farolwebad1

A+ A A-
poniedziałek, 16 kwiecień 2018 10:09

Wszystko z myślą o Ontaryjczykach

W niedzielę ontaryjscy konserwatyści ujawnili, pod jakim hasłem będą prowadzić kampanię wyborczą. Zaprezentowali też swój wyborczy autobus. Partia Douga Forda będzie więc przekonywać mieszkańców prowincji, ze wszystko robi “For The People”. W ten sposób Ford odpowiada również premier Kathleen Wynne i kampanii ogłoszeniowej liberałów wymierzonej przeciwko nowemu liderowi konserwatystów.

Ford mówi, że Wynne może wydawać miliony dolarów na kampanie, a ludzie i tak wiedzą swoje. Próbowała już różnych sztuczek, ale tym razem nie uda jej się zwieść ontaryjczyków. Podkreśla, że ludzie zawsze mogą na niego liczyć, bo mówi szczerze i nie składa obietnic bez pokrycia.

Ford miał się spotkać w niedzielę z wyborcami w Innisfil i North Bay, ale pogoda pokrzyżowała mu plany.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
niedziela, 15 kwiecień 2018 13:19

Węgry: opozycja mobilizuje ulicę

Według różnych szacunków od 50 000 do 100 000 osób demonstrowało w Budapeszcie w sobotę wieczorem przeciwko rządzącej partii i premierowi Wiktorowi Orbanowi; świecono latarkami telefonów komórkowych, wykrzykiwano slogany wrogie partii rządzącej; domagano się ponownego przeliczenia głosów w niedawnych wyborach, niezależności mediów publicznych, wprowadzenia nowej ordynacji wyborczej i poprawy stosunków z opozycją.
Według informacji podanych przez BBC zgromadzenie zostało organizowany przez grupę na Facebooku pod nazwą "jesteśmy większością".
Organizatorzy zapowiadają kolejne demonstracje w następny weekend.
W minionych wyborach parlamentarnych Fidesz uzyskał absolutną większość umożliwiającą mu dokonywanie zmian w konstytucji. Demonstracja odbyła się pokojowo.

Opublikowano w Goniec Poleca

Cały problem polega na tym, że Amerykanie w momencie tego zenitu swojej potęgi zaczęli prowadzić wojnę z terrorem, który nie jest istotny dla dominacji w systemie międzynarodowym. Kwestie terroryzmu, gdzieś na peryferiach, nie są istotne dla dominacji. Amerykanie poświęcili temu za dużo energii, czasu, i o ile państwo amerykańskie było stać na te wojny, to przede wszystkim atencja strategiczna, która została zabrana, spowodowała przespanie momentu wzrostu Chin. Dżin wyszedł z butelki.

Kto bliżej się przyjrzy tej mapie, to będzie mógł dostrzec pewne prawidłowości.  

        Kiedyś wspominałem o możliwości wojny handlowej chińsko-amerykańskiej. Gdy kiedyś się zaczęło mówić o tym, trzy – cztery lata temu, była to pełna abstrakcja. 

        Przecież przeżywaliśmy erę globalizacji i wymiany towarowej, w nauce znaną jako drugą erę globalizacji, bo pierwsza była od XIX w., gdy Wielka Brytania ustanowiła i była zainteresowana w tym, żeby globalny handel się rozwijał w sposób nieograniczony, było to wówczas z korzyścią dla imperium morskiego brytyjskiego. Mieliśmy później, w XX w., po zimnej wojnie, okres drugiej ery globalizacji, z tym wszystkim, co nam się tak dobrze kojarzy, właśnie z chińskimi podróbkami, z chińską produkcją; z tym że towary kiedyś były produkowane przez rzemieślników w Europie, raptem zakłady rzemieślnicze zniknęły i  z dalekich miejsc produkcji, do świata zachodniego, w tym do nas, były sprowadzane te towary. 

        No i ten świat się właśnie kończy, jako że najwyraźniej – gdy mówię te słowa, to od kilku dni mamy decyzją prezydenta Trumpa wprowadzony reżim taryfowy, który rozpoczyna – zobaczymy, jak to się dalej potoczy – ale rozpoczyna, moim zdaniem, łamanie wolnej wymiany towarowej na świecie. Wyraźnie zapadają decyzje mające na celu rewizję globalnego ładu, globalnego systemu wymiany gospodarczej, bo Amerykanie uznali, że pomimo tego, że są architektem tego ładu, pomimo tego że korzystali znacząco na tym ładzie przez kilkadziesiąt lat, od jakiegoś czasu zaczęli na nim tracić. Przede wszystkim do Chin, też do Niemiec, ale przede wszystkim do Chin, i jest to nie do utrzymania na dłuższą metę. 

        Oczywiście z tą decyzją będą związane tarcia. I ta decyzja bezpośrednio dotyczy Polski, więc nie bez kozery o tym mówię.

        Postaram się to wyjaśnić od samego szczytu, dlatego że to są historyczne chwile, dlatego że wprowadzenie początkowych taryf, później rozszerzenie tego o kwestie własności intelektualnej, jakiś rewanż ze strony Chin, powodują również napięcie w stosunkach z Europą, o czym też słyszymy w środkach masowego przekazu. 

        Za chwilę może się pojawić próba koalicyjna państw europejskich z Chinami, w szczególności Niemiec, mająca na celu obronę globalnej wymiany towarowej, który to ład służy głównym eksporterom, czyli Chinom i Niemcom, a nie służy Stanom Zjednoczonym.

        Wczoraj bodajże rano też mieliśmy przełomowy moment w historii gospodarczej świata, dlatego że po raz pierwszy powstało wyzwanie dla petrodolara. Otóż na giełdzie w Szanghaju zaczęto rozliczać tzw. futures, kontrakty przyszłe od września 2018, w juanach. I spotkało się to z żywą reakcją rynku, to znaczy rynek kupował te kontrakty. 

        Mamy więc do czynienia z kilkoma zjawiskami jednocześnie, coraz większą wielobiegunowością, próbą przeciwdziałania temu przez obecne kierownictwo Trumpa w Stanach Zjednoczonych. 

        Jednocześnie zbiegło się to, w mojej ocenie, z bardzo niepokojącą sytuacją. Otóż dymisję otrzymał Tillerson i McMaster, dwóch dosyć istotnych ludzi w Waszyngtonie, sekretarz stanu i doradca do spraw bezpieczeństwa w Białym Domu. 

        Przychodzi nowa ekipa, o której się mówi – zobaczymy, jak to będzie – że jest bardziej jastrzębia. No i mamy do czynienia z bardzo niepokojącą sytuacją. Mackinder opisywał to w swoich dziełach w sposób niesamowicie proroczy, gdy wspominał, że Wielka Brytania musiała zejść z drogi wolnej wymiany gospodarczej, bo groziło to jej unicestwieniem potęgi gospodarczej. Nie było innej drogi, dlatego że jej towary przestały być konkurencyjne na rynkach globalnych, traciły na rzecz Niemiec w szczególności. 

        I mamy do czynienia z bardzo podobną sytuacją, dlatego że Amerykanie, stworzywszy system – i trzeba im oddać – nie tylko była to genialna strategia, nie tylko kotwicząca interesy amerykańskie w Eurazji, nie tylko potwierdzająca status supermocarstwa jako głównego gwaranta bezpieczeństwa, jako głównego emitenta waluty, jako głównego supermocarstwa handlowego, jako głównego rozgrywającego w strukturze ładu, w instytucjach świata, w WTO, w Banku Światowym, Międzynarodowym Funduszu Walutowym; jednocześnie ta rola Stanów Zjednoczonych była tak istotna, że Amerykanie rzeczywiście jako hegemon stworzyli świat, gdzie nie było koalicji balansującej, zwłaszcza po 1991 roku. Co jest ewenementem w historii świata.  

        Okres rozpoczęty po upadku Związku Sowieckiego do roku 2008–2009 będzie wspominany jako złota era ludzkości, dlatego że naturalnym zjawiskiem jest to, że jeżeli ktoś ma tendencje do dominacji, to przeciwko niemu, po to żeby nie narzucał reguł gry wszystkim, i w życiu, i w biznesie, i w polityce międzynarodowej  – tworzą się koalicje balansujące jego potęgę.

        Po 91 roku, wbrew zapowiedziom wielu, ten świat jednak nie powstał jako koalicja balansująca po upadku Sowietów przeciwko Stanom Zjednoczonym, Amerykanie utwierdzili swoje zwycięstwo, wzmocnili jeszcze swoją obecność, swoje sojusze w Azji i w Europie, czyli w dwóch miejscach głównych w rimlandzie europejskim i azjatyckim, czyli w rimlandach eurazjatyckich, rozszerzyli jeszcze ten perymetr między innymi o Polskę, o państwa byłego Układu Warszawskiego, czyli o państwa zewnętrznego imperium sowieckiego, poszerzając strefę wolnego handlu, wpływu kapitałów, otworzyli sobie rynki na penetrację kapitałową, na wpływy polityczne itd. 

        To jest właśnie Balcerowicz, to jest otwarcie nasze, to są reformy, cała ta transformacja. 

