysłów nielubiących myśleć lub niezdolnych do samodzielnego myślenia.
Nazajutrz po wybuchu rewolucji "lutowej" mówiono w Petersburgu, że baby stojące o świcie w kolejce po chleb zirytowały się i wywróciły wychodzący z remizy wagon tramwajowy. Dodać trzeba, że baby nie były głodne – głód rozpoczął się dopiero w osiem miesięcy później – były po prostu zmęczone i zirytowane. Wszyscy w Rosji byli wtedy zmęczeni i zirytowani. I dodać trzeba, że kraj i stolica miały olbrzymie zapasy mąki i innej żywności, ale władze nie umiały zorganizować zaopatrzenia. Historycy mają do rozwiązania dylemat: czy rewolucja wybuchła dlatego, że baby zirytowały się i wywróciły tramwaj, czy też baby zirytowały się i wywróciły tramwaj dlatego, że wybuchła rewolucja?
Na razie jesteśmy jeszcze w przededniu rewolucji. Nie tylko nie ma jej, ale nawet nie czuć jej w powietrzu. Ludzie krążą wprawdzie znudzeni, ale dwa i pół lata wojny mogą przecie każdego znudzić. W Kuchni studenckiej wszystko bez zmiany. Tyle że słynny befsztyk z przedniej polędwicy kosztuje już nie 30, lecz 32 kopiejki i że zjawiło się sporo studentów w mundurach.
Tłum w St. Petersburgu czeka na cara
Chleba w bród. Tramwaje dzwonią i krążą normalnie. Tadeusz z kolegami chodzi na "biega". A wieczorami odbywa się loteryjka u Wlidackiego i Pudłowskiego, albo tzw. "tani hazardzik" w chemin de fet. Partnerami są Toluś Rusiecki, Władek Krecz, Mietek Goryniewski, Wiktorek Korsak, Henio, Andrzej i Tak (Otton) Węcławowiczowie. Ci trzej ostatni w mundurach. Rudy nie gra, bo z reguły nie ma pieniędzy, a Sewerek Odyniec – bo go gra zanadto podnieca. Gdy nie ma "taniego hazardzika", Wiktorek siedzi cicho, przysłuchując się rozmowie kolegów. Po godzinie milczącego słuchania wstaje i mówi:
– Do widzenia. Wychodzę, bo rozmowa mnie męczy.
Odpowiada mu śmiech. Dopiero po upływie szeregu lat Tadeusz zrozumiał, ile mądrości było w powiedzeniu Wiktora. Czy istnieje bowiem coś bardziej męczącego, niż słuchanie cudzego monologu lub odczytu?
Sewerek też wstaje. Mówi, że idzie do państwa Tyszyńskich, u których zamierza pożyczyć trochę pieniędzy.
– Mam u nich nieograniczony kredyt – powiada.
– Co to znaczy: nieograniczony kredyt? – pyta Krecz.
– Do dziesięciu rubli.
Po wyjściu Sewerka reszta towarzystwa też się rozchodzi. Toluś i Tadeusz idą do Muzykalnej Dramy na "Fausta", gdzie partię Siebla śpiewa mężczyzna tenor, a Mefista – Mozżuchin, brat aktora filmowego. Mietek, Władek i inni idą do łaźni.
Pewnego wieczoru Tadeusz z Tolusiem poszli do teatru "Bouffe" na Fontance, gdzie w "Pięknej Helenie" występowała Wiktoria Kawecka. Partię swoją wykonywała po polsku. Nie tylko arie, ale i dialogi. Gdy na scenie zjawił się Parys, którego grał przystojny tenor p. Ksjendzowskij, i gdy Kawecka powiedziała: "Cóż to za piękny młodzieniec" – widownia aż się zatrzęsła od śmiechu. Chodzi o to, że "mładieniec" znaczy po rosyjsku "niemowlę" i że zapewne większość widzów uznała, że Kawecka powiedziała dowcip.
Poza operą, operetką i łaźnią było moc rozrywek. Teatrzyki na wzór "Troickiego teatru" lub "Kriwego zierkała" rosły jak grzyby po deszczu. Śpiewała w nich lekkie piosenki Iza Kremer. Sławę jej miał wkrótce zaćmić przyjeżdżający z Moskwy na gościnne występy Aleksander Wiertinski, debiutujący właśnie w stroju "smętnego Pierrota" piosenkami o papudze, która płakała po francusku, i o dziewczynie, którą kokaina ukrzyżowała na mokrych bulwarach moskiewskich. Był też kabaret "Letuczaja mysz" zwany popularnie "Letuczką", zwykły kafeszantan nic nie mający wspólnego z moskiewskim kabaretem o tej samej nazwie. W petersburskiej "Letuczce" można było dostać za drogie pieniądze likier o podejrzanym smaku w filiżankach kawowych. No i można było zawrzeć pożyteczne znajomości z dziewczynami lekkiego prowadzenia. Do "Letuczki" chodziło się po wygranej na "biegach".
