Dziadek jego był weteranem drugiej wojny światowej i ciągle się obnosił ze swoimi orderami przy różnego rodzaju świętach. Ojciec był aparatczykiem szczebla powiatowego. Kiedy następowały zmiany ustrojowe ojciec Michaiła „spadł jak kot na cztery łapy”. Spowodował on sprywatyzowanie najlepszej restauracji w kilkudziesięciotysięcznym mieście i stał się jej, po kilku „przekrętach”, jedynym właścicielem. Do ojca dołączyli dwaj starsi bracia Michaiła, którzy po kilku latach przejęli dwie inne restauracje, tak że restauracyjny biznes w tym mieście był w zasadzie w rękach rodziny Michaiła. Twierdził, że jego żydowska rodzina wśród „Ruskich” robi dobry interes. Twierdził też, że tak dobrego interesu nie można prowadzić w Izraelu, gdzie są sami Żydzi, których nie da się tak łatwo nabrać.
Michaił był najmłodszym z braci i nie bardzo garnął się do gastronomicznego biznesu. Tuż po zakończeniu szkoły średniej postanowił ruszyć w świat. Najpierw zwiedził kilka krajów europejskich. Szczególnie podobał mu się Amsterdam z dużą liczbą domów publicznych i dostępnymi wszędzie narkotykami. Po powrocie z tego wojażu i po kilkumiesięcznym pobycie w rodzinnym mieście wyleciał do Izraela. Bez problemu został tam zaakceptowany i po roku już miał obywatelstwo tego kraju. W tym czasie był na utrzymaniu państwa, poduczał się języka hebrajskiego, bo jidisz dość dobrze znał z domu rodzinnego.
Po roku pobytu w Izraelu został powołany do służby wojskowej. W wojsku był trzy lata, a po tym okresie dorywczo, głównie na weekendy, szedł ochotniczo do wojska. Koszary były w pobliżu domu, w którym wynajmował pokój wraz z kolegą. Płacił za to 200 dolarów, a łącznie jego zarobki wynosiły około 1000 dolarów miesięcznie. Pracował bowiem, między okresami pobytu w wojsku, jako strażnik (z pistoletem przy boku) głównie na plazach, ale i w innych miejscach, gdzie był wysyłany przez firmę ochroniarską, w której był zatrudniony.
Służbę w wojsku izraelskim sobie bardzo chwalił. Uważał, że Arabów trzeba trzymać w szachu, bo inaczej wymordują takich jak on. Twierdził, że kontrolowani przez niego Arabowie byli zwykle pokorni. Wiedział jednak, że w każdym ich domu ukryty jest karabin maszynowy, który może być w każdej chwili wykorzystany do mordowania Żydów. Z przejęciem mówił o gwałtownej rozrodczości Palestyńczyków, którzy mają po 5 – 6 dzieci, gdy tymczasem Żydzi mieszkający w Izraelu zwykle mają tylko po dwoje dzieci.
Po siedmioletnim pobycie w Izraelu Michaił, podobnie jak czynili to jego koledzy z wojska, postanowił zwiedzić świat. Twierdził, że jego koledzy zwykle zaliczają Tajlandię. Opowiadali oni, że można tam przeżyć za 100 dolarów przez tydzień, tj. mieć zapewnione przyzwoite mieszkanie, wyżywienie (z ukrytymi pod obrusem młodocianymi prostytutkami, które w czasie posiłku gościa czyniły swoją zawodową powinność) i prostytutkami przychodzącymi do pokoju. Uważał, że popełnił kardynalny błąd, bo w odróżnieniu od kolegów, zamiast polecieć do pełnej uciech Tajlandii, wybrał się najpierw do Kanady.
Tutaj, na lotnisku torontońskim, został zatrzymany przez oficera imigracyjnego. Najpierw odesłano go do aresztu imigracyjnego, gdzie spędził noc, a na następny dzień ponownie został przetransportowany do tego samego terminalu, do którego przyleciał. Szokiem dla niego było, że przewożono go w kajdankach. Ponownie wracał do tematu służby wojskowej i pracy w Izraelu. Tam to on zakładał kajdanki, a tu sam czuł ich nieprzyjemny ucisk na swoich dłoniach. Michaił znał kilka słów po angielsku, ale to nie wystarczyło do porozumienia się z oficerem imigracyjnym. Oficer połączył się telefonicznie z dyżurującym tłumaczem języka rosyjskiego (bo w tym języku Michaił chciał rozmawiać) i ten pomógł w rozwikłaniu zagadki, dlaczego Michaił pojawił się u granic Kanady.