        Za tym poszło NATO, za tym poszły instytucje świata morza. Nawet wówczas, w latach 90., uważano, że również Rosja zostanie absorbowana do tego systemu, stąd napięcie w czasach jelcynowskich – bo Rosja immanentnie nie chce siły geopolitycznej w Rosji samej w sobie. Nie chodzi o ludzi, tylko napięcie wewnętrzne, jakie się tam wytwarza, instynktownie nie chce przystąpić do tego świata. 

        Smuta jelcynowska była wynikiem tarć, oddziaływania tych sił. Ostatecznie wraz z dojście do władzy Putina rozpoczął się nawrót w kierunku geopolitycznego lądu i wypychanie wpływów amerykańskich na całym perymetrze rosyjskim, z punktem kulminacyjnym, czyli wojną gruzińską, wojną ukraińską, nawet teraz na Bliskim Wschodzie, w Syrii itd., i rywalizacji na całym pomoście bałtycko-czarnomorskim. Tej wojnie nowej generacji, tej wojnie o wpływy od Zatoki Ryskiej po Zatokę Odeską, gdzie my jesteśmy położeni, gdzie dawna Rzeczpospolita, nasz konstrukt geopolityczny jest usadowiony. 

        Amerykanie również liczyli, że Rosja zostanie absorbowana, ale za Putina odmówiła tego i korzystając ze zwyżek ropy naftowej, zaczęła się wzmacniać. Teraz oczywiście jest w kryzysie, ale się wzmocniła na tyle, że nie chce przystąpić na zasadzie perymetru świata morza, z dominacją Stanów Zjednoczonych. 

        Jednocześnie okazało się, że Amerykanie jednak obawy o to, które na przykład zgłaszał George Friedman, popularny w Polsce po 91 roku, że naturalna koalicja balansująca Stany Zjednoczone będzie oparta na naturalnych rewizjonistach wobec dominacji amerykańskiej, czyli Japonii i Niemczech, okazała się niesłuszna, chociaż byłoby to naturalne. 

        Otóż Amerykanie stworzyli i Niemcom, i Japończykom takie warunki rozwoju, zapewniając im dostęp do rynków poprzez otwieranie mórz i oceanów przez flotę amerykańską, że Niemcy i Japończycy uznali, że w ramach amerykańskiego prymatu ich gospodarka może się rozwijać w sposób optymalny. 

        Niemcy za to dostali oczywiście zjednoczenie, z czasem dostali za to rozszerzenie Unii Europejskiej, które bardzo wzmocniło państwo niemieckie. W tej chwili, po roku 2008/2009, mamy już trochę taki niepokój, dlatego że rzeczywiście mają nietożsame ze Stanami Zjednoczonymi interesy gospodarcze, bo są zainteresowane utrzymaniem starego systemu, za który – co tu dużo mówić – płacili Amerykanie, twierdząc, że oni opłacają szlak, flotę, marynarze amerykańscy strzegą wolności mórz. Amerykanie stworzyli ten system, w którym wy, chłopcy, zarabialiście. 

        Amerykanie w pewnym momencie zaczęli relatywnie tracić, nie tyle wobec Niemiec, tylko wobec Chin. Dlatego że najważniejszym game changerem, czyli zmienną, która zmieniła tę rachubę, było otwarcie Chin za Denga Xiaopinga, wielka podróż na południe, kolejne etapy, otwieranie wielkiej potęgi gospodarczej Chin, wzrost Chin, wreszcie przystąpienie na początku XXI wieku Chin do WTO, czyli całkowite otwarcie rynku amerykańskiego i generalnie włączenie w system globalizacji gospodarki chińskiej. 

        Jednocześnie Amerykanie zostali uśpieni swoją wszechogarniającą potęgą – przypomnijmy sobie, na początku XXI wieku Amerykanie nie mieli żadnego konkurenta, nie było żadnej koalicji balansującej, nie było żadnego jednego konkurenta, jak za czasów sowieckich, który by stawiał wyzwania czymkolwiek. W tamtym czasie Amerykanie mogli sobie robić z Kosowem, co chcieli, mogli sobie zrobić z Jugosławią, była wojna o sukcesję po Jugosławii, był pokój w Dayton, były wojska amerykańskie na Bałkanach, był Irak, były różne interwencje. Generalnie wydawało się, że  Amerykanie zdominowali ten świat i narzucają reguły.

        Dla państwa polskiego pokojowo, bo świat został poszerzony, my nie byliśmy na kursie kolizyjnym z amerykańskim imperium morskim, lubimy Amerykanów. Na dodatek lubimy wolny rynek, lubimy te wszystkie instytucje i nie musieliśmy niczemu  stawiać czoła, w związku z tym ten okres był bardzo korzystny dla rozwoju państwa polskiego i jego gospodarki, przy wszystkich minusach, o których mówię: przewagi kapitałowej zachodniej, otwarcia bezwarunkowego na kapitał, w związku z tym zmiany struktury społecznej. 

        Oczywiście minusem wszystkich narodów na wschód od Łaby, ale to wynika jeszcze z zapóźnień kilkusetletnich, była demograficzna zapaść, w tym sensie, że ludzie wyjeżdżali na lepiej skapitalizowane rynki zachodnie, i to jest problem, z którym trzeba się będzie zmierzyć, ale to jest temat na oddzielny wykład.

        Cały problem polega na tym, że Amerykanie w momencie tego zenitu swojej potęgi zaczęli prowadzić wojnę z terrorem, który nie jest istotny dla dominacji w systemie międzynarodowym. Kwestie terroryzmu, gdzieś na peryferiach, nie są istotne dla dominacji. Amerykanie poświęcili temu za dużo energii, czasu, i o ile państwo amerykańskie było stać na te wojny, to przede wszystkim atencja strategiczna, która została zabrana, spowodowała przespanie momentu wzrostu Chin. Dżin wyszedł z butelki.

        Gdy w 2008–2009 roku Amerykanie sobie zaczęli zdawać sprawę z tego, że Chińczycy są bardzo mocni, to, po pierwsze, dalej jeszcze nie wierzyli, bo dalej wszędzie, we wszystkich instytucjach rządzili, nadal mają najsilniejsze wojsko, nadal gospodarka amerykańska była najsilniejsza i dolar oraz system sojuszy. Właściwie wydawało się, że wszystkie pozycje są dalej dobrze zajmowane. 

        Ale Chińczycy dalej rośli. Już słyszymy od wielu lat o tym, jak to chińska gospodarka ma upaść lada moment. Ja słyszę to już od dziesięciu lat, inni, starsi ode mnie, słyszą to jeszcze dłużej. Na razie nie upada i rozwija się bardzo dobrze. 

        Stąd był pivot na Pacyfik, to znaczy Obama ogłosił, że będzie zmiana kierunku myślenia, czyli tak jak za czasów II wojny światowej Roosevelt powiedział, że Europe first czy Germany first, najpierw Amerykanie mówią, mają Pacyfik i Europę, najpierw załatwimy Niemców, później Japończyków. To teraz, w związku z tym że Pacyfik jest ważniejszy od Europy, to Amerykanie chcą najpierw załatwić Pacyfik, dlatego że czują, że w Europie i tak jest nieźle, a Rosja jest słaba. To też ważna kwestia dla naszej perspektywy geostrategicznej, odrębny temat.

        Chińczycy nie odpuścili po pivocie, dalej byli centrum globalnej wymiany gospodarczej, dalej gospodarka rosła w sposób przygniatający. Amerykanie dalej mieli zły bilans handlowy, no i zaczęli czuć, że niestety – to jest bardzo ważne, co zaraz powiem – w ramach tego systemu, który istnieje – myślę, że każdy z nas w życiu też przeżywał taki moment refleksji, że ten układ, który zawarł z kimś, służy komuś, a nie tobie; wydawało się, jak go zawieraliśmy, że był dobry, ale okoliczności się zmieniły po prostu, odpadły pewne bieguny, podstawy, tak to jest, bo się różnimy, ktoś jest wyższy, ktoś jest niższy, tak się w życiu układa – no i Amerykanie najpierw trochę nie wierzyli, później żądali, bo jesteśmy architektem, wy, Chińczycy, my wam stworzyliśmy takie warunki rozwoju, to słuchajcie nas.

        Ale, niestety, w życiu nigdy tak nie jest, że są wdzięczności za coś. Już nie mówiąc, że jest coś takiego, co Mackinder nazywał going concern, czyli jak się jest szefem firmy, państwa, imperium, nie można sobie zmieniać tego kierunku ot tak, bo się ma miliony ludzi, którzy w pewnym modelu comiesięcznym żyją, funkcjonują, chodzą do fabryki, muszą coś produkować, żeby dalej mieć pieniądze w następnym miesiącu, są zamówienia itd. 

        Ta presja na przywódców jest tak ogromna, że nie jest łatwo zmienić kierunek rozwoju danej gałęzi przemysłu czy czegoś. To jest dramat, taki przywódca jest obalany często. Ten mechanizm jest bezwzględnie okrutny i silniejszy od decyzji ludzkich, zwłaszcza w krajach bardzo dużych ten mechanizm jest tak okrutny. Ten mechanizm, going concern – ja go przetłumaczyłem w swojej książce na rosnący niepokój – prowadzi do konfliktów. I ten mechanizm właśnie nastąpił teraz. W Trumpie, jakkolwiek nazwiemy, czy ten człowiek samodzielnie podejmuje decyzje, czy kierownictwo jakieś podejmuje, nastąpił niepokój, że ten system jest nie do utrzymania i trzeba go zerwać. 

