A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

Przyjemnie znaczy dobrze

piątek, 28 wrzesień 2012 23:47 Opublikowano w Andrzej Kumor

kumorAKiedyś rozmawiałem z koneserem o winach; które najlepsze i do czego. Po chwili przeszliśmy na piwa... Moje znawstwo w tej dziedzinie (i win, i piwa) jest znikome. Moje parweniuszowe kubki smakowe za Chiny ludowe nie chcą mi odróżnić wina za 10 dol. butelka od takiego po 100 dol.


To dało mi do myślenia, czy w ogóle warto mówić o smaku pewnych rzeczy, o przyjemności ich kosztowania w oderwaniu od kontekstu życia. Być może to truizmy, ale żadne najlepsze piwo nie smakuje tak dobrze, jak przeciętny sikacz wypity w gorący dzień po zejściu z gór.


Żadne najdroższe wino pite w pośpiechu nie da takiej przyjemności, jak restauracyjny cienkosz pity w romantyczny wieczór z ukochaną osobą, gdy życie bujne i przepyszne skapuje po ścianach.
Tak samo jest z każdą inną rzeczą; nawet najdroższy kawior może stawać w gardle, nawet najpiękniejsze i najinteligentniejsze kobiety robią się blase. Jest nawet gorzej; znudzić się może nawet samo szukanie coraz to nowych sensacji, doznań i coraz piękniejszych wrażeń.


Próżno więc radości życia szukać w luksusowych towarach i wyrafinowanych uczuciach – zawsze gdzieś nam coś ucieknie, czegoś będzie brakowało...
Nasza prymitywnie hedonistyczna kultura ostatniego wieku usiłuje coraz bardziej rafinować płaskie przyjemności poprzez kulturę masową wypełnioną po brzegi seksem. Z jednej strony, uczymy dzieci w szkołach poprawnego obchodzenia się z kondomem w czasie – proszę wybaczyć – stosunku doodbytniczego, a jednocześnie odzieramy im wspaniałą część ludzkich doznań z radości prawdziwej miłości i prokreacji.
Zmagdonaldyzowano jedzenie, pakując w usta zbałamuconych ludzi coraz większe kawały mięsa, coraz bardziej smakowicie doprawione, coraz słodsze kąski frykasów, serwując je na wycieranych lizolowymi ścierami plastykowych stołach, na papierowych talerzach i kubkach z plastykowym nożem i widelcem.


Czyż nie lepiej smakuje zwykły ziemniak ugotowany w mundurku podany z solą i masłem na pięknej zastawie, wykrochmalonej serwecie, okraszony ciekawą rozmową, bez pośpiechu, po ludzku...
Jedzenie, a nie żarcie!


Niestety macdonaldyzacja dotyczy nie tylko jedzenia, lecz każdej dziedziny. Coraz częściej i coraz bardziej masowo zwiedzamy obce kraje, zazwyczaj całkowicie impregnowani na problemy czy kulturę miejscowych ludzi, "cykamy" tysiące zdjęć po to tylko, byśmy mieli atrakcyjne tło.
Na własne życzenie pozbawiamy się radości podróżowania, radości pielgrzymowania, napotykania drugiego człowieka. W zamian mamy krótkotrwałą przyjemność bardzo szybko powszedniejącą, przyjemność szybkiego przemieszczania się po modnych zakątkach globu.
Wniosek jest zaś taki, że jeśli ktoś szuka prawdziwej przyjemności, powinien odnaleźć radość życia, a ta jest rezultatem akceptacji ludzkiego losu i powołania, w pokoju ze światem; jest rezultatem wyciągania pomocnej ręki ku innym.
Przyjemność nie polega na coraz bardziej perwersyjnym podrażnianiu cielesnych sensorów. Możemy się nauczyć najbardziej wyrafinowanych technik stymulacji seksualnej, a i tak nasz orgazm będzie niczym w porównaniu ze spełnieniem prawdziwej miłości. Nawet najbardziej profesjonalna prostytutka nie nauczy nas przyjemności kochania.


