Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Nieobecny Kanadyjczyk - Toyota land cruiser 2017
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiJeśli ktoś nie lubi podróbek i ceni sobie autentyczne samochody terenowe, dodatkowo zaś ma spore konto w banku, nie powinien dwa razy zastanawiać się nad wypróbowaniem toyoty land cruiser.
Dzisiejszy land cruiser co prawda w niczym nie przypomina pojazdów, jakie znamy z filmów o Elzie, lwicy z buszu, ale będziemy nim w stanie pokonywać podobne ostępy.
O ile zespół projektujący pierwowzór stawiał przede wszystkim na niezawodność, łatwy dostęp do wszystkich podzespołów i możliwość naprawy przy pomocy nieskomplikowanych narzędzi, to dzisiejsza toyota land cruiser przypomina raczej czołg na kółkach niż wojskowy łazik, który w latach 50. wszedł do produkcji, aby konkurować ze standardem wyznaczanym w tamtych czasach przez brytyjskiego land rovera.
Dzisiaj land cruiser to przede wszystkim luksus, w przypadku naszych amerykańskich wersji, prawdziwych entuzjastów survivalu może jednak odstręczać brak dieslowego motoru. Na wojnie, jak to na wojnie, diesel to podstawa – łatwiej go dostać i jest mniej palny. Last but not least ośmiocylindrowy benzynowy silnik cruisera i tak pije jak smok i oleju napędowego potrzebowałby mniej niż benzyny.
Mając do zaoferowania tyle wspaniałych rzeczy pod maską, styliści Toyoty zdecydowali się na klasyczny wygląd. Samochód mieści 8 osób, choć trzeci rząd foteli jest dla ludzi raczej mniejszej postury.
Toyota nie zapomniała o niczym i auto wiezie nas tak samo wygodnie górską drogą w Andach, jak po 401 w Toronto. Wyrafinowane zawieszenie – stabilizatory poprzeczne połączone z systemem hydraulicznym, z jednej strony zapewniają doskonałe trzymanie się nawierzchni, z drugiej komfortową jazdę w najtrudniejszym terenie.
381-konny ośmiocylindrowy silnik napędza cztery koła, z blokadą dyferencjału, pozwalając na dynamiczną autostradową jazdę tego trzytonowego kolosa i szus po błotach i bezdrożach, bez różnicy
Oczywiście, jak w każdym współczesnym samochodzie, zwłaszcza takim, za który trzeba wyłożyć ponad 85 tys. USD, mamy do dyspozycji pełną gamę elektronicznych gadżetów.
Jak państwo się domyślają – nie ma sensu ich opisywać, bo praktycznie są takie same we wszystkich modelach. Nie mamy za to wielkiego wyboru, jeśli chodzi o opcje, bo Toyota sprzedaje land cruisera w jednej wersji – możemy sobie wybrać co najwyżej kolor. 8-biegowa skrzynia biegów pozwala ograniczyć spalanie do 13 mpg (18,5 litra benzyny na sto km) w mieście i 18 mpg (14 litrów na 100 km) na trasie.
Solidna rama, wysokie zawieszenie, opcje wspomagające jazdę po wzniesieniach – wszystko to czyni z land cruisera jeden z najbardziej przystosowanych pojazdów do naszych kanadyjskich warunków, zwłaszcza na północy, w Albercie czy w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie nieasfaltowane drogi to normalka, tam taki kolos gwarantuje bezpieczeństwo.
Jest jednak jeden mały problem, land cruisera nie można kupić u dilerów Toyoty w Kanadzie. Koncern od kilku ładnych lat nie oferuje tego modelu w naszym kraju.
Po co więc o nim pisać? Otóż jest wyjście. Land cruisera, jeśli rzeczywiście przyciśnie nas żądza posiadania prywatnego czołgu, możemy sobie sprowadzić z USA na przykład przy pomocy http://www.toyota-land-cruiser.ca/ lub jakiegokolwiek innego importera. Dzięki temu będziemy posiadać samochód prawdziwie wyjątkowy, który nie dość, że da nam przyjemność posiadania czegoś z najwyższej półki, to pozwoli mieć pewność, że jeździmy czymś, z czym żaden sąsiad nie będzie w stanie się zmierzyć – SUV-em w Kanadzie nieobecnym, a jednocześnie czującym się tutaj jak ryba w wodzie. O czym Państwa zapewnia.
Wasz Sobiesław
– Teraz do waćpana, panie poruczniku!
Pan łowczy przerwał z pośpiechem:
– Co waćpan chcesz, panie Pawliku, znaleźć u żołnierza? Jeżeli ma kilka tynfów, czy i te już mu zabierzesz? Nie godzi się!
– Wielmożny pan już za sobą mówił, a panu porucznikowi Pan Bóg dał język – i do mnie obracając się:
– Czy pan masz pieniądze?
– Mam kilka złotych i oto one.
– A więcej nie masz przy sobie?
– Więcej nic.
– Niechże pan da na to słowo szlacheckie i żołnierskie, a ja wierzę – i podał mi rękę.
– Otoś mnie zagadł, panie Pawliku! To darmo. Bądź co bądź, a honoru nie splamię – i dobywszy trzosa: – Masz go waćpan; ale piekielną wyrządzasz mi krzywdę! To nie moje pieniądze: Rzeczypospolitej; a jakie ich było przeznaczenie, wszystko diabli porwali.