        Chodzi o to, że zerwanie takie jest bardzo bolesne, dlatego że mamy przecież WTO, które sami stworzyliśmy, i teraz sami chcemy je zrywać. Mamy zasady wolnego handlu, które stworzyliśmy, bo nam służyły wtedy, a teraz nam nie służą, więc chcemy je zerwać. Tu chcemy narzucić rozwiązania Europie, tu chcemy odejść od zielonej energii, stąd mamy tę kwestię paryską, mamy kwestię węgla, mamy kwestie różnych rzeczy, które powodują łamanie tych uzgodnień, tego ładu. Mamy zmuszanie Niemców, mamy grożenie taryfami, wreszcie mamy taryfy. 

        Muszę powiedzieć, że jestem trochę przejęty tym, że to się rzeczywiście zaczyna dziać, i niepokoi mnie, co będzie dalej.  

        Co więcej, nie bardzo widzę, jak można wyjść z tej sytuacji. Gdy obserwowałem kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych i pisząc książkę, byłem przekonany, że Amerykanie odpuszczą, że się jakoś dogadają z tym ładem światowym i z Chińczykami, bo nie da się już tego powstrzymać bez jakiejś ostrej kolizji. Nie wyobrażałem sobie mimo wszystko, że może dojść do takiej kolizji.

        Jak Trump zostawał prezydentem i mówił, że trzeba te taryfy wprowadzić, myślałem sobie, że Amerykanie wybrali jednak ostrą konfrontację. Później oczywiście Trump się borykał z establishmentem, co nie jest proste, bo to nie jest tak, że prezydent o wszystkim decyduje, ale przepycha tę agendę, później Chińczycy mu zrobili tzw. sideshow, dystrakcję z Koreą Północną, podczas gdy od razu powinni się zająć kwestią bilansu handlowego z Chinami. 

        Teraz wygląda na to, że to się zaczynać dziać, czyli Amerykanie nie odpuszczają, do czego namawiają ich na pewno Niemcy, kto wie, kto jeszcze, ale nie odpuszczają. 

        Teraz kluczowe pytanie jest, czy naprawdę mają siłę, żeby to wygrać? Moim zdaniem, nikt na świecie nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie, chociaż roi się wszędzie od tych, którzy są w stanie przewidzieć, kto bardziej lub mniej ucierpi.

        Moim zdaniem, gdyby wybuchła prawdziwa wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, to nigdy jeszcze w historii świata nie mieliśmy do czynienia z takim wydarzeniem. 

        To są gigantyczne gospodarki. Jeden przykład. Amerykanie są wciąż bardzo wielką potęgą przemysłową, produkują więcej stali rocznie niż w 1945 roku, gdy kończyli produkcję na potrzeby wojenne i jeszcze produkowali na potrzeby sojuszników, w tym Sowietów nawet, nie mówiąc o tym, że produkowali wielokrotnie więcej niż Niemcy, Japończycy razem wzięci. Byli maszyną produkcyjną świata wolnego, świata Zachodu, a teraz produkują jeszcze więcej stali rocznie. 

        Ale Chińczycy mają taką skalę, że produkują w tej chwili kilkanaście razy więcej stali niż Amerykanie. To pokazuje skalę Państwa Środka. A aluminium, też objętego taryfami, produkują, z tego co pamiętam, 22, 23, a może 24 razy więcej niż Amerykanie. Mało tego, jeżeli wspomina się, że na Japończykach też zastosowano pewne rozwiązania celne w latach 80., Japończycy byli uzależnieni od Stanów Zjednoczonych w zakresie bezpieczeństwa, wojska amerykańskie stacjonowały w Japonii, Japonia była u bram Związku Sowieckiego i Chin, całkowicie zależna od USA. 

        Chiny nie są zależne od USA i nie są sojusznikiem USA, a amerykańskie wojska nie stacjonują w Chinach. Mało tego, Chiny są centrum wymiany gospodarczej światowej i wszyscy handlują z Chinami. Nie wiem, jak to mogłoby się potoczyć...

        Co więcej, co sojusznicy europejscy na to powiedzą? 

        Na dodatek Chińczycy, jak wiemy, budują Nowy Jedwabny Szlak, który ma minąć wszystkie morskie punkty miękkie, jak Malakka i cieśniny Riukiu i inne, żeby Amerykanie nie mogli mieć lewara na interesach chińskich. 

        Innymi słowy, są same znaki zapytania. Wydaje mi się, że porównywanie tego do ceł, które Amerykanie nakładali na Rosję czy sankcje ekonomiczne na Rosję czy Iran, czy na Japonię nawet, to tamto to było przedstawienie, z całym szacunkiem, w Rawie Mazowieckiej, ale wojna handlowa z Chinami to będzie Teatr Wielki w Warszawie. 

        Jestem też bardzo ciekawy, jak w takiej sytuacji zareaguje Rosja. Nie wiem, szczerze mówiąc, co oznacza teraz ta solidarna akcja znaczącej części państw Zachodu wobec Rosji, wobec tej kwestii chemicznej, jakie to spowoduje napięcia w głowach przywódców na Kremlu i w szczególności Chin, ale na pewno jest to na rękę Chinom.

        W tym kontekście pamiętałbym również o słowach Angeli Merkel, która już kilkakrotnie w kontekście Trumpa, jego wizyt w Europie, jego napominania o potrzebie większych wydatków, o składaniu się na obronę, jednocześnie jego wycofywaniu się z traktatu paryskiego, mówiła, cytat ogólny, niedosłowny z Merkel, że Europa powinna wziąć sprawy we własne ręce, że Amerykanie nie są już architektem bezpieczeństwa, że teraz nie chcą dalej wspierać wolnej wymiany gospodarczej światowej i Niemcy muszą coś z tym zrobić. Wystarczy przesłuchać polityków niemieckich w ostatnich dwóch latach, co mówią na temat Amerykanów i właśnie wymiany gospodarczej. 

        Jest to na pewno, z jednej strony, bardzo ciekawe, jak się Polska do tego ustawi. Dlaczego? 

        Są dwie podstawy polskiej geopolityki. U podstaw polskiego myślenia geopolitycznego jest, jak zachować życie na przestrzeni między Bałtykiem a Karpatami, jakąś niezależność oraz żeby ta przestrzeń należała i była obsługiwana przez polityków w Warszawie, a nie przez innych polityków, w Moskwie zwłaszcza czy w Berlinie.

        Do tego, żeby to osiągnąć, cała polska myśl geopolityczna XIX wieku szuka siły. Gdybyśmy oczywiście byli imperium, jak w czasach I Rzeczpospolitej, to tej siły szukalibyśmy u siebie, w naszym obszarze rdzeniowym Wisły i Warty, jego produktywności, fiskalności, sił zbrojnych, które jest w stanie demografia wyprodukować, kierownictwo polityczne wykształcić, na tym opieralibyśmy swoje siły. 

        W sytuacji, gdy państwa polskiego nie było albo później było słabe, siłą rzeczy poszukujemy sił zewnętrznych. Szukaliśmy za czasów napoleońskich, ze skutkiem takim, jaki był, szukaliśmy później, w czasach I wojny światowej, szukaliśmy trochę w czasie międzywojnia, no i później nie szukaliśmy, bo byliśmy państwem satelickim, zewnętrznym imperium sowieckiego, no i oczywiście po 89, a w szczególności po 91 szukaliśmy w instytucjach Zachodu, w Unii, a zwłaszcza w NATO. I teraz mamy taki moment, że NATO jest, jakie jest, politycy polscy wyczuwają, że jest duża różnica zdań między politykami europejskimi, kontynentalnymi a Stanami Zjednoczonymi, trochę się łamie ten system globalny, no i znowu zaczynamy odwieczną grę.

        Przechodzimy do drugiego pytania. Pierwszym było to, jak spowodować, żeby ta przestrzeń była rządzona z Warszawy w oparciu o jakąś siłę zewnętrzną, i poszukiwaliśmy Napoleona, zewnętrznego balansera, mocarstw zachodnich, które wygrały w I wojnie, Wielkiej Brytanii, później Stanów Zjednoczonych. A drugim pytaniem było to, jak spowodować, żeby Rosjanie tu nigdy nie wrócili, jak ich pokonać itd.? Dlatego musieliśmy mieć politykę wschodnią, czy to imperialną, za starych, dobrych czasów I Rzeczpospolitej, gdy mówiąc wprost i bez ogródek,  mieliśmy swoje obszary buforowe między obszarem rdzeniowym imperialnym wokół Moskwy a obszarem wokół Warszawy i Krakowa, nad naszą słodką Wisłą, która jest kręgosłupem państwa polskiego i zawsze będzie. Chodziło o to, żeby mieć te obszary buforowe. W szczytowym okresie imperium lądowego I Rzeczpospolitej było osiem obszarów buforowych, które kolejno oddawaliśmy w kolejnych wojnach czy w wyniku innych wojen, począwszy od Inflant, Kurlandii, przez obszar Niemna i Litwy właściwej, bramę smoleńską, Zadnieprze, Przeddnieprze, czyli Wołyń, Podole i Kijowszczyznę, aż skończyło się, że Rosjanie byli na Bugu, a raczej bliżej, między Bugiem a Wisłą, czyli już w obszarze rdzeniowym Wisły i Warty.

