farolwebad1

A+ A A-
piątek, 17 marzec 2017 15:46

Listy z numeru 11/2017

Sz. P. Marek Kuchciński
Marszałek Sejmu RP

Sz. P. Stanisław Karczewski
Marszałek Senatu RP

Sz. P. Witold Waszczykowski
Minister Spraw Zagranicznych RP

        Polacy na Litwie, trwają i zapewne przetrwają. Jednak to zależy od tego, jak aktywnie będą nas zwalczać władze litewskie. W jaki sposób zwalczają, to każdy wie. Przede wszystkim upokarzając i zabraniając respektować podstawowe prawa człowieka, które są zawarte w Traktacie między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Litewską o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy, w Konwencji Ramowej ochrony praw mniejszości narodowych oraz w Konwencji Praw Człowieka.

        Warto przypomnieć, że my, Polacy, nie mamy prawa do zapisania swoich imion i nazwisk zgodnie z pisownią i tradycją rodzinną, nie możemy używać języka polskiego w życiu publicznym, chociaż w poszczególnych rejonach stanowimy zdecydowaną większość, w rejonie solecznickim ponad 80 proc., w rejonie wileńskim ponad 60 proc. Nie możemy zamieszczać nazw ulic w naszym języku, to za ten czyn odpowiedział dyrektor administracji samorządowej Bolesław Daszkiewicz, który zapłacił mandat w wysokości 50 tys. złotych. W polskich szkołach jest coraz mniej języka polskiego, gdyż ustawa z dn. 17 marca 2011 roku uszczupla stan posiadania szkoły polskiej na Litwie. Już od wielu lat państwo litewskie celowo ogranicza kontakt naszych dzieci z poprawną polszczyzną przez niewydawanie na czas podręczników szkolnych w języku polskim. Do tego dochodzi sztuczne piętrzenie problemów z akredytacją szkół polskich. Wbrew zapewnieniom ministra MSZ Litwy, który w wywiadzie dla polskich mediów powiedział, że nie zamknięto żadnej polskiej szkoły. Przypominamy, iż w ostatnich dwóch latach zlikwidowano dwie polskie szkoły w Wilnie: Jeruzolimkę oraz do filii przeniesiono z Antokola szkołę im. J. Lelewela, pozbawiając tym samym Antokol ostatniej polskiej szkoły.

        To tylko mizerny wykaz pogarszania sytuacji Polaków na Litwie, łamania praw człowieka, upokarzania i udowadniania, że my jesteśmy ludźmi gorszej kategorii, gdyż nie mamy prawa do praw podstawowych człowieka, jakimi właśnie są: nazwisko i imię, zakaz dyskryminacji z powodu pochodzenia, używanie języka w życiu publicznym, nauczania swoich dzieci w języku ojczystym, zwrot majątku, który zagrabili nam Sowieci, a demokratyczne państwo nie śpieszy się, bo od 27 lat nie może zwrócić, tego co zabrano nam w jeden dzień.

        Strategia władz litewskich jest niezmienna i prowadzona niezależnie, czy rządzi prawica, czy lewica. Jednak nie możemy pojąć i zrozumieć tego, kiedy mamy takie zagrożenia ze strony władz litewskich, że jesteśmy zwalczani przez polskojęzyczne media, a mianowicie radio oraz portal zw.lt. W sytuacji gdyby były to media litewskie bądź kapitał wyłącznie litewski, to dla nas by było chociaż minimalne pocieszenie. Jednak jak wiemy, zdecydowana większość funduszy pochodzi z Polski. Nie możemy pojąć, dlaczego Macierz finansuje zwalczanie naszej jedności, która jest podstawą naszej siły w walce o zachowanie polskości? Dlaczego podatki naszych Rodaków są używane w tym celu? Rozbicie jedności kompletnie uniemożliwi naszą walkę o wolność i demokrację.

        Ostatnio jest ogromna nagonka przez radio ,,ZW” i portal zw.lt na środowiska polskie na Litwie, które i tak mają niełatwo. Atakują wprost, bądź zapraszają gości, którzy konkretnie uderzają w polskie organizacje na Litwie. Starają się przekonać nasze społeczeństwo, iż posyłanie dzieci do polskich szkół nie ma sensu, bo są one beznadziejne. Jest to wierutne kłamstwo, gdyż nasze szkoły polskie są lepsze od litewskich. Wcześniej mogliśmy się dowiedzieć z portalu zw.lt, iż wywieszanie polskiej flagi na polskie święta narodowe to nie jest odruch patriotyczny, tylko wszczynanie burd medialnych, że to iż tylko trzecia część polskich dzieci chodzi do polskich szkół w mieście, to wina ich niskiego poziomu, co jest totalnym kłamstwem. Zw.lt także wprowadza kłamstwo o rzekomo półpustych szkołach, to również odbiega od rzeczywistości. Przykładowo w Szkole im. J. Lelewela jest przecież 500 uczniów (350 na Antokolu i 150 w filii na Żyrmunach), to naprawdę wielka liczba. Żadna sala „Lelewela” nie stała pusta, bo z części budynku korzystała szkoła litewska. Tymczasem w Polsce w Sejnach utrzymuje się malutką szkółkę litewską na 60 uczniów od 1 do 12 klasy, a w Wilnie niszczy się nawet duże polskie szkoły mające po kilkuset uczniów.

        Prawdą jest to, że władze Wilna mnożą problemy przed polskimi szkołami, nie dając im akredytacji, degradując na niższe poziomy, zmieniając lokalizacje wbrew woli rodziców oraz z naruszeniem procedur zatwierdzonych przez litewski resort oświaty. Są to dodatkowe utrudnienia oprócz tych państwowych, ministerialnych, takich jak: ujednolicony egzamin przy niejednolitym programie nauczania, wprowadzenie przedmiotów wykładanych w języku litewskim, małym koszyczku ucznia, brakiem podręczników w języku polskim. Właśnie te dodatkowe utrudnienia dla szkół polskich w Wilnie są powodem, że w rejonach do polskiej szkoły idzie około 70 proc., a w mieście co trzecie dziecko. W rejonach Polacy zarządzają szkołami i starają się niwelować trudności tworzone przez władze Litwy, a nie jak w mieście jeszcze je potęgować.

        Z powodu fałszywego przedstawiania społeczności polskiej na Litwie, a szczególnie z powodu zakłamanego obrazu szkolnictwa polskiego uważamy za niewłaściwe wspieranie finansowania radia i portalu zw.lt, które tak naprawdę forsuje dyskryminującą nas politykę państwa litewskiego i w najmniejszym stopniu nie wspiera nas w naszej walce o demokrację i wolność Polaków na Litwie.

        Wiemy, iż obecnie grupa zw.lt złożyła milionowy projekt na finansowanie. Jak wynikło w rozmowie z Prezesem Fundacji Pomoc Polaków na Wschodzie p. M. Falkowskim w dn. 28 lutego br., który prawdopodobnie nie orientuje się w sytuacji na Litwie, strona polska chce skierować finansowanie na projekt (radio, portal zw), który współpracuje z władzami Litwy, w celu rozbicia środowisk polskich na Litwie, aby je osłabić i w konsekwencji wyeliminować. Stawianie na równi projektu komercyjnego radia ,,Znad Wilii” popieranego przez marginalną grupkę osób wspierających to środowisko – z ogromną rzeszą zwolenników potężnych polskich organizacji na Litwie, posiadających mandat z powszechnych, wolnych i tajnych wyborów – jest nieporozumieniem i nadużyciem. Ostatnio dochodziły do nas niepokojące informacje o tym, że Korona miała swój udział prawdopodobnie w doprowadzeniu do podziału i rozbicia jedności Polaków na Białorusi i stało się to właśnie na tle finansowym. Mam nadzieję, że to tylko niczym niepoparte plotki.

        Pozostaje retoryczne pytanie: komu zależy na zwalczaniu i rozbijaniu jedności Polaków na Kresach?

        Z wyrazami szacunku,
Renata Cytacka
Forum Szkół Polskich na Litwie

        PS Od momentu odzyskania niepodległości przez Litwę mocno angażuję się w ruch polski na Litwie. Jestem z wykształcenia prawnikiem i zawsze stoję w obronie praw mniejszości polskiej na Litwie. Wielokrotnie byłam szykanowana za obronę polskości, za flagę polską, za tabliczkę z nazwą ulicy po polsku, za prawdę na temat sytuacji mniejszości polskiej, przez władze litewskie. Tym bardziej trudno mi zrozumieć, dlaczego ostatnio próbuje się zwalczać polskość na Kresach, o ironio za pieniądze polskiego podatnika.

***

        Szanowni Państwo.

        Jestem Polakiem i w 2015 roku przeszedłem na piechotę z Lublina we wschodniej Polsce do Santiago de Compostela. To jest pewien wyczyn, blisko 4000 kilometrów, przy ograniczonych środkach. Może warto taki wyczyn docenić, wesprzeć, spopularyzować.

        Napisałem z tego niezwykłego przejścia książkę. Jest w wersji elektronicznej dostępna za pieniądze i za darmo. Ci, co czytali, mają bardzo dobre opinie, więc książka jest dobra. Ja myślę, że ta książka jest lepsza, głębsza i ciekawsza niż inne dzieła dostępne w tzw. mainstreamie i kto wie, może kiedyś będzie kamieniem milowym (choć to się może w głowie nie mieścić) literatury. Na stronie [ https://polakpotrafi.pl/projekt/wydanie-ksiazki-droga ] utworzyłem startup, którego celem jest wydanie książki w postaci papierowej. Jeśli uznają państwo, że temat jest godny wsparcia czy wspomnienia o nim, to proszę o jakąś go popularyzację. Jeśli nie, to też wszystko w porządku.

        Wszelkie informacje można znaleźć na wspomnianej stronie.

        Pozdrawiam
        Zbigniew Ściubak

        Od redakcji: Szanowny Panie, chodzenie to zdrowie! Trzymamy kciuki!

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 10 marzec 2017 15:04

Listy z numeru 10/2017

Red. Stanisław Michalkiewicz w Londynie 19/2/2017

        Jeden z moich rozmówców powiedział mi, że jak polemizuje z lewakami, to po prostu cytuje im całe kawałki wypowiedzi red. Stanisława Michalkiewicza, na które nie dają rady odpowiedzieć. Ze swoją ogromną wiedzą i ze wspaniałym poczuciem humoru, pan red. Stanisław przyciąga tłumy. Jego wykład w Londynie to „Uważaj – Idy marcowe” – czyli poważne ostrzeżenie co do przyszłych kombinacji, których spodziewa się właśnie w marcu br.

        Stanisław Michalkiewicz zaczyna swój wykład „Polska wobec kombinacji operacyjnych”, opisując tzw. cyrk w Sejmie od 16 grudnia 2016 w kontekście zaplanowanego zamachu stanu z pomocą Brukseli i Berlina. Celem tej kombinacji było zablokowanie ustawy budżetowej, bo konsekwencje prawne w wypadku sukcesu skróciłyby kadencję rządu. Zamach miał się odbyć podczas „bezkrólewia”, czyli w okresie po wyborach prezydenckich w USA, ale przed zaprzysiężeniem nowego prezydenta w styczniu, aby nowa administracja przyjęła fakt dokonany. Z tym że 15 grudnia przyjechał do Warszawy Rudolf Giuliani, od Donalda Trumpa, prawdopodobnie z ostrzeżeniem. Wskazuje na daty: 21 grudnia – planowane „ostateczne rozwiązanie” tzw. problemu Polski na posiedzeniu Komisji Europejskiej, która zaczęła postępowanie przeciw Polsce już na początku 2016, wizyta Donalda Tuska we Wrocławiu w roli potencjalnego „zbawiciela” rozbitego państwa, „konfidenci” pod Sejmem. Wg Pana Redaktora, ta kombinacja spaliła na panewce.