Michaił miał przy sobie kilkaset dolarów amerykańskich, ale oświadczył, że chciałby zwiedzać Kanadę przez miesiąc. Nie miał tutaj krewnych, którzy mogliby go wesprzeć. Wprawdzie miał kilku znajomych, ale nie chciał ujawnić ich nazwisk i adresów oficerowi imigracyjnemu. Zapewniał, że jego celem nie jest dążenie do pozostania na stałe w Kanadzie, ale jednocześnie oświadczył, że porzucił pracę w firmie ochroniarskiej, bo coś mu tam nie odpowiadało.
Oficer imigracyjny napisał decyzję, że Michaił nie może być wpuszczony na terytorium Kanady. Michaił miał dwie możliwości. Albo odwoływać się od tej decyzji i walczyć o wpuszczenie go do Kanady, albo zdecydować o jak najszybszym wylocie do Izraela. Najpierw wybrał pierwsze rozwiązanie. Kiedy jednak po trzydniowym pobycie w areszcie imigracyjnym sędzia wydał decyzję odmowną w sprawie wypuszczenia go na wolność, oświadczył temuż sędziemu, że prosi o odesłanie go jak najszybciej do kraju, którego jest obywatelem. Pobyt Michaiła w areszcie trwał jeszcze kilka dni, zanim „zabukowano” jego bilet powrotny na konkretny samolot.
W tym czasie Michaił, młody, średniego wzrostu, ale wysportowany mężczyzna, chodził w glorii „Rambo”. O jego służbie wojskowej w armii izraelskiej już wkrótce wiedzieli nie tylko jego rosyjskojęzyczni współaresztanci, ale również inni, pochodzący z różnych zakątków świata. Co ciekawsze, fragmenty jego opowiadań ci byli mieszkańcy byłego Związku Sowieckiego, a którzy po kilka lat spędzili nielegalnie w Kanadzie i poduczyli się trochę przez ten czas języka angielskiego, przekazywali pozostałej populacji aresztanckiej.
Na tym oddziale w areszcie znalazł się też w tym czasie Palestyńczyk, obywatel Izraela. Michaił zamienił z nim kilka słów, które tamten zrozumiał i odpowiedział. I w zasadzie na tym zakończyła się ich konwersacja. Michaił już z tych kilku słów zrozumiał, z kim ma do czynienia. A i Palestyńczyk też wiedział, że Michaił nie darzy go sympatią. Wyrażał się on dość często nieprzyjaźnie o „tych Arabach”. Śmiał się z ich zabudowy w Izraelu. Twierdził, że jak mrówki budują swoje przybudówki na ziemi niczyjej, głównie pustynnej, dla kolejnych pokoleń, wrzynając się w skały. Twierdził, że są oni brudasami i mają podstępne charaktery.
Tuż przed opuszczeniem aresztu Michaił zapewnił, że zabawi się dobrze w Budapeszcie, bo tam ma kilkugodzinną przerwę w podróży i przesiadkę na samolot lecący do Izraela. Rozważał też inną możliwość – przerwania podróży do Izraela i kupienie biletu z Budapesztu do Amsterdamu. Musiał dobrze wspominać swój pobyt w tym mieście, pełnym, jak twierdził, uciech.
Nie planował stałego pobytu w Izraelu. Myślał o jakimś jeszcze czteroletnim pobycie w tej nowej ojczyźnie. Uważał, że lepsze pieniądze zrobi, kiedy wróci w swoje rodzinne strony. Nie myślał jednak o pracy w gastronomii rodzinnej. Raczej zamierzał wykorzystać swoje doświadczenie wojskowe i podjąć się chronienia biznesu rodzinnego przed zakusami mafii, a nawet rozszerzyć te usługi w swoim rodzinnym mieście. Był to więc plan zbudowania struktury mafijnej. Zapewniał jednocześnie, że w ciągu kilku lat wybuchnie kolejna wojna światowa. Twierdził, że amerykański prezydent „paple”, co mu Żydzi amerykańscy każą. Ale zapewniał też, że jeśli w wojnę taką uwikłana byłaby Rosja, to on stanie w jej obronie, nawet gdyby po stronie przeciwnej był Izrael.
Aleksander Łoś