A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

Koniec szkół katolickich

piątek, 21 wrzesień 2012 12:03 Opublikowano w Andrzej Kumor

kumorACoraz trudniej komentować mi sprawy polskie, bo "prawda obecnego etapu" przekracza kabaretowy wymiar. Współczuję Rodakom, bo zdaję sobie sprawę, że ludzie, którzy na co dzień żyją w kabarecie, tracą poczucie humoru.
Objawy polskiej choroby są już tak zaawansowane, że rządzący tym państwem przestają się hamować i kryć. Jest tak jak jest i tak musi być, bo inaczej będzie jeszcze gorzej – to polityka wypracowana przez pijarówki RP wyszkolone na amerykańskich kursach.
Nie lepiej zaczyna być jednak i tutaj, u nas w Kanadzie. No bo czy posunięciem z gatunku farsy nie jest decyzja o utworzeniu islamskich sal modlitwy w szkołach katolickich? Szkoły katolickie w założeniu właśnie takie są – mają kształtować w dziecku wartości katolickie, uczyć po katolicku! 

Co w nich robią muzułmanie?! Nawracają na swoją wiarę!?


I druga rzecz; kiedy powstawał system szkół katolickich, wprowadzono wymóg posiadania świadectwa chrztu. Rzeczą normalną w tamtych czasach, że takie świadectwo obowiązywało jedynie przy zapisywaniu dziecka do systemu – czyli w szkole podstawowej, wiadomo, że ze szkoły podstawowej katolickiej szło się do średniej katolickiej i tam świadectwo chrztu nie było już potrzebne.
To ustawienie rzeczy wykorzystane zostało jako wytrych pozwalający na zapisywanie do szkół średnich nowo przybyłych dzieci imigrantów z wielu różnych kultur i wyznań. Wszystko byłoby OK, gdyby te dzieci, czy też ich rodzice zapisywali je do szkoły katolickiej w nadziei na przyjęcie naszej wiary i wartości. Tymczasem mamy do czynienia z "ekumenizacją" katolickiego systemu oświatowego.
Na naszych oczach staje się on katolicki wyłącznie z nazwy. Z jednej strony, Ministerstwo Oświaty narzuca programy "higieniczne" zobowiązującego do opowiadania o seksie analnym czy oralnym i zmuszające pryncypałów do zgody na zakładanie klubów homoseksualnych, z drugiej, muzułmanie urządzają sobie na terenie szkół katolickich domy modlitewne.


I to wszystko w systemie oświatowym finansowanym "celowo" przez katolików; każdy z nas określa bowiem na zeznaniu podatkowym, jaką oświatę chce wspierać – publiczną czy "wydzieloną", czyli katolicką. Szkoły katolickie od dawna są ością w gardle i solą w oku naszych lewaków i ciot rewolucji wszelkiego umaszczenia.


Ich problem polega na tym, że system katolicki z uwagi na zaszłości historyczne jest wpisany do konstytucji. Zmienić konstytucję to otworzyć puszkę Pandory. Reformę konstytucyjną z Meech Lake zerwał jeden indiański poseł – to wymaga bowiem zgody wszystkich prowincji i terytoriów. Jest więc przedsięwzięciem drogim, długotrwałym i narażonym na duże ryzyko niepowodzenia.
Nasi inżynierowie społeczni podjęli więc – jak ze wszystkimi silnymi instytucjami – walkę od środka: wejść, osłabić i rozsadzić.
W tym celu na razie posługują się islamskim koniem trojańskim – zaraz gdy tylko owe islamskie pokoje modlitewne okrzepną, pojawią się wnioski o umożliwienie modlitwy kolejnym grupom wyznaniowym od żydów po wyznawców buddyzmu. Jeśli szkoły będą odmawiać – użyty wytrych pozwoli skarżyć je na gruncie zapobiegania dyskryminacji.


Tak że w ciągu kilku lat będziemy mieli ekumeniczne pokoiki modlitewne, w których być może również sataniści zainstalują ołtarzyk. Sataniści są bowiem jednym z "wyznań" uznawanych przez szkoły publiczne. Organizuje się w nich tu, w Mississaudze, m.in. dzień "religii Wicca" utworzonej w latach 40. ubiegłego wieku przez brytyjskiego satanistę Geralda Gardnera, w której czci się pentagramami "rogatego boga" – wypisz, wymaluj lucyfera.


Odbierają nam szkoły katolickie i trzeba by o nie zawalczyć. Gdzie głos Kościoła katolickiego? Gdzie stanowcze protesty naszych biskupów? Szkoły katolickie – i tak już dosyć luźno przywiązane do spraw wiary, za 10 lat będą ściągać krzyże z frontonów, by nikogo nie urazić i nie dyskryminować.
Uczono mnie kiedyś na katechezie, że obowiązkiem każdego katolika jest ewangelizacja – czyli głoszenie Słowa Bożego i obrona wiary.
Czy coś się zmieniło?