        Red. Stanisław Michalkiewicz zwraca nam uwagę na wydarzenia w wojsku twierdząc, że w następnej takiej kombinacji operacyjnej zamiast cywilów mogą brać udział kadry oficerskie, które są przeciwne reformom ministra Macierewicza – czyli pozostałości armii ludowej, i że lewica, z braku proletariatu na ulicy, będzie wyprowadzać kobiety, jako proletariat zastępczy. W szerszym kontekście informuje nas, że wszystkie organizacje praw człowieka już wystąpiły do Junckera, by zrobił nareszcie porządek w Polsce. W dalszym ciągu prelekcji uzasadnia historycznie, że naszym sąsiadom chodzi o to samo, o co zawsze chodziło – o państwo podlegle lub rozbiór.

        Pan Redaktor Stanisław Michalkiewicz przebywał na Wyspach 18-20 lutego 2017, wygłaszając „Polska wobec kombinacji operacyjnych” w Birmingham, Cambridge i w Londynie, na zaproszenie Patriae Fidelis z udziałem innych organizacji, m.in. Patrioci Rzeczypospolitej Anglia i Koło Myśli Niezależnej. Przed powrotem złożył wieniec pod Yalta Memorial na South Kensington.

Krzysztof Jastrzembski
Londyn

        Od redakcji: Bardzo dziękujemy, p. Stanisława spodziewamy się w maju.

***

Gdańsk, 1.03.2016

„Klątwa” – spektakl teatralny stworzony przez drugi sort dla trzeciego sortu

        Opisany (w tygodniku „W Sieci” nr 9) przez Piotra Zarembę spektakl „Klątwa” wystawiony w warszawskim Teatrze Współczesnym i reakcja części publiczności przywodzą na myśl skojarzenie wyrażone w tytule.

        Piotr Zaremba poświęcił się i obejrzał cały spektakl, charakteryzując go jako „przedstawienie złych ludzi dla innych złych ludzi, bluźniące i zachęcające do przekraczania granic człowieczeństwa”. Ja osobiście uważam, że nie jest to przedstawienie teatralne, ale spektakl paszkwilancki pomyślany zapewne jako prowokacja do rozróby moralno-politycznej w mediach i wśród ekip obecnie rządzących. Kiedyś na taki pomysł wpadł Jerzy Urban, wypisując w swoim „Nie” najróżniejsze brednie okraszone niekiedy prawdziwymi zdarzeniami. Prezydent RP i Premier słusznie lekceważą ten spektakl, podobnie jak to kiedyś zrobiła hierarchia kościelna z bredniami zamieszczanymi w tygodniku „Nie” przez J. Urbana.

        Zabawne wydają się ubolewania rzecznika praw obywatelskich z powodu dużej ilości agresywnych wpisów w Internecie. Rzecznik ten nie widzi tego, że „Klątwa” jawnie nawołuje do nienawiści i zabójstw. Protestujący pod teatrem niepotrzebnie robią reklamę nędznemu paszkwilowi.

        Z poważaniem i pozdrowieniami,

Wawrzyniec Łęcki.

        Od redakcji: „Klątwę” trzeba obłożyć morowym powietrzem (gazem?), a nie dyskutować.

***

        OCZY  SZEROKO  ZAMKNIĘTE!!!            

        W „GOŃCU” z dn. 17-23 lutego br. ukazały się dokumenty dotyczące p. Małgorzaty Pogorzelskiej-Bonikowskiej, czyli redaktor naczelnej gazety „GAZETA” wydawanej w Toronto przez znanego opozycjonistę Z.B. Dla mnie to bardzo dziwne, że fakt publikacji ws. tak znanej osoby pozostał w polonijnych  środkach przekazu bez echa. Czyli temat tabu – oczy szeroko zamknięte. Teraz,  gdy otwierane są kolejne archiwa, kanadyjskiej  Polonii  odeszła ochota na oczyszczenie  środowiska polonijnego z agentury? To agentura w dużym stopniu zniszczyła naszą grupę etniczną. Apeluję więc do jeszcze istniejących organizacji i instytucji polonijnych o samooczyszczenie. Polonia powinna wiedzieć, jak się zachować. Tym, co nie wiedzą, podpowiadam. Otworzyć oczy szeroko, a zamknąć portfele i szerokim łukiem omijać GAZETĘ. Czytając te opublikowane dokumenty, przychodzi mi do głowy być może retoryczne pytanie. Dlaczego były opozycjonista zatrudnia TW „Marię” w swojej gazecie? Przecież ona kształtuje opinię publiczną. Mało tego, że ją zatrudnia, to jeszcze z nią żyje. To musi być dla opozycjonisty bardzo bolesne, niemoralne i chyba niesmaczne. Przypomnę czytelnikom i Polonii kanadyjskiej, że prezydent A. Kwaśniewski w ostatnim dniu swojego urzędowania odznaczył  wysokim odznaczeniem państwowym za wybitne osiągnięcia właśnie TW „Marię”. Fakt ten pozostawiam bez komentarza. Przypuszczam, że lustracyjny cyklon dopiero nadchodzi. Pan wydawca „Gazety” najgorsze ma dopiero przed sobą. Trzeba będzie podziękować swoim przyjaciołom, takim jak choćby TW  „ZYGMUNT”, za „specjalną opiekę”. W związku z otwarciem archiwów nadszedł czas, aby posprzątać i przewietrzyć polonijne podwórko i żyć bez agentów.

Stanisław Pietras
Burlington

        Od redakcji: Szanowny Panie, od zawsze staliśmy na stanowisku, że archiwa peerelowskich służb specjalnych powinny być otwarte i ogólnodostępne. Przede wszystkim po to, by uniemożliwić szantaż byłych agentów oraz im samym dać sposobność do przeproszenia i oczyszczenia się. Jednym z nich był choćby piszący na tych łamach Aleksander Pruszyński, o czym informowaliśmy kilka lat temu. Inna pozycja w Inwentarzu IPN to: Teczka personalna tajnego współpracownika pseudonim „Janusz”,  Materiały dotyczące: Jacek Krzysztof Szczepiński, imię ojca: Janusz, ur. 22-09-1957 r. Jak powiedział sam zainteresowany podpisał przy wniosku paszportowym.

        Słowem, usunięcie byłych agentów jest operacją niewykonalną – przynajmniej według naszej wiedzy – a poznanie wszystkich mało prawdopodobne, ze względu na zniuansowany charakter kontaktów i niszczenie dowodów. To zaś, co wiemy o nich, powinno być wiedzą powszechną.

***

        Dot. tekstu Sobiesława Kwaśnickiego: Szkło hartowane wybucha samo. W moim życiu, a pracuję w tej branży ponad 20 lat, byłem świadkiem kilkunastu takich przypadków.

        Przyczyny są różne. Poczynając od struktury szkła, złego hartowania, naprężenia wewnętrznego, jakie powstaje w trakcie hartowania, czy też (najczęściej) zdarzającego się złego obrobienia krawędzi. Szkło w takim przypadku pęka przy hartowaniu lub po jakimś czasie, jeśli jest zamontowane w samochodach, pod wpływem wstrząsów na nierównych drogach, gdyż posiada wewnętrzne naprężenie. Dlatego też wszystkie szyby przednie są klejone, pozostałe hartowane, a to w celu bezpieczeństwa.

Darek Jakobczyk
        
       

Od redakcji: No właśnie, niestety bardzo często producenci nie chcą wymieniać na gwarancji, tłumacząc, że to sprawa uszkodzenia drogowego od kamienia – i kierują do ubezpieczalni, od których stroni większość z nas  –  SK.

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 03 marzec 2017 15:30

Listy z numeru 09/2017

OSCAR ZA NAKRĘCANIE:

        Tegoroczny Oscar otworzył możliwość  kuluarowej kategorii za... Nakręcanie... i przypadł nikomu innemu jak... samej, szacownej Academy Award...

        W minioną niedzielę, w moim odczuciu, wieczór przyznania Oscara był tubą opozycji w formie antyprezydenckiego, krytykanckiego podjudzania, wyrażonego w tzw. żartach.

        Animatorzy tekstów, którymi co rusz... zabawiano publikę, zajęci byli tak bardzo kręceniem polityką i aurą wokół Prezydenta, nie szczędząc nawet (!) jego córki (!), że NIE zauważyli, iż własna złośliwość wróciła tu do nich BUMERANGIEM... jako BEST PICTURE AWARD... i to w postaci namacalnych FAKE NEWS, mianowicie kiedy ogłoszono laureata i za moment odebrano trofeum z rąk nagrodzonym, by wręczyć Oscara komuś innemu.  

        Stąd i wniosek, jak morał krótki... by śpiewając na jedną melodię, nie przeciągać nutki. Nienawiść z kpiną tak zaślepia, że własnych błędów nie widzą ślepia.

Małgorzata Kossowska

        Od redakcji: Szanowna Pani, niektórzy uważają, że był to zabieg marketingowy... Dzięki temu obydwa filmy zyskały darmową reklamę.

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 24 luty 2017 14:59

Listy z numeru 08/2017

Montreal, 13.02.2016

        Klejnoty – lektura dla Pań i nie tylko

        Kamienie szlachetne i ich obróbka; perły i ich kultywowanie

        Jednym z wielu wynalazków przemysłowych u schyłku XVIII w. było opracowanie technologii bardzo wysokich temperatur uzyskiwanych z połączenia tlenu i wodoru. W 1891 r. August Verneuil zainstalował w piecu tlenowodorową dmuchawę, którą doprowadzał puder tlenku aluminium i sproszkowany czynnik barwiący, tworząc syntetyczne szafiry i rubiny. Wynalazek Verneuila pozwolił, po raz pierwszy, na chemiczną analizę drogocennych kamieni oraz ich reprodukcję. Ponieważ szafiry i rubiny naturalne były rzadkie, a ich ceny zawrotne, rozpoczęto w połowie XX wieku produkcję tzw. syntetyków Verneuila.

        Kolor kamieni szlachetnych zależy od budowy atomowej pierwiastka, który tworzy ich strukturę. I tak np., zielony kolor perydotu pochodzi od żelaza, które jest jego częścią składową. Chrom i wanad dają kolor całej rodzinie korundowców – w tym szafirom i rubinom – od białego, czyli przezroczystego, poprzez żółty, zielony, niebieski i czerwony, co, jak nadmieniłam, zależy od chemicznej kompozycji kamienia.

        Działając na kamień ekstremalną temperaturą, zmieniamy jego chemiczną budowę. I tak, biały szafir ze Sri Lanki – „Gueda”, który dawniej był bezwartościowym odpadem jubilerskim, poddany wysokiej temperaturze zmienia kolor na szafirowy (niezamierzona tautologia). Poddany tej samej procedurze fioletowy ametyst staje się żółty jak cytryna.

        Dodatkowym – prócz temperatury – technologicznym wynalazkiem jest użycie czynnika barwiącego. Otóż jubilerzy podpatrzyli naturę i stosują wanad do dobarwiania szafiru – efekt dotyczy tylko powierzchni kamienia. Rubiny natomiast są poddawane działaniu boraksu jako topnika, który stapia się z kamieniem i wypełnia pęknięcia. W tym przypadku dochodzi do zmiany struktury kamienia.

        Brylanty, które były uważane za niepoddające się zabiegom upiększającym, są produkowane syntetycznie od 1950 r. w Szwecji i od 1955 r. w Ameryce. W 1970 r. wytworzono laboratoryjnie 1-karatowy brylant, którego koszty produkcji znacznie przekroczyły cenę naturalnego kamienia. Brylanty naturalne o mniej chodliwych kolorach – od żółci do brązu – są poddawane działaniu wysokiej temperatury i ciśnienia, co, kopiując ich formację w naturze, redukuje ich niepożądane zabarwienie. Faktem jest, że wielka czwórka: diamenty, rubiny, szafiry i szmaragdy, jest z reguły poddawana obróbce technologicznej, której efekty nie zawsze są trwałe.

        Upiększanie szlachetnych kamieni kreuje problem dla ich potencjalnych nabywców: czy kamień jest wytworem natury, czy efektem obróbki, jaka jest jego wartość, która jest odwrotnie proporcjonalna do liczby zabiegów upiększających, którym kamień został poddany, a co jest możliwe do ustalenia tylko w specjalistycznych laboratoriach. Kamienie dużej wartości posiadają więc certyfikaty oceny zabiegów, którym kamień został poddany, a skala ich rozpiętości jest od: żadnych zabiegów, minimalnie, umiarkowanie i poważnie zmodyfikowany.

