Uwaga
  • The was a problem converting the source image.
  • There was a problem rendering your image gallery. Please make sure that the folder you are using in the Simple Image Gallery Pro plugin tags exists and contains valid image files. The plugin could not locate the folder: images/bratalberta

farolwebad1

A+ A A-

życie po skoku [13]

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

mariusz1Byłem w szoku. Co miałem odpisać?
"Witam, kurcze nie spodziewałem się takiej reakcji! Bałem się to napisać, bo myślałem, że mnie ochrzanicie, że próbuję wyłudzić od Was pieniądze, a ja nigdy bym tego nie zrobił, wolałbym umrzeć niż Was skłamać, w dodatku moich kibiców Wisełki. Jak przeczytałem wasze wpisy, to trochę głupio, ale aż się poryczałem ze wzruszenia, teraz wiem, że zrobiłem dobrze, że zwróciłem się do was. Ja jestem przy komputerze co dzień od 9–16, później już mnie nie ma, bo przekręcają mnie na plecy i tak leżę do rana, to moje gg 5436161, piszcie do mnie, będzie mi miło, zwłaszcza, że jesteście kibicami Wisełki. Lauda, nie mam możliwości oglądania meczów Wisełki, widziałem tylko mecze w TV jak graliśmy o puchar ekstraklasy, nie mogłem przeżyć tej porażki z Bełchatowem, a do dnia dzisiejszego nie mogę zapomnieć trzech porażek – pierwsza z Lazio 3-3 na wyjeździe, a u nas po golu Kuźby w pierwszych minutach byłem pewny, że ogramy ich z łatwością, ale przegraliśmy 1-2, ten Colto Portugalczyk nas załatwił; druga porażka to z Valarenga Oslo, mało zawału nie dostałem przy rzutach karnych, a trzecia porażka z Tbilisi, Jezu, gdyby nie kartka Baszczyńskiego to ogralibyśmy ich, chociaż ciężko tam się grało, ale Wisełka dla mnie jest i zawsze będzie Królową! I w sercu mym do śmierci pozostanie. Dziękuję Wam, że mi pomożecie, wlaliście w moje serce nadzieję i radość, dziękuję, mój dzisiejszy uśmiech zawdzięczam Wam".
I znów zaczęła się prawdziwa lawina pomocy: nowe pomysły, wpłaty na moje konto. Ania – fanka Wisły – urządziła na Allegro aukcję pamiątek klubu, z której dochód przeznaczono dla mnie. Sebastian, który gra w krakowskim klubie Pychowianka, zorganizował mecz charytatywny. Na oficjalnej stronie Wisły pojawił się artykuł o mnie. To wszystko nie było jednorazowym impulsem – ta pomoc wciąż trwa. Najbardziej zaskakiwali najmłodsi kibice i nigdy nie zapomnę tego, co pisali. Najlepiej będzie chyba, gdy zacytuję jeden z listów:
"Witaj, Mariusz, mam 13 lat i tak jak Ty jestem kibicem Wisełki, jak wiesz, do pracy jeszcze nie chodzę, ale wpłaciłem Ci na szczepionki moje kieszonkowe z tego miesiąca, Tobie jest bardziej potrzebne".
Inny młodziutki kibic napisał:
"Mariusz, nie mogę Cię wesprzeć finansowo, ale wysyłam Ci mój szalik, który wiele dla mnie znaczy, niech Ci przypomina, że kibice zawsze będą z Tobą".
Życzę każdemu, żeby mógł przeżyć to, co czułem, gdy czytałem te listy. Dostałem też dwie koszulki – jedna podpisana jest przez wszystkich członków drużyny. Nie miałem gdzie oglądać meczów Wisły, więc ich wyniki śledziłem w telegazecie. Gdy dowiedział się o tym Janek, który jest fotografem, zaczął mi przysyłać zdjęcia z meczów, a inni kibice zaczęli mnie zasypywać relacjami esemesowymi. Przed każdym meczem dostawałem esemesa: "witaj Mario jestem Michał i dziś ja poprowadzę dla Ciebie relacje z meczu z czego bardzo się cieszę". Ja odwdzięczyłem się napisaniem tekstu hymnu dla kibiców, który został odśpiewany podczas rozgrywek. Kiedy oni go śpiewali, zadzwonił do mnie Janek, a ja mogłem usłyszeć, co się dzieje na stadionie:
Wisła to potęga i każdy wie:
Wisła wygrywa każdy mecz!
Dla nas Wisełka to nasze życie,
Wierzymy w to, że zwyciężycie!
Wrażenie nie do opisania! Na Internecie i telefonach się nie skończyło, grupa kibiców Wisły przyjechała mnie odwiedzić.
Znów odżyłem, znów mogłem się uśmiechać, znów byłem szczęśliwy. Który raz z rzędu już to czytacie? Wiem, ktoś może pomyśleć, że nadużywam określeń "załamany" i "szczęśliwy" oraz ich synonimów. Takie jest jednak moje życie: z głębokiego załamania popadam w euforię, a stanów pośrednich prawie nie ma.

