Wprowadzenie płatnych, wydzielonych pasów ruchu na autostradach wybudowanych i utrzymywanych za pieniądze podatników to po prostu rabunek w biały dzień, który woła o pomstę do nieba.
Będziemy mieli drogi dla bogatych i drogi dla biednych. Cudne! Jeśli dodać do tego, że ponoć rozważa się przywrócenie fotoradarów – oczywiście w trosce o bezpieczeństwo... (bezpieczeństwo finansów prowincji), to uzyskamy pełniejszy obraz tego szaleństwa.
Tak to jest, jak wybieramy sobie zideologizowanych besserwisserów. Cóż poradzić.
Mamy wrogów samochodu na różnych szczeblach władz. Tu, w Mississaudze, co rusz zwężają nam ulice. Powstrzymam się od słownictwa powszechnie uważanego za obraźliwe...
Zwęzili nam na przykład taką Burnhamthorpe, po to – takie było oficjalne uzasadnienie – żeby przechodzień miał bliżej z jednej strony ulicy na drugą. Teraz będą zwężać Hurontario, po to by uraczyć nas kolejką LRT.
To, że kolejka taka to jest po prostu czysty idiotyzm, powie każdy urbanista. Większość ruchu w Mississaudze odbywa się w kierunku wschód-zachód. Być może po ulicy Hurontario ogółem jeździ najwięcej samochodów, ale to jest tylko statystyka, one jeżdżą tą ulicą tyko po to, by zaraz skręcić w lewo lub w prawo; w Dundas, Queensway czy Burnhamthorpe.
LRT wzdłuż Hurontario nie rozwiąże żadnych problemów komunikacyjnych. Już lepszym pomysłem jest wybudowanie torów dla GO, po to by pociągi linii Lisgar mogły kursować w jedną i w drugą stronę rano i wieczorem.
To zdjęłoby z QEW i Gardiner poważną liczbę pojazdów. Tymczasem wybudowano, kosztem setek milionów, "szybki autobus". Dziwactwo to jeździ po wydzielonych pasach, wożąc... No właśnie, kogo?
Miasto Mississauga nie ma szybkiej kolejki na lotnisko, które nomen omen do Mississaugi administracyjnie należy, a po to, by dojechać do Toronto, trzeba się przesiadać – najczęściej na metro. Zamiast więc zrobić w Mississaudze jakiś schnellbahn w rodzaju tego w Scarborough, który dowiózłby ludzi do Kipling na subway, albo też wybudować w porozumieniu z Toronto przedłużenie metra z Kipling do Square One i dalej na zachód, to radni palcem w tej sprawie nie kiwnęli.
Teraz zaś chcą nam odebrać samochody w ramach ideologii "więcej miasta w mieście". Najnowsze condominia w Mississaudze są planowane ze współczynnikiem 0,5 miejsca parkingowego na samochód, czyli połowa mieszkań nie będzie miała parkingu i ludziom pozostanie do parkowania ulica i wykupywanie pozwoleń od miasta.
Dlaczego ci nowi bolszewicy nam to robią? No bo realizują globalistyczny projekt urbanizacyjnego zagęszczania i ograniczania rozrostu przedmieść.
Pytam, dlaczego niby przedmieścia nie miałyby się rozrastać?! Bo co? Ludzie dzisiaj coraz częściej pracują z domu lub mieszkają bliżej pracy. A wiadomo, że na przedmieściach można żyć jak człowiek, mieć auto w garażu, podwórko, ogródek i być w miarę niezależnym (przynajmniej bardziej niezależnym niż ludzie mieszkający w bloku).
W tym antysamochodowym szaleństwie jest więc metoda, z tym że jest to metoda nam wroga. Proszę o tym pamiętać, stojąc w korkach na Hurontario czy Burnhamthorpe. Proszę pamiętać, że ten traffic zawdzięczamy naszym lokalnym politykom.
Tak mnie to rozeźliło, że niewiele miejsca pozostaje na to, o czym miało dzisiaj być, a miało być ponownie o oponach zimowych.
Oczywiście nawet bez śniegu są one lepsze od całorocznych – wiadomo, ich guma ma lepszą przyczepność w niskich temperaturach.
Można więc kupić sobie zestaw mniejszych, tańszych opon – jak mamy normalnie 15-tki, to 14-tki – na stalowych felgach i w ramach prac fizycznych samemu przekręcać je na zimę i lato. Proszę tylko uważa na czujniki przy kołach, czyli najpierw rzecz skonsultować.
Przypominam natomiast, że na prawdziwą zimę warto wozić plastikowe paski samozaciskowe na opony, bo gdy zakopiemy się gdzieś na amen, to wówczas z takich pasków możemy sobie wykonać prowizoryczne "łańcuchy" na koła. Niewiele to kosztuje, niewiele waży, można cały czas wozić w aucie, by mieć pod ręką w sytuacji krytycznej.
Do czego szczerze namawia, wasz podenerwowany Sobiesław.