Dzisiejsze prymitywne podejście do zadowolenia ma również wariant polityczny – wspólnotowy. Można to łatwo prześledzić na przykładzie najnowszej historii Polski, gdzie części elit zdawało się, że największą przyjemność życia uzyskają gwałtownie bogacąc są za wszelką cenę, nawet kosztem okradania i niszczenia wszystkiego i wszystkich dookoła. Elitom tym wydawało się, że mogą przyjemnie żyć za murem, ciesząc się z ukradzionych fantów, odgrodzeni od problemów innych.


Tymczasem polityka bez troski o wspólnotę to złuda. Szczęście nawet tych mądrzejszych i bogatych nie jest możliwe pośród moralnych zgliszcz i rozgrabionego kraju.
Chapanie za wszelką cenę ma krótkie nogi, szybko się nudzi i zazwyczaj kończy się odchodzeniem w niesławie.
Dlatego prawdziwie przyjemne życie można wieść jedynie wówczas, gdy wrócimy do wartości; gdy będziemy je przeżywać jak Pan Bóg przykazał; w jedności wszystkiego co piękne.
Ta wielka prawda powinna być nauczana od przedszkola. Niestety wychowanie ma to do siebie, że jest najskuteczniejsze, gdy uczymy się na przykładzie; stąd, gdy rodzice tego przykładu nie dają, trudno dzieci przekonać do prawdziwego szczęścia.
A każdy chce być szczęśliwy; każdy z nas szuka przyjemności. I ta cudowna jedyna przyjemność jest w zasięgu ręki każdego z nas.


Andrzej Kumor
Mississauga

Nasza minisonda z nr. 39

piątek, 28 wrzesień 2012 11:33 Opublikowano w Życie polonijne

sonda39-1Anonimowo - Wydaje się, że wiele przepisów wydawanych przez miasto w Toronto czy w Mississaudze jest głupich, pozbawionych sensu, dlaczego, Pani zdaniem, tak się dzieje?

- Nie wiem, ja tutaj nie mieszkam, mieszkam w USA.

- A czy tam nie spotyka się Pani z czymś podobnym? - Myślę, że wszędzie jest tak samo, urzędnicy wydają przepisy, żeby pokazać, że coś robią.

- Ale dlaczego ludzie to tolerują?

- Nie mają czasu - sądzę, że i tak tego nie zmienią.


Anonimowo - Nie wydaje się Panu, że przepisy, które są tutaj ustanawiane w Mississaudze, w Toronto, bardzo często są bez sensu? - Nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ jestem w Kanadzie dwa dni.

 

sonda39-2Zdzisław Nowak - Czy przepisy, z którymi się tutaj spotykamy, nie wydają się Panu często bez sensu?

- To w każdym państwie tak jest.

- Sądzi Pan, że to powszechne zjawisko?

- Oczywiście.

- Dlaczego tak się dzieje, dlaczego urzędnicy tego rodzaju rzeczy robią?

- Coś muszą robić, żeby pokazać, że coś robią. - Ale my wszyscy z tym żyjemy później, stajemy na głowie...

- A kto tym się martwi? Pan ma problem, a nie oni. Oni mają swoich znajomych, a znajomi swoich i jakoś sobie to załatwiają, a pan ma problem.

- Ale niby jest demokracja, a jak tak, to wszyscy...

- Ale tu nie ma demokracji, tu jest technokracja. Takie rzeczy nie istnieją, bo demokracja to są rządy ludu, oddolne; a my mamy odgórne - oni każą nam wybierać kogoś, kogo już naznaczyli. Jeżeli pan wybiera człowieka namaszczonego przez partię, to jaką Pan ma demokrację?

- Czyli takie rzeczy jak z torbami plastykowymi w Toronto, gdzie nagle zakazano tych toreb w sklepach, Pana zdaniem, będą się zdarzać cały czas? Czy też, że elektrownię zaplanują w jednym miejscu, a potem wybudują w innym i na to przemieszczenie idzie 40 mln dol. naszych pieniędzy.

- Wie Pan ktoś musi wydać te pieniądze na coś. W dzisiejszej dobie można to inaczej rozwiązać można na każdym domu stworzyć elektrownie słoneczne i ma Pana to rozwiązane, ale nie ma rynku pracy. Ciągle jest coś za coś.

- Pana zdaniem, to się wszystko bierze z potrzeby zarządzania ludźmi?

