Nie do wiary
Od 1990 r. olbrzymia kadra pionu śledczego IPN nie osądziła ANI JEDNEGO zbrodniarza z UPA za dokonane mordy. Gorzej, WSZYSTKICH bandytów z OUN-UPA, skazanych przez wojskowe sądy za popełnione zbrodnie, IPN – bez wyroków sądowych –zrehabilitował i zaliczył ich w poczet osób "represjonowanych przez PRL ze względów politycznych".
Uznał więc de facto ich działalność na terenie Polski od 1944 r. za legalną.
Czy za tym pójdzie rehabilitacja komendanta Oświęcimia Hoessa i gen. Stroopa, likwidatora warszawskiego getta?
Między rządem i nierządem
Stefan Kisielewski opowiadał kiedyś o różnicy między pielęgniarką polską i żydowską. Polska pielęgniarka rano relacjonuje lekarzowi, jak pacjenci spędzili noc, co tam komu zaaplikowała i tak dalej, podczas gdy żydowska rozpoczyna swoją egzaltowaną relację od: "panie doktorze, co JA przeżyłam!".
Co tu ukrywać; wskutek zbiegu okoliczności nie mamy innego wyjścia, jak tylko rozpocząć relację w stylu pielęgniarki żydowskiej: co myśmy przeżyli! A przeżyliśmy nie byle co, bo wizytę rewizora iz Pietierburga, chociaż właściwie nie z Pietierburga, bo jakże z Pietierburga, skoro rewizor nazywa się "Komisja Wenecka"? Przybyła ona na prośbę pana ministra Waszczykowskiego, żeby sprawdzić poziom demokracji i stan praworządności w naszym nieszczęśliwym kraju.
Raport z weryfikacji WSI
Raport z weryfikacji WSI
← PRZEWODNICZĄCY KOMISJI WERYFIKACYJNEJ Antoni MACIEREWICZ
R A P O R T
o działaniach żołnierzy i pracowników WSI oraz wojskowych jednostek organizacyjnych realizujących zadania w zakresie wywiadu i kontrwywiadu wojskowego przed wejściem w życie ustawy z dnia 9 lipca 2003 r. o Wojskowych Służbach Informacyjnych w zakresie określonym w art. 67. ust. 1 pkt 1 – 10 ustawy z dnia 9 czerwca 2006 r. „Przepisy wprowadzające ustawę o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego oraz ustawę o służbie funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego” oraz o innych działaniach wykraczających poza sprawy obronności państwa i bezpieczeństwa Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej
czytaj:
caąy raport dopobrania w formacie pdf jest TUTAJ:
List do Pana Prezydenta Dudy
Szanowny Panie Prezydencie
Cieszę się, że chce Pan Prezydent poświęcić jeden z swych wolnych dni na narty z człowiekiem, który na Fundację Dziennikarzy wpłacił 100 000 zł.
Jest też możliwość dania na tę fundację lub na stypendia imienia Pana Ojca z 80 000 000 zł rocznie bez stracenia przez Pana Prezydenta jednego dnia.
W Australii wyeliminowano z obiegu monety jedno- oraz dwucentowe i system ten działa tam ponad 15 lat. Jeśli rachunek w sklepie za "coś" kończy się cyfrą 1 – 2 , to zaokrągla się go do 0. Jeśli rachunek kończy się cyfrą 3 – 4, to zaokrągla się go do 5 itd. itd.
Jeśli mi Pan Prezydent nie wierzy, to chyba bez kłopotu można poprosić ambasadora RP w Canberze o zweryfikowanie mych słów.
Prezenty z worka judaszowego
Ledwo Sejm uchwalił tegoroczną ustawę budżetową, zaraz pani premier Szydło wniosła do tak zwanej laski rządowy projekt "Rodzina 500 plus", przewidujący wypłacanie z budżetu państwa 500 złotych miesięcznie na drugie i kolejne dzieci w Bogu ducha winnych polskich rodzinach.
W bieżącym roku ma to kosztować co najmniej 17 miliardów, a i to pod warunkiem, że rodziny bogatsze taktownie powstrzymają się przed składaniem wniosków. Ale czy aby na pewno? Żyję na tym świecie dosyć długo, a dotychczas spotkałem tylko dwóch ludzi, którzy nie pragnęli mieć więcej pieniędzy, więc to założenie wydaje mi się nieco zuchwałe.
