farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

Spis treści numeru 27 (5 - 11 lipca 2013)

piątek, 05 lipiec 2013 17:43 Opublikowano w Okładki

Listy z nr. 26/2013

piątek, 28 czerwiec 2013 22:56 Opublikowano w Poczta Gońca

Szanowni Redaktorzy "Gońca"

Nie zgodzę się z wami, że komunizm wprowadził tylko pozorne zmiany na lepsze. Zbyt wielu ludziom żyło się wtedy całkiem nieźle. "Byt określa świadomość" – słyszeliście to powiedzenie? Ludzie zapomną wiele rzeczy, ale poziomu swojego bytowania nigdy nie zapomną. Właśnie ta pamięć o tym sprawia, że tylu ludzi w Polsce krzyczało po 1989 roku "Komuno wróć!" i gremialnie głosowało na postkomunistów z SLD i Kwaśniewskiego.
Poza tym, warto przypomnieć, że w okresie PRL-u władze komunistyczne wydały Kościołowi katolickiemu mnóstwo zezwoleń na budowę nowych kościołów.

Bezrobocie jest chyba najgorszą plagą. Tej plagi za komuny nie było. Krążyło nawet powiedzenie "Czy się robi czy się leży, tysiąc pięćset się należy". I nie było umów śmieciowych. A jak jest dzisiaj? Wszyscy wiemy.

Kiedyś zapytałem pewną Polkę, dlaczego ludzie w Polsce tak gremialnie głosują na postkomunistów. Odpowiedziała: – Dlatego że za komuny było g..., ale było po równo, a teraz jedni zarabiają po kilkanaście tysięcy, a drudzy ledwie wiążą koniec z końcem.

Tak właśnie, najbardziej niebezpieczne jest to, że kapitalizm nie zdał w Polsce egzaminu, klasy średniej nie ma tam prawie wcale do dzisiaj.

Jak sobie chcecie, tak opisujcie komunizm, ale moim zdaniem, nie był on aż tak zły. Myślę, że dalsza dyskusja na ten temat jest bezsensowna.

Komunizm to nie był okres głodu i ciężkiej niewoli, lecz okres niedostatku i ograniczonej wolności. Komuna nie dała nikomu wzbogacić się, ale nie dała też żyć w skrajnej nędzy.

Pozdrawiam,
Edward Rybarczyk, Vancouver

Od redakcji: Szanowny Panie, ludzie w komunizmie byli młodzi, stąd dzisiejszy sentyment. PRL był okresem zróżnicowanym, był w nim też stalinizm, komuna owszem, skazywała na skrajną nędzę swych przeciwników. Rzeczywiście, dalsza dyskusja nie jest celowa.

•••

List otwarty do Senatu Uniwersytetu Wrocławskiego

W imieniu Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie skupiającego wiele osób represjonowanych przez komunistyczny aparat represji, do którego należał profesor Zygmunt Bauman, zwracam się do Senatu Uniwersytetu Wrocławskiego z prośbą o ustosunkowanie się do skandalu, jakim było zaproszenie tego człowieka na Waszą uczelnię.

Jako ludziom nauki, nie muszę Państwu przypominać ani sylwetki, ani poglądów wieloletniego oficera Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz tajnego współpracownika Informacji Wojskowej, jak również tego, że nigdy nie uznał on za stosowne przeprosić za błędy z czasów swej młodości, co oznacza, iż nie uważa swego czynnego zaangażowania w ludobójczy system za coś nagannego.

Zapraszanie kogoś takiego w szacowne mury wyższej uczelni jest niebywałym skandalem, z którego winny się wytłumaczyć odpowiedzialne zań osoby. Chciałbym wiedzieć, czy ta sprawa była konsultowana z Senatem i jakie konsekwencje zamierzają Państwo wyciągnąć wobec osób, które splamiły dobre imię Waszego Uniwersytetu, postępując tak, jak gdyby nadal nosił on imię Bolesława Bieruta.

Reakcja środowisk narodowych na występ prof. Baumana była w tej sytuacji prostą egzemplifikacją starego powiedzenia: Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Jako wykładowca akademicki, nie pochwalam takich form wyrażania protestu w uniwersyteckiej auli, ale nie mogę też nie wyrazić smutnej refleksji, że właśnie te środowiska zareagowały na obecność byłego enkawudzisty lepiej niż władze Uniwersytetu Wrocławskiego.

Z poważaniem
dr Jerzy Bukowski
rzecznik POKiN

W latach 1985–1993 odnotowałem tylko jedną poważną reorganizację, połączoną z przeprowadzką i powołaniem m.in. nowego działu Planowania i Przygotowania Remontów, który walnie przyczynił się do usprawnienia remontów i modernizakładu.