        Paniom, które wolą perły, dedykuję poniższy proces ich kultywowania.

        Działania zmierzające do wykreowania pereł sięgają trzynastowiecznych Chin, ale dopiero w XX w. udało się hodowcom uzyskać perły kultywowane nieustępujące wartościom perłom stworzonym przez naturę.

        Otóż, do płaszcza perłopławów – małży i ostryg – wprowadza się fragment macicy perłowej o kulistej formie zw. ośrodkiem. Mięczak odrzuca obce ciało, otaczając je warstwami masy perłowej. Do uzyskania perły odpowiedniej wielkości potrzeba dwóch – trzech lat. Hodowcy, skracając czas formacji pereł, wprowadzają do płaszcza mięczaka większy fragment macicy perłowej, co skraca czas do sześciu miesięcy. Rezultatem jest perła z widocznym przez zewnętrzną warstwę ośrodkiem. Ponieważ warstwa masy perłowej jest cienka, podczas wiercenia oddziela się od ośrodka. Taką perłę łatwo jest odróżnić od naturalnej. Zrobi to każdy jubiler przy pomocy lupy. Co nie jest oczywiste w przypadku pereł kultywowanych wysokiej wartości, mających wiele warstw masy perłowej. Nawet egzaminując wywiercony otwór, można pomylić różnicę między warstwami masy perłowej a ośrodkiem, biorąc ten ostatni za wewnętrzną warstwę masy perłowej. Determinujące jest prześwietlenie perły w specjalistycznym laboratorium.

        Ale okazuje się, że nawet najbardziej nowoczesne metody badań, w pewnych przypadkach są bezskuteczne. W nowoczesnych metodach kultywacji pereł, do płaszcza małża wprowadza się fragment płaszcza innego małża – miękki materiał, niewidoczny przy najbardziej wyszukanych analizach laboratoryjnych, czyli w tym przypadku nie ma różnicy między perłą naturalną a kultywowaną, wobec czego ta ostatnia ma wartość perły naturalnej.

        I na koniec ciekawostka: duże, białe perły kultywowane w wodach Australii, Indonezji i Filipin noszą nazwę pereł morza południowego („South Sea” pearls), natomiast perły w kolorach od brązu do czarnego, kultywowane w wodach Polinezji, są perłami tahitańskimi („Tahitian” pearls).

        Drogie Panie, nie wszystkie z nas mają sznur cennych pereł i 5-karatowy brylant koloru kategorii „D” – biały z niebieskim odcieniem, ten najbardziej pożądany – ale wiedzieć, jak się ma rzecz cała, też dobrze.

        Serdeczności z okazji naszego święta. Z poważaniem

Ewa Pietras

Odpowiedź redakcji: Dziękujemy za bardzo ciekawe informacje!

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 17 luty 2017 15:26

Listy z numeru 07/2017

Attacks on Christians and the unborn must also be denounced


        Re: “Attacks on Muslims must be denounced” by Melinda Marks – Waterloo                              

          Region Record, January 31, 2017 and “White House says media need to cover terrorism more, cites cases in Canada” by Alexander Panetta – Waterloo Region Record, February 8, 2017.

        Saint Pope John Paul II said that he respected every man who prayed to his God, no matter what religion. That is one reason why so many people of different faiths loved the Polish Pope. He would have very strongly denounced the brutal act of violence recently in the Quebec City mosque killing six praying Muslims.

        Likewise, my own family in Poland was a victim of brutal violence, at the hands of Ukrainian nationalists in 1944, led by the now national “hero” Stepan Bandera, when they shot in cold blood my aunt Teresa Unger  and her three very young children Joasia, Tadzio and Piotrunio, with only Piotrunio miraculously surviving. Therefore, having this awful tragedy in my family history, I can understand the outrage people feel and I can sympathize with their sorrow. Unfortunately, most of the mainstream media has manipulated this cowardly act  by two gunmen who (as reported by the CBC themselves on the same day) shouted the Muslim terrorist phrase “Allahu Akbar”, into an unfair link to the new conservative U.S. administration, under President Donald Trump.  

         The President’s spokesperson Sean Spicer, rightfully said recently about terrorist attacks, that “Many of them haven’t gotten the attention they have deserved”. Majority of these being against Christians, with the most gruesome examples of Fr. Jacques Hamel having his throat slit in a French church, during Mass last year,  or Christians crucified for their faith in the Middle East as shown in the photo. Shockingly, with little media attention, the number of Christians worldwide persecuted is 200 million yearly with about 100 thousand killed every year.  

        Furthermore, our political and medical elites have collaborated in the greatest worldwide Holocaust ever – the slaughter of 40 million unborn children per year, with 1.7 billion unborn children killed in the last 40 years, to very little media acknowledgement.

        President Trump and his administration understand these two great injustices and rightfully aim to correct the errors of the previous Obama administration. This by helping Christians and the unborn with the new immigration and pro-life executive orders, and even more to their credit by naming Mike Pompeo, a pro-life evangelical Christian as the new CIA Director.

        Thankfully, it has been reported by the German pro-life organization ALFA that Mr. President’s Trump executive order to ban aid for abortion overseas could potentially save the lives of millions of unborn children. With Africa alone, 8 million children are killed yearly by those U.S. funds, which finance abortion organizations like Marie Stopes and International Planed Parenthood.

        Therefore, we should not demonize so quickly those in power, such as the new President of U.S.A. and his administration, no matter what our differences may be. They are trying to restore life and hope for the persecuted Christians and the unborn-largely marginalized and ignored for decades by most of the western media and people in power. Before any of our condemnations in words or deeds, we would be wise to heed the words of Jesus Christ, the centerpiece of the human race, spoken about the Last Judgment and directed to all human beings, whether persecuted Jews, Muslims, Christians or the unborn, namely:

         “Amen, I say to you, as long as you did it for one of these, the least of my brethren,  you did it for me”.  

Dr. Andrzej Caruk
February 9, 2017
Polish-Canadian immigrant – Orthopedist/writer practicing in Kitchener, Ontario with publications on health, history, life and faith issues.

***  

Żary, 30.01.2017 r. Kresowe Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze im. Orląt Lwowskich, Klub Tarnopolan Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Płd.-Wsch, ul. Bohaterów Getta 22 „B”, 68-200 Żary, woj. lubuskie

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
Pan Andrzej Duda
ul. Wiejska 10, 00-902 Warszawa

        dotyczy: wniosek o wprowadzenie w polskim prawodawstwie zakazu podpisywania umów partnerskich przez krajowe jednostki samorządowe z miejscowościami zagranicznymi, w których gloryfikuje się ludobójców narodu polskiego i zbrodniarzy wojennych

Szanowny Panie Prezydencie,

        środowiska kresowe czują się w patriotycznym obowiązku wystąpić z wnioskiem do władz wykonawczych i ustawodawczych RP o opracowanie w trybie pilnym odpowiednich rozporządzeń prawnych zabraniających władzom samorządowym podpisywania umów partnerskich z zagranicznymi miejscowościami, w których gloryfikowani są ludobójcy narodu polskiego czy zbrodniarze wojenni. Doświadczenia ostatnich lat jasno pokazują, że nie wszyscy polscy samorządowcy są na tyle świadomi, wykształceni i uczciwi, by nie czynić rzeczy niegodnych, za jakie uważamy bratanie się z gloryfikatorami morderców naszych krewnych na Kresach Wschodnich. Wystarczy wspomnieć, że miastem bliźniaczym dawnej stolicy, decyzją Rady Miasta  Krakowa, jest Kijów, w którym główne ulice noszą miana osób odpowiedzialnych za ludobójstwo ludności polskiej (Stepan Bandera, Roman Szuchewycz) i gdzie znajdują się pomniki tych zbrodniarzy. Podobna sytuacja dotyczy Lwowa, obecnie wręcz zaśmieconego banderowskimi upamiętnieniami niemal na co drugiej ulicy. Czy radni Krakowa podpisaliby taką umowę, gdyby współczesna Rada Berlina wystawiła pomnik Hitlerowi, a w centrum miasta byłby Adolf Hitler Platz? Pytanie z pozoru retoryczne, dla nas, Kresowian, nie ma najmniejszej różnicy między ludobójcą niemieckim, sowieckim a ukraińskim, toteż nie rozumiemy relatywizowania zbrodni i dzielenia ofiar na te „lepsze” zastrzelone niemiecką czy sowiecką kulą i te „gorsze” zatłuczone banderowską siekierą. Gdy polscy radni w ten sposób traktują ofiarę życia naszych krewnych, czujemy się obywatelami drugiej kategorii, choć to Kresowiacy ponieśli największe straty i zawsze stali przy Bogu i Ojczyźnie. Szczególnie bolesne, gdy to samorządowcy z miast i powiatów zamieszkiwanych obecnie w większości przez Kresowian z powodu nieświadomości, niedostatków wiedzy historycznej, bywa z powodów czysto materialnych, podejmują decyzje o podpisywaniu umów partnerskich bez wcześniejszej weryfikacji ukraińskich partnerów. Wstyd przyznać, ale Zielona Góra (woj. lubuskie) i cały powiat nowosolski (miejsce ekspatriacji ludzi z Tarnopolskiego czy Lwowskiego) nie czują dyskomfortu ani nie wyrażają żądania od rzekomo „bratniego” Iwanofrankiwska (dawniej Stanisławów) zaprzestania jawnej gloryfikacji Bandery czy Szuchewycza, co odbywa się tam bez żadnego zażenowania.

        Instytucja miast partnerskich jest jak najbardziej godna pochwały, w założeniu służy rozwojowi współpracy na wielu płaszczyznach (gospodarczej, kulturalnej, oświatowej, zdrowotnej etc.) oraz pogłębieniu dobrych relacji dwustronnych. Oparta jest na przepisach ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (rozdział 2 art. 7.1, pkt. 20 i art. 18.2, pkt. 12a) oraz ustawy z dnia 15 września 2000 r. o zasadach przystępowania jednostek samorządu terytorialnego do międzynarodowych zrzeszeń społeczności lokalnych i regionalnych. Jeżeli przez międzynarodowe zrzeszenie uznać związek dwóch miast partnerskich, to w myśl ostatniego z wymienionych aktów prawnych, polska miejscowość może zawrzeć taką umowę jedynie zgodnie z polskim prawem wewnętrznym, priorytetami polityki zagranicznej państwa polskiego i jego międzynarodowymi zobowiązaniami. Rodzinom ofiar zamordowanych przez ukraińskich zbrodniarzy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), ukraińskiej 14. Dywizji SS-Galizien trudno byłoby doprawdy uwierzyć, iż priorytetami polskiej polityki zagranicznej jest przemilczanie i zakłamywanie ludobójstwa ludności polskiej dokonanego przez Ukraińców lub nawet gloryfikacji osób odpowiedzialnych za te masowe mordy (choć postawa niektórych polskich polityków pozwala mieć w tym względzie uzasadnione wątpliwości).

        Zwracamy się z gorącą prośbą o dokonanie w trybie pilnym odpowiednich zmian w przepisach wykonawczych zobowiązujących władze samorządowe, aby przed podpisaniem umowy partnerskiej z obcą miejscowością dokonały jej weryfikacji pod kątem gloryfikacji ludobójców narodu polskiego, jednocześnie zobowiązując polskie placówki dyplomatyczne do udzielania niezbędnej pomocy. Jednocześnie należałoby określić jasny i czytelny zakaz zawierania takich umów lub nakaz ich wypowiedzenia w przypadku zaistnienia faktu gloryfikacji ludobójców narodu polskiego przez daną jednostkę samorządową. Znakomity przykład godnej postawy w tym ostatnim względzie wykazali radni Nowej Sarzyny z województwa podkarpackiego, którzy w dniu 26 września 2016 r. zawiesili umowę o partnerstwie z miejscowością Dolina, co wynikało z faktu nadania przez to ukraińskie miasto tytułu Honorowego Obywatela Stepanowi Banderze. Niestety, nie wszyscy samorządowcy dysponują tak rozwiniętym poczuciem  patriotyzmu, część kompletnie nie rozumie problemu, toteż nakaz prawny nakładający obowiązek przyzwoitego zachowania wydaje się być konieczny.

