TWOJE PIENIĄDZE: Zielona awaria
Uleganie ideologicznym złudzeniom kosztuje, niekiedy – drogo. Przekonają się (a właściwie – już przekonują się) o tym mieszkańcy Ontario, spoglądając na swoje rachunki za energię. A wszystko w imię "zielonej" ideologii.
Na północnoamerykańskim kontynencie istnieją dwa systemy polityczno-ekonomiczne: USA i Kanady. Kwestia klimatu, a dokładniej: grożącego nam rzekomo ocieplenia się tegoż, dotyczy w równej mierze obu krajów. Podeszły one jednak do tej sprawy odmiennie, z odmiennymi rezultatami.
Jacek Kozak: TWOJE PIENIĄDZE
Wiosenne złudzenia
Nadeszła wiosna, zniknęły ślady skromnego tegorocznego śniegu, a z ziemi zaczęło wyłazić robactwo, także to polityczne. Quebeccy studenci mają nadzieję przymusić nas do fundowania im studiów uniwersyteckich, a w Toronto raz jeszcze podejmuje próby zawrócenia ludziom w głowach tłuszcza ruchu "Occupy". Wygrzali się przez zimę w rezydencjach zamożnych rodziców, więc z wiosną, pełni sił, ruszają do boju o nasze pieniądze.
Debata z demagogią tego autoramentu "naprawiaczy świata" jest trudna, bowiem szermują oni hasłami, a nie faktami. Jest jednak możliwa, jeśli starannie wczytać się w najnowszy raport kanadyjskiego urzędu statystycznego dotyczący mobilności pionowej w kanadyjskim społeczeństwie. Mobilność pionowa to nic innego jak próba ustalenia (na bazie danych, a nie na bazie przekonań), jaki procent społeczeństwa bogaci się, jaki biednieje z upływem czasu, a jaki pozostaje na tym samym poziomie.
Survey of Labour and Income Dynamics oparty jest na obszernej próbce statystycznej 17 tysięcy losowo wybranych kanadyjskich gospodarstw domowych. Statystycy analizują sytuację tych ludzi przez sześć lat, a następnie wybierają nową próbkę, by ogólny obraz był w miarę rzetelny. Najnowszy raport dzieli wszystkich Kanadyjczyków na pięć grup zależnie od dochodów. Granice dla osób samotnych to 14.100 dol., 25.400 dol., 34.700 dol., 46.100 dol. oraz 76.600 dol. dochodu rocznie. Najnowsze dane za rok 2008-2009 wykazują, że aż 25 proc. tych, którzy rozpoczęli ów rok w najniższej grupie dochodów, w ciągu zaledwie 12 miesięcy przeszli do którejś z grup wyższych. Dla drugiej od dołu grupy wskaźnik ten wynosi 26 proc., a dla trzeciej – 24 proc. Innymi słowy – sytuacja finansowa niemal trzech czwartych Kanadyjczyków poprawiła się w ciągu owego roku co najmniej o jedną piątą.
Jeśli rozszerzyć przedział czasowy, sytuacja staje się jeszcze bardziej optymistyczna. W okresie pięciu lat, 2005 do 2009, niemal połowa tych, którzy startowali w najniższej grupie dochodów, przeszła co najmniej o jedną klasyfikację wyżej. Najsilniej odczuli ową poprawę swego losu ci, którzy zaczynali w dolnej strefie 60 procent najuboższych.
Proszę nie składać też tego na karb czy to rządów premiera Stephena Harpera, czy okoliczności rodem z międzynarodowej areny ekonomicznej. Dane za lata 2005-2009 są niemal dokładnym powtórzeniem obrazu kanadyjskiego społeczeństwa w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Jest rzeczą oczywistą, że w tym samym okresie jednym poszło lepiej, innym zaś – gorzej. Wyraźna część społeczeństwa odczuła poprawę swojej sytuacji finansowej, ale byli też i tacy, którym wyraźnie się w tym okresie pogorszyło. Mniejsza o dokładne dane liczbowe: proszę przyjąć moje zapewnienie, że tych drugich było wyraźnie mniej. W sumie, dla utrzymania proporcji podziału na sześć równych ilościowo części, Statistics Canada musi co roku zmieniać wartości dolarowe granic podziału, i top w tempie przekraczającym tempo zmian wskaźnika inflacji.
Takie są realia życia i pracy w społeczeństwie gospodarki wolnorynkowej, czego zdają się nie rozumieć zwolennicy ruchu "Occupy". Wydaje im się, że bogaci zarabiają, bo biedni tracą, co nawet marksizm uznał za wierutna bzdurę, a co jednak ożywa raz po raz w pustce mózgownic niedokształconych "naprawiaczy świata".
Statistics Canada posługuje się jeszcze jednym ciekawym wskaźnikiem statystycznym LICO. Jest to tzw. granica ubóstwa, a dokładniej – wartość w dolarach minimum, jakie jest niezbędne, by utrzymać się przy życiu w danej lokalnej społeczności. W okresie 2002-2007 aż 80 proc. Kanadyjczyków ani na chwilę nie znalazło się poniżej granicy tego wskaźnika, 8 proc. doświadczyło ubóstwa przez rok, a tylko 2,1 proc. – przez całe sześć lat. Nieco ponad dwa procent, a nie 99 proc.
