Podczas poniedziałkowego nadzwyczajnego zebrania radni z Toronto zdecydowali, że będą walczyć w sądzie o utrzymanie dotychczasowej liczby miejsc w radzie. Prowincja w zeszłym tygodniu przyjęła ustawę o ujednoliceniu granic okręgów wyborczych w wyborach miejskich i federalnych, skutkiem czego liczba radnych już w październiku miałaby się zmniejszyć z 47 do 25. Premier Ford powtarzał, że w ten sposób rada będzie działać efektywniej, a miasto zaoszczędzi 25 milionów dolarów w ciągu czterech lat. Do tego ustawa zawiera zapisy o odwołaniu wyborów na szefów rad regionów Muskoka, Peel, York i Niagara. Przemawiając podczas dorocznej konferencji stowarzyszenia miast w Ontario premier zapewnił inne samorządy, że nie planuje wprowadzać dalszych zmian.
W poniedziałek 27 radnych zagłosowało za skierowaniem prowincyjnej ustawy do sądu. Burmistrz Tory stwierdził, że niezależnie od decyzji sądu, wejście na drogę prawną pomoże w wytyczeniu granicy między możliwościami decydowania przez prowincję o sprawach miasta a „zasadami demokracji”. Również radny Joe Cressy podkreślał, że potulne podporządkowanie się prowincji stworzy niebezpieczny precedens. Zasugerował, że motywy Forda są raczej osobiste niż polityczne. Jego zdaniem Ford odgrywa się na radzie, bo nie udało mu się zostać burmistrzem.
Zespół prawników pracujących dla miasta złożył tajny raport dotyczący możliwego obrotu spraw w sądzie. Radni rozmawiali o nim za zamkniętymi drzwiami. Urzędnicy ratusza też mają być przygotowani na ewentualność powrotu do 47-osobowej rady, jeśli miasto wygra sprawę przed wyborami. Miasto musi rozplanować rozmieszczenie lokali wyborczych, na nowo rozdysponować pracowników i ponownie przetestować system do głosowania elektronicznego.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!