Pełny serwis informacyjny - w papierowym wydaniu "Gońca" do nabycia w polskich punktach sprzedaży
Ekokatastrofa w Kolumbii Brytyjskiej
Vancouver
Cariboo Regional District ogłosiło całkowity zakaz spożywania wody przez mieszkańców miejscowości Likely, B.C., gdy w poniedziałek rano do pobliskiego jeziora przypadkowo dostały się odpady z kopalni. W Quesnel Lake znalazł się gruz, ziemia i woda ze zbiornika, w którym składowane są odpady chemiczne i mechaniczne z Mount Polley Mine (kopalnia złota i miedzi).
Mieszkańcy Likely do odwołania mogą używać tylko wody butelkowanej. Wcześniej władze regionu twierdziły, że woda dostarczana do miasteczka jest czysta. Wtedy nie było dokładnie wiadomo, ile domów korzysta z wody z Quesnel Lake. Ludzie jednak obawiali się skażenia i zaczęli kupować wodę w butelkach. Mały lokalny sklep nie nadążał z dostawami. Dlatego Cariboo Regional District zmienił decyzję i zaczął dostarczać wodę.
Likely liczy 300 mieszkańców, którzy w dużej mierze żyją z turystyki. Skażenie wody to dla nich poważny cios. Dodatkowo istnieje obawa, że gruz i ziemia, które trafiły do jeziora, mogą się obsuwać i stanowić zagrożenie dla mostu.
W środę udało się jednak usunąć odpady stałe, dzięki czemu most nie jest już zagrożony.
W miejscowości ogłoszono stan wyjątkowy. Dzięki temu mieszkańcom łatwiej będzie ubiegać się o pomoc. Władze szacują, że do lokalnych wód trafiło 10 milionów metrów sześciennych zanieczyszczonej wody oraz 4,5 miliona metrów sześciennych odpadów stałych z kopalni. Poziom wody w Quesnel Lake i Polley Lake wzrósł o 1,5 metra.
Dyrektor kopalni Brian Kynoch w środę rano powiedział, że ścieki dalej dostają się do jezior i rzek, mimo że staw przy kopalni jest już pusty. Przez całą noc na miejscu pracowały ekipy, które starały się naprawić zawalone brzegi zbiornika.
Próbki wody przesłano do Ministerstwa Środowiska Kolumbii Brytyjskiej. W ministerstwie znajduje się też zestawienie odpadów, które w zeszłym roku trafiły do stawu. Jest to 326 ton niklu, ponad 400 000 kilogramów arsenu, 177 000 kg ołowiu i 18 400 ton miedzi i jej związków. Kynoch powiedział, że w wodzie nie było rtęci, a poziom arsenu jest niższy od dopuszczalnego w wodzie pitnej.
Zapewnił też, że nie szkodzi pstrągom. Oficjalnie przeprosił poszkodowanych.
Dżihadyści rodzimego chowu
Ottawa
Według danych opublikowanych przez agencję szpiegowską CSIS, około 130 obywateli kanadyjskich jest zaangażowanych w dżihad. Osoby te, jak np. 26-letni Ahmad Waseem z Windsor, bez problemu opuściły kraj i przyłączyły się do organizacji walczących w krajach Bliskiego Wschodu.
Okazuje się jednak, że dla śledczych prowadzenie sprawy kogoś, wobec kogo istnieje podejrzenie o zaangażowanie w działalność ekstremistyczną, nie jest prostą sprawą. Prawo jest przestarzałe, pochodzi jeszcze z lat 30. XX wieku, przez co osób, które chcą wyjechać z kraju na wojnę, praktycznie nie ma jak zatrzymać. Problemem jest już nadanie danej zorganizowanej grupie statusu organizacji terrorystycznej.
Wspomniany wcześniej Waseem wyjeżdżał dwa razy do Syrii, brał udział w walkach, a do Kanady wracał na leczenie. Jednak grupa, do której się przyłączył, nie była w Kanadzie określona jako terrorystyczna.