- Przede wszystkim. Wszyscy chcą kimś rządzić. Niech pan weźmie rodzinę, mąż, żona, ktoś musi dominować, nie ma takiej sytuacji, żeby była równość - nigdy tego nie będzie.

- Czyli, Pana zdaniem, te głupie przepisy to jest koszt technokracji?

- Tak. I one cały czas takie będą.


sonda39-3Jerzy - Czy Panu się nie wydaje, że bardzo dużo przepisów, decyzji podejmowanych przez urzędników czy to w mieście, czy w prowincji, że one są bez sensu?

- Na przykład?

- Na przykład jest w Toronto kwestia toreb plastykowych - zakazali ich używania, i to ma wejść od 1 stycznia.

- Nawet za opłatą?

- Całkowicie. W związku z tym producenci pozywają miasto do sądu. Kolejna sprawa, miała tu być elektrownia w centrum miasta, ludzie protestowali przenieśli ją pod Sarnię, co kosztowało 40 mln dolarów. Dlaczego tak się dzieje?

- No chyba złych ludzi wybieramy.

- No właśnie, czy my tego nie pilnujemy?

- Z tego chyba tak wynika. Nasze społeczeństwo jest zbyt słabe. Nie chodzimy nawet na wybory.

 

sonda39-4Witold - Czy nie wydaje się Panu, że bardzo często przepisy stanowione tutaj w mieście są głupie i bez sensu - mamy przykład, od nowego roku, zakaz użycia toreb plastykowych w Toronto. Takich spraw można wskazać więcej. Dlaczego się tak dzieje?

- Nie wiem, takie planowanie jest...

- A nie jest tak, że my za mało się tym interesujemy?

- Może za mało się interesuje odpowiednia jakaś komórka, która powinna to kontrolować.

- Czy nie my wszyscy powinniśmy się interesować?

- No dobrze, ale co my wszyscy możemy zrobić, do kogo się zwrócić?

- No przynajmniej wybierać kogoś odpowiedniego, interesować się, chodzić na wybory.

- Ja chodzę na wybory. Zawsze głosuję. To widać, jak w telewizji nadają te dyskusje z McCallion - mówię o Mississaudze. No to jest dobre, bo wtedy dociera to do głowy.

- Czyli środki przekazu powinny bardziej nagłaśniać te rzeczy?

- Tak.

Pejzaż medialny zmienia się z roku na rok...

piątek, 28 wrzesień 2012 11:20 Opublikowano w Wywiady

 


Premiera nowego programu IN[kul’tura] już w sobotę, 6 października 2012, o godz. 19.00 na OMNI.
IN[kul’tura] to nowy, cotygodniowy magazyn w języku polskim.
IN[kul’tura] będzie poszukiwaniem niezwykłości w codzienności, będzie wsłuchaniem się w opowieści i dyskusją o wspólnych sprawach. Film, słowo pisane, sztuka i muzyka poprowadzą widzów tam, gdzie powstaje kultura, tam gdzie określa naszą tożsamość i stawia przed nami zwierciadło. Kultura zawierająca więcej niż rozrywkę, będąca więcej niż dodatkiem.
IN[kul’tura] to polska historia, język i zwyczaj. To, czym się różnimy. Program będzie również dostępny w sieci...
Program przygotują i poprowadzą znane już z "Na luzie" i "Z ukosa" Agnieszka Kiesz, Ada Mlostek, Irmina Somers i Ania Piszczkiewicz.
W nowej formule "nie zmieścili się" Wojciech Śniegowski i Agata Pilitowska.


•••


Z producentem Dariuszem Bareckim o nowym polskim programie na kanale OMNI rozmawia Andrzej Kumor.


– Jaki będzie format nowego programu?


– Jest to jednogodzinny program, którego formuła jest rezultatem sondażu przeprowadzonego przez stację po tym, jak zlikwidowano wcześniejsze programy polskie.


– Program nazywa się in-kultura, dlaczego? Dlaczego tak, a nie, na przykład ,"Kalejdoskop polski"?