Chodziło się też do eleganckiej restauracji "Pierwogo towariszczestwa oficjantow" na rogu Newskiego i Sadowej. Tam Tadeusz miał chwilę przelotnego wzruszenia rozpoznawszy w okazałej i wytwornej blondynie przy sąsiednim stoliku swój flirt miński sprzed dwóch i pół lat – Dikę Dietrichs – obecnie żonę jakiegoś dygnitarza petersburskiego.
W restauracji Donona łkały spazmatycznie skrzypce Cygana Gulesko. W teatrzykach śpiewano, a w restauracjach rzępolono pieśni "Cziornyje gusary", "Na ulice pyl podymaja", "Stieńka Razin", "Noczka tiomnaja". "Noczkę tiomną" – melodię pseudoludową, bardzo prymitywną i o głupich słowach – grajek-wirtuoz ozdabiał różnymi wariacjami i fioryturami. Tekst jej parodiowano (prywatnie) na przeróżne sposoby, np.:
Czem targujesz? Miełkiem risom. Czem bolejesz? Siflisom. Albo na sposób bardziej nieprzyzwoity: Siadiem, bratcy, Potołkujem, Czto nam dziełat’ S miagkim...
Ludzie zabijali nudę robieniem interesów. Bohdan Zalutyński, noszący epolety pułkownika z cyfrą wielkiej księżny Marii Pawłowny i pełniący funkcje zastępcy naczelnego pełnomocnika na front zachodni organizacji pozostających pod jej opieką, grał z powodzeniem na giełdzie. Praca w organizacji, którą nazywał "gwardią sanitarną", nie bardzo go absorbowała.
Dostał się do tej "gwardii" i otrzymał w niej wysokie stanowisko i rangę pułkownika, bo ofiarował na rzecz tej instytucji 15 tysięcy rubli. Był w przyjaznych stosunkach z szefem, z kolegami, a przede wszystkim z samą wielką księżną, która go uważała za bufona, ale miała do niego słabość i przy spotkaniu protekcyjnie klepała po ramieniu. Miał czas nie tylko na grę na giełdzie, ale i na rozrywki. Polował na niedźwiedzie w guberni petersburskiej. Mimo krótkiego wzroku był świetnym strzelcem i ubił na barłogu szarżującą na niego olbrzymią niedźwiedzicę. Wypchaną niedźwiedzicę podziwiano w przedsionku hotelu "Astoria". Miała tam czekać końca wojny, by potem ozdabiać salon w rodzinnych Duchowlanach guberni grodzieńskiej. Vis maior sprawiła, że do Duchowlan nigdy nie dojechała i nikt dobrze nie wiedział ni wtenczas ni potem, co się z nią stało.
Poza tym Bodzio Zalutyński rozbijał się po Petersburgu na "lichaczu", tj. w dorożce zaprzężonej w rysaka. Razu pewnego po obfitym śniadaniu w Hotelu Francuskim pędził ulicą Morską na lichaczu. Już lichacz skręcał w boczną ulicę, gdy z tyłu najechał go i z lekka potrącił samochód. Oba pojazdy zatrzymały się. Bodzio wyskoczył z sanek i zaczął od ostatnich słów wymyślać szoferowi. Mimo imponującej figury Bodzia i mimo jego epoletów pułkownikowskich z cyfrą wielkoksiążęcą szofer nie tylko nie wykazał skruchy, lecz zaczął się hardo stawiać. Tego było za wiele. Bodzio zaczął ściągać rękawice, mając zamiar przystąpić do rękoczynów. W tej chwili jednak drzwiczki karetki samochodowej otwarły się i wyszedł z niej wysoki przystojny cywil w lutrowej czapce.
– Na jakiej zasadzie wymyśla pan memu szoferowi? – zapytał spokojnie.
– Bo ten bałwan najechał na mnie. Zresztą, co mam z panem gadać, jeżeli...
– Przepraszam – przerwał cywil – czy mogę wiedzieć, kim pan jest?
– Jestem zastępcą naczelnego pełnomocnika organizacji wielkiej księżny Marii Pawłowny na front zachodni, a pański szofer...