        Jak poszukiwać tej przestrzeni? Jak powiedziałem, w I Rzeczpospolitej polegało to na tym, że po prostu mieliśmy podporządkowane te przestrzenie aż do ziemi czernihowskiej, aż do bramy smoleńskiej, aż do rzeki Ogry, aż do Starodubow pod samą Moskwą, pod obszar rdzeniowy rosyjski, i to wtedy Rosjanie się bali naszej dominacji, bo mogliśmy ich szybko zakończyć. 

        Z czasem, w XVII w., w wyniku różnych rzeczy kolejno traciliśmy te obszary buforowe, ostatecznie w czasie rozbiorów. I od tej pory jest problem. W roku 1919 instynktownie nasi przywódcy, ale też byli wychowani jeszcze na myśleniu o przestrzeni międzymorza, o konstrukcji Rzeczpospolitej; dla wszystkich nich, również Dmowskiego, również Stronnictwa Narodowego, które pomimo tego, że miało tę swoją wizję korporacyjną, też w sposób naturalny czuło, że właściwymi granicami obronnymi przestrzeni jest obszar między Dźwiną, Dnieprem a obszarem rdzeniowym państwa polskiego, Karpatami i Bałtykiem. 

        W związku z tym w sposób naturalny, gdy się pojawiło coś takiego, co się nazywa w strategii pułapką Kindlebergera, czyli próżnia. Po pokoju brzeskim 18 roku, Niemcy przegrywając później na jesieni na zachodzie, zaczęli odpuszczać, powstała próżnia bezpieczeństwa, Rosja przegrała w 17 roku wojnę, bolszewicy jeszcze nie zajęli, był pokój w Brześciu i generalnie pojawiła się na całym pomoście bałtycko-czarnomorskim próżnia bezpieczeństwa. Nie możemy sobie tutaj czekać w Warszawie czy w Krakowie na to, co się tam będzie działo, dlatego że jest to pole bezpieczeństwa państwa polskiego. Jak przeciwnik jest już na Bugu, to już jest game over. I był, i dlatego PRL był game overem, bo generalnie Rosjanie już później byli na obszarze rdzeniowym. 

        W związku z tym instynktownie nasze wojska organizujące się szły na wschód, zajmując kolejne linie rzek, aż sięgnąwszy Dźwiny, Dyneburga bodajże w styczniu 1920 roku. A później wręcz zachęceni słabością Rosji oraz tym, że Niemcy się wycofywali i byli słabi, czyli nasi dwaj wrogowie zostali kompletnie pokonani, mogliśmy na nowo stworzyć przestrzeń dla państwowości i mieć przestrzeń buforową dla konsolidacji państwa polskiego. Piłsudski czy inni wymyślili koncepcję, generalnie kierownictwo wymyśliło to, żeby powstała Ukraina jako obszar buforowy, z odebraniem Sowietom żelaza Krzywego Rogu, Donbasu i być może nawet z przecięciem Powołża, aż po Kaukaz, w myśl takiego prometeizmu, narody Kaukazu też jak gdyby zdobyły niepodległość. Stąd była wyprawa kijowska. To się nie udało.

        Obszar rdzeniowy ukraiński nie okazał się wystarczająco silny, żeby stać się obszarem rdzeniowym, więc mógł być tylko buforem, no i ostatecznie, po ciężkiej wojnie w 20 roku odepchnęliśmy na stare granice II rozbioru z lekką korektą na rzecz Polski takim półkrokiem, takim rozejmem, bo nie były to dobre granice obronne jak w I Rzeczpospolitej na Dnieprze, ani na bramie smoleńskiej. Ale generalnie mieliśmy jakąś politykę wobec Wschodu, koncepcja federacyjna upadła, ale mieliśmy trochę bufor, część z tych buforów została. Pakt niemiecko-sowiecki i tak to zlikwidował i generalnie wtedy państwo polskie nie jest w stanie istnieć.

        Dlaczego o tym mówię? 

        Dlatego że jeżeli amerykański system prymatu światowego upada, a tak jak powiedziałem na początku, w systemie prymatu amerykańskiego nie ma koalicji balansujących, dlatego że Amerykanie mają taką przewagę wojskową, gospodarczą, walutową, że nie pozwalali nawet na to i nikomu się nie śniło, każdy funkcjonował w ramach tego prymatu z wyjątkiem Rosji, nawet Chiny funkcjonowały, udając trochę, że funkcjonują. Gdy teraz się zaczną wojny handlowe, to się zaczną pojawiać koalicje balansujące. W sposób oczywisty muszą się pojawić, bo będą realizowane sprzeczne interesy. 

        Pytanie, co będzie z nami? Co zrobią Niemcy? I dlatego to ma znaczenie, że Niemcy po zjednoczeniu, będąc w Unii Europejskiej, wzmocniły swoją pozycję w ramach Unii poprzez instytucje unijne i w momencie, gdy Brexit naprawdę zafunkcjonuje, będzie dosyć naturalne, i to będzie tzw. Mackinderowski going concern, że na kierownictwo w Berlinie będzie wywierana presja na ekspansję gospodarczą w kierunku łatwych rynków Mitteleuropy. W związku z tym Niemcy będą umacniały swoją dominację gospodarczą kontynentalną, bo ich gospodarka jest po prostu bezlitośnie skuteczna, a jednocześnie musi mieć rynki eksportowe. Tak było przed II wojną światową, również w relacjach z Rzeczpospolitą, i tak było przed I wojną światową. 

        Niemcy po prostu uzależniają swoje otoczenie od swojej niesamowicie wydajnej gospodarki. Zresztą robią to tak jak Chińczycy w Azji i na Pacyfiku. 

        Już w tej chwili, moim zdaniem, istnieje napięcie pomiędzy kierunkiem wyboru geostrategicznego dla państwa polskiego. 

        Czy opieramy się na systemie kontynentalnym, nazwijmy to unią na kontynencie, z gospodarką niemiecką w centrum, z jakąś rolą Francji i my w tym systemie, czy jednakowoż odnajdujemy w sobie siłę taką czy inną i nie  budujemy tej koncepcji, lecz  koncepcję Trójmorza, w oparciu o sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, ze wszystkimi tego konsekwencjami. 

        Moim zdaniem to jest główna oś sporu, polityczna. Dlatego że z kierunkiem geostrategicznym wiążą się linie zasobowe. To nie jest takie czcze, teoretyczne gadanie. Decyzja geostrategiczna dotyczy tego, gdzie identyfikujemy centrum zasobowe, które da nam siłę własnego państwa, pieniądze w związku z tym, rynki, rozwój gospodarczy i siłę wojskową, która umożliwi nam lepszy rozwój, czyli dobrego sojusznika itd. 

        Trzeba podjąć decyzję właściwą, optymalną dla własnego rozwoju. Czy w oparciu o Niemcy, imperium karolińskie, jakkolwiek to nazwiemy, ten konstrukt, który się powoli wyłania z kolejnych reform systemu unijnego, czy w oparciu o Stany Zjednoczone, o gaz skroplony, o port w Świnoujściu, o połączenie z morskim imperium USA, biznes z Ameryką, wojska amerykańskie, wspieranie przez Stany Zjednoczone naszego konstruktu, najlepiej jeszcze z Ukrainą, z Rumunią, z innymi państwami, które są zainteresowane sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi. 

        Oczywiście, sojusz ze Stanami Zjednoczonymi ma dwa odcienie. Jeden to jest kwestia wojskowa. I on jest, wojska amerykańskie są, Amerykanie mają bezwzględnie najsilniejsze wojska w Eurazji. 

        Przy czym trzeba sobie powiedzieć, że siły wojska się nie liczy na zasadzie ogólnej i statystyk, tylko efektywnej siły zlokalizowanej na danym teatrze. I tu na pomoście bałtycko-czarnomorskim jest to dyskusyjne ze względu na modernizację sił Federacji Rosyjskiej; za Serdiukowa i Szojgu, wielką reformę armii rosyjskiej, która trwa od 7. – 8. roku, ze względu też na poważne problemy w Waszyngtonie z finansowaniem sił zbrojnych w Eurazji, na wyzwania Pacyfiku. 

        Jednocześnie jest kwestia roli Ukrainy, roli Rumunii, już nie mówiąc o Trójmorzu. Ja to nazywam wspólnotą państw wykluczonych w wyniku wielkich odkryć geograficznych. 

        Generalnie, Trójmorze to wspólnota państw na wschód od Łaby, które nie uczestniczyły w wielkich odkryciach, nie było w nich właściwych reform społecznych, kapitalizacji obrotu gospodarczego, w związku z tym sfeudalizowały się jeszcze bardziej, spetryfikowały stosunki społeczne oparte na pracy przymusowej i pańszczyźnie; dostawie smoły, ludzi i drewna na rynki zachodnie. I tak jest do dnia dzisiejszego.

