farolwebad1

A+ A A-

Opowieści z aresztu deportacyjnego: Matka i syn

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Podobno oprócz 38 milionów Polaków mieszkających w Polsce, dalsze dwadzieścia milionów mieszka poza granicami tego kraju. Mieszkają w najodleglejszych zakątkach kuli ziemskiej. Ale chyba niezbyt wielu obywateli Luksemburga, urodzonych w tym maleńkim europejskim państwie, uważa się za Polaków i mówi po polsku.

David nosił nazwisko włoskie. To po ojcu, którego rodzice, tuż po drugiej wojnie światowej, z głębokiego, ubogiego południa Włoch, przywędrowali za chlebem, najpierw do Niemiec, a później osiedlili się w Luksemburgu, uzyskując obywatelstwo tego księstwa.

Matka Davida pochodziła z Polski, z Warszawy. Była to ładna blondynka, która dość szybko wyszła za mąż za o dziesięć lat starszego mężczyznę, dość zasobnego, szybko urodziła uroczą córeczkę, ale po kilku latach owdowiała. Mąż pozostawił jej dość okrągłą sumkę i prywatny biznes, który ona kontynuowała.

W nie bardzo wiadomych Davidowi okolicznościach matka jego znalazła się w Luksemburgu, gdzie wyszła za mąż za jego ojca, którego nie pamiętał, bo ten zmarł, kiedy David miał czternaście miesięcy. I ponownie matka Davida odziedziczyła po swoim zmarłym mężu dość dużą kwotę i dodatkowo pokaźną sumę z ubezpieczenia na życie.

Kiedy David miał siedem lat, a jego siostra dwadzieścia jeden, matka zabrała ich za ocean. I znowu David nie bardzo wiedział, jak doszło do poznania przez nią kolejnego męża, mieszkającego w Detroit. Był to dużo starszy od niej mężczyzna, który po roku zmarł, pozostawiając wdowie pokaźną sumkę.

Łącznie, do czasu gdy David ukończył dwadzieścia lat, matka jego była trzynaście razy zamężna i jedenaście razy owdowiała. Tylko dwóch jej byłych mężów ciągle żyło, ale byli to osobnicy z odchyleniami charakterologicznymi, którzy ją bili, i w końcu doszło do rozwodu. Byli to jedyni dwaj mężczyźni w mniej więcej tym samym co ona wieku. Pozostali byli dużo starsi.

U matki Davida coraz bardziej rozwijały się choroby psychiczne. Miało ich być trzy, ale David pamiętał tylko nazwę jednej: schizofrenia. Matka przez większość okresu pobytu Davida w Stanach nim się nie opiekowała. Zabrała go do siebie jego starsza siostra, która faktycznie go wychowała i utrzymywała, kiedy chodził do szkoły, i później, kiedy chodził na kursy komputerowe i sprzedaży nieruchomości. Kiedy siostra Davida wyszła za mąż, wyprowadził się od niej i zamieszkał samodzielnie w skromnym mieszkaniu. Zajmował się m.in. handlem bransoletkami brylantowymi. Ale kiedy zaczęto tę biżuterię sprzedawać poprzez Internet i ceny gwałtownie spadły, interes przestał być opłacalny. David handlował innymi rzeczami z różnym wynikiem.

Problemem dla niego była matka. Mimo wieloletniego pobytu w Stanach nie starała się i nie uzyskała sama i dla niego stałego pobytu w tym kraju. Nadto, mając pięćdziesiąt lat, wyszła za mąż za 87-letniego zasobnego mężczyznę, którego, prawie na oczach Davida, udusiła poduszką, pozorując śmierć związaną z nadużyciem alkoholu. Już na drugi dzień po zgonie męża poleciła jego kremację. Odziedziczyła po nim osiemset tysięcy dolarów. Z tego dała Davidowi czterdzieści tysięcy, nakazując mu, aby milczał w sprawie przyczyn śmierci jej męża.

David, kruczowłosy po ojcu i o jasnej karnacji po matce, obracał się prawie wyłącznie wśród rówieśników polskiego pochodzenia. Stąd mówił płynnie po polsku z pewnymi błędami gramatycznymi, charakterystycznymi dla pokolenia młodzieży polonijnej urodzonej poza granicami Polski.

Wiedział, że jego sytuacja prawna w Stanach Zjednoczonych jest nie uregulowana. Zwrócił się więc sam do władz imigracyjnych o nadanie mu statusu stałego rezydenta tego kraju. W czasie jednej z wizyt w urzędzie imigracyjnym powiedział, że winę za nieuregulowanie jego statusu ponosi jego matka, która z uwagi na chorobę psychiczną nie jest w stanie pokierować swoimi sprawami. Powiedział też o swoich podejrzeniach co do gwałtownych zejść śmiertelnych kolejnych mężów matki i szczegółowo opisał, co widział. Został jednak aresztowany przez urzędnika imigracyjnego, ale wypuszczono go po dwóch dniach za kaucją, którą wpłaciła matka, która nadto zapłaciła za jego adwokata. Nie wiedziała wówczas, co powiedział o niej w urzędzie imigracyjnym. Widocznie o tym powiedział jej adwokat, bo po kilku dniach od wyjścia z aresztu matka urządziła Davidowi karczemną awanturę, oświadczając, że wynajmie zbirów, którzy go zamordują. David poważnie przestraszył się tych gróźb. Nadto otrzymał nakaz opuszczenia Stanów i niepowracania tam przez osiem lat. Siostra też odwróciła się od niego, biorąc stronę matki. Był w Stanach spalony.