Mniejsza jednak o to, bo ważniejsze wydaje się co innego. Otóż tegoroczny budżet zamyka się deficytem sięgającym prawie 55 miliardów złotych, co oznacza, że dług publiczny będzie powiększał się w dotychczasowym, a może nawet jeszcze szybszym niż dotąd tempie, zwłaszcza że nie widać żadnych działań zmierzających do odblokowania narodowego potencjału gospodarczego. Został on skutecznie zablokowany – z jednej strony przez fatalny ekonomiczny model państwa, ustanowiony w roku 1989 przez generała Kiszczaka i grono osób zaufanych, który nazywam kapitalizmem kompradorskim, a z drugiej – przez narastającą biurokratyzację państwa. Dotychczasowe działania PiS polegają na wymianie kadr w aparacie biurokratycznym, natomiast nie widać żadnych oznak przynajmniej częściowego jego demontażu.
Trudno się temu dziwić, bo i prezes Kaczyński, który obecnie jest kimś w rodzaju dyktatora Polski, wzorem ewangelicznego setnika, ma wprawdzie pod sobą żołnierzy, ale sam też jest "pod władzą postawiony", jako zakładnik swego zaplecza politycznego. Niech no tylko przestanie je karmić, to natychmiast zostanie generałem bez armii. Wiadomo to od czasów starożytnych, kiedy Gajusz Grakchus wprowadził w Republice Rzymskiej tzw. frumentacje, które początkowo polegały na rozdawnictwie zboża. Przetrwały one aż do dnia dzisiejszego, rozwijając coraz to nowe, niekiedy bardzo wyrafinowane formy – oczywiście dla dobra Rzeczypospolitej – no bo jakżeby inaczej? Program "Rodzina 500 plus" jest rodzajem frumentacji potencjalnie wyjątkowo w skutkach dotkliwej.
Rzecz w tym, że przy rosnącym długu publicznym rosną też koszty jego obsługi i w bieżącym roku wyniosą co najmniej 56 miliardów złotych. Jeśli kwotę tę podzielimy przez liczbę obywateli rzeczywiście mieszkających w Polsce (ok. 35 mln), to na jednego obywatela przypada z tego tytułu 1600 złotych rocznie. Typowa, pięcioosobowa rodzina będzie zatem musiała z tytułu obsługi długu publicznego oddać lichwiarskiej międzynarodówce co najmniej 8 tysięcy złotych rocznie. Tyle rząd będzie musiał odebrać rodzicom obdarowanych dzieci, a więc jedno dziecko tak naprawdę nie dostanie nic, a drugie pewnie też nic – bo przecież oprócz kosztów obsługi długu publicznego są w naszym nieszczęśliwym kraju jeszcze inne podatki, np. VAT, który na artykuły dla dzieci przewiduje stawkę w wysokości 23 procent.
Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera – mówi przysłowie – ale pani premier Beata Szydło najwyraźniej o nim zapomniała, bo pokazywała rządowy projekt z takimi oznakami czci, jaką ksiądz okazuje Najświętszemu Sakramentowi, a pani Henryka Krzywonos – konstytucji z 1997 roku, w mniemaniu, że to właśnie o nią walczyły pokolenia Polaków.
Jeśli od tej frumentacji coś wzrośnie, to pewnie tylko liczba urzędników, bo rychło okaże się, że jest ich za mało, by zapewnić sprawiedliwy rozdział pieniędzy. Za darmo tego, ma się rozumieć, nie zrobią, co to, to nie – więc w rezultacie przez budżet państwa będzie przepływał coraz większy strumień pieniędzy odebranych uprzednio obywatelom – oczywiście dla ich dobra, bo przecież wiadomo, że pieniądze psują charakter.
Nie tylko zresztą pieniądze. Jeszcze bardziej psuje charakter bezkarność, czego dowodem jest pielgrzymka, jaką pod przewodnictwem nowego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Grzegorza Schetyny odbyła delegacja tej partii do Martina Schulza, by namawiać go na interwencję "w obronie demokracji w Polsce".