– Tłumacząc to trochę na około, wynik sondażu nasunął nam pomysł, że jest zapotrzebowanie na rzeczy, które dotyczą nas samych; w jaki sposób i gdzie żyjemy. Obejmuje to szerokie spektrum tematów.
Szliśmy drogą eliminacji od rzeczy, na które nie ma zapotrzebowania, które nie mieszczą się w nowym modelu mediów czy telewizji. Bo cały ten pejzaż medialny zmienia się z roku na rok. I tak, na przykład, okazuje się, że w cotygodniowym magazynie wiadomości nie są już tak ważnym elementem jak były 10 lat temu. Dyskusje nie są tak śledzone jak kiedyś, dlatego że ludzie korzystają z Internetu czy 50 innych kanałów telewizyjnych.
To, co w naszym przypadku jest unikalne, to właśnie nasze środowisko, nasz sposób widzenia świata.


– Będziecie pokazywać sprawy lokalne?


– Lokalne tutaj i te, które mają na nas wpływ z Polski, ale też z innych zakątków świata – to w jaki sposób kształtujemy nasz światopogląd. Żeby uniknąć formatu nadmiernie publicystycznego, który w jednej godzinie trudno zrobić atrakcyjnie, chociażby wizualnie.
Drogą eliminacji doszliśmy do czegoś, co miałoby szukać odpowiedzi na pytanie, co to jest kultura. Okazuje się, że kultura to nie jest definicja rozrywki, sztuki jako takiej, czy literatury; kultura to jest wszystko, co robimy.
Kultura to definicja, przy pomocy której określamy, czym się różnimy od innej osoby, innej grupy; to jest nasza tożsamość. Czyli kultura jest słowem równoważnym słowu toż-samość.
Ciekawe jest to, że kultura zawiera wszystkie dobre rzeczy, którymi chcemy się pochwalić, ale kultura zawiera też te rzeczy, które idą w parze z tymi szlachetnymi, a które są problematyczne czy dyskusyjne.
Kulturą jest zwykła praca, ale kulturą jest przeżycie, sposób, w jaki sobie radzimy z tragedią, w jaki dzielimy się mądrością. To jest część kultury.


– Kto będzie przygotowywał program, czy będą to osoby, które znamy z poprzednich programów polskich? Rozumiem, że ty jesteś główną osobą odpowiedzialną?


– Pracuję przy różnych programach, ale najbardziej leży mi na sercu polski program, bo jakże mogło być inaczej. Osoby, które pracują w nowym programie, były w poprzednim składzie. Zostały dobrane do tego, co nam zlecono.
Zobaczymy prawie te same twarze. Do grupy, która tworzyła "Na luzie", przybędzie Agnieszka Kiesz, która wniesie bardziej publicystyczny element, jaki mieliśmy w programie "Z ukosa".
Będziemy starali się zmieniać elementy programu i zmieniać osoby, które będą ich autorami. Będzie to wizualnie inny program.Tematy będą oscylowały...
Zdradzę, że pierwszy program będzie poświęcony w znacznej części polskiemu filmowi. Skończył się właśnie festiwal TIFF, który miał kilka polskich premier. Bardzo dobrych premier. Nie będzie to program o filmie, festiwalu, jako wydarzeniu, czerwony dywan, gwiazdy i tak dalej, ale chodzi o tematy, które ci filmowcy poruszają. Na przykład Andrzej Jakimowski zrobił film o ludziach niewidomych, który dzieje się w Portugalii, grają portugalscy aktorzy, jest to film zrobiony po angielsku. Można powiedzieć, to nie jest polski film, jest to temat widziany oczami polskiego reżysera – bardzo przejmujący obraz. Mamy coraz więcej właśnie takich koprodukcji czy produkcji za granicą. Coraz więcej reżyserów robi to, co Agnieszka Holland robiła od lat, co robił Roman Polański.


– Rozumiem, że to jest kultura z wyższej półki, a co z programami tożsamościowymi, o naszej historii, programami czy filmami, jakie przygotowuje na przykład IPN, które drugiemu czy trzeciemu pokoleniu Polaków pokazują, "skąd Polacy się wzięli, skąd przychodzą" – że tak to ujmę, pokazują naszą tożsamość?


– To jest kolejny ważny temat, o który chcielibyśmy zahaczyć. Programy będą tematyczne tylko ze względu na to, że jakiś temat przeważa w danym czasie, w danym tygodniu.
W naszym rozumieniu wszystko jest kulturą; praca w hucie jest kulturą, życie spędzone na roli jest kulturą. Ktoś kto ma warsztat czy wózek z hot dogami to też jest treść kultury i będziemy się starali do takich ludzi dotrzeć i ich zauważyć. Absolutnie nie ograniczać się do sławnych, znanych i takich, którzy są za cokolwiek podziwiani.