        Łączymy wyrazy najwyższego szacunku,

Podpisali m.in.
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski,
Ewa Siemaszko
prof. Bogusław Paź
Światowy Kongres Kresowian
prezes Jan Skalski

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 10 luty 2017 15:56

Listy z numeru 06/2017

Witajcie!

        12 lutego są urodziny Mary Wagner.

        W związku z tym, chcemy się modlić w dniu jej urodzin (następna niedziela) intencji Mary i jej misji przed więzieniem, gdzie Mary jest przetrzymywana.

        Zapraszamy wszystkich do wspólnej modlitwy!

        Kiedy / Gdzie? – godzina 15.00, Godzina Miłosierdzia, na parkingu Vanier Centre for Women Milton (https://goo.gl/maps/1sKW3vtQWr12)

        Jeśli nie dacie rady być z nami, to proszę złączcie się duchowo chociaż na chwilę, tam gdzie będziecie.

        Zachęcamy również do wysłania Mary kartki urodzinowej z życzeniami.

        http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/174081,solidarni-z-mary-wagner.html.

        Wspólnie możemy osiągnąć więcej.

        Zapraszamy do polubienia naszej strony na Fb:

https://www.facebook.com/ProLifeKolbeMississauga/

***

        Obejrzałem pana wywiad z panem Tymińskim na YouTube. Pan Tymiński narzekał niemalże na początku wywiadu na prezydenta Dudę, ale nie zdefiniował tego, co mu się w nim nie podoba, a pan z kolei nie pociągnął go w tym momencie za język i nie rozwinął tematu.

        W tym momencie to było takie sobie narzekanie i, mówiąc szczerze, chciałem przerwać już dalsze oglądanie wywiadu. To wyglądało na takie sobie narzekanie, a nie pogłębioną analizę. Być może u pana Tymińskiego w podświadomości gra to, że był o krok od zdobycia prezydentury i nie został tym prezydentem. Jak wiemy, został wówczas w czasie wyborów prezydenckich oszukany. No cóż, stało się.

        Zrobiłem sobie jednak małą przerwę i wróciłem do oglądania wywiadu. Później już było ciekawiej i lepiej. Pan powinien jednak wyłapać to i pociągnąć pana Tymińskiego za język, żeby to wyglądało na jakąś analizę, a nie takie sobie gadanie przy mikrofonie. Na pewno są racjonalne podstawy tego, że pan Tymiński nie lubi prezydenta Dudy.

        Ja na przykład mam żal do prezydenta Dudy za nieujawnienie Aneksu do Raportu o likwidacji WSI. Tym samym utrzymuje się w Polsce w dalszym ciągu ochronę takiej supernomenklatury. To jest zły znak dla młodych pokoleń Polaków myślących o karierze w administracji państwowej w Polsce. To jest moje zdanie. No ale może się dowiemy kiedyś, co panu Tymińskiemu dokładnie nie podoba się w prezydencie Dudzie.

Janusz Niemczyk

        Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie Januszu, chyba Pan czytał jakiś inny wywiad, ja o prezydenta Dudę nie pytałem.

***
        Po obejrzeniu wywiadu  na YouTube i ukazaniu się w „Gońcu” tego wywiadu red. Naczelnego z S. Tymińskim, włosy stają na głowie.

        Jako przeciętny śmiertelnik i wierzący katolik, powiem tylko tyle. Szatanie, nie mąć ludziom w głowach i nie nawołuj do przyjścia nowego Hitlera na ten świat, i do Polski, czyli – Ein Volk, ein Fuehrer. Wierzcie, że Bóg naprawdę istnieje, nie na niby. Dał Bóg, że potężne i bogate Niemcy przegrały wojnę, i Tymiński jako kandydat na prezydenta, bo Polski by już nie  było.

S. Wójtowicz

        Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, chyba jednak Pan czegoś nie doczytał. Pozdrawiam serdecznie Andrzej Kumor.

***

        Politycy dobrej zmiany, dlaczego i wam jesteśmy tak obojętni?

        Dość owijania spraw w bawełnę i czekania na święty nigdy. Rozumieliśmy, że było inaczej za najczęściej złodziejskich i antynarodowych rządów dzisiejszej tzw. totalnej opozycji, ale wy też macie nas gdzieś? Czy jest tak z powodu kompleksu, że wszystko, co i wy macie, nam zawdzięczacie? Swoje dzisiejsze kariery i stołki, posady państwowe i inne, świetne apanaże i dostatnie życie was i waszych rodzin. Wszystko to zawdzięczacie uczciwym weteranom pierwszej „Solidarności” i pozostałej antykomunistycznej opozycji lat 80. ubiegłego wieku.

        Kiedy my i nasze rodziny w nierównej walce z komunistyczną dyktaturą byliśmy przez nią opluwani i bezwzględnie prześladowani, was w większości między nami nie było! Byliście dopiero w planach swoich rodziców albo dzieciakami. My traciliśmy swoje dobre imię, możliwości normalnej drogi życia i pracy, byliśmy dręczeni w więzieniach, bici, ranieni i czasem zabijani, a większości tych z was, którzy byli naszymi rówieśnikami, wśród nas też nie było. A ci, co byli, to były naprawdę jednostki. Kto z was w czczej gadaninie uważa inaczej, proszę – karty na stół. Czas pustych słów się skończył. Ilu z was ma dzisiaj na piersi Krzyż Wolności i Solidarności oraz status działacza opozycji antykomunistycznej i/lub osoby represjonowanej z powodów politycznych? Ci, którzy mają, pokażcie to w telewizji.

        Natomiast olbrzymia większość z nas z takimi krzyżami i statusami cierpi jednocześnie niezawinioną nędzę i mieszka czasem w domach opieki społecznej oraz przytułkach. Wszyscy najczęściej mamy bardzo zaniżone emerytury lub renty. Wielu z nas przedwcześnie i bardziej niż inni, bo w wyniku doznanych prześladowań – również od lat ciężko choruje. A część już umarła i stale umierają następni, ze łzą w poczuciu gorzkiej prawdy bycia zapomnianym i pozostawionym samemu sobie przez podobno Wolną Polskę.

        Aż trudno wierzyć, że to taka już jest Polska, bo nasi dziadowie i ojcowie znali inną Wolną Polskę. Tę, która po odrodzeniu się z rozbiorów po 123 latach i mimo straszliwej wojny z bolszewikami, potrzebowała tylko jednego roku, aby swoich bohaterów o swoją wolność otoczyć ze wszech miar godną opieką państwową. A co wy oferujecie dzisiaj bohaterom walki o zrzucenie komunistycznej niewoli? Trochę odznaczeń, akademie, poklepywanie po plecach i pozowanie do wspólnych z nami zdjęć? To wszystko jest bardzo miłe, ale w odmienności od was – ciężkiego losu i naszej biedy nie poprawi. Nie dla orderów walczyliśmy z komunistami, ale o wolną i niepodległą Ojczyznę. Tylko, że póki co, ta Ojczyzna nie o nasze, ale o wasze dobro bardziej zabiega.

        Robicie wiele dobrych i potrzebnych zmian, dla których zawsze deklarujemy nasze poparcie. Ale dlaczego i wam jesteśmy tak obojętni? Wbrew obietnicom, nie podejmiecie się potrzebnej nowelizacji dotyczącej nas ustawy również przez co najmniej pierwsze tegoroczne półrocze. Zaczynacie już mówić jak kiedyś Platforma, że – nie wiadomo, czy budżet państwa udźwignie przyznanie kilku tysiącom weteranów opozycji za ich walkę 400 zł miesięcznego świadczenia... Jak tak można! Czy wiecie, że wielu z nas, nawet jeżeli dostanie te 400 zł, to i tak będzie miało dochód poniżej 2 tys. zł na miesiąc? A taki dochód 2 tysiące miesięcznie zapewniacie w dalszym ciągu nie kilku, a kilkudziesięciu tysiącom esbeków, wyrodnym katom naszego narodu, którzy krzyczą, że wyrządza to im rzekomo krzywdę. A kto wreszcie zadba po 27 latach o naprawienie rzeczywistej krzywdy najlepszym córkom i synom Ojczyzny w Wolnej Polsce? Czy wy wszyscy tam, na szczytach władzy, wstydu nie macie i nie boicie się Boga?

Katowice, 4.02.2017
Andrzej Rozpłochowski

        Odpowiedź redakcji: Daremne żale, bezsilne złorzeczenia.

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 03 luty 2017 15:04

Listy z numeru 05/2017

Witam,

        Przeczytałem w (wp.pl) dniu dzisiejszym artykuł autorstwa Pani Katarzyny Nowosielskiej-Augustyniak „Rodzinnie po kanadyjskich bezdrożach”. Artykuł jest bardzo interesujący, ale mam kilka zasadniczych uwag co do przekazanej treści oraz zawartych informacji. Chciałbym serdecznie prosić autorkę o odpowiedź na zadane poniżej pytania, ponieważ pojawiło się tekście kilka kwestii, które budzą moje wątpliwości i mogą zostać błędnie zrozumiane przez polskich czytelników. Z którego miejsca w Toronto trzeba przemierzyć 100 kilometrów, aby dzieci mogły zjeżdżać na sankach?

        1. Czy naprawdę Polonia w Kanadzie „mocno” trzyma się razem?

        2. Biorąc pod uwagę dystans pomiędzy Toronto-Quebec-Nowy Brunszwik-Toronto, chciałbym się dowiedzieć, jak to możliwe, aby pokonać tę trasę w 4 dni i oczywiście mieć czas na zwiedzanie?

        3. Którą trasą, w środku zimy (!), udało się Państwu dotrzeć z Toronto do Natashquan? W jaki sposób udało się Pani pokonać tę trasę, jako jedyny kierowca, w 2,5 dnia?! W jaki sposób udało się Państwu pokonać tę trasę z trzymiesięcznym dzieckiem? (pomijam, że to bardzo nieodpowiedzialne i w żaden sposób nie powinno być traktowane jako powód do dumy).

        4. Jak się Pani czuła po przejechaniu 900 kilometrów w środku zimy?

        5. Proszę mi napisać, skąd czerpała Pani wiedzę, pisząc o tym, że historia Kanady zaczęła się w XIX wieku? (St John`s – 1583, Quebec City – 1608, Montreal – 1682… nawet Toronto powstało w XVIII wieku!)

        6. Gdzie Pani uzyskała informacje o tym, że Gros Morne National Park jest drugim pod względem wielkości w Kanadzie???

        7. Gdzie Pani wyczytała, że w Górach Skalistych nie ma wielu miejsc przystosowanych do kempingu??? (Są ich tysiące!!!)… tego, czego obawiałbym się bardziej to nie ostrych kamieni i dużych głazów, ale niedźwiedzi!!!

        8. Od kiedy Jukon jest prowincją Kanady???

        9. Według, której mapy terytorium Kanady rozciąga się od Montrealu do Vancouveru?

        10. Jakiego typu prawo jazdy Pani posiada w Kanadzie?

        Przykro mi to napisać, ponieważ myślę, że przygotowując ten artykuł, miała Pani wyłącznie dobre intencje, ale sposób, w jaki zostały przedstawione informacje oraz „fakty”, jest daleki od prawdy i zakrzywia obraz Kanady. Myślę, że zapoznała się Pani z niektórymi komentarzami pod opublikowanym tekstem i zdaje Pani sobie sprawę z tego, że zarówno obywatele oraz rezydenci tego wspaniałego kraju, jak i osoby pragnące odbyć podróż turystyczną zostali wprowadzeni przez Panią… w tym przede wszystkim moja żona, której przesłałem link z artykułem, która jest Kanadyjką i która urodziła się w tym kraju i ma dyplom ukończenia Carleton University… poczuła się, krótko mówiąc, urażona.

        Od Autorki: Panie Arku, dziękuję za nad wyraz wnikliwą analizę artykułu autorstwa Magdaleny Żelazowskiej. Uwagi odn. Gros Morne i Jukonu – w punkt (chociaż dla przeciętnego użytkownika portalu wp.pl różnica między prowincją a terytorium nie istnieje). Co do reszty – proponuję wycieczkę na sanki dla ostudzenia emocji (zima wreszcie do nas przyszła, nie trzeba będzie daleko jechać).
Ukłony dla żony.
Łączę wyrazy szacunku,
Katarzyna Nowosielska

I odpowiedź na odpowiedź...