– Ach tak – znów przerwał cywil – niechże pan zakomunikuje wielkiej księżnie, że wielki książę Dmitrij Pawłowicz udzielił panu upomnienia.
To mówiąc, dotknął czapki, siadł z powrotem do samochodu i odjechał. (Interludium. A w Mohylowie, w "namiocie" naczelnego wodza, siedział – mityczny i mistyczny – z pięknymi szafirowymi oczami, ładnym przedziałkiem i niewielką bródką, dokładnie taki sam jak na milionach oleodruków rozsianych po miastach, miasteczkach i wsiach imperium – cesarz Wszechrosji, król polski i wielki książę finlandzki. Był fatalistą obojętnym na fermentujący w stolicy "gniew ludu", który był zresztą raczej doprowadzoną do stanu wrzenia irytacją inteligencji. A może o tym gniewie ludu nie wiedział. Chodził pilnie na nabożeństwa, jeździł na spacery, grał w kości, pracował, tj. wysłuchiwał raportów gen. Aleksiejewa i podpisywał papierki, jadał posiłki ze świtą, czarował wszystkich prostotą i uprzejmością. Hrabia Witte nazwał go w swych pamiętnikach najlepiej wychowanym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkał w życiu, dodając, że go z pradziadem Aleksandrem I łączyły dwie cechy – mistycyzm i przewrotność (kowarstwo). Ale – mówił dalej Witte – o ile Aleksander I był na swoje czasy jednym z najrozumniejszych ludzi epoki, o tyle inteligencja Mikołaja II była inteligencją gwardyjskiego pałkownika z dobrej rodziny. Był we wszystkim niewolniczo posłuszny żonie, która była niewolniczo posłuszna radom "świętego" starca Rasputina.
Można powiedzieć bez przesady, że wszystkie nominacje na ministrów carskich czasu wojny – a zmiany na stanowiskach ministerialnych odbywały się coraz częściej – były nominacjami z woli mużyka z podskubaną brodą i z magnetycznym spojrzeniem głęboko osadzonych "strasznych" oczu. W listach do męża carowa nazywała Rasputina "przyjacielem". Całowała go w rękę publicznie na oczach córek, dworu i wojsk. Przestrogi, które carowi do jednego ucha szeptali – narażając się na niełaskę i nienawiść carycy – wierni tronowi wrogowie "ciemnych sił", caryca wydmuchiwała mu przez drugie ucho. Wydmuchiwała listownie lub osobiście, często bowiem odwiedzała kwaterę główną w Mohylowie.
Kilka polecanych pozycji
Viktor Orban
Nakładem wydawnictwa Demart ukazała się książka Igora Jankego " Napastnik. Opowieść o Viktorze Orbánie". Igor Janke w swej pracy przybliża postać premiera Węgier i przywódcy węgierskiej partii Fidesz. Biografia Orbana prócz walorów informacyjnych, jest też wielce zajmującą lekturą.
Viktor Orban, przywódca Fideszu, urodził się w bardzo biednej wiejskiej rodzinie. Sam musiał zdobyć swoją dzisiejszą pozycje. Pomimo sukcesu Orban nie wyobcował się ze społeczeństwa. Ma żonę i pięcioro dzieci. Mieszka w swojej rodzinnej miejscowości. Przyjaźni się i spędza czas z kolegami z podwórka. Podziela masową fascynacje piłką nożną. Swoją przygodę z polityką rozpoczął w 1982 roku na studiach. W latach osiemdziesiątych szkoły wyższe cieszyły się na Węgrzech o wiele większym zakresem autonomii niż w innych krajach bloku, warto też wspomnieć, że na Węgrzech nie było oficjalnej instytucji cenzury.
W okresie transformacji ustrojowej ton węgierskiej opozycji nadawało centrowe Węgierskie Forum Ludowe i Związek Wolnych Demokratów, który zrzeszał nawróconych z komunizmu stalinistów pochodzenia żydowskiego. Układ ten zakłóciło powstanie niezwykle radykalnego i dobrze zorganizowanego ruchu studenckiego. W 1988 powstał Związek Młodych Demokratów, którego skrót układał się w słowo Fidesz. Członkami Fideszu mogli być tylko ludzie w wieku od 14 do 35 lat. Program Fideszu zakładał: gospodarkę wolnorynkową, oparcie ustroju na własności prywatnej, samorządność, pluralizm, demokrację, solidaryzm społeczny, suwerenność i ochronę mniejszości węgierskiej w sąsiednich krajach. Fidesz prowadził swoją działalność jawnie, co zaszokowało rządzących komunistów – upadek bloku komunistycznego zapewnił sukces drodze obranej przez Fidesz. W 1989 roku Viktor Orban stał się powszechnie znaną postacią, kiedy na pogrzebie ofiar sowieckiej interwencji z 1956 podczas oficjalnego przemówienia zażądał wycofania Armii Czerwonej z terenów Węgier i dekomunizacji życia politycznego republiki.