Rok 1985 i 86 to aktywna działalność znacznej części załogi i czynników odgórnych mająca na celu powołanie nowej rady pracowniczej w zakładzie. W związku z tym, że nie pozwolono starej radzie pracowniczej przeprowadzić referendum na temat sensu istn ienia rady pracowniczej w świetle istniejących przepisów, "Solidarność" działająca w podziemiu namawia w swoim biuletynie pt. "Pochodnia" do bojkotu wyborów zainicjowanych przez dyrekcję zakładu. Nie zgadzałem się z taką postawą, w związku z tym ostro skrytykowano mnie z nazwiska i imienia w "Pochodni" nr 4 i 5. Moje rozumowanie uznano za naiwne mimo ukończenia 40 lat i przykrych doświadczeń z ówczesnymi władzami państwowymi. Dzięki publikacjom "Pochodni", na początku 1985 roku odwiedza mnie porucznik SB, tzw. opiekun zakładu pracy. Młody, wykształcony na Politechnice Gdańskiej, absolwent wydziału mechanicznego, chce wyciągnąć ode mnie wiadomość, kto wydaje "Pochodnię". Staram się przekonać nowocześnie nastawionego esbeka, że to nie ma sensu, ponieważ dyrektor zakładu niema w każdej chwili może rozwiązać radę pracowniczą, co potwierdzam opisami w oficjalnych pismach. Młodzi ludzie piszą bezkompromisowo z użyciem języka nowomowy, bo tak uczono ich przez wiele lat istnienia PRL-u.

Wbrew woli podziemnej "Solidarności" wybrano nową radę pracowniczą w 21-osobowym składzie. Ku utrapieniu dyrekcji zakładu w jej składzie znalazła się też moja osoba. W radzie pracowniczej starałem się działać aktywnie, w związku z tymwybrany zostałem też na następną kadencję, której działalność zbiega się z wyborem nowego dyrektora zakładu.

Na przełomie 1989 i 90 roku uczestniczę w pracach komisji konkursowej powołanej wg starych przepisów. W komisji konkursowej znaleźli trzej przedstawiciele rady pracowniczej, po jednym: organ założycielski (przewodniczący), bank, NOT, związki zawodowe (Solidarność i OPZZ), organizacje polityczne działające na terenie zakładu (PZPR, KPN i ZSMP). Konkurs kończy się w I kwartale 1990 roku, tzn. wówczas gdy wiadomo, że organizacje polityczne mają zniknąć z zakładu. W związku z tym przedstawiciel "Solidarności", KPN-u i ja, reprezentujący radę pracowniczą, żądamy, aby wykluczyć z komisji przedstawicieli organizacji politycznych, aby nie powstało wrażenie, że dyrektora wybrały organizacje nieistniejące. Przeciwko temu najbardziej protestowała przedstawicielka ZSMP. Po przeszło godzinnej przerwie przedstawiciele organizacji politycznych opuszczają salę i wyboru dyrektora dokonuje gremium 8-osobowe, przy czynnym udziale trzech specjalistów z uczelni, którzy opracowywali testy konkursowe oraz naukową charakterystykę dopuszczonych do rozgrywki końcowej trzech kandydatów, w tym jednego spoza zakładu. Konkurs kończy się prawie jednogłośnym wyborem dotychczasowego dyrektora.

Pod koniec lat 80. dyskretnie znika (na wieczny spoczynek) mądry i lubiany pies Bolek, pozostawiając miłe wspomnienia urastające często do legend.

Nie da się tego powiedzieć o "przodującej sile narodu" – PZPR, która "zniknęła" w tym czasie ze sceny politycznej. Druga połowa lat 80. przynosi mi dużo zadowolenia tak w pracy społecznej, jak i zawodowej, chociaż nie udało się zrealizować wszystkich pomysłów. Np. trudno było przekonać szersze gremium, w tym też niektórych członków zarządu, i konieczna jest szybka modernizacja rafinerii w oparciu o spółkę akcyjną. Liczenie tylko na joint venture może okazać się stratą czasu i okazji zarobienia dużych pieniędzy dla skarbu państwa i naszych obywateli, ponieważ przemysł rafineryjny jest wysoce dochodowy.

Nie da się ukryć, że za rządów L. Balcerowicza joint venture było atrakcyjne, bowiem w ten sposób możliwe było uwolnienie się od podatków nawet na kilka lat, jak to miało miejsce w przypadku fabryki "Wedel". Był czas, kiedy Rafineria Gdańska i Rafineria Płocka były na krawędzi bankructwa.