Witam Pani Katarzyno,

        Dziękuję za odpowiedź. Jestem niespotykanie spokojnym człowiekiem i jedyne emocje, które okazuję, są wyłącznie pozytywne. Dużo czytam, a zwłaszcza na temat Kanady, ponieważ kocham żonę oraz ten kraj. Pozwoliłem sobie na zadanie kilku pytań, ponieważ akurat tak się złożyło, że informacje o pojawieniu się tego artykułu otrzymałem od jednego z moim klientów w Polsce, więc raczej trudno zaliczyć go do „przeciętnych” użytkowników.

        W związku z tym, że moja firma zajmuje się doradztwem biznesowym oraz (między innymi) organizowaniem misji handlowych, spotkań B2B oraz stoisk targowych w Ameryce Północnej oraz Środkowej (hiszpańskojęzycznej) dla producentów z Europy Wschodniej, pojawiło się pytanie od klienta o możliwość wyjazdu (na kilka godzin!) z Toronto do Quebec City, aby zwiedzić miasto. Musiałem bardzo się namęczyć, aby wytłumaczyć klientowi, że nie jest to możliwe do zrealizowania, ponieważ odległości są faktycznie ogromne. Szczególnie zimą, gdy w Quebecu można spodziewać się bardzo dużych opadów śniegu, marznącego deszczu, porywistych wiatrów i zamieci. ...zresztą Pani wie o tym równie dobrze jak ja, ponieważ prawdopodobnie wielokrotnie podróżowała autostradą HWY 401.

        Nie będę Pani zabierał czasu i jeszcze raz bardzo dziękuję za odpowiedź, bo to dla mnie bardzo profesjonalne podejście do sprawy.

        Ukłony dla męża oraz dzieci

Wyrazy szacunku
Arkadiusz Cieślowski

***

Szanowny Panie Andrzeju,

         Piszę do Pana w bardzo bulwersującej sprawie. Dzisiaj (27 stycznia 2017) na stronie BBC ukazał się artykuł Allana Little „Beware hate speech, says Auschwitz Holocaust survivor”,  gdzie pod koniec artykułu autor zamieszcza zdanie:
 
        “The Holocaust was not a solely German enterprise. It required the active collaboration of Norwegian civil servants, French police, Polish train drivers and Ukrainian paramilitaries. Every occupied country in Europe had its enthusiastic participants.”
 
        Dla mnie, Polaka, którego mama była w obozie koncentracyjnym, jest to bardzo obraźliwe i bulwersujące, jak można w ten sposób napisać, bez zapoznania się z realiami tamtych czasów. Jestem pewien, że polscy kolejarze nie zgłaszali się z entuzjazmem do obsługi pociągów wiozących więźniów. Według mnie, autor celowo zniekształca fakty i nie napisał, że w przypadku odmowy groziłaby tym kolejarzom i ich rodzinom kara śmierci.

        Jeżeli chodzi o kwestie żydowskie, to w procederze wyznaczania, kto pojedzie do obozu, decydował Judenrat – na podobnym poziomie jak norwescy urzędnicy czy francuscy policjanci.

        Jeżeli chodzi o Wielką Brytanię – to Niemcy okupowali wyspę Jersey, z której Żydzi przy pomocy angielskich urzędników i policjantów zostali wysłani do niemieckich obozów koncentracyjnych.

        Sądzę, że jako Polonia powinniśmy podjąć jakąś akcję, aby zdyskredytować takich dziennikarzy i portale.

        Poniżej link do artykułu.

 Pozdrowienia,
Leszek Błaszczak

        Od redakcji: Panie Leszku, dobrze, że sprawą zajęto się w Polsce, a nagłośnienie zyskała dzięki polskiej telewizji. Takich przypadków jest całe mnóstwo, dlatego konieczne są działania systemowe, konieczna jest konsekwentnie realizowana polska polityka historyczna – również poprzez opłacone działania na forach internetowych. Ale ważne są również indywidualne listy protestujących od właśnie takich osób jak Pan, które mogą powiedzieć „moja mama była w obozie” i powołać się na osobiste doświadczenia i relacje.  W wielu przypadkach indywidualne listy są ważniejsze – mają większe znaczenie – od protestów organizacyjnych, dlatego zachęcam do napisania również do BBC. Na razie tę wojnę przegrywamy. Przyczynia się do tego niestety także działalność historyków koniunkturalnych, a także polskich Żydów – w większości zstępnych różnych działaczy komunistycznych, którzy atakując Polaków za antysemityzm, usiłują rozcieńczyć odpowiedzialność swych ojców i dziadków z UB i 9 innych formacji za mordowanie Polaków...

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 27 styczeń 2017 15:16

Listy z numeru 04/2017

Piszę w sprawie bezpieczeństwa energetycznego  (gazowego) Polski, a nawet całej Grupy Wyszehradzkiej.

        Otóż Ukraina ma magazyny gazu o pojemności 30 mld m3, Niemcy posiadają magazyny łącznej pojemności 20 mld m³, Włochy  13 mld m³, Francja 12 mld m3, Norwegia 5 mld m3, W. Brytania 5 mld m3, Węgry 4 mld m3.  A Polska, która  utworzyła pierwsze  w Europie podziemne magazyny  gazu (PMG), ma zbiorniki pojemności tylko 2,5 mld m3. Pamiętać należy, że np.  ww. Wielka Brytania czy Norwegia, które nie mają wielkich magazynów,  mają własne, duże złoża i nie są zależne od Rosji.

        Ja przed wielu laty znalazłem lokalizację, w której można wybudować  magazyny pojemności  ca 2,5 mld m3 gazu, a więc podwoić zdolności magazynowe naszej Ojczyzny, zwiększając  nasze bezpieczeństwo gazowe. Uważam ponadto, że te magazyny powinny być powiązane z gazoportem na Zatoce Gdańskiej. Ten gazoport powinien powstać dla bezpieczeństwa Polski i całej Grupy Wyszehradzkiej. Powinno się importować część gazu z Iranu, krajów arabskich, a część z USA. Jeśliby zawijały doń statki z amerykańskim gazem, wówczas USA miałyby swoje znaczące interesy w tej części Europy i większą chęć do ich obrony, a więc i ochrony tych krajów.         

        Ten gazoport w Świnoujściu ma dwie poważne wady – płytki tor wodny, zakorkowany gazociągiem Nord Stream, i bliskość (3 km)  odwiecznego „przyjaciela”  Polski – Niemiec, wraz z ich przyszłymi, a możliwymi pretensjami – także terytorialnymi. Pretekst już jest – tor wodny w ich morskiej strefie ekonomicznej, wód terytorialnych. Ten pomysł ministra z 2005–2007 r. – o lokalizacji gazoportu – był fatalny.  

        Istniejąca rura ze Świnoujścia w głąb kraju to za mało. Po prostu, należy położyć rurę z Gdańska na południe i lokalizować inwestycję na Zatoce Gdańskiej. Lokalizacją gorszą niż Świnoujście, mogłaby być miejscowość Stara Pasłęka na Zalewie Wiślanym, bo tylko 500 m od ruskiej granicy.  Gdańsk i jeszcze raz Gdańsk – rejon zatoki. No, ale skoro jest ten w Świnoujściu, to niech sobie będzie – z pożytkiem dla nas i np. Czechów.

        Pesymistycznie zakładając, że gazoport gdański nie przeładowywałby gazu w ogóle, ale miałby duże, wystarczające dla Grupy Wyszehradzkiej zdolności przeładunkowe i stałą gotowość  techniczną, to i tak zwróciłby się szybko – byłby narzędziem negocjacji cen gazu z Rosją. Bardzo skutecznym narzędziem.

        Gazoport, rura gazowa większej średnicy, z Gdańska na południe,  podziemne magazyny gazu – mogłyby być sfinansowane nie przez Polskę wyłącznie, a przez całą Grupę Wyszehradzką. Można nawet doprosić Ukrainę i Białoruś – za symboliczną składkę. To pomogłoby budować poczucie wspólnoty interesów, współpracę gospodarczą i wspólne bezpieczeństwo. Na razie kraje te łączy wyłącznie strach przed Rosją, a powinna także gospodarka, w tym energetyczna.

        Powinno się to omówić z W. Orbanem, premierem Słowacji, Rumunii, Czech, Bułgarii, Serbii, Rumunią i Bułgarią – mimo dostępu do morza, mogą być w przyszłości zablokowane na Morzu Czarnym (Bosfor)  –  przez islamizującą się,  i coraz silniejszą gospodarczo  i militarnie  Turcję. A dla prawowiernego muzułmanina islam jest ważniejszy od interesu, w tym wypadku tranzytu czy swobody żeglugi morskiej. Niektóre z tych krajów w przeszłości stanowiły turecką „strefę wpływów”.

        Lokalizacja PMG to rejon Zatoki Puckiej, a ściślej pokłady soli, które zalegają pod dnem zatoki. O ile pod lądem stałym, w rejonie np. Puck – Kosakowo, zalegają one na głębokości 1000 m, to pod dnem zatoki na głębokości 1100 m.  Lokalizacja ta ma zalety – nad lub w pobliżu zbiorników nie zamieszkują ludzie, więc odpadają protesty zaniepokojonych bezpieczeństwem pożarowym, ew. szkodami górniczymi mieszkańców, jak ma to miejsce w gminie Kosakowo, gdzie zablokowano inwestycję PGNiG. Pobór wody i odprowadzanie solanki (zbiorniki wykonuje się, odprowadzając wodę zatłaczaną odwiertem pod ziemię) nie nastręczy kłopotów, bo można użyć słabo zasolonej wody morskiej i po użyciu do morza ją odprowadzać. Finalnie wejścia do odwiertów / do zbiorników, można wykonać na podobieństwo dalb cumowniczych, jedynie docelowo trzeba by wykonać kilka mikrowysepek, do budowy stacji kompresorowych, zatłaczających  gaz pod ziemię.  

        Każda stacja / wysepka winna obsługiwać kilka zbiorników.  Na Zalewie Wiślanym np. planuje się utworzenie dużej wyspy z urobku wydobytego podczas budowy kanału  przecinającego mierzeję, łączącego zalew z morzem, i nie doprowadza to ekologów do szału. Wykonanie kilku wysepek może być dostrzegane jako ekologicznie korzystne, bo ptactwo, które na naszych plażach nie ma korzystnych miejsc lęgowych, mogłoby spokojnie – brak spacerowiczów – wyprowadzać lęgi, podobnie mogłyby się tu rozmnażać bałtyckie foki. Odpada więc argument pseudoekologów.  Sam gazoport powinien być zlokalizowany na Zatoce Gdańskiej, na granicy głębokiej i płytkiej wody, pod osłoną Półwyspu Helskiego. Zatoka Gdańska ma minimum kilkanaście metrów głębokości, a Zatoka Pucka maks. 3 m.  Gazoport winien być bezpośrednio połączony ze zbiornikami pod dnem Zatoki Puckiej, a te gazociągiem o stosownej zdolności przesyłowej, z Polską Centralną, Południową, a ta z innymi krajami Grupy Wyszehradzkiej, Białorusią, Ukrainą, Rumunią, Bułgarią, Serbią. Zresztą część takich połączeń już istnieje. Ze względu na małą głębokość akwenu Zatoki Puckiej, odwierty można by wykonać za pomocą wiertni lądowych, ustawionych na barkach, na pontonach, które po zakotwiczeniu i napełnieniu  zbiorników balastowych, osiadałyby na dnie, zajmując stabilną pozycję – dla dokonania odwiertu. Przypominam – maks. głębokość to ca 3 m, więc nie ma tu żadnych problemów technicznych, nie trzeba używać drogich morskich platform wiertniczych.  W tamtym rejonie  pokłady soli pozwalają wykonać pojedynczy zbiornik pojemności 50-60 mln m3.  Wykonanie 50 takich zbiorników daje łączną pojemność ca 2 500 000 000 m3 (2,5 mld m3), a więc podwaja pojemność dotychczasowych polskich PMG.  Gdyby wykonywać 1 zbiornik na akwenie 1 km2, to trzeba zarezerwować akwen 50 km2 – pod zbiorniki, dalby i mikrowysepki. Jeśli odległości pomiędzy zbiornikami (kawernami) wynosiłyby 500 m, wówczas potrzebny byłby akwen 12,5  km2. Zatoka Pucka ma 364 km2 powierzchni, tak więc zbiorniki byłyby zlokalizowane na  maksimum 1/7 jej powierzchni. Zostanie dużo wolnej powierzchni zatoki dla rybaków i żeglarzy. Zresztą istnienie dalb i kilku wysepek nie wyklucza swobodnej żeglugi po zatoce. Obecnie istnieje kilka dalb ze światłami, znakami nawigacyjnymi oraz okresowo pojawiająca się wysepka, łacha i nikt nie protestuje. Podziemne magazyny gazu w żaden sposób nie zagrażają przyrodzie, bo gaz to nie trucizny czy magazyny niebezpiecznych odpadów. Zresztą to gaz 1100 m pod ziemią. A gdyby np. były  tam złoża gazu ziemnego, to czy ekologowie zażądaliby jego wydobycia, bo zagraża przyrodzie? Oczywiście, że nie. Można więc go tam zmagazynować, bo nie zagrozi ani ludziom, ani przyrodzie.

