Szanowni Państwo, niestety nadprodukcja przepisów oraz wprowadzanie przepisów trudno egzekwowalnych, przez co niszczących prawo – ma miejsce również w regulacji ruchu drogowego.
Nie wiem czemu, ale mam jakieś takie podskórne wrażenie, że rządzący nami politycy nie lubią prywatnych samochodów osobowych i usiłują zohydzić kierowcom życie.
Jakiś czas temu pisałem o przepisach zakazujących trzymania włączonego silnika samochodu na wolnych obrotach przez okres – o ile dobrze pamiętam nie dłuższy niż 3 minuty w okresie 5-minutowym – niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę – o ile temperatura na zewnątrz nie jest niższa niż ileś tam stopni i nie wyższa niż ileś. Jest to prawna bzdura, a na domiar złego w związku z próbą jej egzekwowania stworzono ileś tam etatów inspektorów miejskich, którzy rzecz sprawdzają, węsząc po ulicach.
Gwoli ścisłości dodam, że rzecz dotyczy przepisów miejskich, a nie Kodeksu drogowego.
Tymczasem mamy właśnie na tapecie Kodeks drogowy, jego nowelizacja – zważywszy na absolutną większość liberałów w legislaturze – zostanie przyjęta.
Oczywiście, rząd – który zdążył już utopić w błocie kilka miliardów – potrzebuje naszych pieniędzy i dlatego szuka ich tam gdzie zawsze – podnosząc wysokość mandatów – wiadomo, że tu nikt nie będzie krzyczał, bo przecież "chodzi o dobro nas wszystkich" – no nie?
Wyższe mają być mandaty za otwarcie drzwi na drodze nadjeżdżającego rowerzysty – od 300 do 1000 dol., jak również wprowadzony zostanie przepis, że rowerzystę trzeba omijać w odległości nie mniejszej niż metr – jak to wymierzyć, drogi kolego kierowco? No na oko, bo jak inaczej. Żeby było śmieszniej, to prawo to będzie obowiązywać "tam, gdzie jest to możliwe". Po co taki przepis? – Po nic! Wyłącznie po to, by na każdego był hak.
Do tego dochodzi jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, na którą już zawczasu uczulam. Otóż, jeśli znowelizowany kodeks wejdzie w życie, kierowcy na mocy prawa będą musieli czekać, aż pieszy przejdzie do końca przez przejście. Czy oznacza to, że na cztero- czy sześciopasmowej ulicy będziemy musieli cierpliwie czekać, aż pieszy ukończy przeprawę pięciu pasów od nas?
Słowem, coraz mniej rzeczy zostawianych jest na żywioł, coraz mniej mamy mieć zdrowego rozsądku, a coraz więcej odruchów Pawłowa. W gąszczu przepisów coraz więcej też będzie zależało od interpretacji i zdrowego rozsądku pana policjanta. Pytają Państwo, czy mi to czegoś nie przypomina?
Oczywiście, że tak!
Rząd Ontario jednocześnie chce jakoś ugryźć sprawę kierowców jeżdżących pod wpływem narkotyków. Problem w tym, że narkotyki narkotykom nierówne, są takie, które pogarszają percepcję, jak marihuana, a są takie, które wyostrzają zmysły, jak amfetamina – notabene podawana przez lekarzy pilotom wojskowym podczas długich lotów.
Umówmy się, jestem zagorzałym wrogiem narkotyzowania się i wprowadzania w odmienne stany świadomości przy pomocy zmieniania chemii mózgu.
Jestem sto procent za przyjemnością skoncentrowanego, trzeźwego prowadzenia samochodu. Obawiam się jednak, że kolejny raz stworzony zostanie moloch, który narazi policjantów na turbulencje, a nas wszystkich na idiotyczne kontrole przy pomocy testów –których jeszcze nie ma. Wszystko bowiem wskazuje na to, że najpierw będą przepisy, a potem dopiero trafią do policji drogowe testy antynarkotykowe.
Mają również wzrosnąć mandaty za rozpraszanie się podczas jazdy, czyli używanie telefonów komórkowych czy innych gadżetów. Równocześnie – jak na to wskazała Andrea Horwath z NDP – rząd postawi ileś tam nowych elektronicznych tablic reklamowych przy autostradach serii 400. Jeśli to nie jest rozpraszanie kierowcy, to, przepraszam, co to jest?
Przy tym przypomnę o moim koniku – chcecie poprawy bezpieczeństwa drogowego – poprawmy kulturę jazdy i zwiększmy prędkość na niektórych odcinkach autostrad serii 400 do 130 km/h, jak to obowiązuje np. w Unii Europejskiej. Jakoś można tam z tym żyć.
Podniesienie przeciętnej prędkości na autostradach ZNACZNIE poprawi sytuację gospodarczą miast i miasteczek na północ od Toronto. Oczywiście, wówczas konieczne byłoby wprowadzenie przepisu, że lewy pas jest li tylko do wyprzedzania.
Żadne przepisy nie zastąpią zaś uważnej jazdy.
O czym z pewnym smutkiem zapewnia Wasz Sobiesław