farolwebad1

A+ A A-

Kłopoty z urodą

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Pierwotne i średniowieczne chrześcijaństwo było siermiężne, zapatrzone w niebo i niedbające o sprawy doczesne. Dopiero po przyjęciu tej religii przez upadający Rzym i w okresie Odrodzenia przywrócone zostały proporcje: ostateczny cel – niebo, ale również poprzez kultywowanie piękna w życiu doczesnym.

O pierwszej, pięknej chrześcijance możemy przeczytać w "Quo vadis" Sienkiewicza, który wśród odzianych w łachmany pierwszych rzymskich chrześcijan wyróżnia piękną Lidię. Jej piękno nie przeszkadza jej być głęboko wierzącą chrześcijanką.

Kiedy dowiadujemy się o pogromach chrześcijan w czasach nam współczesnych, przyjmujemy to jakby z niedowierzaniem. Wszak mamy XXI wiek, racje rozumu powinny przemawiać za jednoczeniem wysiłków ludzkich, a nie niszczeniem istnień ludzkich tylko dlatego, że są one innego wyznania. Głównie bombardowani jesteśmy informacjami o mordach religijnych w krajach afrykańskich, gdzie muzułmanie (Murzyni i Arabowie) "ogniem i mieczem" zdążają do oczyszczenia zdominowanych przez nich terytoriów z wpływów chrześcijańskich.

O tym, że w Indiach żyją również chrześcijanie, wiemy głównie z przekazów o działalności nieżyjącej już Matki Teresy z Kalkuty. Działała wśród największej biedoty. Jej współpracownicy i współwyznawcy rekrutowali się głównie spośród "niedotykalnych", zajmujących się najbrudniejszymi pracami, jak i jej pacjenci rekrutowali się głównie z tej grupy społecznej. W ponadmiliardowych Indiach chrześcijanie stanowią kroplę w morzu, bo jest ich może dziesięć, może kilkanaście milionów i nie muzułmanie są tam ich głównymi prześladowcami. Są nimi wyznawcy hinduizmu, stanowiący ponad osiemdziesiąt procent populacji tego kraju.

Już imię Maria u osoby pochodzącej z Indii budziło zdziwienie. Na lotnisku torontońskim, gdzie stawiła się dobrowolnie, aby opuścić Kanadę, wzbudzała uzasadnione zainteresowanie. Była naprawdę piękną, młodą kobietą. Wprawdzie, po okresie dominacji białych kobiet w wyborach na najpiękniejszą na świecie kilkakrotnie wygrały w ostatnich latach obywatelki Indii, ale co innego zobaczyć taką piękność na ekranie, a co innego w naturze, z bliska.

Urodziła się w jednym z satelickich miast Bombaju. Wprawdzie w mieście tym dominowali hindusi, ale drugą grupą wyznaniową byli chrześcijanie, a dopiero trzecią muzułmanie. Chrześcijaństwo w tym rejonie miało stare korzenie. Pierwotnie, religia ta została zaszczepiona wśród najuboższej warstwy społecznej w tym regionie przez Asyryjczyków, którzy byli pierwszym większym narodem, który przyjął wiarę chrześcijańską, a którzy przybyli tam po rozbiciu ich państwa. Ale później przybyli tam kolonizatorzy portugalscy i rękami przywleczonej przez siebie inkwizycji wytępili całą "górę" tego wschodniego odłamu chrześcijaństwa i wprowadzili tam "porządek łaciński".

Wprawdzie chrześcijaństwo, konkretnie katolicyzm, ciągle przyciąga swoją atrakcyjnością najuboższych, ale potomkowie tychże, których pradziadowie już mienili się chrześcijanami, niekoniecznie pozostają w biedzie. Przez pokolenia wielu z tych, którzy startowali z samego dna, dzisiaj zaliczyć można do warstwy średniej, tak z punktu widzenia ekonomicznego, jak i intelektualnego. Po okresie kolonializmu pozostała wiara i portugalsko-chrześcijańskie imiona nadawane rodzącym się w tych rodzinach dzieciom.

Maria urodziła się w takiej średnio zamożnej rodzinie jako drugie z kolei dziecko. Wprawdzie dumą rodziców był jej starszy brat, ale w odróżnieniu od tradycyjnych rodzin hinduskich, ona, jako dziewczynka, nie została przeznaczona do roli tylko i wyłącznie przyszłej żony i matki, bez dbania o wykształcenie i rozwój umysłowy.

Ukończyła prywatną szkołę średnią, z angielskim językiem wykładowym, i bez problemów, dostała się na prestiżowy uniwersytet, gdzie studiowała marketing. Studia szły jej gładko. Wyrastała przy tym na piękną kobietę. Zalecających się do niej młodzieńców było wielu. Niektórzy, tradycyjnie, przesyłali jej rodzicom propozycje poślubienia Marii. Ciągle odmawiała, chcąc ukończyć studia i stać się samodzielna. Miewała sympatie, ale nie angażowała się na tyle głęboko, aby miało to zburzyć drogę do wytyczonego sobie celu.

Problemy zaczęły się, kiedy zalecającym się stał się kolega ze studiów, pochodzący z przebogatej rodziny, usytuowanej w jednej z najwyższych kast hinduistycznych. Kiedy jego "pokojowe" metody zdobycia Marii nie dały efektu, zorganizował nagonkę na nią. Była kilkakrotnie atakowana przez bandy zbirów, kiedy przechodziła samotnie. Szczęśliwie uniknęła zbiorowych gwałtów, bo taki był cel tych mętów. Zalecający się bowiem panek, czując się poniżony faktem, że ta dumna chrześcijanka odrzuciła jego zaloty, postanowił z zemsty oddać ją na pożarcie zbirom. Oczywiście nie za darmo. Płacił im i obiecywał dużo przyjemności w zabawieniu się z tą pięknością.

