farolwebad1

A+ A A-

Na lądzie i na wodzie

Oceń ten artykuł
(4 głosów)

Byłem z dzieckiem na Air Show w Toronto w jednym z parków w Etobicoke, wracaliśmy już do domu, a tu, proszę Państwa, jedzie sobie starszy siwy człowiek malutkim kabrioletem z dwiema śrubami i personalizowaną rejestracją CAR H2O...

Jedzie i przy zjeździe, gdzie ludzie opuszczają łódki do wody, wjeżdża sobie spokojnie do jeziora Ontario.

Scena niczym z Pana Samochodzika. Serce dziecka podskoczyło we mnie całe, no bo o czymże lepszym można marzyć, jak nie o posiadaniu pływającego samochodu.

Nie ma ich dużo, ale można znaleźć takie na rynku. Niestety większość należy do kategorii "classic".

Najlepszym i chyba najbardziej masowo produkowanym jest schwimmwagen montowany w hitlerowskich Niemczech w latach 42–44, wyposażony w czterocylindrowy silnik VW w układzie bokser chłodzony powietrzem. Wyprodukowano tego ponad 14 tys. egzemplarzy w dwóch wersjach, 128 i 166. Do dzisiaj w wielu krajach jeżdżą schwimmwageny i działają kluby ich miłośników, a jeden taki VW grał właśnie główną rolę w ekranizacji "Pana Samochodzika".

Schwimmwagen, podobnie jak sam garbus, z którym amfibię łączyło szereg podzespołów, był dzieckiem Ferdynanda Porsche. Jest to auto niezwykłe, w którym napęd odbywa się za przyczyną opuszczanej wajchą lub elektrycznie śruby dołączanej do wału, w wodzie obracają się również koła. Przednie służą dodatkowo za ster.

Schwimmwagenem mogą wygodnie płynąć 4 osoby, co prawda raczej po spokojnej tafli. Auto może też wjechać i zjechać z brzegu o sporym nachyleniu.

Jednak to, co widziałem w Toronto, to nie był schwimmwagen, lecz samochód zbudowany przez konkurencję Porsche'a w III Rzeszy, Hansa Trippela. To on właśnie urodził dużo później – bo seryjna produkcja jego wozu rozpoczęła się w 1961 roku – amphicar model 770. W latach 1961–1968 wybudowano w Berlinie Zachodnim 4 tys. tych pojazdów i wiele z nich trafiło na rynek USA. Prawdę mówiąc, większość sprzedana została na amerykańskim rynku.

Do dzisiaj amphicar stanowi ozdobę kolekcji motoryzacyjnych i jest praktycznie jedynym "cywilnym" samochodem zdolnym do pływania sprzedawanym na – powiedzmy – masową skalę. Samochód był napędzany małym czterocylindrowym motorem o pojemności 1147 cm sześciennych i mocy 47 KM "pożyczonym" z brytyjskiego trumpha. W wodzie silnik napędzały dwie śruby i w przeciwieństwie do schwimmwagena, miał również możliwość wstecznego.

W wodzie amfibia Trippela była zdolna osiągnąć prędkość 7 węzłów, czyli prawie 14 km/h. Podobnie jak dzieło Porsche'a, amphicar sterował przednimi kołami.
Jak twierdzili właściciele, dobrze utrzymany amphicar nie przeciekał i mógł być pozostawiony w wodzie na przystani przez kilka dni.

Oczywiście, amfibie budowane były przez niemal wszystkie armie świata. Sowieci mieli na przykład swego GAZ-a-46MAW.

Choć amphicar nie należał do najtańszych i w swoim czasie był trzy razy droższy od garbusa, to jednak było to auto "osiągalne" dla zwykłego nabywcy. Co trudno powiedzieć w odniesieniu do gibbs aquada – amfibii, która w ok. 12 sekund niczym kabriolet przekształca się w pełnomorską motorówkę po naciśnięciu guzika (przepłynęła kanał La Manche). Auto po lądzie zdolne jest jechać 160 km/h, a po wodzie płynie 50 km/h. Jednostką napędową jest 2,5-litrowy silnik sześciocylindrowy od rovera. Aquada montowana jest na Nowej Zelandii.

Jako ciekawostkę można dodać, że aquada z powodzeniem uciągnie za sobą dwóch narciarzy wodnych.

Oczywiście inną kategorią są różnego rodzaju pływające autobusy, które służą głównie do wożenia turystów po miastach leżących nad wodą – atrakcja polega wówczas na wjechaniu do wody i oglądaniu panoramy z tej perspektywy. Nie zawsze są one bezpiecznie, o czym świadczy przypadek zatonięcia takiego autokaru w wodach Ottawa River kilka lat temu.

Dziwne jest natomiast to, że w Kanadzie, a zwłaszcza tu, na południu Ontario, nikt nie oferuje w sprzedaży amfibii zdolnej podpłynąć do cottage'u na wyspie czy przejechać na drugą stronę szerokiej rzeki. Co prawda, wiele samochodów terenowych można kupić ze snorkelem, no ale jednak co innego moczyć się w kabinie – zwłaszcza gdy woda nie jest zbyt ciepła, a co innego wjechać i popłynąć – o czym z rozmarzonymi oczami zapewnia

Wasz Sobiesław.

Ostatnio zmieniany piątek, 11 wrzesień 2015 23:14
Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.