Rzecz ma być łatwiejsza w świetle nowego prawa antyterrorystycznego.
Prawnicy wyjaśniają, że działalność terrorystyczną można zdefiniować na dwa sposoby. Dana grupa może od razu znajdować się na rządowej liście organizacji terrorystycznych albo też może być częścią innej, o której wiadomo, że co najmniej jeden z jej członków angażuje się w działalność terrorystyczną. W pierwszym przypadku działanie służb jest stosunkowo proste. Druga opcja niestety często opiera się na przypuszczeniach i jest bardziej nieokreślona.
Obecnie na liście Public Safety Canada znajdują się 53 organizacje, wśród nich Boko Haram, Al-Kaida i ISIS. Dopisywanie nowych jest zawsze kwestią polityki. Grupy jednego dnia uznane za neutralne, za chwilę mogą stać się wrogie. Wszystko oceni historia.
Krytycy prawa podkreślają, że grupy obecnie działające na Ukrainie i w Syrii nie mają przypisanego statusu organizacji terrorystycznych. To pokazuje, jak słabym narzędziem są w gruncie rzeczy kanadyjskie przepisy i nic nie jest w stanie przeszkodzić osobom, które chcą zaangażować się w wojnę toczoną za granicą. W świetle prawa grozi im co najwyżej kara pieniężna do 2000 dolarów i do dwóch lat więzienia (Foreign Enlistment Act z 1937 roku).
Urzędnicy mogą skorzystać z Canadian Passport Order i zatrzymać paszport lub odmówić wydania nowego dokumentu osobie, w przypadku której Ministerstwo Spraw Zagranicznych podejrzewa, że może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Powołując się na Strengthening Canadian Citizenship Act, mogą także pozbawić delikwenta obywatelstwa, jeśli ten został skazany za terroryzm, szpiegostwo, zdradę stanu lub należy do grupy zbrojnej, która prowadzi działania przeciwko Kanadzie.
Pewną opcją jest ściganie osób zaangażowanych w zagraniczne konflikty z tytułu innych przestępstw, czyli swoiste działanie wg "strategii Ala Capone". Tak jest w przypadku Waseema, który jest oskarżony o oszustwo paszportowe i grozi mu do 14 lat więzienia.
Swoiste rozwiązanie proponuje Australia. Według tamtejszego prawa, obywatel nie może angażować się w konflikty inaczej niż poprzez armię narodową. Jeśli opuszcza kraj, by przyłączyć się do jakiejś organizacji zbrojnej i wziąć udział w wojnie, jest automatycznie zatrzymywany i grozi mu do 20 lat więzienia. Prawo zakazuje też finansowania organizacji zbrojnych, które nie są częścią armii narodowych innych państw.
Kanada zaprasza imigrantów high-tech
Ottawa
Minister pracy Jason Kenney stwierdził, że chętnie wykorzysta kłopoty amerykańskiego systemu imigracyjnego i będzie próbował przyciągnąć do Kanady specjalistów z dziedzin high-tech, którzy w Stanach nie mogą dostać stałego pobytu.
USA zwlekają z reformą kulawego systemu, więc Kanada od stycznia chce ułatwić wykwalifikowanym imigrantom zza południowej granicy osiedlanie się u nas.
Kenney powiedział w środę, że amerykański sektor nowych technologii co roku przyciąga tysiące młodych dobrze wykształconych ludzi z całego świata. Zatrudniają ich na krótkie kontrakty największe firmy IT. Jednak często po 2 – 3 latach imigranci chcą się usamodzielnić, zakładać swoje firmy, a na to system im nie pozwala. Nie mają szans na zielone karty czy status stałego rezydenta.
Takie osoby mają być przyjmowane z otwartymi ramionami przez Kanadę. Ma temu służyć specjalny program dla początkujących przedsiębiorców.