– Zacząłeś mówić o modułach programu, czy jest stała ramówka, od czego program będzie się zaczynał?


– To jest pierwsza rzecz, na którą zwróciliśmy uwagę. Powtarzalność, wchodzenie w rutynę nie jest odpowiednim podejściem. Tak jak zmienia się rzeczywistość, tak jak zmieniają się tematy, które się pojawiają, tak powinno zmieniać się zwracanie naszej uwagi na te tematy. Program będzie miał siedem segmentów. Będzie w nim kilka stałych elementów. Będą – wiadomo – rzeczy z naszego podwórka, będą ciekawostki z Polski, będzie jakiś tam teledysk, jakiś lżejszy element.


– Kto za to wszystko płaci, skąd pieniądze? Będą reklamy?


– To jest podstawa, i bez tego nie byłoby tego programu. Na tej podstawie są tutaj podejmowane decyzje. Jeżeli program zarabia, to istnieje, jeżeli nie zarabia, to go nie ma. Telewizja jest rzeczą kosztowną w produkcji. Reklamy, jak było poprzednio, tak i będą teraz.
Być może niektóre osoby tego nie wiedzą, a spotkałem się z przekonaniem, że nasza stacja dostaje finansowanie rządowe czy jakieś ulgi podatkowe. Nie ma nic takiego! Jest to po prostu okręt, który musi być szczelny, aby sam mógł pływać.


– Program finansowany jest w ramach koncernu Rogers?


– Nie jest finansowany; on musi na siebie zarabiać. Każdy program zależy od tego, jaka jest oglądalność, jakie jest zainteresowanie reklamodawców reklamowaniem się w polskim środowisku.
W tej chwili dla reklamodawców spoza środowiska polskiego jest to jedyny wehikuł, w którym mogą się ogłaszać, i muszę powiedzieć, że w tej chwili jest większe zainteresowanie spoza środowiska polonijnego. To trochę przykre, bo chodzi o to, byśmy to robili wspólnym wysiłkiem.
Na przykład magazyn "Na luzie", który już nie istnieje w tej chwili, w dużej części był finansowany przez reklamodawców, którym podobała się formuła; którzy może nie rozumieli języka i nie wiedzieli, o czym jest program, ale patrząc na niego, mówili, OK, to jest program, gdzie mogę włożyć swoją reklamę.


– Rynek etniczny jest doceniany przez ogłoszeniodawców?


– Absolutnie, to jest oczywiste, ale wybierają sobie te programy, które uważają, że będą dobrym nośnikiem.


– Kiedy zaczynacie?


– 6 października wieczorem.


– Będzie jakaś wielka inauguracja?


– Nie, po prostu od razu bierzemy się do roboty, bez wygłupów i szampanów.
Jednym z założeń tego programu jest eliminacja rzeczy zbędnych, ozdobników; po prostu idziemy do roboty.


– Program będzie w Internecie?


– Tak, nad tym pracujemy i mam nadzieję, że zdążymy. Program będzie na stronie internetowej OMNI. Na stronie znajdą się ogłoszenia o wydarzeniach kulturalnych, będą przez to bardziej kompletne. Nie będzie już tego wyścigu po ołówek, by spisać numer z ekranu. Wszystkie informacje będą tam umieszczone.


– Program będzie miał własną stronę?


– To będzie jedna ze stron stacji, ale będzie do niej bezpośrednie wejście. Będziemy w Facebooku, Twitterze, tak by mieć otwarte wszystkie kanały informacji. Prawdę mówiąc, przy tym ograniczeniu czasu, bo jednak straciliśmy 50 procent czasu antenowego, musimy się bardziej koncentrować na tym, co program zawiera, a jednocześnie, chcąc być obecnymi dłużej niż przez godzinę, musimy być obecni w sieci. W ten sposób program będzie żył przez tydzień, będziemy się starali zachowywać co bardziej interesujące rzeczy, by w sieci można było to oglądać.


– Trzymam kciuki i życzę powodzenia.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.