W sferze finansów obowiązuje zasada, iż niemal każdy plan, konsekwentnie realizowany, daje mniejsze lub większe korzyści. I druga – plan musi być konsekwentnie realizowany. Tak mówi teoria, a praktyka?
Większość Kanadyjczyków, w tym także pochodzenia polskiego, cierpi na fatalną dla rodzinnej kasy dolegliwość – manię zakupów, i to – zakupów tak naprawdę wcale nam niepotrzebnych. Niedawny sondaż przeprowadzony przez Bank of Montreal wykazał, że przeciętny Kanadyjczyk wydaje co roku aż 3720 dolarów na rzeczy, bez których mógłby się doskonale obejść. Po prostu – dla rozrywki. Pod naciskiem wszechpotężnej reklamy. Albo po prostu dla rozbarwienia szarości egzystencji.
W zakres zbędnych zakupów wchodzą nie tylko takie artykuły, jak odzież czy buty. Bank wliczył w tę kategorię także na przykład wydatki na lokale gastronomiczne bez specjalnej okazji. Ot, po prostu, bo komuś nie chce się przygotowywać pożywienia we własnej kuchni. Tak więc oczywiście można i należy trochę z tych "niepotrzebnych" wydatków usprawiedliwić: wszak nie samym chlebem człowiek żyje. Niemniej trzysta dolarów miesięcznie to poważny wydatek w domowym budżecie. Szczególnie, gdy budżet ten obciążony jest spłatami zadłużenia czy koniecznością oszczędzania na uregulowanie przeszłych długów.
Zjawisko nabrało już charakteru chronicznego; jak wynika z danych finansowych, Kanadyjczycy wydają więcej niż oszczędzają od co najmniej dziesięciu lat. Deklarowana motywacja niepotrzebnych zakupów to najczęściej chęć poprawienia samopoczucia. Nie muszę nikogo przekonywać, że jest to działanie nieskuteczne, typowy podręcznikowy przykład leczenia raka plastrem. Wcześniej czy później kończy się to poważnymi kłopotami finansowymi, poczuciem rozpaczy i beznadziejności, depresją.
Z drugiej strony – jedynym wyjściem, jaki gospodarka wolnorynkowa znalazła dla recesji, jest zwiększenie wolumenu i wartości zakupów. Nic więc dziwnego, że żyjemy w gęstej mazi reklamy i zapewnień, że oto nadarza się wyjątkowa okazja kupna tego czy owego artykułu po obniżonej cenie. Jak tu oprzeć się pokusie, skoro trąbią nam do uszu, iż taka okazja już się nie nadarzy?
Po kilkudziesięciu latach spędzonych w warunkach gospodarki rynkowej niemal każdy wie, że wbrew zapewnieniom handlowców – taka okazja nadarzy się jeszcze co najmniej kilka razy, albo że będzie nadarzać się regularnie, bo takie są warunki działania handlu detalicznego. Niemniej trudno oprzeć się pokusie i większość z nas nie opiera się. Co oczywiście prowadzi do trudności ze spłaceniem kolejnego rachunku karty kredytowej.
Cóż, zakupy, o jakich mówimy, to działanie sterowane emocjami, a plany finansowe to zakres aktywności myślenia racjonalnego. Na duszę klienta działają więc dwie różnorodne siły. Banki i firmy finansowe usiłują wspomóc racjonalną stronę tego konfliktu, udostępniając w Internecie rozmaite narzędzia finansowe ułatwiające radzenie sobie z długami. By jednak odnieść z tego odpowiednie korzyści, trzeba panować nad emocjami.
Z sondażu wynikają zaskakujące konkluzje: mężczyźni ponoszą większą niż kobiety winę za zaistniałą sytuację, ale – co gorsza – zjawisko to występuje znacznie częściej u ludzi młodych. Perspektywy nie są więc różowe.