Czyli odpowiedź na pytanie, czy opłaca się wynajmować, jest raczej negatywna. Natomiast nie oznacza to, że wynajmowanie nie ma sensu. Ma ogromny sens, jak długo nasz dochód z wynajmowania jest równoważony wydatkami, które ponosimy.
W tym konkretnym przypadku ja bym radził sprzedać bliźniak i wykorzystać owe 550-600 tysięcy na „down payment” i kupić dom nawet do miliona dolarów. Dodatkowe 400.000 dol. pożyczki zostanie obsłużone poprzez dochód z wynajęcia. „Rent” za dom, który wart jest około 1 miliona dolarów, wyniesie na pewno około 3500 miesięcznie. Czyli wystarczy to na nowy „mortgage” oraz „property tax”. Plus jest taki, że kupujemy droższy i lepszy dom (wolno stojący). W tym momencie budujemy „equity” od znacznie wyższej sumy oraz od typu domu, który nabiera szybciej na wartości. Jak długo dochód z wynajmu jest równoważony wydatkami na pożyczkę oraz podatek od nieruchomości, dochód z wynajmowania jest jakby „zbalansowany” koniecznymi wydatkami. Czyli dochód nie będzie miał wpływu na nasz personalny „incom tax”.
Należy również pamiętać, że cały czas mówimy o „investment property”. Jest powszechnie wiadomo, że domy wolno stojące nabierają na wartości szybciej niż bliźniaki. Jeśli córka słuchacza pozostawiłaby bliźniak do wynajmowania i nabierałby on na wartości po 4 proc. w skali roku, to od 600.000 dol. przyrost wartości wyniósłby 24.000 dol. rocznie. Domy wolno stojące wzrosły w tym roku prawie od 8 do 10 proc. Przyrost wartości od 1 miliona wyniósł około 80.000, czyli prawie cztery razy więcej.
Ten manewr można powtarzać kilkakrotnie, kupując coraz droższe i lepsze domy, które tak naprawdę nie kosztują nas nic z własnej kieszeni.
Nasuwa się pytanie, czy opłaca się zadłużać, by kupować coraz droższy dom?
Oczywiście, że tak. Z tym że nie zawsze musi to być kupowanie coraz droższego domu. Czasami jest to kupno następnego lub następnych domów. Osobiście mam wielu klientów, którzy zaczęli od jednej „rental property”. Dziś mają ich wiele. Niektórzy 2 do 3, inni 5 i więcej. Kanada jest superkrajem dla imigrantów. Mamy przychylne banki, które bez większych problemów są gotowe pożyczyć pieniądze na „mortgage”, jak długo mamy 20 proc. „down”.
Ceny nieruchomości stale rosną, czyli nawet wynajęcie na tak zwane „break even” się opłaca, bo przyrost wartości na samej cenie zakupu jest i tak opłacalny.
Wiele osób zastanawia się, kiedy ceny spadną i czy to nastąpi szybko? Osobiście uważam, że nic (niestety) nie wskazuje na załamanie rynku w obrębie Greater Toronto Area. Brak terenów pod budowę nowych domów, tendencja, by nie dojeżdżać godzinami do pracy, napływ nowych imigrantów oraz napływ inwestorów – powodują, że nieruchomości rosną szybciej niż jakakolwiek inna inwestycja. Jednocześnie jest ona zabezpieczona aktem własności. Nie jest to fikcyjne zabezpieczenie, tak jak to ma miejsce w przypadku wielu spekulacyjnych inwestycji. Jest to faktyczne zabezpieczenie poprzez „real estate”.
Jak wiele razy pisałem, wielu z nas, kiedy spłaci dom, zaczyna „korzystać” z życia. To korzystanie polega najczęściej na wydawaniu wszelkich nadwyżek finansowych na takie rzeczy, jak samochody, podróże czy nowe meble. Nie ma w tym nic złego! Wszak życie nie polega tylko na gromadzeniu pieniędzy. Sam uważam, że trzeba mieć balans w życiu. Tylko koncentrowanie się na zarabianiu prowadzi często do frustracji. Natomiast „rental properties” mają ogromną zaletę. To nie my musimy zarabiać! To inni muszą zarabiać, by zapłacić za możliwość mieszkania w naszym domu. Przy odpowiednim zbilansowaniu dochodu z wynajmu oraz kosztów utrzymania „rental property” nie będą obciążały naszego budżetu rodzinnego. Nagle po kilkunastu latach, biorąc pod uwagę przyrost cen, okazuje się, że relatywnie mały „down payment” prowadzi do zbudowania „małej fortuny”.
Jest takie powiedzenie, że najtrudniej jest zarobić pierwszy milion. Dlatego „żartownisie” mówią – to zacznijmy od drugiego (będzie łatwiej). W rzeczywistości – kupno pierwszego domu jest najtrudniejsze. Kupno drugiego czy następnych jest zdecydowanie prostsze. Jeśli mamy spłacony dom, dysponujemy czymś, co po angielsku jest określane jako „equity” czy „collateral”. Pożyczenie 20 czy 40 proc. pod zastaw spłaconego domu jest bardzo łatwe. Wiele banków ma specjalne programy, które pozwalają pożyczyć 80 proc. wartości domów, gdy mamy 20 proc. na „down payment”. Kiedy mamy spłacony pierwszy dom – każdy bank pożyczy nam pod jego zastaw 20 proc. lub więcej (do 65 proc. wartości domu).
Plusem kupowania drugiego domu pod „rent” jest też fakt, że jest to rodzaj inwestycji łatwy do sprzedania. Kiedy włożymy pieniądze w inwestycje poza naszą kontrolą, może się okazać, że nigdy nie zobaczymy profitu czy naszych pieniędzy. Natomiast w przypadku „real estate” mamy pewną inwestycję, którą można zawsze spieniężyć!