Kilka lat później z satysfakcją stwierdzam zabiegi o referendum pozwalające na utworzenie spółki akcyjnej i przyspieszenie modernizacji zakładu, a przede wszystkim budowy własnej sieci dystrybucyjnej, pozwalającej w znacznym stopniu wolnić się od monopolu CPN i różnych spółek zalegających z zapłatą za pobrane paliwa. A trzeba powiedzieć, że dochodziło do sytuacji trudnych do uwierzenia i bardzo dużych zaległości płatniczych. Paliwa płynęły do Polski wieloma strumieniami zwolnionymi od podatków. Firmy importowe miały "umowny" joint venture, a rafinerie krajowe obarczone były wysokimi podatkami i nie wytrzymywały takiej konkurencji, co powodowało wzrost zapasów i konieczność ograniczania produkcji. Sprzedawano bez analizy wypłacalności kupców, którzy wykorzystywali bez żenady ułomność naszych sądów, które ścigały firmy, a nie ludzi. Firmy często zmieniały szyld, unikając w ten sposób kar.

Do humorystycznych należy zaliczyć wypowiedzi prokuratora wojewódzkiego na spotkaniu przedwyborczym w 1993 roku. Na pytanie, jakim prawem i dlaczego umorzył sprawę Perfect Agio, którą sąd pierwszej instancji zobowiązał do zwrotu Rafinerii Gdańskiej kilkudziesięciu miliardów złotych za pobrane paliwa, prokurator wojewódzki oświadczył, że "musiał umorzyć sprawę, ponieważ takiej firmy już nie ma".

Ogromne uznanie mam dla A. Glapińskiego (ministra rządu J. Olszewskiego), który wprowadził limity importowe na paliwa, zabrał przydziały tym, którzy nie płacili podatków. Ciekawa jest postawa biznesmena Gawronika, który wykazywał małe straty mimo niepłacenia podatków. Kiedy zabrano mu limity importowe, wówczas oświadczył, że będzie płacił podatki.

Do moich sukcesów zaliczam realizację kilku pomysłów racjonalizatorskich, w tym jednego opatentowanego, a dotyczących zmniejszenia zużycia energii w procesie produkcyjnym.

W ciągu kilku lat, wskutek realizacji wielu wniosków racjonalizatorskich pracowników rafinerii oraz planu energooszczędnych działań, opracowanego przez dyrekcję zakładu, zmniejszono zużycie ropy naftowej z 12 proc. do 8,5 proc. Pozwoliło to wypracować znaczne oszczędności i wypłacić całej załodze wysokie premie oraz zgromadzić znaczny fundusz na modernizację i ewentualny wykup akcji. Wypracowany zysk pozwolił nie tylko podnieść pensje załodze, ale także wybudować bez joint venture nowe instalacje:

– produkcji gazu obojętnego (azotu),
– reformingu katalicznego stanowiącego jedną z większych inwestycji w kraju,
– modernizację niektórych dotychczasowych instalacji.

Pozwoliło to poprawić jakość naszych benzyn oraz olejów napędowych i smarowych.

Opracowany jest dalszy program modernizacji zakładu, który ma szansę pomyślnej i szybkiej realizacji. Niechciana początkowo przez zasiedziałych gdańszczan Rafineria Nafty przynosi Gdańskowi wiele wymiernych korzyści i jest coraz mniej uciążliwa dla środowiska, mimo zwiększenia produkcji pod względem ilościowym i asortymentowym.

Dzisiaj do Rafinerii Gdańskiej SA przychodzi się, aby zarobić pieniądze, a nie dla zdobycia mieszkania. Ostatnio zarząd rafinerii za zgodą rady nadzorczej mógł śmiało przekazać nieodpłatnie utworzonej spółdzielni mieszkaniowej (pracowniczej) 520 mieszkań wraz z terenami zlokalizowanymi w kilku miejscach Gdańska oraz zakładowy hotel pracowniczy trudny do racjonalnego zagospodarowania.

Słuszne zafascynowanie marketingiem niepotrzebnie, moim zdaniem, doprowadziło do zlekceważenia dyplomów specjalizacji inżynierskiej zdobytej zgodnie z uchwałą Rady Ministrów nr 66 z 6 czerwca 1985 r. Nie wykluczym, że kiedyś trzeba będzie powiedzieć: mądry Polak po szkodzie.

Dzięki wieloletniej specjalizacji przy rozbudowie zakładu mogłem śmiało wprowadzać krajowe wyroby do zabezpieczeń antykorozyjnych najczęściej wbrew woli dostawców urządzeń i projektantów zagranicznych. Wszystko wskazuje na to, że przyniosło to wielorakie korzyści dla naszego kraju oraz przyczyniło się do obniżenia kosztów inwestycyjnych.

Trzeba mieć nadzieję, że planowana restrukturyzacja Rafinerii Gdańskiej SA, mająca na celu między innymi usamodzielnienie Sieci Stacji Paliw, przyniesie wymierne korzyści rafinerii, nowo utworzonym spółkom oraz klientom.

Wiele wskazuje też na to, że następne, trzecie dziesięciolecie istnienia Rafinerii Gdańskiej SA zakończy się dalszą rozbudową i modernizacją zakładu, pozwalającą skutecznie konkurować z najnowocześniejszymi rafineriami.

Wawrzyniec Łęcki
Gdańsk, 1996 r.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.