Drugie letnie niebezpieczeństwo to ulewy, czasem tak intensywne, że łatwo w nich o hydroplaning, czyli utratę przyczepności na warstwie wody, której bieżnik opony nie jest w stanie odprowadzić. Wrażenie jest piorunujące i podobne do tego, jakie mamy na gołoledzi. Mnie zdarzyło się coś takiego przy jeździe z góry, gdy nagle przy próbie zmiany pasa doszło do mnie, że samochód nie reaguje na kierownicę.
Kolejny problem letniego jeżdżenia to zmęczenie poplażowe. Tutaj znów ważny jest zdrowy rozsądek, trzeba po prostu odpocząć, przespać się, choć łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, kiedy szybko musimy wracać do domu. Właśnie w ubiegły weekend po całym dniu na wolnym powietrzu, o czwartej po południu wsiadłem w samochód i już koło godziny piątej chciało mi się potwornie spać. Jeśli nie można sobie pozwolić na drzemkę, mój sposób polega na podwyższeniu poziomu cukru w żyłach, po prostu zatrzymuję się koło pierwszego McDonalda i oprócz mocnej kawy piję waniliowy milkshake, tak słodki, że może się od niego zrobić niedobrze. Po takiej bombie zazwyczaj przestaje mi się chcieć spać.
Kolejna sprawa to zbytnie poleganie na nawigacji. Czasami nawet nie popatrzymy na mapę, nie wozimy mapy w samochodzie, a ustalając sobie docelowe miejsce podróży, nie patrzymy na to, co nawigacja nam wykreśli, tylko przekręcamy kluczyk i jedziemy na zasadzie skręć w prawo, skręć w lewo. A nawigacje są różne i mają też różne pomysły na drogę. Znałem osobę, która miała w samochodzie trzy, „żeby być pewnym”. W miniony weekend jechałem do małej miejscowości w Quebecu, było późno, moja nawigacja pokazywała, że mam jeszcze do przejechania kilkadziesiąt kilometrów, nie więcej niż 40 minut jazdy... Zadowolony myślałem, co będę robił po przyjeździe, gdy nagle usłyszałem w GPS-ie „skręć w prawo i weź prom”. To mnie totalnie zaskoczyło, bo na żadną wyspę nie jechałem. Okazało się, że w mojej nawigacji nie mam wyłączonego unikania połączeń promowych. Szczęśliwie moja panika zniknęła, kiedy zobaczyłem światła małego promu samochodowego na rzece. Musiałem tylko znaleźć 8 dol. w kieszeni.
Wracając zaś do jazdy w korkach, nie ma bardziej frustrującej autostrady w Toronto niż 407, która w wielu wypadkach daje nam możliwość ominięcia najgorszych korków 401, ale jest jednak odstraszająco droga. Pobieranie opłaty przez transpondery lub identyfikację tablic rejestracyjnych, a nie zwykłe koszyki, dodaje często 70 proc. do ceny przejazdu. Może dlatego jest to po prostu niewykorzystana pustawa arteria, która mogłaby nam wszystkim bardzo pomóc.
Mimo to, dobrze jest zobaczyć na Googlu, jaki mamy ruch, i być może zdecydować się na wydanie kilkudziesięciu dolarów. Bezpieczniejsza jazda, brak zdenerwowania i frustracji może przełożyć się na spokojniejszą jazdą i w konsekwencji uratować nam życie.
Pomimo tych problemów lato pozostaje najprzyjemniejszą porą roku do samochodowych wojaży.
Szerokiej drogi!
Wasz Sobiesław