Gdyby w swoim czasie uczestnicy Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego zostali powieszeni za zdradę stanu, to jestem pewien, że zarówno pan Schetyna, jak i pan Lewandowski dziesięć razy by się zastanowili, czy aby na pewno powinni suplikować u pana Schulza. Tymczasem poczucie bezkarności sprawia, że nie tylko się nie wahają, ale w dodatku panu Schetynie musi coś robić się w głowie, bo kreował się przy tej okazji na "reprezentanta interesów Polaków w instytucjach Unii Europejskiej". Kiedy przypomnimy sobie, że pan Janusz Lewandowski już raz "reprezentował interesy Polaków" przy okazji programu Narodowych Funduszy Inwestycyjnych i ich prywatyzacji, po którym Polacy do dzisiejszego dnia nie mogą się doliczyć palców u rąk, to bezczelność tej uzurpacji staje się trudna do zniesienia.
Ja oczywiście rozumiem, że pan Schetyna rywalizuje z panem Petru o przywództwo nad opozycją, ale dlaczego ta rywalizacja przybiera postać licytacji o różnicę łajdactwa? Esperons, że kara śmierci również za zdradę stanu zostanie wreszcie przywrócona, z czego mógłby ucieszyć się książę-małżonek (Zd)Radek Sikorski, tym razem w roli profesora dekujący się daleko za oceanem. Niedawno wziął udział w dyskusji na temat sytuacji w Polsce z udziałem doradcy premiera Dawida Camerona, pana Daniela Kawczyńskiego. W odróżnieniu od (Zd)Radka, który domagał się kolejnej inkwizycji nad Polską w Parlamencie Europejskim, pan Daniel Kawczyński zachował godny podziwu obiektywizm.
No ale pan Kawczyński nie jest żadnym arywistą, jakich setki wygląda z każdego rozporka ("Iluż wielkich działaczów wyjrzało z rozporka" – zastanawiał się poeta), tylko człowiekiem poważnym, piastującym poważne stanowisko w poważnym państwie – bo państwa, jak wiadomo, dzielą się na poważne i pozostałe.
Osobom zastanawiającym się, do jakiej grupy należy nasz nieszczęśliwy kraj, pewnej wskazówki może dostarczyć okoliczność, że prezydentem Polski był w swoim czasie Lech Wałęsa, no a potem – Aleksander Kwaśniewski. Od dawna powtarzam, że kto słucha tego, co mówi Lech Wałęsa, ten sam sobie szkodzi. Przekonało się o tym kierownictwo gdańskiego oddziału IPN, decydując się na zadośćuczynienie fanaberii byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, by pod auspicjami IPN urządzić debatę na temat "Bolka". I kiedy IPN ustalił scenariusz, Lech Wałęsa nie tylko debatę odwołał, ale w dodatku zagroził gdańskiemu oddziałowi sądem. Andrzej Gwiazda twierdzi, że o ile pomysł urządzenia debaty pochodził od samego Lecha Wałęsy, w którego głowie "koncepcje" kłębią się jak króliki, o tyle odwołanie imprezy nastąpiło na żądanie mocodawców byłego prezydenta. Chętnie w to wierzę, ale skoro Kukuniek nadal ma mocodawców, którzy zachowali wobec niego prawo karcenia, to cóż tu jeszcze dyskutować o "Bolku"?
Stanisław Michalkiewicz
Wrocław – Europejska Stolica Kultury
Jak tu mam nie napisać o tym, że we Wrocławiu rozpoczął się cykl spektakli propagandowych pod hasłem, że to niby Wrocław jest jakąś Europejską Stolicą Kultury, skoro mieszkam jakieś 45 km od tego miasta? Gdyby rzeczywiście gród nad Odrą był tak ważny dla kultury Europy, toby sobie był, a skoro z wielką pompą i za niemałe pieniądze trzeba to głosić wszem wobec, to pewnie to tylko taka lipa, żeby motłoch miał igrzyska, a chleb ci, co zawsze, ci co są przyssani do cycka z pieniędzmi zrabowanymi podatnikom. Dzięki temu tym drugim nawet się nie przyśni, że Polska bez Unii Europejskiej może istnieć. I żeby, jak co do czego przyjdzie, pierwsi zapisali się do konfederacji targowickiej.