        Więc sojusz z Amerykanami jest w tym sensie bezalternatywny w zakresie wojskowym, że to jest jedyna siła, która jest w stanie odstraszać Rosjan, których się boimy, tylko dobrze by było, żeby za tym naprawdę szła współpraca gospodarcza realna i żeby to jakoś nie antagonizowało Niemiec, i żebyśmy jeszcze na dodatek przeszli suchą nogą przez to, co się zaczyna dziać na świecie. Nie mam zielonego pojęcia, jak można przez to przejść suchą nogą i jak można do tego podejść. Zacząć chyba należy od tego, żeby sobie zdawać sprawę z tego, co się dzieje.

        To, o czym opowiadam, to jest hardware. Opowiedziałem o hardwarze, że to jest przestrzeń, w takiej przestrzeni się poruszamy. Monopolizujemy kierunki komunikacyjne, wraz z Ukrainą monopolizujemy ruch północ – południe i wschód – zachód w Europie, mamy przestrzeń, mamy konstrukty geopolityczne... 

        Terytorium Rzeczpospolitej jest ważne, to jest hardware. On jest odziedziczony po Zamoyskim, po Batorym, w tym żyjemy, do tego aspirujemy, to kształtuje naszą wyobraźnię. W naszej literaturze, w podświadomej naszej historii instynktownie jeździmy nawet na wschód, o tym myślimy w ten sposób. 

        Hardware, czyli przestrzeń, ta szachownica, na której się poruszają siły. Dlatego że polityka to nie są słowa, tylko użycie siły. W polityce ma znaczenie tylko siła, każdego rodzaju, i tylko siły hasają po tej szachownicy. Różnego rodzaju, wojskowe, ekonomiczne, lewary tak zwane, żeby realizować czyjeś interesy. 

        Dobrze, gdyby państwo polskie, jego obszar rdzeniowy, realizowało interesy pod obszar rdzeniowy państwa polskiego. To jest trudne w przypadku państw, które nie mają wystarczającej siły. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że w Polsce hardware jest naprawdę niezgorszy, nie jest zły, przestrzeń do polityki jest niesamowita. Już kiedyś o tym mówiłem, w czasach, kiedy byłem bardziej naiwny, że u nas wszystko samo rośnie, trawniki trzeba przycinać, a nie podlewać, to jest przestrzeń mlekiem i miodem płynąca. Woda, morze, lasy, wszystko jest, samo rośnie. Właściwe pory roku, sezonowość jak trzeba. Skomunikowanie rzekami, wszystko jak trzeba, na właściwym miejscu, północ – południe, wschód – zachód. Porównajmy chociażby do Izraela, który ma fatalne położenie w porównaniu do nas. 

        Natomiast software jest u nas strasznie cienki, oprogramowanie tego. Software to jest to wszystko, począwszy od myślenia, żeby był kapitał, stosunki gospodarcze, pamięć instytucjonalna w państwie – to nie jest nasza wina, zaborcy nas rozbierali – nie ma właściwej infrastruktury, która łączy i wykorzystuje potencjał tego hardware’u,  oczywiście też właściwego politycznego kierownictwa, obsługi kulturowo-intelektualnej, tego iunctim między starymi a nowymi czasy;  połączenia myślenia o naszej przestrzeni, konceptualizowania jej, z wykonywaniem jej potem pod interes obszaru rdzeniowego państwa polskiego, na tysiącach poziomów, w szkołach, we wszystkich miejscach. Też właściwego instrumentarium do realizacji tych obszarów obszaru rdzeniowego na zewnątrz, dlatego że jeżeli się spojrzy na świat i relacje w świecie – zwizualizujmy sobie to, że świat to są takie realizacje jak system nerwowy połączeń, one przebiegają drogami, wirtualnym światem, mailami, relacjami, kolacjami dyplomatycznymi, to jest taki świat układu nerwowego połączeń. Hardware mamy naprawdę niezły, ważne, żeby software dogonił swoim poziomem hardware, żeby temu odpowiadał, bo inaczej łatwo przez ten software przegrywać ten hardware; inni korzystają z zasobów tego hardware’u czy wykorzystują go. 

        Przestrzeń daje nam niesamowite możliwości. Nie idealne, sąsiedzi mogą na przykład tego nie chcieć, jak Rosjanie, nikt nam tutaj nie będzie ułatwiał. Natomiast jest to obowiązkiem – bo jest to przestrzeń nasza i trzeba się z tym zmierzyć. Gdybyśmy mieszkali na wyspie na Pacyfiku, też musielibyśmy się mierzyć z wulkanem, z przypływami, z tsunami i tyle, i odpowiednio do tego zaadresować. Też byłby hardware jakiś i do tego trzeba by było stworzyć software.

        Problem polega na tym, że widać, jaki software jest cienki. Jak się jedzie PKP w Polsce – już chyba nie ma tych map, które wisiały kiedyś w pociągach, jak wyglądała sieć kolejowa. Ja jeszcze pamiętam jak ona odzwierciedlała granice zaborów. Kilka lat temu dopiero połączono Warszawę z Wrocławiem drogą ekspresową. To jest wszystko ten software, który obsługuje przestrzeń, który integruje, komunikuje w odpowiedni sposób centra populacyjne, żeby interakcja była większa, żeby pieniądze rosły, żeby ludzie się zmieniali, dilowali, spotykali w kawiarniach, łączyli, tak żeby to stwarzało jak najwięcej pulsujących miejsc, które robią pieniądze. Wtedy ludzie się rozmnażają, ludzie imigrują, chcą tu żyć, itd., itd. Na tym to polega i tak jak mówię, wydaje mi się, że hardware jest bardzo ważny.

        W ciągu ostatnich 25 lat, pomimo obiektywnych sukcesów – przystąpienie do NATO było sukcesem, przystąpienie do Unii moim zdaniem też było sukcesem, generalnie nasz rozwój gospodarczy był nie najgorszy, wykształcenie polskiej młodzieży chyba też na przyzwoitym poziomie, bardzo wiele sukcesów tego okresu – chciałoby się jeszcze więcej z tego wycisnąć. 

        Dla mnie, jako osoby zajmującej się geostrategią, najbardziej smutny  był brak zrozumienia; może nie do końca w stu procentach prawdziwa interpretacja doktryny ULB Mieroszewskiego i Giedroycia, Ukraina, Litwa, Białoruś, czyli owszem, pogodzenie się z niepodległością państw posowieckich na Wschodzie. W naszym interesie było, żeby były one niepodległe, żeby powstały państwa odgradzające nas od Rosji, że zostaliśmy tylko na tym poziomie, dlatego że uważaliśmy, że siłą, która będzie realizowała politykę względem państw buforowych między Polską a Rosją, będzie siła Zachodu, ideologiczna, finansowa. Że my tak naprawdę z Zachodem będziemy robili tę politykę. I to, moim zdaniem, wydawało się fajne, bo ten Zachód miał niesamowitą siłę przyciągającą, ale w tej chwili już widać, że nie w pełni wykorzystano potencjał naszej polityki na Wschodzie. 

        Oczywiście, moglibyśmy dyskutować, ile mogliśmy sami, ale wydaje mi się, że mogliśmy więcej. Że w momencie, gdy tak się uzależniliśmy od tej polityki Zachodu, to po pierwsze, nie wytworzyliśmy żadnych swoich stref wpływów, własnych, pod nasz interes, ani na Białorusi, ani na Ukrainie. 

        Nie mamy żadnego wpływu na to, co się dzieje na tej przestrzeni, a na obszarach buforowych trzeba mieć wpływ. Niemcy mają na naszym, Izrael ma w Libanie i w Syrii, Amerykanie mają w swoim otoczeniu, po prostu silne państwa mają projekcję siły gospodarczej, bo są interesy, bo są inwestycje, bo są wpływy polityczne. Jak się ma silną armię, to się wszyscy trochę liczą z tą armią. Są inne różne rzeczy tajemne. 

        Druga rzecz, że staliśmy się zakładnikiem zmienności polityki Zachodu wobec tego obszaru, np. dilowania z Rosją potencjalnego, i nic nie możemy w tym zmienić.

        Po trzecie, staliśmy się niepotrzebni tym państwom, bo jeżeli one mogą z Berlinem albo z bardzo ogólnie pojętym Zachodem rozmawiać, jak Kijów czy Mińsk, to nas nie potrzebują. W związku z tym nie jesteśmy w formacie mińskim, innym normandzkim. 

        Przyznajmy, w 19, 20, 21 roku byliśmy w tych wszystkich formatach, bo musieli się wszyscy z nami liczyć na Wschodzie. I oby się to nam nie odbiło czkawką w tym sensie, że potrzebna nam jest ta przestrzeń, dlatego że na wielkiej przestrzeni, gdzie się kończy Europa Zachodnia, a zaczyna Europa Wschodnia, czyli wielki, wchodzący w Eurazję obszar Rosji, to my komunikujemy Europę Zachodnią z tym i nie da się, zawsze jest rywalizacja na obszarach lądowych, wielowymiarowa z Rosją. I nie daj Boże, gdy się będzie łamał ten konstrukt Zachodu, powstanie podział Zachodu, powstanie łamanie tego systemu, to będziemy sami z tymi problemami całego Wschodu, w zakresie bezpieczeństwa, już niezależnie do gospodarczych rzeczy. Też należałoby się na to jakoś przygotować, bo, niestety, nie będzie to proste. 