Amerykański sektor IT od lat naciska na Kongres, by ułatwił pracownikom z zagranicy otrzymywanie wiz. Na razie prawo pozostaje jednak niezmienionych.
W Kanadzie osoby, które będą chciały ubiegać się o stały pobyt, będą musiały spędzić w kraju 3 z ostatnich 5 lat. W przypadku obywatelstwa przepisy mówią o 4 z 6 lat.
Minister przypomniał, że Kanada ustawiła nawet billboard w Dolinie Krzemowej, zachęcający tych, którzy mają problem z wizą, do przeprowadzki do Kanady.
Tekmira Pharmaceuticals, kanadyjska firma zajmująca się opracowaniem eksperymentalnego leku na gorączkę krwotoczną Ebola, informuje, że specyfik nie został podany dwojgu amerykańskich misjonarzy zarażonych wirusem. Innowacyjny lek nazywa się TKM-Ebola.
Misjonarze wywodzili się z grup Service in Mission (SIM) oraz Samaritan's Purse. Nancy Writebol zaraziła się wirusem w Liberii. W zeszłym tygodniu SIM podała, że kobieta otrzymała eksperymentalny lek. Zarażeniu uległ też dr Kent Brantly.
Liberia, Gwinea i Sierra Leone walczą z epidemią gorączki Ebola. Do tej pory zarażonych zostało 1440 osób, 826 zmarło.
Tekmira prowadzi jedne z najbardziej zaawansowanych badań i zaszła stosunkowo daleko w procesie zatwierdzania leku. Stąd przypuszczenia, że substancją podaną Writebol był właśnie TKM-Ebola. Firma zaprzecza. Obecnie prowadzi pierwszą fazę badań klinicznych na zdrowych wolontariuszach. Ma to służyć stwierdzeniu, że lek jest bezpieczny dla ludzi, i ustaleniu odpowiedniej dawki. Dopiero w kolejnym etapie będzie można powiedzieć, czy rzeczywiście działa.
TKM-Ebola działa w ten sposób, że przyłącza się do RNA wirusa i blokuje jego zdolność do powielania białek chorobotwórczych.
•••
Grupa LifeCanada krytykuje wyniki badania opinii społecznej na temat aborcji opublikowane przez Angus Reid. Zdaniem organizacji, przeczą one temu, co przez 10 lat wykazywały ankiety prowadzone przez Environics.
21 lipca Angus opublikował wyniki badania przeprowadzonego 16 maja wśród 11 505 internautów. Zadano następujące pytanie: Od 1989 roku, gdy Sąd Najwyższy podważył konstytucyjność ówczesnego prawa, Kanada nie ma żadnych regulacji dotyczących aborcji. Która opcja, twoim zdaniem, jest najbardziej słuszna? Tutaj ankietowani mogli wybrać. 59 proc. stwierdziło, że obecny stan im odpowiada i nie ma potrzeby, żeby go zmieniać. 23 proc. chciało wprowadzenia podstawowych zasad i głównych ograniczeń. 10 proc. opowiedziało się za wprowadzeniem restrykcji, które dopuszczą aborcję tylko w określonych przypadkach, a 7 proc. – za całkowitym zakazem aborcji (poza przypadkami zagrożenia życia matki).
LifeCanada zwraca uwagę, że w samym pytaniu znalazł się błąd, jako że prawo zostało zakwestionowane w 1988, a nie w 1989 roku. Sąd nie uznał wtedy aborcji za prawo przysługujące każdej kobiecie, ale polecił parlamentowi opracowanie nowych przepisów.