Czy świeci słońce, czy pada deszcz,
To jest nieważne, wygramy mecz!
Dzięki wspaniałym wiślakom udało się uzbierać pieniądze na szczepionkę. Dostałem też wsparcie finansowe od Emmy, którą poznałem przez sieć. Gdy zaczynało mi brakować pieniędzy na opłacenie abonamentu za Internet, mój dostawca – firma Algo, a dokładnie, jej właściciele: Łukasz i Paweł, po prostu umorzyli wszelkie opłaty, a do tego podarowali mi drukarkę. Mogłem też na nich liczyć, gdy zepsuł mi się laptop – to kolejni niezawodni przyjaciele.
Gdy przygotowano szczepionkę, trzeba było sprawdzić, czy nie jestem na nią uczulony. Gdyby okazało się, że nie mogę z niej skorzystać... Uczulenia jednak nie było. Myślałem, że szczepionki będą jak cudowny lek, ale fatalnie się po nich czułem: gorączka, dreszcze, brak sił. Asia zadzwoniła do producenta i zapytała, czy taka reakcja jest normalna. Odparli, że jest możliwa, ale jeśli objawy nie ustąpią, trzeba będzie przerwać szczepienie. Po piątej dawce skapitulowaliśmy, bo zaatakowała mnie kolejna infekcja. Po jej wyleczeniu antybiotykami wznowiłem przyjmowanie szczepionek i było nieco lepiej, ale przypałętała się kolejna infekcja. I tak na zmianę: szczepionki i antybiotyki. Mój organizm był tym wycieńczony – pojawiły się nawet kłopoty z sercem. Szczepionka ma zacząć działać za kilka miesięcy.
W tych trudnych chwilach mogłem liczyć na wsparcie, które płynęło przez Internet i telefon komórkowy: wiślacy, Emma, Danusia, Janek, Sylwia, Kamila... I cały czas była przy mnie Asia. Wiele radości sprawiła mi wizyta Emmy, która przyjechała ze swoją córką Kasią, kolegą Danielem i śliczną suczką Spinką. Pies wskoczył na moje łóżko i dopiero gdy się z nim pobawiłem, mogłem się zająć pozostałymi. Ich wizyta była czymś ekstra, podobnie jak późniejszy przyjazd Janka. Sfilmował on życzenia świąteczne, które złożyłem wiślakom. Okazało się potem, że sfilmował dużo więcej i że zmontował z tego film, który trafił na stronę mojego ukochanego klubu – to była prawdziwa bomba! Jakby tego było mało, zorganizował aukcję, na której zlicytowano na mój cel koszulkę jednej z byłych gwiazd Wisły.
Któryś z kibiców wpadł na pomysł jeszcze większej akcji: poradził, żebym poprosił znanych ludzi, aby przesłali rzeczy, które można zlicytować. Nie mogłem uwierzyć, ale dostałem między innymi statuetkę od Adama Małysza i obraz od Agnieszki Fitkau-Perepeczko, a moja koleżanka Marzenka podarowała oryginalną piłkę Liverpoolu. Ale jak zorganizować aukcję? Wszystkim zajęła się Luiza, która namówiła do udziału w tym przedsięwzięciu Radio Radom. Oboje baliśmy się, że aukcja nie wypali, ale cała impreza okazała się sukcesem. Najwięcej zysku przyniosła piłka Liverpoolu – nic dziwnego, był nią rozgrywany jeden z meczów z udziałem klubu. Radomianie pokazali, że mają wielkie serce i że chcą się dzielić z potrzebującymi.
Teraz mogę powiedzieć, że odnalazłem wreszcie właściwą drogę. Bo każdy z nas ma swoją własną, musi tylko na nią trafić. Los poddawał mnie próbom w ekstremalnych warunkach i długo nie umiałem się odnaleźć, ale wciąż walczyłem. Często przegrywałem i sam myślałem, że to już ostateczna kapitulacja, ale za każdym razem na nowo staję do walki. Czuję wsparcie Boga, rodziny i przyjaciół takich jak Asia. Nie boję się niczego, bo nic nie może mnie już zaskoczyć.