W 1990 roku, podczas pierwszych wolnych wyborów, Fidesz nie wtopił się w filosemicki Związek Wolnych Demokratów i samodzielnie zdobył 9 proc. poparcia i 22 mandaty. Pierwsza kadencja Fideszu był to czas, kiedy Fidesz był partią dość antyklerykalną. Antyklerykalizm był owocem zmian społecznych dokonanych za rządów komunistów. Komuniści Węgierscy prowadzili politykę skutecznej laicyzacji i demoralizacji społeczeństwa. Czas pierwszej kadencji był też okresem, kiedy Orbanowi udało się zdominować Fidesz.
W 1994 roku Fidesz poniósł spektakularną klęskę. Partia Orbana pozostała w parlamentarnej opozycji z nikłym poparciem 7 proc. Fidesz po klęsce rozpoczął integrację opozycji. Orban chętnie korzystał z wiedzy ekspertów, stworzył opozycyjny ośrodek analityczny, który przez kilka lat tworzył program dla Fideszu, pracowicie podróżował po kraju, zdobywając poparcie Węgrów. Wszystko to pozwoliło Fideszowi na przejęcie władzy w 1998 roku. Partia Orbana była doskonale przygotowana do realizacji swojego programu. Fidesz stworzył rząd koalicyjny z dwoma innymi partiami. Partia Orbana nie oddała władzy przed terminem swoim przeciwnikom, nie traktowała z pogardą swoich koalicjantów. Fidesz, będąc u władzy, wspierał drobnych przedsiębiorców, promował patriotyzm, edukował o zbrodniach komunistów, wspierał mniejszość węgierską za granicą.
Niestety, w 2002 roku Fidesz nie zdobył poparcia, by kontynuować swoje rządy. Władze przejęła koalicja postkomunistów i liberałów – często Żydów, którzy chcieli zdominować opozycję.
Klęska Fidesz w 2002 zmobilizowała Orbana do zmiany Fideszu, z partii kadrowej w partię masową, zakorzenioną społecznie. Orban wezwał Węgrów do tworzenia organizacji społecznych, i zapewnił tym niezależnym organizacjom wsparcie logistyczne. Na wezwanie Orbana odpowiedziały setki tysięcy Węgrów. Eksplodowała energia społeczna. Po dwu latach działalności Orban zaprosił działaczy tych organizacji do swojej partii. Dotychczasowi działacze Fideszu stali się w partii nieliczną mniejszością. Fidesz nieustannie angażował wyborców w swoje działania. Był w nieustannym kontakcie z elektoratem. Partia rozrosła się z 5000 do 40.000. Osiem lat ciężkiej pracy przyniosło w 2010 pełne zwycięstwo Fideszowi. Fidesz przeprowadził natychmiastowe i radykalne reformy. Obniżył podatki, PIT do 16 proc., CIT dla węgierskich przedsiębiorstw do 10 proc. Ograniczył biurokrację, zmniejszył liczbę ministerstw, ograniczył liczbę posłów i radnych samorządu terytorialnego, obciął wydatki na administrację, wprowadził nową konstytucje, zasiłki rodzinne. Obarczył podatkami zagraniczne korporacje obecne w energetyce, telekomunikacji, bankowości i ubezpieczeniach. Ograniczył kompetencje Trybunału Konstytucyjnego. Przyznał obywatelstwo węgierskie Węgrom mieszkającym poza macierzą. Zlikwidował przedawnienie zbrodni komunistycznych, usunął z sądownictwa część sędziów z czasów komunistycznych.
Tekst na ten temat ukazał się pierwotnie na portalu Prawy.pl http://www.prawy.pl/
•••
Maria Konopnicka – wiersze dla dzieci
Nakładem wydawnictwa Zysk ukazało się kilka zbiorów wierszy dla dzieci autorstwa Marii Konopnickiej.