        Nie śledziłem najnowszych trendów na świecie, ale bylibyśmy chyba jedynym krajem z takimi magazynami. Ale też nie każdy kraj ma płytką zatokę, z głęboko zalegającymi pokładami soli. My mamy ten dar niebios. Jeśli pomysł się podoba, to nic tylko zapraszać premierów państw ww., a Łukaszence można – za uczestnictwo w projekcie – nawet obiecać nie tyle koronę Rzeczpospolitej, co etat wielkiego księcia Witolda.

        Z poważaniem 
Strażnik Gazu

        Od redakcji: Szanowny Panie, nie sądzę, abyśmy byli właściwym adresatem Pana projektu.

***

Montreal, 13 stycznia 2017

        Szanowny Panie Redaktorze,

        W trosce o dobre imię pana Prezydenta Komorowskiego napisałam do redakcji „Biuletynu Polonijnego” list, który był komentarzem na list pewnej Pani, w którym zrugała pewnego Pana, że się ośmielił skrytykować pp. Tuska i Bul-Komorowskiego. Owa Pani wytłumaczyła czytelnikom „Biuletynu”, że błędy ortograficzne, które popełnia pan Prezydent, są spowodowane jego chorobą – dyslekcją, a poza tym była zachwycona dziarską postawą ww. Panów w akcji sprowadzania do Polski zwłok ze smoleńskiej katastrofy.

        W rozmowie telefonicznej z jednym z pp. Redaktorów „Biuletynu”, który przedstawił się z imienia, stwierdziłam, że naraziłam Redakcję na ideologiczny dyskomfort. Mój interlokutor żalił się, że ludzie piszący do „Biuletynu” ironizują, że ich naukowe wywody są dla większości czytelników niezrozumiałe, więc nikt ich nie czyta itp., i spytał wprost: Co ja mam z tym (tj. moim listem) zrobić? Że aluzju poniała, poradziłam p. Redaktorowi, żeby „to” wyrzucił do redakcyjnego kosza. A oto treść mojego listu, z pewnymi skrótami.

        Szanowna Pani,

        Kwestia natury dyslekcji poruszona przez Panią w „Biuletynie Polonijnym” nr 256, wymaga wyjaśnienia.

        Otóż dysleksja dotyczy tylko i wyłącznie czytania. Jest to deficyt wizualnej percepcji liter (grafemów), zaburzonego transferu grafemów na kod słuchowy i zaburzonej interpretacji semantycznej, co jest następstwem uszkodzenia struktur korowych odpowiedzialnych za mowę. Nie ma to nic wspólnego z prezentowanym przez p. Prezydenta problemem – on się po prostu nie nauczył ortografii. I kto to wymyślił tę całą historię z dyslekcją? Czy to sam poszkodowany przez los przyznał się do swojej ułomności, czy też ktoś przyprawił mu gębę – niechcący, czy też z premedytacją? A z drugiej strony, jak to się dzieje, że ludzie nieumiejący pisać są dopuszczani do najwyższych stanowisk państwowych?

        Że nie wspomnę o wytężonej pracy pp. Tuska i Komorowskiego – zrujnowali przemysł, pozbywając się 3 milionów młodych Polaków; czego nie rozkradli do końca, sprzedali za przysłowiowego dolara obcym, a i też nie wiadomo, czy nie pomogli w transferze pasażerów Tu-154 na łono Abrahama, więc nie dziwota, że obaj Panowie byli tak zaangażowani w owo „sprowadzanie zwłok” i ich pochówek.

        W postscriptum napisałam: Nie lubiem ale muszem (oto następny dyslektyk; to już nie wyjątek, to reguła) się powtórzyć, że te wszystkie od 1945 roku polskie partie polityczne mają tę samą bazę, jeno inszą nadbudowę.

        List zgoła banalny – fakty oczywiste dla trzydziestu paru milionów Polaków – nie znalazł aprobaty pp. Redaktorów „Biuletynu”. Opublikowali natomiast anons o mającym się odbyć spotkaniu sympatyków KOD-u, co miało miejsce 17 grudnia 2016 roku.

        Jako ciekawostkę, opiszę Państwu, jak funkcjonuje służba zdrowia w Montrealu.

        Otóż w drugi dzień świąt, idąc na proszoną kolację, złamałam w nadgarstku lewą rękę. Karetka pogotowia zawiozła mnie na „emergency” do pobliskiego szpitala. W izbie przyjęć czekałam 10 godzin na założenie gipsu. Lekarz zaordynował operację ręki za dwa dni i polecił wrócić następnego dnia do szpitala w celu wykonania standardowych badań przedoperacyjnych. Zabrało mi to sześć godzin. Umęczona wróciłam do domu. Wkrótce dostaję telefon ze szpitala. Lekarka krzyczy, kto pozwolił mi iść do domu?

        – Jak to kto? Zrobiłam badania i nie potrzebowałam niczyjej zgody na opuszczenie szpitala.

        – Niech pani natychmiast wraca – nakazała.

        Wróciłam. Pielęgniarka pierwszego kontaktu wcisnęła mi na twarz sztywną maskę i skierowała do rejestracji. Po chwili przyjechał po mnie mężczyzna w masce, z wózkiem inwalidzkim. Powiedział, że pokój dla mnie jest przygotowany. Wciąż nie mogę się dowiedzieć, co się dzieje. Po kilku minutach wchodzi do izolatki, w której zostałam umieszczona, lekarka, która ogłosiła werdykt: pani ma gruźlicę!

        Od razu zaczęto mnie szpikować antybiotykami. Po trzech dniach zawieziono mnie wózkiem inwalidzkim – bo na terenie szpitala – na bronchoskopię, która miała wyjaśnić sprawę. Czekałam następne trzy dni na wynik badania. O 9 rano przyszedł do sali zdemaskowany lekarz: „Good news! Pani nie ma TB. Może pani iść do domu”. Lekary – jak mawia moja słowacka koleginia – się pomylili. Coś tam w moich płucach na X-ray musieli widzieć (niegdyś umiarkowanie paliłam /?/), ale nie wiedząc, co widzieli, postawili diagnozę.

Na wypis ze szpitala czekałam sześć godzin. Wreszcie wróciłam do domu. Przepadła, wyznaczona za dwa dni po złamaniu, operacja. Ponieważ gips boleśnie uciskał mi rękę, poszłam na „emergency”, by go poluzować. Pielęgniarka, która mnie przyjęła, była bardzo niegrzeczna. Zwróciłam jej uwagę na poziom konwersacji, którą zainicjowała, a w której nie miałam ochoty uczestniczyć, choćby ze względu na ból ręki. Odgryzła się – przyjmowani byli nowo przybyli pacjenci, a ja znów czekałam sześć godzin. Wreszcie, na moją grzeczną, acz głośną interwencję, zostałam przyjęta przez lekarza. Złośliwa bestia, ta pielęgniarka, a z wyglądu: buzia w ciup, a rączki w małdrzyk. Asystująca lekarka wypisała mi receptę na 40 tabletek z narkotykiem. Wykupiłam tylko 10 – przeznaczyłam je na po operacji, bo póki co, wystarczył Acetaminophen, który można nabyć bez recepty.

        Żeby umówić się z ortopedą, do którego dostałam skierowanie przy wypisie ze szpitala, zadzwoniłam do kliniki, i dowiedziałam się od sekretarki, że nie ma mnie na liście pacjentów przeznaczonych do operacji. Szpital mnie przeoczył. Sekretarka wpisała mnie na listę i ustaliłyśmy termin spotkania z lekarzem. Sympatyczny, budzący zaufanie, około 40-letni mężczyzna. Miałam rzadkie szczęście trafić na takiego. „Dziś wieczorem zoperuję panią – powiedział. O godzinie 2.15 telefon od asystenta mojego operatora: „Czy może pani przyjść do szpitala między godz. 2.45 a 3?”. – Tak, będę. Podał mi numer poczekalni, w której miałam czekać. Przyszłam przed czasem. Pracownikowi, który wwoził i wywoził pacjentów z bloku operacyjnego, powiedziałam, że jestem umówiona z lekarzem, i spytałam, czy ktoś wie, że tu jestem? Powiedział: Tak; proszę się zarejestrować i tu czekać. Rejestracja była zamknięta. Po półtorej godziny wchodzi do poczekalni pielęgniarka przyjmująca pacjentów przedoperacyjnych i oznajmia: „Lekarz już od dawna czeka na panią; powiedziałam mu, że jeszcze pani nie przyszła”. Zdenerwowałam się silnie. Ciśnienie skoczyło mi do 165 mm Hg (skurczowe), na co zwróciłam jej uwagę. Zreplikowała, że ciśnienie przed operacją skacze każdemu.

        Operacja odbyła się według planu. A co do tych 10 tabletek z narkotykiem, przyjęłam tylko cztery. Teraz wystarczy mi Acetaminophen. Tylko po co dali mi receptę na 40?

        Życzę Szanownej Redakcji i równie Szanownym Czytelnikom „Gońca” pomyślnego Nowego Roku!

        Z poważaniem
Ewa Pietras

***

Szanowny Panie,

        Nazwisko Pana dotarło do mojej świadomości poprzez felieton polskiego dziennikarza – dzisiaj.

        Wydaje się, że ma Pan możliwości wywarcia wpływu lub siłę perswazji w pewnych środowiskach mogących doprowadzić do realizacji dwóch projektów, które byłyby przełomowe w poprawie relacji polsko-żydowskich i oparciu ich na „TRUTH and JUSTICE”.

        Jako że jestem filosemitą i zależy mi na dobrych stosunkach polsko-żydowskich, jestem przekonany, że po  analizie zgodzi się Pan ze mną.

        Proszę, aby się Pan osobiście zaangażował. Poniższe jest rozsyłane do żydowskich organizacji i mediów od pewnego już czasu.

        Project 1)

        When will the Jews admit that during WW II they were the BIGGEST German COLLABORATORS in the work of exterminating their own? School curricula have to be changed in Jewish schools all over the world to provide the full picture of the extermination. Why is it that only Hannah Arendt admits to it?

        I can send you a list of historical works for study.

        Project 2)

        I believe that the time has come for the Israeli/Jewish Worldwide Establishment and common people to address one of the moral obligations the Jews as a ethnic group/race/nation have.

        The reading of the below:

http://www.amazon.com/Jews-Poland-Documentary-Congressus-Judaicus/dp/0781801168/ref=sr_1_1?ie=UTF8&;qid=1456669644&sr=8-1&

keywords=Jews+in+Poland+Pogonowski

will prove beyond reasonable doubt – that without Poland there would be no State of Israel. The “Jewish paradise” gave you shelter when everybody else was kicking you out.

        Bottom line. I appeal to Israeli authorities/Jewish establishment to pay off this MASSIVE DEBT  OF GRATITUDE towards Poland – by creating a GRATITUDE FUND – Poland being the beneficiary.