Kiedy trzykrotne próby zgwałcenia jej nie dały spodziewanego efektu, nasłał zbirów na jej dom rodzinny. Dom został okradziony i zdemolowany.

Potem podburzył grupę swoich wyznawców, twierdząc, że chrześcijanie zaczynają dominować w ich mieście. Zaczęły się pogromy. Napadnięto kilkakrotnie na wychodzących z kościoła chrześcijan, a z kolei banda hindusów zdemolowała kościół, do którego uczęszczała rodzina Marii i ona sama.

Rodzice Marii postanowili uchronić ją i swoją społeczność przed agresją hindusów. Skontaktowali się z krewną zamieszkałą na stałe w Kanadzie, aby ta zaprosiła Marię do siebie. Ta przystała na to, po wysłuchaniu całej historii. Maria na drugi dzień po uzyskaniu dyplomu wyleciała do Toronto. Tu została gościnnie przyjęta przez krewną, jej rodzinę i społeczność chrześcijańską wywodzącą się z Indii. Parafianami kościoła katolickiego, do którego systematycznie uczęszczała na msze, co najmniej w trzydziestu procentach byli imigranci z Indii.

Krewna Marii pomogła jej znaleźć pracę. Dzięki swoim układom i powiązaniom Maria nie musiała zaczynać od pracy sprzątaczki czy pomocy domowej.

Trafiła do biura zajmującego się promowaniem kart kredytowych. Wykształcenie Marii i jej doskonała znajomość języka angielskiego były bardzo pomocne w uzyskaniu tej pracy i jej utrzymaniu przez trzy lata pobytu w Kanadzie.

I tutaj grono wielbicieli Marii systematycznie rosło. Jej uroda rozpalała wielu młodzieńców nie tylko pochodzących z jej rodzinnego kraju. Jej krewna też delikatnie dawała jej do zrozumienia, że wyjście tutaj za mąż może zakończyć jej problemy. Podsuwała konkretne propozycje, z którymi zwracali się do niej jej współziomkowie, a którzy zamieszkiwali już w Kanadzie od lat. Maria zgrabnie unikała konkretów. Aranżowanie, w sposób tradycyjny, małżeństwa kompletnie odrzucała. Czekanie na miłość zajęło jej prawie dwa lata. Ale kiedy już przyszła, to Maria zdecydowała się szybko.

Wyszła za mąż na rok przed deportacją. W tydzień po ślubie, który odbył się w kościele katolickim, do którego uczęszczała Maria, jej mąż poszedł z nią do agenta imigracyjnego, pochodzącego z Indii, który obiecał załatwić wszystkie sprawy związane z zalegalizowaniem pobytu Marii w Kanadzie. W czasie pierwszej wizyty kazał jej wypełnić i podpisać szereg dokumentów i pobrał od jej męża czek na dwa i pół tysiąca dolarów. Miała to być połowa jego należności.

Po dwóch tygodniach agent poprosił Marię i jej męża o przybycie do jego biura ponownie. Tam kazał jej podpisać kolejne formularze i obiecał, że wszystko zostanie załatwione w ciągu najbliższych dwóch –trzech miesięcy. Pobrał od męża Marii drugą część swojej należności.

Maria czekała spokojnie te trzy miesiące, z pewnym niepokojem dalsze trzy, a po dziewięciu miesiącach od wizyty u agenta otrzymała wezwanie z biura imigracyjnego. Kiedy stawiła się na to wezwanie, oświadczono jej, że jej pobyt w Kanadzie jest nielegalny i że zostanie aresztowana i deportowana z Kanady. Urzędnik imigracyjny powiedział jej, że nie ma żadnych jej wniosków czy dokumentów, które miałyby być przesłane przez jej agenta imigracyjnego. Maria pokazała urzędnikowi imigracyjnemu kopie tych dokumentów, w tym akt małżeństwa z obywatelem Kanady. Urzędnik imigracyjny oświadczył Marii, że może odstąpić od jej aresztowania, jeśli kupi szybko bilet na samolot i odleci tam, skąd przybyła, czyli do Indii. Maria wybłagała go, aby dał jej jeszcze dwa – trzy miesiące na załatwienie swoich spraw. Być może uroda Marii stanowiła jeden z argumentów, który zdecydował o odstąpienia od natychmiastowego wydaleniu jej z Kanady.

Po powrocie do domu opowiedziała wszystko mężowi. Ten zadzwonił pod numer telefonu agenta. Uzyskał informację, że taki numer telefonu nie istnieje. Potem pojechali oboje do biura agenta. Okazało się, że biuro to już nie istnieje. Zrozumieli, że padli ofiarą oszusta. Nie załamali się.
Udali się do dużego, renomowanego biura adwokackiego i tam, za podobną opłatą, jaką zapłacili agentowi, uzyskali serwis, jakiego oczekiwali.

Stosowne dokumenty zostały wypełnione i wysłane.

Maria kupiła bilet lotniczy i przywiozła go do biura imigracyjnego, gdzie musiała wcześniej zostawić swój paszport.

W dniu odlotu stawiła się przykładnie na lotnisko. Wiedziała, że będzie musiała kilka miesięcy poczekać na załatwienie wszystkich spraw i powrót do męża do Kanady. Obiecał przylecieć na miesiąc do niej do Indii.

Obojga niepokoiło, czy jej powrót nie wywoła ponownie jakichś zamieszek. Wprawdzie była już mężatką, ale uroda tej chrześcijanki jeszcze wzrosła.

Aleksander Łoś

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.