Maria Wasiłowska urodziła się 23 maja 1842 w Suwałkach. Wychowywała się w bardzo patriotycznej i katolickiej rodzinie. Jej brat zginął w powstaniu styczniowym w czasie walk z rosyjskim zaborcą. W 1862 poślubiła Jarosława Konopnickiego. Małżeństwo miało ośmioro dzieci.
Po 15 latach małżeństwa rozstała się z mężem, mężczyzną atrakcyjnym, ale całkowicie nieodpowiedzialnym. Konopnicka zarabiała na utrzymanie swoje i swoich dzieci twórczością literacką i dawaniem korepetycji. Była bardzo aktywna w organizacjach patriotycznych i społecznych. Dziś jej związki z narodową demokracją są tematem tabu. Wielu mężczyzn darzyło ją gorącymi uczuciami. Zadebiutował w 1870 roku wierszem "Zimowy poranek", który opublikował dziennik "Kaliszanin". Pisała wiersze, nowele, publicystykę kulturalną, redagowała czasopisma. W 1908 roku opublikowała "Rotę". Był to jeden z wielu jej tekstów, którymi walczyła z germanizacją. Poetka zmarła 8 października 1910 we Lwowie. Jej pogrzeb stał się gigantyczną manifestacją patriotyczną. Wzięło w nim udział 50.000 osób.
Wiersze Konopnickiej są przepełnione patriotyzmem, katolicyzmem, zachwytem nad polską przyrodą, wrażliwością na los prostych ludzi. Wszystkie te tematy tworzą jedną współgrającą całość. Język poetki jest prosty, rytmiczny, pełen ciepła. Tradycja i życie codzienne obecne w jej poezji, zakorzenione są w domowej codzienności, w pozbawionej sztuczności ludowości. Tematami wierszy są zwyczaje ludowe, katolickie święta, przyroda, życie zwierząt, pory roku, codzienna praca, życie rolników, zabawy dzieci. Konopnicka ukazuje czytelnikom poetykę tkwiącą w codzienności, piękno ukryte w prozie życia.
Zbiór wierszy "Jak się macie, dzieci" zilustrowany został przez Wandę Piskorską.
Ilustratorką "A jak ja urosnę" jest Beata Horyńska.
Ilustracje Olgi Reszelskiej dopełniają dłuższy wierszowany utwór "Na jagody". Utwór, wykorzystując ulubione motywy autorki – przyrodę i codzienne życie, opowiada historię pełną magii i niezwykłych przygód.
"Stefek Burczymucha", pełna humoru historia małego mitomana, został zilustrowany przez Przemysława Liputa.
•••
Tygodnik posła z partii Palikota nawołuje do mordowania katolików
Wydawany już prawie od 13 lat tygodnik "Fakty i Mity" to pismo prawie w całości poświęcone obwinianiu Kościoła katolickiego o wszelakie zbrodnie. Gdyby głównym motywem pisma byli Żydzi, a nie katolicy, to niewątpliwie pismo to byłoby już dawno zlikwidowane.
Prócz szerzenia nienawiści do katolików, przypisywania katolikom odpowiedzialności za wszelkie zbrodnie – w szczególności za patologie seksualne, tygodnik ten publicznie i bezwstydnie nawołuje do mordowania katolików.
Jedną z ikon pisma jest rysunek granatu wojskowego podpisany hasłem "wrzuć na tacę". To jednoznaczne nawoływanie do terroryzmu jest niestety powszechnie akceptowane. Zapewne gdyby hasło zilustrowane granatem brzmiało "wrzuć w chałaty", media, prokuratura i politycy nie byliby tak tolerancyjni jak w wypadku "Faktów i Mitów". Do najnowszego wydania tygodnika dołączono właśnie takie nalepki zachęcające do zabijania katolików.
Od 2011 roku naczelny "Faktów i Mitów" Roman Kotliński jest posłem Ruchu Palikota. Urodził się w 1967 roku. Po maturze od 1986 r. był seminarzystą w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku i w Łodzi. W 1993 roku został magistrem teologii Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Był wikariuszem trzech parafiach diecezji łódzkiej.
W 1996 porzucił kapłaństwo. W 1997 opublikował we własnym wydawnictwie antyklerykalną autobiografię, której łączny nakład przekroczył 600.000 egzemplarzy. Kolejnym sukcesem wydawniczym okazał się antyklerykalny tygodnik. Roman Kotliński był działaczem SLD, założycielem Antyklerykalnej Partii Postępu Racja. Start z list Ruchu Palikota umożliwił mu zdobycie mandatu poselskiego w 2011 roku.
Zdaniem Instytut Pamięci Narodowej, Roman Kotliński był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie "Janusz".