Miał paszport luksemburski. Poleciał do tego kraju, którego prawie w ogóle nie pamiętał. Nie mówił po niemiecku, czyli w podstawowym języku używanym w tym kraju. Mówił po angielsku, po polsku i trochę po francusku. Pozostało mu to z okresu, kiedy jako mały chłopiec mieszkał jeszcze w Luksemburgu, a jego matka wyszła za mąż za Francuza i w domu mówiło się po polsku i francusku. Ten mąż matki też zmarł nagle po trzech latach i po tym matka Davida szybko wyleciała z dziećmi do Stanów z kolejną okrągłą sumką po mężu.

David w Luksemburgu nie miał nikogo znajomego. Po miesięcznym pobycie w tanim, młodzieżowym hostelu, przyleciał do Kanady. Miał prawo pobytu tutaj bez wizy przez kilka miesięcy. Kiedy okres ten się skończył, nie podjął żadnych starań o zalegalizowanie pobytu w Kanadzie. Ale swoim sposobem uzyskał prawo jazdy i potem zawodowe prawo jazdy, płacąc za kurs pięć tysięcy dolarów. David bowiem chciał być kierowcą dużych ciężarówek. Namówił go do tego kolega, który pracował w tym zawodzie, miał już własną ciężarówkę i wychodził na tym dobrze. David poszedł jego śladem. Zaczął jeździć, otrzymując coraz lepsze wynagrodzenia. Poważnie myślał o przeniesieniu się do Alberty, gdzie w wyniku boomu z ropą naftową zarobki kierowców ciężarówek były najwyższe.

Wiedział, że musi uregulować najpierw swój status w Kanadzie. Wiedział też, że w Toronto mieszka kuzyn jego matki. Nawiązał z nim kontakt.

Spotykali się kilkakrotnie, omawiając możliwości rozwiązania problemu Davida. W końcu ten krewny powiedział mu, że może to załatwić, ale będzie to kosztowało dwanaście tysięcy dolarów. David po kilku dniach przekazał mu te pieniądze. Kiedy minęło kilka tygodni, a kuzyn nie dawał znaku życia, David zadzwonił do niego, domagając się jakichś informacji w sprawie zalegalizowania jego pobytu w Kanadzie. Po kilku dniach do wynajmowanego przez Davida pokoju zapukało dwóch oficerów imigracyjnych, którzy po sprawdzeniu jego danych aresztowali go i przywieźli do aresztu.

David nie miał wątpliwości. Został zadenuncjowany przez kuzyna, który wyciągnął od niego sporą sumę i nie mając zamiaru jej oddać, tą drogą chciał się go pozbyć. Ten uważał, że działo się to przy współudziale jego matki, która poprzysięgła mu zemstę za poinformowanie o jej postępowaniu policji w Stanach. To zmusiło ją do kolejnej ucieczki z zagrożonego miejsca. David przypuszczał, że mieszkała obecnie we Francji.

Wiedział, że w sytuacji, w jakiej się znalazł, nie ma szans na pozostanie w Kanadzie. W Detroit miał wielu znajomych, w tym byłą dziewczynę, którzy byliby gotowi zapłacić za niego kaucję. Ale nie będąc obywatelami Kanady, nie mogli tego zrobić. David tłumaczył oficerom imigracyjnym i sędziemu imigracyjnemu, że nie ma szans życia w Luksemburgu. Jego kanadyjskie, zawodowe prawo jazdy było tam bezużyteczne choćby dlatego, że nie znał w ogóle języka tego kraju, a język francuski bardzo słabo, i to tylko w mowie. Miał zamknięty powrót do Stanów.

Tu władze imigracyjne miały wobec niego zarzut, że nie zgłosił się na rozprawę imigracyjną w Stanach, lecz wyleciał do Luksemburga. David tłumaczył, że było to po groźbach jego chorej psychicznie, ale zasobnej matki i obawiał się pokazać w sądzie, bo o tej rozprawie ona wiedziała. On faktycznie się przed nią ukrywał w ostatnich miesiącach pobytu w Stanach.

Ten inteligentny młody człowiek nie miał nikogo bliskiego, kto chciałby go przygarnąć, lub choćby po przyjacielsku wysłuchać, poradzić, pocieszyć, natchnąć nadzieją. Mógł żyć jedynie w kraju anglojęzycznym, bo znał ten język w mowie i piśmie. Jego rodzinny kraj, czyli Luksemburg, był dla niego obcy. Już bliższa mu była Polska, której nigdy nie widział, ale którego to kraju językiem posługiwał się swobodnie.

Jego walka trwała trzy tygodnie. W końcu pogodził się z losem. Decyzja o wydaleniu została wykonana. Miał zakaz powrotu do Kanady przez rok. Myślał o jakimś przetrwaniu tego okresu w Europie i o powrocie do Kanady. Bo po dwóch i pół roku pobytu w tym kraju uznał, że jest to najlepsze dla niego miejsce do życia na tej ziemi.

Aleksander Łoś

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

Strona: www.goniec.net/
Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.