W zeszłym roku LifeCanada zleciło Environics Research Group przeprowadzenie badania opinii publicznej, które wykazało, że 60 proc. Kanadyjczyków jest za wprowadzeniem jakiejkolwiek ochrony dzieci nienarodzonych. Zdaniem organizacji, różnica w wynikach może tkwić w sposobie sformułowania pytania. Environics pytał, od kiedy życie płodu powinno być chronione. Przytaczano, że serce dziecka zaczyna bić w 3. tygodniu ciąży, fale mózgowe są wykrywane w 2. miesiącu, a także po 2 miesiącach wszystkie organy są już uformowane.
LifeCanada zwraca uwagę, że Kanadyjczycy nie są świadomi, na jaką skalę wykonywane są aborcje w Kanadzie. Codziennie dokonuje się ich około 300. Poza tym należy podkreślać, że tylko u nas, w Chinach i Korei Północnej nie ma żadnego prawa regulującego przerywanie ciąży.
Angus Reid Global nie wypowiada się.
Kanada traci rosyjski rynek, wysyła hełmy Ukraińcom
Ottawa
W środę Kanada nałożyła nowe sankcje na rosyjskie banki i wysokich urzędników. Zaraz po tym Rosja zakazała importu kanadyjskich produktów rolnych. Podobny zakaz dotyczy wszystkich krajów, które nałożyły sankcje na Rosję. Ma obowiązywać przez rok.
Kanadyjskie nowe sankcje dotyczą 19 Rosjan i Ukraińców oraz 22 rosyjskich i ukraińskich przedsiębiorstw. Są to m.in.: Bank of Moscow, Dobrolet Airlines, Russian Agricultural Bank, Russian National Commercial Bank, United Shipbuilding Corporation i VTB Bank OAO (drugi co do wielkości kapitału bank rosyjski). Unia Europejska w zeszłym tygodniu zamroziła majątek Russian National Commercial Bank. Po unijnych sankcjach wobec taniej linii Dobrolet jej władze zawiesiły wszystkie loty.
Póki co kanadyjskie sankcje nie dotyczą trzech ważnych rosyjskich biznesmenów, którzy znaleźli się na czarnej liście w USA. Biznesmeni prowadzą u nas interesy związane z przemysłem naftowym i koleją.
Unia Europejska wydała obostrzenia co do eksportu do Rosji towarów podwójnego przeznaczenia lub stricte militarnych. W Kanadzie podobny zakaz już obowiązuje. Harper oświadczył, że rząd rozważa analogiczne ograniczenia co do towarów związanych z wydobyciem ropy i gazu. Miałyby być wprowadzone jednocześnie w wielu państwach.
W 2012 roku wartość eksportu produktów rolnych z Kanady do Rosji wyniosła 563 miliony dolarów. Największą część stanowi wieprzowina i produkty pochodne. Producenci wieprzowiny podają, że Rosja jest ich trzecim co do wielkości rynkiem zbytu.
Zdaniem analityków, Rosja odczuje sankcje tylko na krótką metę. Potem poszuka innych rynków dostaw czy zbytu, np. w Ameryce Południowej. Dlatego Zachód powinien raczej skupić wysiłki na faktycznym rozwiązaniu konfliktu między Rosją a Ukrainą.
Kanada poinformowała też w czwartek o sprzedaży na Ukrainę kamizelek kuloodpornych i hełmów wojskowych.
Premier Rosji Dmitrij Miedwiediew wyjaśnił tymczasem, że sankcje obejmują dostawy mięsa, ryb, mleka, produktów mlecznych, owoców i warzyw. Dotyczą Kanady, Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Australii i Norwegii. Miedwiediew dodał, że Rosja rozważa cofnięcie zgody na przeloty zachodnich samolotów pasażerskich nad swoim terytorium. Taki ruch odczuwalnie zwiększyłby koszty i czas podróży. Decyzja jednak nie została jeszcze podjęta. Inna możliwość to ograniczenie importu samolotów, statków i samochodów.
Ebola nam niestraszna
Ottawa
Kanadyjskie służby zdrowia zapewniają, że wirus Ebola nie stanowi zagrożenia dla Kanadyjczyków. Nawet jeśli pojawią się pojedyncze przypadki, nie oznacza to zaraz wybuchu epidemii. Kraj jest dobrze przygotowany.