        I believe that a sum of 3 x Israel’s GDP (as of 2015) paid out in 30 years might be a minimal compensation.

        With kind regards,
        Bogdan Baginski
        Toronto, Canada

   

***

Witam Panie Redaktorze,

        właśnie jeszcze przed wyjściem z domu udało mi się przeczytać artykuł na niezależna.pl na temat prezydenta Przemyśla Chomy, jest też inny na www.kresy.pl.

        Niestety, potwierdzają się moje przypuszczenia o prowokacjach SBU – co może być następnym krokiem. Rozpętanie przeciwko prezydentowi nagonki w Polsce, że psuje relacje polsko-ukraińskie, jest narodowcem, popiera nacjonalistów, ale tylko po to aby wybrać nowego – ukrainofila lub nawet Ukraińca. I tak powoli wprowadzać plan ukrainizacji Przemyśla i ziemi przemyskiej.

        Proszę śledzić działania Ukraińców, ale też polskich zaprzańców.

        Bezczelność Ukraińców sięga zenitu, a naszych polityków zenitu głupoty.

        Pozdrawiam,
KA

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 20 styczeń 2017 14:41

Listy z numeru 03/2017

Szanowny Panie Redaktorze,

        Nawiązując do wywiadu z Panem Nikt, pragnę wtrącić swoje parę słów celem spojrzenia mojego (subiektywnego) na sytuację naszego kraju w kontekście historii po 2. wojnie światowej.

        Zacznę od małego wstępu, który traktuję jako analogię do sytuacji kraju, znanego wszystkim schematu działania typowego biznesu.

        Otóż w naszym świecie istnieje pewne niepisane prawo, w myśl którego socjologowie udowodnili, że większość biznesów pracuje w trzypokoleniowym cyklu: pierwsze pokolenie tworzy biznes, drugie ten biznes rozwija, natomiast trzecie pokolenie go trwoni. Gdy, znając ten schemat, spojrzymy na sytuację Polski, pcha się do świadomości jakaś klątwa tego schematu w odniesieniu do naszego kraju. Spróbuję tę tezę udowodnić. Nie będę tutaj w tym wszystkim mieszał wątków politycznych, zakładam, że PRL był krajem suwerennym, chociaż ta zależność była od ZSRS, ale moim zdaniem, nie aż taka, jak się powszechnie głosi, zwłaszcza po transformacji. Dlaczego wysuwam taką tezę? Gdyby Polska nie była krajem suwerennym, nie miałaby dzisiaj ciągłości państwowej, a więc obecnie rządzący, chociaż PRL traktują jako państwo obce, jednak w pełni korzystają i korzystali z jego dziedzictwa.

        No więc przechodzimy do udowodnienia tezy o trzypokoleniowej klątwie. Pierwsze pokolenie, to które przeżyło wojnę, zabrało się ostro do pracy, odbudowując kraj ze zgliszcz wojennych. Z wyrazistością pragnę podkreślić fakt, że budowa była rzeczywista – nie wirtualna, więc kraj budowano za pomocą pracy fizycznej zwykłego, często niewykształconego robotnika. Przychodzi rok 1956, pierwszy raz robotnicy się buntują. Chcą więcej pieniędzy, chociaż wiedzą, że władza należy do ludu. Politycznie ten protest jest jeszcze obojętny, a na dodatek wspomagany przez partyjne kierownictwo z Zakładów Cegielskiego.

        Mija pierwsze dwadzieścia lat w jakimś w miarę spokoju, do pracy wchodzi drugie pokolenie i ono rozbudowuje Polskę, też bazując na ciężkiej pracy polskiego robotnika. Ten znowu zaczyna się dopominać o więcej pieniędzy tam, w Gdańsku 1970. Znowu mamy do czynienia z wyłącznie motywem płacowym. Jednak sytuacja się zaczyna zmieniać. Szanse dostrzegają skompromitowani karierowicze partyjni, których nazwisk nie będę wymieniał. Oni już zaczynają głosić, że trzeba zmieniać ustrój, bo robotnik jest w nim gnębiony, zakładają KOR. Polska buduje się dalej, pomimo tego że w Radomiu wybucha następny protest. Podziemie, które prze do władzy, już jest mocne, przygotowuje uderzenie, które ma miejsce w roku 1980. Tym razem sprawa robi się poważna, Polska staje na skraju wstrzymania gospodarki strajkiem generalnym. Już nie są to same postulaty płacowe, doradcy konstruują tak swoje tezy, aby rozszerzyć bunt o wiele dalej, co unaoczniają 21 postulatami. W tych postulatach ciągle nie ma zmiany ustroju na taki, w którym robotnik straciłby swoje miejsce w aparacie władzy. I w tym przeciąganiu liny dochodzi wreszcie do głosu trzecie pokolenie, które już inaczej patrzy na Polskę. To pokolenie widzi w Polsce szanse na urwanie kawałka sukna dla siebie. Rwanie tego sukna trwa przez kolejne 20 lat, do czasu gdy sukno już jest sprywatyzowane, czyli go nie ma. I co teraz?

        Teraz, po wchodzeniu na scenę czwartego pokolenia, obrzydza się to sukno, które się z takim zapałem rwało. Ono było, według współczesnych ocen, nic niewarte. No cóż, jaką miało wartość, wiedzą ci, którzy je tkali. Teraz sukna nie ma, nie ma też tego, co stanowiło dorobek dwóch powojennych pokoleń. Gdyby z grobów powstali ci, którzy ze śpiewem na ustach odbudowywali ze zniszczeń stolicę i uruchamiali zdewastowane przez wojnę fabryki, a także budowali nowe, przekształcając Polskę z kraju rolniczego w przemysłowy, rwaliby z głowy włosy i posypywali głowy popiołem, wołając: czym Ci, Panie Boże, zgrzeszyliśmy, że tak pokarałeś nasze dzieci i nasze wnuki?

        Wrogowie Polski wiedzieli, jak zniszczyć ten kraj. Gdy ruszyła transformacja, to pierwszym krokiem było zlikwidowanie central handlu zagranicznego i pozostawienie zakładów samym sobie. Każdy, kto ma choć trochę wiedzy ekonomicznej, ten wie, że po to jest handel zagraniczny
wykładany na uczelniach, iż to jest supersztuka sprzedać coś na eksport, gdy wszyscy mają wszystkiego nadmiar. Zakłady pozostawione sobie samym nie miały szans wrócić na rynki światowe, najbardziej to odczul taki Ursus, który był przygotowany do światowej inwazji. To była największa na świecie fabryka traktorów. Nie będę wchodził w szczegóły, bo brak tu miejsca, mogę tylko powiedzieć, że trzypokoleniowa klątwa i jej bezwzględni wykonawcy powinni być osądzeni przez polskie społeczeństwo, póki niektórzy z nich jeszcze żyją.

        Pozdrawiam, 

                SC

        Odpowiedź redakcji: Wie Pan co, to może być prostsze.

***

Dobry wieczór!

        Szanowni Panie Redaktorze, tego się najbardziej obawiałem, ale przypuszczałem, że po wysadzeniu pomnika w Hucie Pieniackiej taki scenariusz może być możliwy.

        Naturalnie osobiście myślę, że pomnik został wysadzony przez neobanderowców, że było to umyślnie zaplanowane. Jest to ich gra.

        Nie trzeba było długo czekać – odezwał się Władymyr Wiatrowycz, szef ukraińskiego IPN i historycy ukraińscy, którzy oczywiście zrzucili winę na prowokację – którą sami zaplanowali.

        W nowych oświadczeniach wybiela się UPA, SS „Hałyczyna” czy SS „Galizien”, a mówi się o hitlerowcach oraz partyzantce radzieckiej.

        Na zmianę treści tablic zbyt długo nie będzie trzeba czekać. Zapowiedziano, że pomnik zostanie odbudowany do 28 lutego br,, pewnie już w wersji historycznej Wiatrowycza. Tak będą zmieniać historie – wysadzać i zmieniać.

        Oskarżają też polskie społeczeństwo o niszczenie grobów i tablic w Polsce – naturalnie banderowskich. Sprytna strategia przy całkowitej głupocie, strachu i  milczeniu polskich polityków czy dyplomacji.

        Obawiam się, że ten rok będzie rokiem zaostrzenia się stosunków z banderowską Ukrainą i będziemy świadkami licznych prowokacji tam, być może w Polsce.

        Dziękuję za to, że często Pan o tym pisze. Czytamy z Anią co piątek.

        Pozdrawiam,
KA

                Odpowiedź redakcji: Pilnujmy polskich interesów, bo nikt tego za nas nie zrobi.

Opublikowano w Poczta Gońca
piątek, 13 styczeń 2017 15:04

Listy z numeru 02/2017

Bardzo „katolickie” wpisy w necie po śmierci syna Wałęsy. Ty też się cieszysz? Wpisy poniżej: Niestety, nie wszyscy. Na internetowych forach nie brakuje okropnych wpisów tych, którzy cieszą się ze śmierci Przemysława Wałęsy, a przy okazji w chamski sposób atakują Lecha Wałęsę. – Już miałam nadzieje, że chodzi o Lecha Wałęsę, no nic, bywa; Wielka sprawa naprawdę – w nieznanych okolicznościach umarł syn KAPUSIA Bolka :);  Tego gnoja nie szkoda. Wszyscy z rodu Wałęsów powinni zapić się na śmierć!!!; Bolek śmiał się ze smoleńskiej katastrofy i z ludzi przeżywających żałobę. Karma wróciła;  Bolek 5 lat temu mówił, że jedyne co udało się Lechowi Kaczyńskiemu to śmierć... Co teraz powie???;  K*** a,  kogo to obchodzi, rodzina esbeckiego kapusia; Nie bardzo rozumiem, dlaczego mamy wyrywać się z wyrazami współczucia komuś, kto z premedytacją oszukiwał Polaków przez długie lata. Opluwał Polskę i Polaków za granicą; Zachlał się na śmierć może jeszcze z Arłamowa została gorzoła, co TW Bolek nie wychlał – [pisownia oryginalna].

        Odpowiedź redakcji: Poglądy jedno, człowiek drugie – w obliczu tragedii ludzkiego życia można się ugryźć w język.

***

Szanowny panie redaktorze Kumor, tu chodzi o mur!

        Pod koniec ubiegłego roku dobiegły nas z Polski okropne wieści! Otóż jedna czwarta całej spedycji przewożonej ciężarówkami w Europie jest robiona rękami polskich kierowców. Jedna czwarta tego, co jest przewożone w Europie, to jest krwawica polskich kierowców. Dosłownie i w przenośni! W środku Berlina, tuż przed świętami, został zastrzelony polski kierowca! A więc trzeba, by polscy politycy byli bardziej radykalni, jeśli chodzi o zabezpieczenie życia Polaków! Trzeba, żeby zaczęli wzorować się na prezydencie USA Donaldzie Trumpie!

        Następny kandydat na prezydenta Polski (wybory już za trzy lata) powinien być silny jak przysłowiowy król Kazimierz Wielki (ten, co zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną) i powinien zażądać od Niemców wybudowania muru na granicy polsko-niemieckiej (najlepiej po wschodniej stronie Odry i Nysy Łużyckiej). Jeśli Niemcy nie zgodziliby się na wybudowanie muru, to ten nowy prezydent Polski powinien zapowiedzieć, że on ten mur wybuduje, i musi zażądać też od Niemców, żeby Niemcy za budowę tego muru zapłacili! Gotówką! (OK, gotówka może być w euro, będzie mniej do liczenia).  

        Polacy nie mogą być bezbronni wobec zagrożeń, jakie płyną z tego kraju leżącego na zachód od Polski! Polscy kierowcy udający się na ekstremalne wyjazdy na zachód Europy potrzebują czegoś więcej niż opieki św. Krzysztofa. Tak jak Berlin miał mur, tak jak Izrael ma mur, tak jak Chiny mają mur, tak jak USA będą miały mur, tak Polska też powinna mieć swój mur.

        W następnych wyborach prezydenckich będę głosował na tego kandydata na prezydenta, który będzie za budową muru!  

Jan Dąbrowszczak-Prawicowy

        Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, budowanie płotów jest niebezpieczne. Ktoś taki płot może później przeskoczyć, podpływając motorówką, i zaczną się różne kłopoty.