Andrzej Kumor, Mississauga

Sorry Winnetou

piątek, 14 wrzesień 2012 16:51 Opublikowano w Andrzej Kumor

kumorAStany Zjednoczone zgodnie z własnymi wewnętrznymi przepisami ujawniły dokumenty tajne o zbrodni katyńskiej. Wynika z nich jasno i niezbicie, że prezydent USA wkrótce po zajęciu terenów wokółsmoleńskich przez Niemców dysponował wiarygodnymi informacjami o tym, że sprawcami zbrodni są Sowieci. 

Dwóch amerykańskich jeńców wojennych zabranych jako świadkowie przez Niemców na miejsce ekshumowanych mogił zbiorowych, stwierdziło z dużą pewnością, że groby pochodzą z czasów sowieckich. Informacje o tym przekazali w sposób wiarygodny tajnymi kanałami dla władz amerykańskich.


Tymczasem Waszyngton zawsze tłumaczył, że nie mógł ustalić wiarygodności podawanych przez Niemców informacji na temat Katynia, tym bardziej że Berlin celowo je eksponował, aby wbić klin między sojuszników zachodnich a ZSRS. Można więc było podejrzewać, że informacje te były preparowane na użytek wojny propagandowej...
Dzisiaj więc wiemy, że USA od samego początku wiedziały kto był sprawcą zbrodni katyńskiej, a mimo to zwodziły Polaków i ignorowały apele premiera Sikorskiego w tej sprawie. Obecni na miejscu prowadzonej przez Niemców ekshumacji amerykańscy oficerowie ocenili po zaawansowanym stanie rozkładu zwłok oraz zachowanych w dobrym stanie butach i mundurach, że Polacy zostali zgładzeni dużo wcześniej, niż rozpoczęła się operacja Barbarossa i niedługo po ich uwięzieniu – o tym świadczył dobry stan oryginalnego umundurowania.
No więc czarno na białym jest napisane, że największy mocarz zachodni od dawna zdawał sobie sprawę, jaka jest prawda, ale postanowił się do tego nie przyznawać.


Co w tym dziwnego? No nic. Tak się robi politykę – zwłaszcza w czas wojny.
Niestety, we władzach na wychodźstwie było wystarczająco dużo proangielskich pożytecznych idiotów, by zgłuszyć sumienia polskich polityków i wojskowych. Katyń pokazywał jak na dłoni sowieckie zamiary wobec powojennej Polski – przygotowywał grunt pod PRL.
W polityce "nie ma przeproś", liczy się gra interesów i po latach taplania się w bezowocnym politycznym moralizowaniu Polacy powinni dojrzeć do geopolitycznego myślenia. Ujawnione przez USA dokumenty potwierdzające, że o Katyniu postanowiono głośno nie mówić, powinny nas do tego ostatecznie przekonać.


– Dlaczego USA nie ruszyły sprawy Katynia? Żeby nie zrażać Stalina, a za cenę dostaw sprzętu i zgody na zajęcie wschodu Europy tanim kosztem wygrać wojnę (w II wojnie światowej na froncie europejskim zginęło 100 tys., amerykańskich żołnierzy, czyli połowa tego, ilu Polaków rozstało się z tym światem w Powstaniu Warszawskim). I druga rzecz, by ewentualnie zachęcić "wuja Józka" do otwarcia japońskiego frontu.
W tych rachunkach Katyń to była betka; w tych warunkach trzeba było jedynie Polakom pozamykać gęby i zatuszować sprawę. Sojuszników się zdradza, jeśli pozwolą nam na to lub gdy przeważą "inne ważne względy". Tak było zawsze na świecie i niestety nas, Polaków, ogrywano nadzwyczaj często. Jeśli nie przez naiwność, to przez co?


Z drugiej strony, święci też nie jesteśmy – co choćby w oczy zakomunikował atamanowi Petlurze Józef Piłsudski – też potrafimy cudzym kosztem łamać własne obietnice, też potrafiliśmy w swej historii powiedzieć "sorry Winnetou". Pora, by dostrzegały to dzisiejsze polskie "dziewice". W polityce nie zawsze mówi się całą prawdę, nawet jeśli się ją zna.
Nikt za nas polskich spraw nie załatwi, nikt nam niczego w prezencie nie ofiaruje, wszystko musimy wywalczyć sami, wbrew interesom obcym. Jeśli tego nie zrobimy, pozostanie nam służba u silniejszych. Nikt jeszcze nie wymyślił lepszej machiny do obrony interesów narodowych niż silne, stabilne, dobrze zarządzane państwo i jego instytucje.


Takie państwo trzeba w Polsce zbudować i do tego trzeba wziąć władzę. W przeciwnym razie "sorry Winnetou" będziemy słyszeli co pokolenie.
Stosunek mocarstw zachodnich do Katynia w czasie II wojny światowej jest w pełni zrozumiały i wynika z realizacji interesów tych państw. Polacy zostali zdradzeni w Teheranie, a mimo to przelewali krew do końca wojny; do końca nie mogli uwierzyć, że można załatwić na cacy państwo dysponujące czwartą pod względem potencjału armią aliancką.
Polaku, czytaj archiwa – zobacz, jak to się robi – naucz się poruszać na polu minowym siatek cudzych interesów. Nie bądź jak Winnetou!
Na koniec pozwolę sobie w całości przypomnieć stary dowcip – w Związku Radzieckim pani pyta na lekcji "Kto odgadnie, kto jest największym dobroczyńcą ludzkości...". Zgłasza się Wania, odpowiada: "Lenin" i dostaje piątkę. Siadając, mamrocze pod nosem "Sorry Winnetou, ale biznes is biznes". I tą starą zasadą kieruje się każda imperialna dyplomacja.

