W sobotnie popołudnie spotykam w bibliotece cztery panie bibliotekarki: Marię Żłobicka, Elę Kimont, Renatę Kurcewicz, Jadwigę Ganowską. – Pracują z nami jeszcze dwie inne panie, ale ich akurat nie ma – mówi p. Maria.
http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/item/1825-oaza-polsko%c5%9bci-biblioteka-w-centrum-kultury-im-jana-paw%c5%82a-ii-w-mississaudze#sigProId4297d9573a
– Dlaczego Pani to robi? – pytam p. Żłobicką.
– Bo kocham książki!
– Skąd ta miłość?
– Kocham polski, człowiek się urodził w Polsce, wychował, to był mój zawód, bo już nie jest – tutaj to nie jest praca zawodowa – ja sobie nie wyobrażam życia bez polskiego.
– Na jakich zasadach jest prowadzona biblioteka?
– Pracujemy po dwie godziny. Biblioteka podlega pod Centrum Kultury im. Jana Pawła II. Cieszymy się, że mamy to pomieszczenie. Centrum do tej pory dawało pieniądze na książki.
– Czy gdy ktoś ma ochotę uczynić jakąś dotację, to można?
– Bardzo chętnie, ale wyłącznie polskie książki; mamy 20 tys. wolumenów. Naprawdę są to dobre pozycje, bo do tej pory cały czas kupowałyśmy nowości.
– Ile osób korzysta?
– Mamy ponad 2000 czytelników, ale też są wśród nich martwe dusze. Naszym problemem jest też to, że część ludzi, którzy kiedyś wypożyczyli, nie zwraca książek. Brakuje nam ok. 2,5 tys. egzemplarzy.
– Czy korzystają ludzie młodsi?
– Z reguły są to ci, którzy przyjechali z Polski.
– Nasze drugie pokolenie nie czyta tutaj?
– Są wyjątki – ale to są wyjątki.
– Pani czyta książki na czytnikach elektronicznych?
– Nie, potrzebuję "normalnej" książki, dopiero przy takiej pracuje wyobraźnia – no nie, ja kocham książki. To jest tak, jakby przyjaciel usiadł naprzeciwko, człowiek czuje tę atmosferę.
– Co daje czytanie książek? Przy dzisiejszym tempie życia ludzie coraz rzadziej czytają dłuższe teksty, chcą mieć na tacy, w pigułce to, "o czym autor chciał powiedzieć".
– Ja bym się nie zgodziła. Mamy tutaj ponad 2,5 tysiące czytelników.
– I są wierni?
– Są ludzie, którzy sobie nie wyobrażają życia bez książki i my jesteśmy tą grupą. To jest największa biblioteka polonijna w Kanadzie i sporo ludzi przychodzi te trzy razy w tygodniu; czyli zapotrzebowanie na książkę jest.
– Czy ono nie słabnie, czy nie jest związane z jednym pokoleniem?
– Nasze dzieci też czytają, może nie będą czytać po polsku, ale na pewno będą czytać po angielsku. To zależy od poziomu człowieka, od wychowania.
– Czy Panie nie uważają, że książki po angielsku o Polsce mają sens – właśnie dla naszej młodzieży?
– Mają.
– Tu nie ma takich książek? Na przykład Adama Zamoyskiego?
– Nastawiłyśmy się tylko na język polski, bo uważamy, że nie ma sensu dublować.
– Czy Paniom pomagają polskie władze?
– Szukamy sponsorów, pukamy do drzwi, w najbliższym czasie ma się u nas zjawić konsul. Raz dostałyśmy pieniądze, p. konsul obiecał, że coś pomyśli; nie w formie pieniężnej, ale książkowej.
– Czy zdarza się że Panie dostają cenne książki?
– Są w książkach wzruszające dedykacje. Najbardziej przykre jest to, że ludzie dają nam książki, kiedy ktoś z rodziny odchodzi. I dla nas jest to smutne. Apeluję też do Czytelników: dajcie teraz, bo wasze dzieci mogą potem wyrzucić to na śmietnik.
Wie pan, ja mówię, że to nie jest biblioteka, tylko klub interesującej książki, tu przychodzą ludzie, którzy kochają książki – nasi czytelnicy. To jest to ciepło, które płynie w dwie strony. Zapraszam wszystkich, którzy lubią książki.
Ale powiem też panu, że gdy zaczynałyśmy, były dwa regały harlequinów – ludzie to brali, czytali, a później zaczynałyśmy dawać poważniejsze rzeczy. Można wyrabiać smak.
– Sądzi Pani, że od złej literatury można dojść do dobrej?
– Oczywiście, że tak; pamiętam, co czytałam, mając 20 lat, a co w tej chwili czytam. Człowiek się wyrabia, jeśli tylko chce. Czasami się śmiejemy, że to jest najbardziej kulturalne miejsce w Centrum, bo trzeba mówić "przepraszam", gdy się przeciska między regałami. Pomieszczenie jest trochę małe.
– Kiedy biblioteka jest czynna?
– Trzy razy w tygodniu: w poniedziałki i czwartki od 19 do 21, a w soboty od 14 do 16. Zapraszamy wszystkich czytelników "Gońca".
--------------------
W drzwiach spotykam p. Henriettę: – Dlaczego Pani tu przychodzi? Skąd się Pani dowiedziała, że tutaj działa biblioteka?
– Przychodzę już wiele lat, nie pamiętam skąd się dowiedziałam. Przychodzę, bo praktycznie nie ma innego źródła polskich książek.
– Ale są też działy z polskimi książkami w bibliotekach publicznych.
– Tam jest tylko trochę książek, nie ma nowości, a tutaj jednak od czasu do czasu są. Tak że po prostu jest lepiej; jeśli chcę angielską książkę, idę do angielskiej biblioteki, po polską książkę idę tutaj. Tutaj jak mam pytania, to panie zapytam.
– Czytanie to nawyk?
– Czytam polskie i angielskie książki, w czasie wakacji czytam angielskie, bo ta biblioteka jest zamknięta.
– Musi Pani czytać?
– Czytam bardzo dużo. Czytam polskie nie tylko dlatego, żebym się bała, że zapomnę języka, ale w pewnym sensie...
– Inna optyka?
– Tutaj po polsku jest też wiele tłumaczeń.
– Czyta Pani tłumaczenia literatury angielskiej!? Woli Pani w oryginale, czy po polsku?
– Gdy są książki bardziej specjalistyczne, to wolę po polsku, ale przy beletrystyce to nie ma znaczenia.
– Co Pani daje czytanie książek, że zapytam brutalnie, czemu Pani czyta?
– Bo lubię.
– Lubi się Pani zanurzyć w książce, czytanie daje Pani głębsze przeżycie niż na przykład film?
– Filmy też lubię oglądać, ale książki zawsze dla mnie pozostaną. Jeżeli coś czytam, lubię na przykład trzymać to w ręku. Nie lubię czytać z czytników, nie wyobrażam sobie książki internetowej, absolutnie mi to nie odpowiada, to jest zupełnie inne uczucie, jeżeli czyta się książkę, która jest prawdziwa.