Przykładem na to był sposób postępowania w przypadku mężczyzny z Saskatchewan, który w marcu wrócił z Liberii. Natychmiast został poddany testom (wyszły negatywnie), a osoby, które mogły mieć z nim kontakt, powiadomiono listownie.
Dokładnie opracowany jest sposób komunikacji w sytuacjach kryzysowych. Informacje przepływają między liniami lotniczymi, służbami granicznymi i służbą zdrowia na poziomie prowincyjnym i lokalnym.
Obecny system jest owocem pracy komisji analizującej przebieg SARS w 2003 roku. Komisja opracowała szereg rekomendacji, które udało się wcielić w życie. Podniesiono m.in. poziom świadomości podróżnych i personelu na lotniskach. Każdy, kto wraca z krajów, w których rozprzestrzenia się wirus Ebola, jest proszony o zgłaszanie się do szpitala z jakimikolwiek symptomami choroby, które wystąpią w ciągu 3 tygodni.
W ostatnim oświadczeniu minister zdrowia Rona Ambrose zapewniła, że wszystkie lotniska są rutynowo monitorowane. Podróżni, którzy budzą jakiekolwiek podejrzenia, kierowani są do pracowników zajmujących się egzekwowaniem Quarantine Act. Jeśli dana osoba wraca z objawami choroby, praktycznie natychmiast kierowana jest na kwarantannę. Linie lotnicze muszą też zgłaszać chorych pasażerów pracownikom zajmującym się kwarantanną.
Urzędnicy służby zdrowia przekonują, że wirusem Ebola wcale nie jest tak łatwo się zarazić. Nie rozprzestrzenia się drogą kropelkową jak grypa, ale przez kontakt z płynami ustrojowymi.
Uważaj, co oddajesz do punktu fotograficznego
St. John's
Robin Walsh z Nowej Fundlandii była wielce zdziwiona, gdy pracownik punktu fotograficznego w Walmarcie powiedział, że nie może jej wydać zamówionych zdjęć, ponieważ technik oznaczył je jako zawierające niestosowne treści. Kobieta zamówiła około stu zdjęć przez Internet.
Zakwestionowane zdjęcia przedstawiały małą córeczkę Walsh trzymającą pustą butelkę po piwie oraz dziewczynkę i jej 5-letniego brata częściowo rozebranych do kąpieli leżących na podłodze na brzuchach. Walsh była zaskoczona, gdy zobaczyła, o które zdjęcia chodzi. Co ciekawe, zdjęcia dzieci w wannie przeszły bez problemu.
Potem przyszedł menedżer sklepu i wyjaśnił jej, dlaczego nie może wydać zdjęć. Działo się to w obecności innych klientów. Walsh poczuła się, jakby ją oskarżano publicznie o wykorzystywanie dzieci. Gdy jednak zapytała, jakie konkretnie przepisy łamią jej zdjęcia, nikt nie umiał jej tego wyjaśnić.
Powiedziano, że przepisów nie przechowują w sklepie i należałoby je ściągnąć z innego miejsca. Kobieta tym bardziej oburzyła się, że jeśli nie ma na miejscu żadnych zapisów, to według jakich kryteriów można uznać zdjęcia za niewłaściwe.
Menedżer sklepu Walmart nie wypowiadał się w tej sprawie. Odesłał reporterów do biura w Mississaudze. W oświadczeniu mailowym urzędnicy przeprosili Walsh i wyjaśnili, że Walmart Photo Centre nie drukuje zdjęć przedstawiających nagość.
Wyjątek stanowią zdjęcia wykonywane w sytuacjach codziennych, przedstawiające dzieci. Zdarza się, że zdjęcie, które jest normalne dla rodzica, technikowi wyda się niewłaściwe. Klientce zostaną zwrócone pieniądze.