Andrzej Kumor
Mississauga

Polski klub motocyklowy oficjalnie zarejestrowany

piątek, 14 wrzesień 2012 16:06 Opublikowano w Wywiady

Na odwołany z powodu ulewnych deszczów piknik "Gońca" dotarli jednak w sobotę najbardziej zagorzali nasi Czytelnicy, a wśród nich grupa motocyklistów z polskiego klubu Riding Eagles...

– Grzegorz Fabrykowski, Szymon Słomkowski, Joanna Słomkowski, Robert Nowakowski, Roman Sositko... – czyli klub w ograniczonym składzie... Ile osób łącznie działa w waszym klubie?


– Klub istnieje cztery lata i mamy w tej chwili ok. 25 do 30 członków.


– Na czym polega działalność?


– Jeździmy, spotykamy się na różnych rajdach, imprezach, tak jak właśnie piknik "Gońca", jutro będziemy na pikniku harcerskim. Reprezentujemy nasz klub w środowisku polskim i gdzie tylko się da!


– Klub promuje polskich motocyklistów zamieszkałych w Kanadzie i reprezentuje również polskie interesy na emigracji dot. rekreacji, sportu, można powiedzieć, dobrego spędzenia czasu amatorsko i w łączności z przyrodą.


– Jesteście rozpoznawani na różnych zlotach, zjazdach?


– Tak, w Port Dover, jeździliśmy w tym roku na kilka zjazdów z grupami kanadyjskimi. Nasze logo jest już rozpoznawane.


– Słyszałem, że mieliście kłopoty, że bikerzy Hells Angels mieli do was pretensje o logo?


Tak, były pewne problemy, ale żeśmy je rozwiązali.


– To znaczy? Zmieniliście logo?


– Prowadziliśmy negocjacje.


– I co?


– Doszliśmy do zgody i trzeba będzie jeszcze usprawnić pewne sprawy, żeby nie było większych problemów, tak można to ująć.


– "Większych problemów", tzn. żeby ktoś was nie zaczepiał?


– Tak, chodzi o to, żeby nie wchodzić komuś na jego terytorium, bo to jest dosyć stara i mocna tradycja, tam są kluby bardzo silne, bardzo mocne, stare kluby, i one tak czy inaczej decydują, jak człowiek ma się poruszać.


– To, jeśli chodzi o drogi; bo jeśli chodzi o rząd, to jesteśmy już zarejestrowani...


– Mamy oficjalnie zarejestrowany klub, tu jest dokument.


"The unite Polish motorcycle riders throughout Canada, to promote Polish culture throughout Canada".


– Czyli cele patriotyczne?


– Jak najbardziej, chcemy udzielać się w polskim towarzystwie, w polskim środowisku.


– No właśnie. W Stanach Zjednoczonych są motocykliści silni, w Chicago i w Nowym Jorku, jak są parady, chociażby parada Pułaskiego, motocykliści biorą w nich udział. Czy Wy też będziecie brać udział w tego rodzaju imprezach, jakichś oficjalnych przejazdach?


– Oczywiście, taki jest nasz cel i pierwszym krokiem będzie jutrzejsza parada łącznie z harcerzami właśnie tutaj, w parku Paderewskiego.


– Czyli na motocyklach ilu Was będzie?


– Zależy od pogody. Czterech na pewno (śmiech).


– Klub istnieje cztery lata, a dzisiaj ma chrzciny.


– Formalnie zaczął istnieć?


– Tak, musieliśmy go formalnie zarejestrować.


– Czyli jest zarejestrowany jako korporacja niedochodowa?


– Tak.


– To teraz wchodzicie do Kongresu Polonii Kanadyjskiej, tak? W takim razie życzę motocyklowej wolności, pięknych dróg, żeby się nie psuło w silniku.

– Dziękujemy "Gońcowi" za promowanie nas w waszej gazecie i również za tzw. skrzydła, bo jednak Goniec dodaje nam skrzydeł.


– Podpisuję się pod tym, co Roman powiedział, bo dzięki "Gońcowi" myśmy zdobyli wielu członków, wielu ludzi do nas dołączyło właśnie przez wasz piknik, przez waszą gazetę, przez waszą reklamę. Gdyby nie "Goniec", to nas byłoby o połowę mniej.


– Dziękuję bardzo. Miło nam, bo Goniec jest o wolności, a motocykl jest pojazdem wolnych ludzi.


– Goniec ma skrzydła polskie i klub motocyklowy polski ma również skrzydła polskie, tak jak husarze ponad 300 lat temu.


– Jesteśmy odbiciem polskiej husarii.


– Dziękuję bardzo.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.