        Gdy pisałem książkę o Pacyfiku, najbardziej bałem się pułapki Tukidydesa, czyli właśnie wojny chińsko-amerykańskiej, wojny handlowej, gorącej. I co tu dużo mówić, to jest cały czas możliwe, wręcz coraz bardziej prawdopodobne. 

        Natomiast w przypadku naszego obszaru, najbardziej boję się o pułapkę próżni bezpieczeństwa, czyli Kindlebergera, czyli to co się wydarzyło po 18 roku na Wschodzie. Z jakiegoś powodu Amerykanie będą zainteresowani innymi kierunkami, będzie testowana ich obecność, ich zaangażowanie będzie testowane na tej przestrzeni przez Rosjan na przykład. A my, wcześniej nie wyprodukowawszy swojej podmiotowości gospodarczej, wojskowej itd., możemy nie być jak gdyby udziałowcem w tej rozgrywce. I to jest coś, co mnie niepokoi, i wydaje mi się, że powinniśmy się na to przygotowywać. I tak jak mówię, przydałoby się przez ostatnich 25 lat zbudowanie jednak tych wpływów, czyli mniej trochę chyba o demokracji na Białorusi, a więcej konkretnych wpływów na Łukaszenkę i jego otoczenie. Trochę mniej o demokracji na Ukrainie, ale konkretne rzeczy, połączenie obszaru gospodarczego Polski na przykład z Morzem Czarnym i obrót handlowy. 

        Powiem jeszcze jedną rzecz, otóż strasznie trudno przewidzieć, co się wydarzy dalej. Jeśli będzie wojna handlowa między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, to świat automatycznie się podzieli na strefy, kto z kim. My oczywiście wiemy, w jakiej będziemy strefie, ale nie jestem pewien, co Niemcy zrobią ostatecznie, nie jestem pewien, co Unia Europejska zrobi ostatecznie, jakie zajmie stanowisko. Tak samo nie jestem pewien, jakie Rosja, więc na tym chciałbym zakończyć.

dr Jacek Bartosiak

wykład w Krakowskim Klubie Wtorkowym 

z 27 marca 2018

Opublikowano w Teksty
piątek, 13 kwiecień 2018 07:45

Do własnego organizmu

michalkiewicz        Po zawetowaniu przez prezydenta Dudę ustawy „degradacyjnej” widać wyraźnie, że on sam jest trzymany na coraz krótszej smyczy przez starych kiejkutów, a wcześniejsze wycofywanie się rządu z uchwalonych niedawno ustaw pokazuje, że PiS został już spacyfikowany.

„Nie bądź mi nigdy wrogiem, kapryśnym tyranem, co się duszy radosnej przeciwstawiać sili. Noś mnie na rękach, ciało jasne i kochane i szanuj mnie nawzajem. A w ostatniej chwili, gdy nas ludzie odstąpią i zgaśnie nadzieja, wspomnij na tę umowę, przyjacielu drogi. Odejdźmy tak łagodnie, jak więdnie spirea, jak cichnie piosenka i jak kochanka serce oddaje – bez trwogi” – napisała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska pod tytułem „Do własnego organizmu”. W jej przypadku organizm umowy nie dotrzymał  i podczas wojny umierała na raka w smutnym angielskim mieście Manchesterze. W moim przypadku było trochę inaczej; kiedy „w stanie ogólnym ciężkim” zostałem przyjęty na Oddział Ratunkowy warszawskiego szpitala na Solcu, najpierw zostałem obsztorcowany przez panią doktor za doprowadzenie organizmu do takiego stanu, ale potem zaczęły się rozmaite zabiegi, które organizm najwyraźniej przyjął z wdzięcznością, bo natychmiast zaczął zachowywać się lojalnie.

        Nawiasem mówiąc, pojęcie „stanu ciężkiego” bywa względne. Kiedy po ciężkim sztormie na Atlantyku m.s. „Piłsudski” zawinął wreszcie do Gdyni, ze statku zniesiono na noszach kapitana Mamerta Stankiewicza do czekającej już na nabrzeżu karetki. Przed umieszczeniem w karetce kapitan Mamert Stankiewicz  dał ręką znak, że chce coś powiedzieć odprowadzającemu go Karolowi Borhardtowi, który na „Piłsudskim” był pierwszym oficerem. „Znaczy – powiedział – mam niewyjaśnione dolegliwości żołądka – po czym nastąpiła długa lista innych przypadłości – ale znaczy poza tym jestem zupełnie zdrów!”

        Wylądowałem zatem w szpitalu, a ponieważ już wcześniej z powodu pogarszającego się samopoczucia musiałem odwołać swój udział w konferencjach i spotkaniach, wiadomość o tym rozeszła się „z szybkością płomienia”. „W każdym położeniu dziękujcie” – napominał św. Paweł. Wydawać by się mogło, że choroba nie jest akurat specjalnym powodem do wdzięczności, ale jakże tu nie dziękować za dar choroby, kiedy to właśnie ona wywołała eksplozję życzliwości, której echa docierają do mnie z prawie wszystkich kontynentów. Bardzo za to wszystkim dziękuję. „Duszy radosnej” więcej nie trzeba, a i organizm najwyraźniej się dostraja, co dobrze wróży dalszej harmonijnej współpracy.

        Tymczasem świat idzie naprzód, czego dowodem była warszawska wizyta niemieckiego owczarka Franciszka Timmermansa, który najwyraźniej – podobnie jak wcześniej uczyniła to Nasza Złota Pani – przyjechał zorientować się, w jaki sposób najlepiej Polskę zoperować. Odbył zatem szereg rozmów, od których właściwie powinien zacząć jeszcze w styczniu 2016 roku, kiedy to Komisja Europejska z jego wybitnym udziałem, wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę badania stanu demokracji i praworządności. Od razu tedy widać, że o żadną demokrację ani o żadną praworządność tu nie chodzi, tylko o spacyfikowanie Polski. Wizyta Franciszka Timmermansa miała zatem na celu rozpoznanie, na których folksdojczów może liczyć i do jakich podłości który z nich jest zdolny. Tego zaś u nas nie brakuje, bo polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, chociaż oficjalnie propaguje skrobanki, to jednak dostarcza coraz to nowych pokoleń renegatów. Niedawno z cuchnących betów żydokomuny wyszedł śmierdzący dmuch w postaci protestu przeciwko pielgrzymce, jaką  na Jasną Górę mają odbyć środowiska narodowe. Najwyraźniej żydokomuna, wśród której znalazł się pan profesor Jan Hertrich-Woleński (kiedyś, za komuny, gdy działał w Stowarzyszeniu Ateistów i Wolnomyślicieli, żydowskiego nazwiska nie używał, widać zapomniał, ale teraz, skoro dla „ocalałych” szykuje się okres dobrego fartu, najwyraźniej musiał sobie przypomnieć), który wraz z panią prof. Magdaleną Środą wzywa przeora Jasnej Góry, żeby narodowców tam nie wpuścił. Najwyraźniej żydokomuna musiała uznać, że już może sięgnąć nawet na Jasną Górę. Ciekawe, że Żydzi, którzy sami organizują się na zasadzie nacjonalistycznej (Loża Zakonu Synów Przymierza przyjmuje tylko osobników z „żydowską  tożsamością”), podczas gdy w  krajach swego osiedlenia bez litości tępią nacjonalizmy narodów mniej wartościowych. Toteż nawet gdybym nic nie wiedział o polskich narodowcach, na widok listy sygnatariuszy pod wspomnianych protestem, poczułbym do nich odruch sympatii. Wprawdzie od każdej zasady bywają wyjątki, ale pomysł, by na wszystko to, co Żydzi energicznie zwalczają, spojrzeć z odrobiną życzliwego zainteresowania, wcale nie musi być taki głupi. 

        Po zawetowaniu przez prezydenta Dudę ustawy „degradacyjnej” widać wyraźnie, że on sam jest trzymany na coraz krótszej smyczy przez starych kiejkutów, a wcześniejsze wycofywanie się rządu z uchwalonych niedawno ustaw pokazuje, że PiS został już spacyfikowany. Jeszcze prezes Kaczyński może łudzić swoich wyznawców nadziejami na reparacje wojenne już nie tylko od Niemiec, ale i od Rosji, jeszcze może „dążyć” do wyjaśnienia tajemnicy smoleńskiej, jeszcze może nastawiać pomników prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu w każdej miejscowości – ale wygląda na to, że Naszej Złotej Pani, żydowskim organizacjom przemysłu holokaustu i – niestety – również części administracji amerykańskiej, udało się powyrywać PiS-owi kły i pazury, których, mówiąc nawiasem, wcale nie miał tak dużo. W tej sytuacji jedyna nadzieja, że nie dojdzie do najgorszego, to znaczy – do uchwalenia przez amerykański Kongres ustawy, która w Izbie Reprezentantów nosi numer 1226. Ponieważ Naczelnik Państwa, prezydent Duda i rząd zachowują w tej sprawie zagadkowe i niepokojące milczenie, jedyna nadzieja w Polonii Amerykańskiej, że jej desperacki lobbing w tej sprawie okaże się skuteczny. W przeciwnym razie „trup baronowo, grób baronowo, plajta, klapa, kryzys, krach!”. 