Rezerwatowi milionerzy
Ottawa
W piątek okazało się, że wódz Kwikwetlem First Nation jest jednym z najlepiej opłacanych polityków w historii Kanady. Rezerwat znajduje się w okolicy Vancouveru, plemię liczy osiemdziesiąt kilka osób. Indianie od razu zebrali się przed biurem swojego wodza i nawoływali go do odejścia. Obiecali, że będą starać się o przeprowadzenie zewnętrznego audytu. Powiedzieli, że teraz wszystkie rezerwaty śmieją się z ich małej społeczności. Nie ma szacunku dla starszyzny i stanowi plamę na honorze swoich ludzi.
Wódz Giesbrecht zarobił w ostatnim roku fiskalnym 914 219 dol., jak wynika z dokumentów zamieszczonych na stronie rządowej (gdyby dochód podlegał opodatkowaniu, brutto wynosiłby 1,6 miliona). Zarobki zostały ujawnione w ramach First Nation Financial Transparency Act. Żaden inny wódz, polityk czy premier nie zainkasował takiej kwoty. Co ciekawe, plemię Kwikwetlem otrzymało rok wcześniej (2012/13) od rządu 737 855 dol.
Chcieli zrobić sobie dobrze
Toronto
Dwie osoby (20-letnia kobieta i 22-letni mężczyzna) zmarły po zażyciu substancji odurzającej zakupionej najprawdopodobniej podczas torontońskiego festiwalu muzycznego Veld. Zastępca szefa policji w Toronto, Mark Saunders, w poniedziałek wieczorem przekazał, że w szpitalach znajduje się jeszcze 13 osób, które także zażyły podejrzany narkotyk. Wśród chorych jest 16-latek, a średni wiek hospitalizowanych to 19 lat.
Festiwal Veld odbywał się w weekend w parku Downsview. Saunders uczulił rodziny i przyjaciół uczestników imprezy, by natychmiast skierowali swoich bliskich do szpitala, jak tylko zauważą, że coś niepokojącego dzieje się z ich zdrowiem. Zaapelował też do osób, które kupiły narkotyki, by ich nie zażywały, tylko przekazały policji. Nie powiedział dokładnie, jaki to rodzaj narkotyków (prawdopodobnie ecstasy lub GHB – tabletka gwałtu) ani jaka była przyczyna śmierci.
Radny Giorgio Mammoliti wzywa radnych Gorda Perksa i Mike'a Laytona do rezygnacji, po tym jak dwie osoby zmarły na skutek zażycia narkotyków kupionych podczas festiwalu Veld. Mammoliti był od dawna przeciwny organizowaniu imprez EDM (Electronic Dance Music) na miejskich i rządowych terenach. Teraz uważa, że jego koledzy z rady są współodpowiedzialni za śmierć młodych ludzi.
Layton w zeszłym roku był jednym z inicjatorów zniesienia zakazu organizowania imprez muzycznych na Exhibition Place. Perks z kolei jako jeden z 29 radnych głosował za tę uchwałą, do tego opowiadał się za organizacją imprez EDM.
Mammoliti przypomniał, że podczas Digital Dreams w czerwcu 22 osoby w wieku poniżej 25 lat trafiły do szpitala. Powody – narkotyki i alkohol.
We wtorek sprawa trafiła do wydziału zabójstw Special Investigations Unit torontońskiej policji. Policjanci przekazali, że przeprowadzono autopsję zwłok, przyczyna śmierci będzie określona po badaniach toksykologicznych. Podano też, że pigułki, które były zażywane przez zmarłych i hospitalizowanych, były dwojakiego rodzaju: jedne to małe brązowe tabletki, drugie – przezroczyste kapsułki z białym proszkiem w środku.
Kondolencje rodzinom i przyjaciołom zmarłych przekazał organizator festiwalu Ink Entertainment.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!