Inauguracja tej durnoty zaczęła się bardzo śmiesznie, oto z czterech stron miasta, ku rynkowi, ruszyły pochody pierwszomajowe. Byłem akurat wtedy we Wrocławiu i wiem, że główną troską mieszkańców Wrocławia tego dnia było to, czy ulice będą pozamykane i czy uda im się wrócić w rozsądnym czasie z pracy czy szkoły do domów. Ale tego w telewizorze nie powiedzą, obowiązuje w propagandzie twierdzenie, że mieszkańcy Wrocławia są cali szczęśliwi, że i szczęśliwszych nigdzie się nie znajdzie. No, chyba że w Związku Sowieckim, gdzie też mieszkali ludzie szczęśliwi.
"Europejska Stolica Kultury to najważniejsze wydarzenie dla miasta w jego powojennej historii" – powiedział pan prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Nie bardzo wiem, czy jest to poprawna polszczyzna, ale totalitaryzmy tak mają, że posługują się nowomową i co im zrobisz? Wiadomo, że nic, tak samo jak więźniowie obozu w Auschwitz niewiele mogli zrobić Rudolfowi Hössowi. Bo nawet jak pewien więzień systematycznie go strzygł i mógł mu po gardle przejechać brzytwą, to wiedział, że Niemcy pół obozu wybiją w ramach represji, więc dał sobie spokój.
Posłuchajmy, co jeszcze powiedział pan prezydent Dutkiewicz. Otóż wyartykułował: "Wrocław jest wspaniałym, otwartym, tolerancyjnym miastem i podkreślam, a proszę to potraktować jak moją deklarację, miastem, w którym nie ma miejsca na nacjonalizmy i ksenofobię". Co ciekawe, z jednej strony deklaruje tolerancję, a z drugiej strony, że nie ma miejsca na nacjonalizm, co jest jawnie sprzecznie z deklarowaną tolerancją. Zauważmy też, że nacjonalizm nie jest jeszcze w Polsce karany. Jaka jest więc podstawa prawna decyzji urzędnika, że nie ma miejsca na jakimś terytorium państwa polskiego na ów nacjonalizm? Ale przecież nie chodzi tu o logikę ani prawo. Tu pewnie chodzi o coś, co nazwę wyznaniem wiary. Jak wiadomo, słynny samorządowiec wierzy w majora Zygmunta Baumana, w swoim czasie odznaczonego za walkę z polskimi żołnierzami. A dla takich kreatur jak coś jest polskie, to od razu wiadomo, że jest to wszystko co najgorsze, nacjonalizm, ksenofobia i takie tam. No bo wiadomo, ulubieniec pana prezydenta Dutkiewicza, major Zygmunt Bauman, który w swoim czasie był i politrukiem w KBW, i współpracownikiem Informacji Wojskowej, i członkiem PPR i PZPR, to sama wspaniałość, otwartość i tolerancja.
Okazuje się, że owe cztery pochody pierwszomajowe, które ruszyły na rynek, gdzie odbył się wiec partyjny, miały swoje nazwy. Totalitaryzm nie pozostawia żadnej sfery obojętną, wszystkie są wartościowane, są dobre albo złe, postępowe albo reakcyjne, internacjonalistyczne albo nacjonalistyczne i tak dalej, to i nic dziwnego, że na wszelki wypadek, żeby ludzie owych pochodów nie nazwali zawalidrogami, obibokami, stadem nierobów czy złodziejami, dali swoje nazwy.
Oto jeden nazywał się Duch Wielu Wyznań. Przypuszczam, że tak naprawdę chodziło o jedno wyznanie, a skoro tak, to o wpajanie tubylcom, że miejsce Żydów jest w Polsce i że tubylcy powinni Żydom część miejsca w Polsce ustąpić. Kampania propagandowa głosząca takie treści trwa już dobre parę lat. A oni żadnej okazji nie zaniedbają, aby podludziom taką ciemnotę wcisnąć.
Drugi pochód miał nazwę Duch Innowacji. Trzeba przyznać, że brzmi to zupełnie jak jakiś cytat z dzieł Stalina w czasach stalinowskich. Unia Europejska zadekretowała posługiwanie się słowem innowacyjność. No i urzędnicy na każdym szczeblu, od razu i przez całą dobę, mają mordy pełne innowacyjności, nawet gdy kradną na budowie publiczny sracz. Inaczej mówiąc, jest to słowo, które nic nie znaczy. Trzeci pochód miał nazwę Duch Odbudowy. Nie wiem, o jaką odbudowę im chodzi. Chyba nie tę po II wojnie, bo na to by się chyba konsulat Niemiec nie zgodził. Czwarty nazwali Duchem Powodzi. Co nie brzmi zbyt optymistycznie. Doprawdy tym, że miasto zalała woda z rzeki, dzieci we wrocławskich szkołach mają wszy, a miasto toczy syfilis w postaci układu wrocławskiego, nie warto się chwalić.