        Wracając do własnego organizmu, w którego głos muszę teraz bardziej wsłuchiwać się, niż dawniej, to muszę jeszcze zrobić porządek z sercem. To nie jest łatwe, bo wiadomo, że serce nie sługa, ale konieczne. Wprawdzie Prymas Wyszyński mawiał, że głowa jest wyżej niż serce, ale samą głową Polski kochać się nie da. Serce jest do tego konieczne, chociaż rzeczywiście, jest niżej niż głowa, zwłaszcza gdy stoi się na własnych nogach.

Stanisław Michalkiewicz    

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
piątek, 13 kwiecień 2018 07:43

Wiem, że nasz program się podoba…

        Minister mieszkalnictwa i pomocy społecznej Ontario Piotr Milczyn specjalnie dla „Gońca” komentuje najnowszy budżet prowincji. W związku z czerwcowymi wyborami prezentować będziemy na naszych łamach stanowiska poszczególnych partii biorących w nich udział.

Goniec: Oczywiście, na początku chciałbym zapytać o to, co wszyscy komentują w tym tygodniu, o nowy budżet. Dlaczego akurat teraz te wszystkie dobre rzeczy się pojawiły, a nie wtedy, kiedy Partia Liberalna w Ontario zaczynała rządzić? Czy to jest właściwy czas, aby wydawać pożyczane pieniądze?

Minister Piotr Milczyn: Przede wszystkim, wszystko, co robimy, ma ciągłość, weźmy opiekę dla dzieci, cztery lata temu wprowadziliśmy Full Day Kindergarten program, dzięki temu udało się powiększyć liczbę miejsc, a dalsza część planu była taka, żeby zwiększyć liczbę miejsc opieki dla dzieci i też dać więcej opieki dla dzieci młodszych. Przez ostatnie dwa budżety mieliśmy pieniądze, aby zwiększyć liczbę miejsc w daycares, i teraz powiedzieliśmy, że dla dzieci od 2 i pół roku do 4 lat, kiedy dzieci idą do kindergarten, daycare będzie za darmo, a to jest bardzo ważne dla rodziców małych dzieci. Sam mam młodą, dziewięcioletnią córkę i myśmy płacili 17 tys. dol. rocznie. Tak więc to jest kontynuacja tego, co robiliśmy wcześniej. 

G: Panie ministrze, ale czy nas na to stać? Wszyscy są zaniepokojeni tym, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych, renegocjuje się układ NAFTA; między Stanami Zjednoczonymi a Chinami jest nowa sytuacja, a w Ontario ostatnio spadają ceny domów. Ludzie zastanawiają się, czy to jest właściwy czas i ile to wszystko kosztuje, czy nie będziemy musieli później, czy nasze dzieci i wnuki nie będą musiały, strasznie dużo płacić za obsługę długu, który teraz powstaje? 

P.M.: Nasza gospodarka jest w bardzo dobrym stanie, mamy najniższy procent bezrobocia od wielu lat, dzisiaj opublikowane zostały nowe dane za marzec; powstało 11 000 nowych miejsc pracy i wszystkie full-time; przez minione 10 lat w Ontario zostało stworzonych ponad 820 000 nowych stanowisk pracy.

        Rynek nieruchomości przechodzi niewielką korektę, wszyscy się tego spodziewali od dłuższego czasu, ale ciągle się dużo buduje, nowe projekty są w stanie planowania. Większość sektorów naszej gospodarki ma dobre rezultaty, oczywiście to, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych, jest trochę niepokojące, ale wygląda, że idzie do przodu w pozytywny sposób. 

        Nie sądzę, żeby Amerykanie obalili wolny handel, mam nadzieję, że to jest sposób negocjowania, my będziemy mieli jakąś umowę i ciągle nasze firmy będą miały dobry dostęp do amerykańskiego rynku. 

        Trzeba też pamiętać, że nie tak dawno potwierdziliśmy wolny handel z Europą, a kanadyjskie firmy dopiero zaczynają rozpatrywać, jakie możliwości to im daje; mamy nadzieję, że handel z Europą się lepiej rozwinie, mamy też podpisany TransPacificPact TPP; Kanada go podpisała, a Amerykanie nie, co nam daje lepszy dostęp do wielu rynków w Azji. 

        Dlaczego to wszystko tłumaczę? Dlatego, że mamy silną gospodarkę, nasz rząd przez minione kilka lat pracował nad tym, żeby nasze finanse były w lepszym stanie, w tym roku mamy małą nadwyżkę, co roku około miliarda wydatków obcinaliśmy, aby być w lepszym stanie, abyśmy mogli robić następne inwestycje w opiekę społeczną w Ontario, czy to są dzieci, czy nasza młodzież, czy nasi seniorzy.

G.: No właśnie, emeryci; wielu z nich po przepracowaniu wielu lat w Kanadzie – jeśli nie mają emerytury od jakiejś firmy, polega tylko na tym, co daje państwo. Czy nie jest pora na to, żeby zreformować cały system emerytalny, żeby emerytura była godna i nie trzeba było korzystać z zapomogi? 

P.M.: Nasza partia  prowadziła rozmowy z rządem federalnym, aby poprawić system Canada Pension Plan. Stephen Harper odmówił jakiejkolwiek wręcz współpracy. Nastąpiła zmiana rządu w Ottawie, umowa została zmieniona i teraz Canada Pension Plan zostanie bardzo wzmocniony, ale oczywiście to dotyczy tych, którzy teraz pracują, i ich ewentualnych emerytur. 

        To, co robimy w tym budżecie, to likwidacja dopłat do leków, czyli wszystkie leki dla naszych seniorów będą za darmo. Robimy inwestycje w healthcare, w respite care specyficznie dla seniorów, aby pomagać im dłużej samodzielnie mieszkać w domu. W związku z tym seniorzy  w wieku 75 lat i więcej, jeśli mieszkają samodzielnie, będą mieli tax credit w wysokości 750 dol. rocznie, po to aby im pomóc utrzymać mieszkanie. Nie będą musieli przedstawiać żadnych rachunków – po prostu – jak się ma 75 lat to będzie dodatkowy tax credit 750 dolarów. Jeśli dodamy do tego darmowe leki, to już jest blisko 1000 dol. rocznie. Potem wszystkie dodatkowe inwestycje w lepsze usługi dla seniorów w związku z homecare, respite care, demencją, alzheimerem, to wszystko da więcej godzin usług na seniora u niego w domu czy w long term care, gdzie  mieszka, ale to będzie więcej godzin usług na każdego seniora.

G.: A jaki jest koszt administracyjny tych nowych programów? Wprowadzane są nowe programy, o ile zwiększy to biurokrację?

P.M.: Nie ma z tym żadnej biurokracji, po prostu to są bezpośrednie wydatki. Jak mówimy o seniorach, to po prostu nie będą musieli nic płacić, jak idą do apteki. To będzie kosztować 550-650 mln dol. rocznie, a wiemy, że jak seniorzy oszczędzali na lekach, to później znajdowali się w szpitalu, wymagając jakiejś bardziej poważnej usługi medycznej. Postanowiliśmy udostępnić leki dla wszystkich, bo to taniej wyjdzie, niż gdyby się mieli znaleźć w szpitalu lub pójść do lekarza dodatkowo. 

        Tak więc dodatkowa opieka, żeby mogli mieszkać dłużej w domu, będzie kosztowała w  granicach 300 mln, a home care i respite care to 680 mln przez następne trzy lata, równocześnie dodatkowe 800 mln w tym roku dla szpitali, żeby otworzyć więcej łóżek i udzielać więcej usług, żeby ludzie mieli lepszy dostęp do usług w szpitalach.

G.: Panie ministrze, to wszystko są bardzo pozytywne rzeczy; „dla każdego coś miłego”, ale proszę mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego rząd jest tak mało popularny; dlaczego pani premier Wynne jest tak mało popularna w sondażach; dlaczego, Pana zdaniem, ludzie nie dostrzegają tych rzeczy, czym się niepokoją?

P.M.: Wiem, że nasz program ludziom się podoba. Mówiąc szczerze, jesteśmy u władzy 15 lat, w przypadku każdego rządu, niezależnie od tego jakiej partii, to po takim okresie niektóre rzeczy ludziom się nie podobają.

        W tej chwili mamy bardzo wyraźny wybór, nasza partia, która łoży na opiekę nad ludźmi oraz mnóstwo usług publicznych, komunikację, drogi, szpitale, i Partia Konserwatywna, która przyrzeka obciąć podatki, więc może parę groszy ludzie w kieszeni zobaczą, ale też nie będzie na opiekę medyczną, albo te szkoły będą się rozwalać, nie będziemy mieli inwestycji w miejską komunikację, albo w drogi  i w szpitale. 

        Myśmy przez to przechodzili za rządów Mike’a Harrisa przez 7 – 8 lat i proszę zobaczyć, w jakim strasznym stanie oni zostawili nasze usługi i naszą infrastrukturę.