Jacek Kozak: TWOJE PIENIĄDZE
Poproszę ćwierć miliona
Linia kredytowa należy do najciekawszych wynalazków w zakresie finansów. To jak młot pneumatyczny – wielce pożyteczne narzędzie, póki posługiwać się nim ostrożnie i ze znajomością rzeczy. W przeciwnym bowiem razie można sobie narobić poważnych kłopotów.
Chciałem dzisiaj napisać parę słów o nietypowym zastosowaniu linii kredytowej, spopularyzowanym przed dziesięciu laty przez zmarłego już speca w tej dziedzinie, Frasera Smitha. W książce "The Smith Manouevre" tłumaczył on, jak prawidłowo wykorzystać ten mechanizm finansowy dla uzyskania nie do pogardzenia korzyści.
Zanim jednak przejdę do recepty Frasera Smitha – parę słów ostrzeżenia, a propos owego młota pneumatycznego. Według opublikowanego niedawno raportu agencji wiarygodności kredytowej Equifax, w ciągu zaledwie jednego kwartału zadłużenie Kanadyjczyków na liniach kredytowych wzrosło o 1,4 proc. Jest to kolejny z rzędu kwartał wzrostu tego wskaźnika od czterech lat. Jednocześnie, zadłużenie na kartach kredytowych nieco zmalało. Wygląda na to, że Kanadyjczycy zaczęli przerzucać długi z wysoko oprocentowanych kart kredytowych na nisko oprocentowane linie kredytowe. Specjalistom zaczyna to przypominać początki kryzysu w Stanach Zjednoczonych, gdzie niskie oprocentowanie pożyczek ("subprime", czyli poniżej bazowego wskaźnika stopy procentowej) wywołało załamanie się całej gospodarki. Jeżeli kanadyjscy konsumenci rynku finansowego pójdą tym samym tropem, może to się źle skończyć dla nas wszystkich. Linia kredytowa to mechanizm pozwalający uruchomić kredyt na cele, które pozwolą łatwiej i szybciej ów kredyt spłacić, a nie worek, z którego należy czerpać gotówkę na zakup lodówek, telewizorów czy nowych aut.
Na czym polega więc "manewr Smitha"? Dysponując kapitałem w postaci domu, można otworzyć w specjalistycznej instytucji finansowej linię kredytową pod zastaw owego kapitału, czyli "equity" (tak zwana HELOC – Home Equity Line Of Credit). Każde sto dolarów spłaconego kapitału pożyczki podnosi wówczas o te same sto dolarów limit linii kredytowej, które to pieniądze można zainwestować na rynku papierów wartościowych. Zadłużenie pozostaje niezmienne, ale wraz ze wzrostem wartości inwestycji rośnie wysokość konta inwestycyjnego. Co jednak ważniejsze, oprocentowanie długu na takiej linii kredytowej jest odliczane od podatku ("tax deductible"). I tu leży zasadnicza korzyść wynikająca "manewru Smitha".
Proszę nie kopać
Grupa ontaryjskich polityków postanowiła skorzystać z okazji i przełożyć niewiedzę ekonomiczno-finansową ruchu Occupy Wall St. na nasze warunki. Nikogo nie zniechęca fakt, iż demonstranci z Nowego Jorku pletli ekonomiczne bzdury, a na dodatek - na temat całkiem innego w gruncie rzeczy systemu podatkowego. Uliczne protesty to znakomity materiał telewizyjny i kto wie, może uda się uszczknąć nowojorskiej hucpy i zdyskontować ją na nasze warunki.
Uwaga! To może nas wszystkich, zwykłych i uczciwych pracowników, drogo kosztować.
Zacznijmy od podstaw: co tak poruszyło nowojorską tłuszczę rzekomo walczących o społeczną sprawiedliwość i co przemawia do wyobraźni - dajmy na to - liderowi ontaryjskiej partii NDP, pani Andrei Horwath? Symbolem stała się tu tak zwana reguła Buffetta. Amerykański miliarder Warren Buffett miał powiedzieć, iż na miano skandalu zasługuje fakt, iż on, zarabiając pół miliona dolarów rocznie, zapłaci mniej podatku dochodowego niż jego sekretarka o uposażeniu 36 tys. dolarów rocznie. Nie wiem, czy tak jest w istocie w USA, ale na pewno nie jest tak w Ontario. Ktoś, kto w Ontario zarabia 500 tys. dolarów rocznie, musi z tego dochodu zapłacić 212.479 dolarów podatku (przy stopie opodatkowania 46,41 proc.). Sekretarka, zarabiając 36.000 dol. rocznie, zapłaci podatku dochodowego łącznie 5420 dol. (stopa opodatkowania 20,05 proc.). Sumy te zostaną jeszcze pomniejszone o różnego rodzaju odpisy, ale proporcja pozostanie mniej więcej właśnie taka. Stosunek pensji sekretarki do pensji pana Buffeta ma się jak jeden do czternastu, a sum zapłaconego podatku - jak jeden do czterdziestu.