***

Szanowny Panie Redaktorze,

        Chciałbym przedstawić swoje zdanie na temat listu-prośby o pomoc byłemu opozycjoniście otrzymującemu od „sprawiedliwego” państwa emeryturę, która nie wystarcza, by przeżyć.

        Otóż Panie Olewiński, czy to nie przypadkiem rząd, który teraz rządzi Polską, powinien być adresatem w sprawie, o którą zabiega Pan u rodaków w Kanadzie? Pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie, sam wykładając jednocześnie wszystkim Polakom, iż to nie jest żadne widzimisię władzy, jednym zabierać, a drugim rozdawać.

        Podeprę się tutaj tym, co głosi Słowo Boże na ten temat. Chyba Pan słyszał o tym, że nic ze sobą nie weźmiemy z tego świata? Nie weźmiemy, ponieważ nie jesteśmy właścicielami niczego na tym świecie. To nam się tylko wydaje, że jesteśmy.

        Niektórzy pokrętnie tłumaczą sobie przypowieść Chrystusa, gdy pytał go faryzeusz, czy powinno się płacić podatki. Pan Jezus odpowiedział pytaniem: czyja podobizna jest na monecie? Ten odpowiedział: cesarza. „Oddajcie więc cesarzowi co cesarskie a Bogu co boskie”. Pytanie wobec tego możemy sobie postawić: no dobrze, skoro pieniądze płacimy cesarzowi, to znaczy, że on jest ich właścicielem?

        Niestety, ten kto tak myśli, ten się myli. Cesarz też nie jest właścicielem tego, co mu płacimy. On jak my zejdzie z tego świata, pozostawiając wszystko. Wobec tego skoro cesarz nie jest właścicielem tych pieniędzy, powinien wiedzieć, że po śmierci będzie rozliczony z tego, jak dysponował pieniędzmi, które mu powierzył Bóg. Po tym krótkim wykładzie myślę, że każdy zrozumiał, iż cesarzem w rozumieniu Pisma Świętego jest dzisiaj rząd, czyli ci, którzy decydują, komu przyznać więcej, a komu mniej. Nie chcę już dodawać, by bardziej pogrążyć władze w Polsce, następnego cytatu dotyczącego kary za to, że się gnębi maluczkich.

        Myślę, że gdyby Pan ten tekst przesłał do pani premier, w szybkich obrotach pobiegłaby po rozum do głowy i pomyślała, komu zabrać, a komu oddać, co mu się należy, w tym może i odebrać sobie. Jest sprawą niemoralną, że władza, która mówi o sobie, że jest sprawiedliwa, tak traktuje tych potrzebujących, niepotrafiących pracować łokciami i się rozpychać łącznie ze stopniowym zawłaszczaniem państwa, które należy do społeczeństwa, a nie do nich.

        Pozdrawiam,
SC

        Od redakcji: Rzeczywiście, smutna sprawa, ale może ktoś by zainteresował odpowiednie „czynniki”.

***

Zamieszczamy poniżej wyjaśnienie p. Radka Pyffla związane z naszym wywiadem z posłem Antonim Macierewiczem

        W ostatnich dniach ze sporym zdziwieniem obserwuję medialną burzę wokół działki w Łodzi, na której miał powstać kolejowy terminal, łączący Polskę z Chinami. Jeszcze przed publikacją artykułu w „Gazecie Wyborczej” (który wywołał to ogromne zamieszanie, kontaktował się ze mną dziennikarz łódzkiego dodatku „Gazety” Michał Frąk, którego poznałem kiedyś na wyjeździe organizowanym przez Ministerstwo Gospodarki Indii w Mumbaju), ale odmówiłem komentarza (jako przedstawiciel RP w Azjatyckim Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, mam przecież inne zadania).

        W sytuacji jednak, gdy po artykule w GW, Internet zalała fala memów i spekulacji, w których – przyznam szczerze, nie wiedzieć czemu – łączy się mnie ze sprawą terminalu kolejowego w Łodzi, jestem winien małe sprostowanie.

        Piszę oczywiście w imieniu swoim własnym, proszę nie łączyć tej wypowiedzi ze stanowiskiem żadnej innej instytucji (w tym AIIB).

        Przykładem takiego niefortunnego łączenia mnie ze sprawą terminalu w Łodzi, jest opublikowany na portalu Biznes Alert artykuł Wojciecha Jakóbika, który później często „podawany dalej”, zaczął w Internecie żyć swoim życiem.

        Jak pisze Naczelny Biznes Alert:

        „Za zaangażowaniem w Szlak optuje Centrum Studiów Polska-Azja, którego prezes, sinolog i uznany ekspert ds. Państwa Środka, Radosław Pyffel został wicedyrektorem Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) z rekomendacji Warszawy. Bank mógłby posłużyć do współfinansowania inwestycji w Polsce i stanowić nowe, po funduszach europejskich, źródło pieniędzy. Oprócz Polski do »konstytuanty« tego podmiotu weszły Wielka Brytania, Szwajcaria, Dania, Szwecja, Norwegia oraz Islandia”.

        Autor pisze o mnie w zasadzie całkiem pozytywnie.

        Popełnia jednak w jednym akapicie tyle błędów (zakładam, że niechcący) oraz prezentuje tak wiele nieścisłości i stawia mnie, ze względu na kontekst całej sprawy, w tak niekorzystnym świetle, że niestety jestem winien krótkie dementi.

        Także dlatego, że nawet ten jeden akapit więcej w całej sprawie, moim zdaniem, gmatwa niż wyjaśnia.

        Niniejszym oświadczam, iż:

        1. Nie jestem sinologiem. Studiowałem i pracowałem przez wiele lat w Chinach (i Azji). Mówię po chińsku, ale nigdy nie byłem studentem sinologii (a więc tym bardziej jej absolwentem).

        2. AIIB jest bankiem międzynarodowym, który będzie przede wszystkim finansował inwestycje na terenie Azji. Sugestie, że mógłby on w Polsce zastąpić w przyszłości fundusze europejskie, idzie zbyt daleko i jest nieporozumieniem.

        3. Akces do AIIB zgłosiło 57 krajów, nie tylko wspomniane Wielka Brytania, Szwajcaria, Dania, Szwecja, Norwegia i Islandia, które utworzyły jedną z dwunastu konstytuant banku (właśnie tę, w której znalazła się Polska).

        4. Centrum Studiów Polska-Azja (CSPA) to grupa kilkunastu ekspertów i społeczność kilkudziesięciu autorów, piszących analizy, zajmujących się szeroko pojętym konsultingiem, prowadzących zajęcia i seminaria dotyczące kilkunastu krajów Azji (gdzie często spędzili wiele lat). W CSPA nie istnieje coś takiego jak „optowanie za” jakąś konkretną koncepcją polityczną (np. Jedwabnym Szlakiem itd.), co można łatwo sprawdzić, odwiedzając profil Centrum Studiów Polska-Azja lub stronę polska-azja.pl.

        5. Jeśli już, to takie „optowanie” można przypisać mi, jako jednemu z ekspertów CSPA. Jednak sformułowanie „za zaangażowaniem w Jedwabny Szlak optuje R.P.” w kontekście zamieszania w Łodzi, jest nieprecyzyjne i może być mylące. Każdy przypadek jest inny i powinno o nim decydować studium opłacalności. Konia z rzędem temu, kto znajdzie moją wypowiedź, gdzie namawiałem do budowy terminalu na tej konkretnej działce w Łodzi.

        6. Było nawet na odwrót. Dopóki jako ekspert wypowiadałem się w mediach i publicznie, zwracałem uwagę, że w Łodzi mamy do czynienia z przerostem PR-u nad treścią (o co wiele osób miało do mnie pretensje). Optowałem też i optuję przede wszystkim za planem Morawieckiego i uważałem (i nadal uważam), iż terminale Jedwabnego Szlaku na terenie RP tylko wtedy będą korzystne, kiedy jako Polska przeskoczymy pułapkę średniego dochodu i będziemy w stanie zapakować pociągi do Chin. Dziś eksportujemy tam głównie miedź i coraz więcej artykułów spożywczych (jednak w większości nie opłaca się ich transportować drogą lądową, tylko morską). Cała debata o polskim Jedwabnym Szlaku i emocjonalne reakcje związanych z budową terminalu na tej czy innej działce nie mają chyba sensu, jeśli nie uda nam się przeskoczyć pułapki średniego dochodu i stworzyć atrakcyjnej oferty dla konsumentów z regionu Pacyfiku (w tym oczywiście Chin).

        7. Belt and Road Initiative jest jednym z najważniejszych projektów XXI wieku i jego realizacja może trwać przez kolejnych kilka dekad. To wielkie wyzwanie, przed którym stoimy jako RP. Pamiętajmy jednak, że będzie to długi proces i że każdy przypadek jest inny. Należy zatem kalkulować i dyskutować nie o tym czy, ale o tym jak to zrobić. Ewentualne zaangażowanie musi być jak najkorzystniejsze dla obywateli RP.

        W jaki sposób to zrobić, to już sprawa naszych rządzących.

        Ze swojej strony, odpowiadam tylko za mały wycinek, jakim jest obecność Polski w AIIB. Obiecuję ciężką pracę i zaangażowanie.

        8. Stawianie moich poglądów w jednym artykule, niejako w kontrze do szefa MON, jest nieporozumieniem.

        9. Tak samo jak łączenie wyrwanej z kontekstu wypowiedzi (w zasadzie wycięcie 90-sekundowego fragmentu z 46-minutowej rozmowy) Antoniego Macierewicza dla polonijnych mediów z zamieszaniem wokół budowy terminalu w Łodzi.

        Rozmowa ta miała miejsce 3 października 2015 roku (czyli kilkanaście miesięcy temu, kiedy Antoni Macierewicz nie był jeszcze szefem MON-u).

        Fragment rozmowy:
https://www.youtube.com/watch?v=7gqX57MDcuY

        Cała rozmowa:
https://www.youtube.com/watch?v=11eFWo04mNw

        10. O tym, czy Antoni Macierewicz jest przeciw Jedwabnemu Szlakowi, proponuję rozstrzygnąć po tym, jak wyda w tej sprawie jakieś oficjalne oświadczenie. Z całym szacunkiem, ale jeden artykuł w „Gazecie Wyborczej”, w którym cytuje się wypowiedz z YouTube sprzed kilkunastu miesięcy, a także „nieoficjalne źródła Biznes Alert” to dla mnie zdecydowanie za mało. Nawet w tej YouTubowej i wyrwanej z kontekstu wypowiedzi szef MON-u mówi o tym, że to jego prywatna opinia (a nie partii) i że nie ma nic przeciwko, gdyby prowadziło to do „jakichś korzyści ekonomicznych”.

        Cała teza o zablokowaniu Jedwabnego Szlaku jest więc albo nieprawdziwa, albo w najlepszym wypadku słabo udokumentowana.

        11. Poza tym sprzeciw w tej konkretnej sprawie, konkretnej działki w Łodzi, to nie to samo, co „wypisanie Polski z Jedwabnego Szlaku”.

        12. Z tego względu, kompletnie nie rozumiem też alarmującego tonu komentarzy w sprawie Łodzi: „Chińczycy wycofują się z Polski” „Polska wypisana z Jedwabnego Szlaku”. Pociągi do Chin jeżdżą z Małaszewicz, z Kutna i kilku innych miejsc w Polsce. Terminal można zbudować na innej działce w Łodzi lub poza nią. Rezygnacja z prac na terenie Agencji Mienia Wojskowego w Łodzi to nie to samo co zamknięcie się Polski na Jedwabny Szlak jako taki.

        Zalecam w całej sprawie mniej emocji i więcej spokoju. Jestem przekonany, że właśnie zachowanie spokoju, to największa korzyść dla interesu Rzeczpospolitej.

        Kłaniam się i pozdrawiam
Radosław Pyffel

        PS Niniejszym także oświadczam, iż ze względu na liczne zadania i obowiązki nie będę brał udziału w dyskusjach ani udzielał komentarzy w tej sprawie, poprzestając na moim dementi.

Opublikowano w Poczta Gońca
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.