        Myślę, że jak ludzie się zastanowią, pomyślą o swoim wyborze, o tej bardzo ważnej decyzji, na kogo głosować, co mogą stracić zależnie od tego, kogo wybiorą, to ja się czuję dosyć pewnie, że wielu ludzi do nas wróci, oczywiście nie wszyscy. Ale trzeba też pamiętać, że Ontario już ma  drugie najniższe podatki prowincyjne w Kanadzie. Tylko Nunavut ma niższe podatki niż my, to jeśli chodzi o Personal Income Tax. Jeśli chodzi o business tax, mamy też jedne z najniższych w Kanadzie, niedawno obcięliśmy też Small Business Tax.

G.: Ale to było związane z podniesieniem płacy minimalnej, co obciążyło wydatnie wiele małych biznesów.

P.M.: Obciążyło, ale też dało ponad milionowi ludzi pracujących w Ontario dużo wyższe płace i ci ludzie będą wydawać te pieniądze. Wiemy, że każdy dolar, który otrzymają, wydadzą, czy na jedzenie, czy na ubranie, to wszystko wróci do gospodarki, to wszystko wróci do tych samych biznesów, które muszą płacić te wyższe stawki. Po prostu, przez wiele lat mieliśmy gospodarkę, w której zbyt wielu ludzi pracowało za minimum wage na part-time jobs. Widzimy, że to, co zrobiliśmy, zmienia gospodarkę na lepsze i zaczyna też zmieniać jakość tych prac, jest trochę więcej full-time jobs, jest trochę mniej part-time jobs, bo trochę więcej pracodawców uznało, że lepiej mieć jedną osobę, która pracuje za dobre pieniądze, niż mieć kilka osób, co kiepsko zarabiają. Wiemy, że wiele osób, aby nie być bezrobotnymi, musiało mieć kilka prac; teraz będziemy widzieli zmiany w gospodarce z korzyścią dla wszystkich.

G.: Panie ministrze, na koniec chciałem jeszcze zapytać o Dzień Jana Pawła II. Pan jest z pochodzenia Polakiem, w środę były obchody, klub parlamentarny Partii Liberalnej zebrał się w Centrum Kultury Polskiej im. Jana Pawła II. Te obchody były jakby trochę zamknięte, czy nie jest pora, aby organizować większe obchody tego święta, to jedno pytanie, a drugie, to co z tego, co Jan Paweł II mówił i czynił, jest Panu najbliższe?

P.M.:  Jeśli chodzi o tę uroczystość, to przez kilka lat mieliśmy obchody w Queen’s Park, i w tym roku zorganizowaliśmy je w Centrum, uważaliśmy, że będą bardziej dostępne dla społeczeństwa, szczególnie dla Polaków z Toronto i Mississaugi.

        Jan Paweł II to niesamowity duchowny, ktoś kto się nie bał, i mówił, żebyśmy się też nie bali, to dzięki niemu ojczyzna powstała przeciwko komunie. Najważniejsze jest to przesłanie, żeby się nie bać, i żeby kochać innych. Jest ono ważne na całym świecie; nie tylko Polacy w Ontario czczą św. Jana Pawła II, ale wszyscy ludzie. Rzadko w historii jest taka postać jak św. Jan Paweł II.

G.: Panie ministrze, dziękują bardzo, że znalazł Pan czas, aby Pan z nami porozmawiać.

P.M.: Dziękuję bardzo.

Opublikowano w Wywiady

David Livingston, szef kancelarii byłego premiera Daltona McGuinty’ego został skazany na cztery miesiące więzienia za nieautoryzowany dostęp do systemu komputerowego i uzyskanie haseł, dzięki którym możliwe było wyczyszczenie dysków w biurze premiera zawierających informacje związane ze skandalem energetycznym. Dyski zostały wyczyszczone przed objęciem władzy przez Kathleen Wynne. Sąd nałożył na Livingstona także obowiązek odpracowania 100 godzin pracy społecznej i wyznaczył mu roczny okres próbny. Stwierdził przy tym, że przestępstwo było „bardzo poważnym” naruszeniem zasad demokracji i utrudnianiem dostępu do informacji. Inni urzędnicy ostrzegali Livingstona, by nie kasował danych, ale on wolał w nieuczciwy sposób chronić rząd.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
środa, 11 kwiecień 2018 14:18

Ford nie dyskwalifikuje Granic Allen

Lider konserwatystów Doug Ford odcina się od komentarzy na temat muzułmanów i homoseksualistów zamieszczanych w internecie przez Tanyę Granic Allen, ale poza tym nie podejmuje na razie żadnych innych działań. Podczas wyborów lidera PC Granic Allen przekazała Fordowi swoje poparcie. Ford powtarza, że partia konserwatywna jest „inkluzywna” i chce, by każdy ontaryjczyk mógł się z nią utożsamiać. Zaznacza przy tym, że komentarze Granic Allen nie mają nic wspólnego z tym, jak konserwatyści będą rządzić prowincją.

Granic Allen twierdzi, że jej wypowiedzi nie odzwierciedlają poglądów antymuzułmańskich czy antygejowskich. Mówi, że zawsze ze szczególną troską podchodziła do kwestii wolności religijnej, wolności sumienia i wolności wypowiedzi. O „małżeństwach” homoseksualnych nic nie mówi.

NDP, liberalowie i imam Dar Al-Tawheed z meczetu w centrum Misissaugi chcą, by Ford zdyskwalifikował Granic Allen i nie pozwolił jej ubiegać się o nominację. Liderka NDP Andrea Horwath twierdzi, że to wstyd, by ktoś ubiegający się o zajęcie publicznego stanowiska prezentował poglądy, które można śmiało określić jako rasistowskie i homofobiczne. Podobnie premier Wynne stwierdziła, że na taki język i takie podejście nie ma miejsca w naszym społeczeństwie. Ale konserwatyści muszą zdecydować sami, dodała.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
wtorek, 10 kwiecień 2018 14:49

Rosja odpowie militarnie na atak USA w Syrii

 W przypadku ataku Stanów Zjednoczonych na Syrię Rosja podejmie działania militarne, powiedział gen. Władymir Szamanow przewodniczący komisji obrony Dumy. Podkreślił, że Rosja nie pozostawi bez odpowiedzi jakichkolwiek bezprawnych działań. Prezydent USA Donald Trump zagroził, że odpowie atakiem na cele władz syryjskich i skierował do wybrzeży tego kraju niszczyciel rakietowy przenoszący pociski tomahawk.

Opublikowano w Goniec Poleca
wtorek, 10 kwiecień 2018 08:08

Wyrzucony z partii

Ontaryjska partia konserwatywna wyrzuciła w jednego ze swoich członków w związku z podejrzeniami o niewłaściwe zachowanie wobec stażystki. W poniedziałek poseł Michael Harris wyszedł w pośpiechu z budynku prowincyjnej legislatury. Nie odpowiadała na pytania dziennikarzy. Później wydał oświadczenie, w którym przeprosił stażystkę, innych posłów, swoją żonę i rodzinę. Przyznał się do wysyłania nieodpowiednich sms-ów do swojej pracownicy i zaznaczył, że do niczego więcej nie doszło. To był błąd, powiedział Harris o wydarzeniu sprzed sześciu lat.

W miniony weekend Harris ogłosił, że nie będzie się ubiegał o reelekcję ze względu na chorobę oka i konieczność poddania się operacji. W poniedziałek jego partia ogłosiła, że i tak nie mógłby zostać. Do partii wpłynęła bowiem skarga od stażystki dotycząca wiadomości o charakterze seksualnym. Podczas wymiany sms-ów pojawiły się wzmianki o możliwym zatrudnieniu na część etatu, prośba o wysłanie zdjęć, propozycja wieczornego spotkania, a tak że odniesienie do czegoś, co mogło mieć wcześniej miejsce w biurze posła.

Lider konserwatystów Doug Ford napisał na twitterze, że dowiedział się o sprawie w piątek. Komisja zajmująca się nominacjami podjęła decyzję w sobotę rano. Dla Harrisa nie ma miejsca w partii, stwierdził Ford.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
poniedziałek, 09 kwiecień 2018 17:04

Kupują głosy nauczycieli

Rząd Ontario zapłacić 31 milionów dolarów związkowi zawodowemu nauczycieli angielskiego ze szkół katolickich (Ontario English Catholic Teachers’ Association – OECTA) w ramach rekompensaty za opóźnianie podwyżek pensji. Umowa jest wynikiem arbitrażu i przedmiotem krytyki innych związków zawodowych, które twierdzą, że jest przede wszystkim motywowana politycznie. Nie od dziś wiadomo, że nauczyciele stanowią pokaźną grupę wyborców głosujących na partię liberalną. Czyli innymi słowy Kathleen Wynne kupuje ich głosy.

Spór z OECTA dotyczył przede wszystkim podwyżek płac. Nauczyciele w pierwszych 10 latach pracy dostają je zwykle na początku roku szkolnego. W 2012 roku zdecydowano o zamrożeniu płac i później rząd przedłużył decyzję, tak by obejmowała rok szkolny 2014-15. Arbiter prowadzący sprawę stwierdził, że było to bezprawne. Pozwolił stronom, by same zdecydowały, w jaki sposób naprawią błąd. Rząd umówił się więc z nauczycielami, że Ci, którzy się kwalifikują, dostaną jednorazową wypłatę w wysokości 2000 dolarów. Przewodnicząca OECTA mówi, że do wypłaty kwalifikuje się około 40 proc. członków związku.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.