Pisane kciukiem
Nie w moim stylu staczać się w dół,
Nie po to kocham, by czuć wciąż ból.
Mam na imię Mariusz.
Do dnia wypadku moje życie było szczęśliwe i niczego mi nie brakowało. Gdy miałem dwadzieścia jeden lat, przekreśliłem je jednym skokiem.
Odzyskanie przytomności oznaczało wejście w koszmar, który niszczył ciało i duszę. Przechodziłem przez kolejne etapy: ślepa rozpacz, pragnienie samobójstwa, bunt, obwinianie całego świata za własne nieszczęścia. Tak musi być: najpierw trzeba wypłakać wszystkie łzy, nie ma innego wyjścia. Gdy człowiek w końcu oswoi się z konsekwencjami tragicznego wypadku, pada pytanie: co dalej? Wreszcie przychodzi czas na to, aby – niczym domek z klocków – spróbować odbudować swoje życie. Nie będzie łatwo: wciąż pojawiają się nowe wstrząsy, które burzą delikatną konstrukcję, i często trzeba zaczynać budowę od nowa.
Po kilku latach, kiedy już ogarnąłem cały ten koszmar, zapragnąłem zrobić coś, co da mi nie tylko radość, ale przyniesie też jakiś pożytek: najpierw były to wiersze, potem teksty piosenek, a w końcu książka, którą trzymacie w rękach. Nie było łatwo ją pisać, bo oznaczało to przeżywanie wszystkiego na nowo i rozdrapywanie ran, które się zabliźniły. Podjąłem jednak ten wysiłek i wiele dzięki niemu zyskałem. Wiele rzeczy dotarło do mnie podczas spisywania tych wspomnień.
Pierwsze fragmenty Życia po skoku trafiły na moją stronę internetową. Wymagało to ode mnie sporej odwagi, bo musiałem podzielić się najboleśniejszymi i najintymniejszymi doświadczeniami z całym światem. Jednak reakcje internautów były bardzo pozytywne i przekonały, że warto nad tym dalej pracować. Cały czas przyświecał mi jeden cel: jeśli ktoś to przeczyta, może nie zaryzykuje głupiego i bezmyślnego skoku. Może ocalę kogoś przed piekłem, przez które sam musiałem przejść.
Pisałem z wielkim trudem, ale zawzięcie. To, co czytacie, wystukałem kciukiem. To, że ktoś chciał wydać moją książkę, bardzo mnie podbudowało. Po raz kolejny przekonałem się, że to nie niepełnosprawność jest główną przeszkodą, lecz wmawianie sobie samemu słabości. Wszystko jest gdzieś w głowie i to od nas zależy, czy będziemy w stanie coś zmienić. Trzeba uwierzyć – zarówno w siebie, jak i w przyjaciół oraz w Boga. Bez tej wiary nic nie będzie.
Na tych stronach opisałem swoje sukcesy i porażki, radości i smutki, pokazałem, jak sobie radziłem i jak sobie nie radziłem. Mam nadzieję, że ta książka nie tylko jest przestrogą, lecz spełnia jeszcze jedno zadanie: chciałem dać nadzieję tym, którzy zwątpili. Zachęcić ich do działania, bo jest jeszcze tyle pięknych chwil, które trzeba zdobyć.
Moim zdaniem, Bóg wciąż stawia przed nami wciąż nowe wyzwania: gdy już sobie z nimi radzimy, podnosi poprzeczkę. Może to wydawać się brutalne, ale trzeba na to spojrzeć inaczej – wydawało mi się, że po skoku skończył się mój świat. W rzeczywistości był to początek nowego.
W każdym z nas jest ukryta siła. Każdego wieczora przed snem liczę, ile razy udało mi się uśmiechnąć, i dziękuję Bogu za każdy z tych uśmiechów.


• KONIEC •

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.