"Przygotowując ESK, kładliśmy nacisk na to, by kultura była dostępna wszędzie – w parkach, na ulicach, w szpitalach, w więzieniach" – powiedział Krzysztof Maj, dyrektor ESK. Swoją drogą, pewnie z jego miesięcznej pensji mógłbym się utrzymać przez dwa lata i jeszcze bym niemało odłożył. Ale mniejsza z tym. Tak to musi "w demokratycznym państwie prawa realizującym zasady sprawiedliwości społecznej" już być, że jedni muszą mieć, a drudzy muszą na nich pracować. Najbardziej śmieszy ta kultura w szpitalach. Okazuje się, że chory na raka, zamiast natychmiastowego leczenia, ma już nie tylko zieloną książeczkę, ale i kulturę w szpitalu. Cóż, zawsze to lepiej niż zastrzyk w serce z fenolu czy co tam akurat Ministerstwo Zdrowia uzna za najlepsze.
Cóż na koniec napisać? W III Rzeszy też podobne spektakle propagandowe organizowali i mimo to III Rzeszę szlag trafił. Może i my się doczekamy, że tę europejską zarazę diabli wezmą.
Czego wam i sobie życzę.
Amen.
Ręce precz od polskiej demokracji!
23 stycznia 2016 w Ottawie, stolicy Kanady, odbył się protest zorganizowany przez tutejszy Klub Gazety Polskiej Ottawa. Hasłem protestu było: "Ręce precz od polskiej demokracji".
Celem tej politycznej manifestacji był protest przeciwko ingerencji Unii Europejskiej, niektórych polityków Niemiec oraz niemieckich środków masowego przekazu w suwerenne, wewnętrzne sprawy Polski.
Protest rozpoczął się o godzinie 13.00 w centrum miasta, przed siedzibą Delegatury Unii Europejskiej przy ulicy Metcalfe 150.
Pomimo że był to sam środek mroźnej, kanadyjskiej zimy, na protest przybyło wielu uczestników nie tylko z Ottawy ale i spoza miasta.
W manifestacji wzięli licznie udział zarówno Polacy z wielkiego Toronto – Toronto, Mississaugi, St. Catharines, Waterloo, jak i z Guelph w Ontario.
Licznie reprezentowana była delegacja z Montrealu wraz z przedstawicielami tamtejszego Klubu Gazety Polskiej.
Trzeba tutaj przypomnieć, że oprócz niezwykle surowej w tym rejonie świata zimowej pory roku, mamy do czynienia również i z kanadyjskimi odległościami.
U Pietrzaka
U Pietrzaka
Po przerwie Janek rozpoczął sezon koncertowy w kawiarni "Mozaika" w Warszawie. Był to zasadniczo pierwszy jego występ, gdzie zajmuje się krytyką nie władzy, a psubratów z opozycji.
Dodatnie i ujemne plusy dobrej zmiany
"Skończyły się żarty, zaczęły się schody" – miał powiedzieć generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, schodząc z przyjaciółmi po schodach z mieszkania, w którym odbywało się zakrapiane przyjęcie.
Podobnie jest i w życiu politycznym, kiedy to przedwyborcze obietnice prędzej czy później muszą być skonfrontowane z rzeczywistością. A właśnie ten moment nadszedł, bo właśnie rząd zatwierdził projekt budżetu na bieżący rok. Przewiduje on dochody na poziomie 313 788 526 tys. zł, a wydatki na poziomie 368 528 526 tys. zł, co oznacza, że tegoroczny budżet zamyka się deficytem na poziomie 54 740 mln zł.
Niemiecki film o polskich formacjach paramilitarnych
Niemcy "zaniepokojeni" wzrostem polskiego militaryzmu. Film pokazuje szkolenie polskich oddziałów paramilitarnych i wojskowe szkolenie młodzieży.