– Wybaczaj, panie poruczniku – powiedział Pawlik – każdy żyje ze swego: szlachcic z pańszczyzny, żołnierz z żołdu, Żyd z łokcia i kwaterki, a rozbójnik z tego, co mu Pan Bóg w cudzej kieszeni przyniesie. Bądź, panie, weselszej myśli, bo smutek szkody nie wróci. A wielmożny pan komisarz niech z Bogiem rusza nazad i moich ludzi tu odeszle. Tu, na tym samym miejscu, będzie ich czekał mój namiestnik; a jak była między nami przyjaźń, tak i będzie, póki mnie wielmożny pan znowu nie zaczepi, bo ja pewnie nie zacznę. Pana porucznika sam do Szyjeckiej Budy odprowadzę.
Ostatnie zawody PKZW
W sobotę, 21 stycznia 2017 r., na jeziorze St. John koło Orilli odbyły się zawody Polsko-Kanadyjskiego Związku Wędkarskiego w łowieniu szczupaków spod lodu. Były to ostatnie zawody pod patronatem PKZW. Nasz polonijny klub wędkarski, który został założony w 1991 r., oficjalnie zawiesił swoją działalność na czas nieokreślony.
W zawodach na jeziorze St. John uczestniczyło 20 wędkarzy. 13 wędkarzy złowiło łącznie 29 szczupaków. Zawody zorganizowane były na wyznaczonym obszarze bez używania namiotów. Grubość pokrywy lodowej na jeziorze wynosiła 9 cali.
Wszyscy wędkarze, którzy złowili ryby, otrzymali nagrody pieniężne w łącznej kwocie 870 dol. Stan konta PKZW po zawodach wynosi „0”. Kiełbaski, chleb i napoje sponsorował Mariusz Robak z Hamilton.
Dziękujemy serdecznie tym, którzy bezinteresownie poświęcali swój czas na działalność klubu – organizowanie zawodów, zebrań i pikników.
Podziękowania należą się również tym kolegom, którzy wiele razy sponsorowali nagrody rzeczowe na zawody lub przygotowywali coś do przegryzienia po zawodach – grochówki, bigosy i inne potrawy, oraz tym, którzy przez lata przywozili na każde zawody kiełbasę, chleb, napoje i taszczyli w swoim aucie cały sprzęt na grilla, czy też jeździli po puchary.
Strona www.pkzw.org jest opłacana obecnie prywatnie i będzie nadal działała.
Zdjęcia z zawodów: Waldemar Weselak
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=3696#sigProIdd64af01fde
Miętus na rekord
Olbrzymi miętus, ang. nazwa burbot lub ling, o wadze 17,95 lbs (8,145 kg). Ryba została złowiona w tym roku, była zważona na trzech zatwierdzonych wagach i czeka na zatwierdzenie jako nowy rekord Ontario. Ten miętus został wypuszczony z powrotem do wody.
Obecny rekord to miętus – 15,8 lbs, który pochodzi z 14 marca 2003 r. i został ustanowiony na Jessie Lake. 5 marca 2016 r., również na Jessie Lake położonym na północ od Thunder Bay, 18-letni wędkarz – Landan Brochu – złowił spod lodu miętusa, który ważył 16,8 lbs.
Wyniki zawodów na St. John:
Liczba ryb / Waga (kg)
1. Krzysztof Arsiuta 6 7,04
2. Edward Stenka 4 5,18
3. Bogumił Weselak 3 4,97
4. Roman Runo 3 4,94
5. Zdzisław Calik 3 4,12
6. Mariusz Robak 2 3,84
7. Bogusław Gradek 1 1,96
8. Marek Pastuszek 1 1,74
9. Wojciech Chańko 1 1,72
10. Wojciech Bak 2 1,28
11. Dariusz Hadziewicz 1 1,22
12. Ryszard Orłowski 1 0,80
. Waldemar Weselak 1 0,80
Jaki może być nowy rok w real estate (4/2017)
Napisane przez Maciek CzaplińskiJaki on będzie Nowy Rok 2017 w real estate? Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Ja też mogę tylko spekulować. Ale moim zdaniem, na pewno będzie to rok bardzo interesujący i trudny, który może przynieść sporo niespodzianek.
W tej chwili rynek jest niezwykle gorący i wyraźnie preferuje sprzedających. Każdy, nawet najmniej atrakcyjny dom czy condo sprzedają się zwykle za pełną cenę, a często znacznie powyżej, bo wszyscy kupujący płacą maksymalne ceny i w dodatku nie mają zwykle szansy na włożenie żadnych warunków. Ta sytuacja trwa od ponad roku i właściwie od dawna „wartość rynkowa” nieruchomości nie ma nic wspólnego z „realną wartością” nieruchomości.
O ile w przeszłości był czas na zastanowienie się, negocjację, czas na załatwienie pożyczki czy inspekcję domu – dziś to wszystko (jak na razie) należy do przeszłości. Dziś jedynym kryterium jest „KTO DA WIĘCEJ”. Jest to oczywiście niezdrowa sytuacja, która wcześniej niż później może zupełnie się odwrócić.
Wiele osób zastanawia się, z czego to wynika. Tani pieniądz? Ukryta inflacja? Spekulacja? Zagraniczni inwestorzy? Pewnie każdy z tych czynników w jakimś stopniu ma wpływ. Jedno jest pewne, że taka sytuacja może trwać, ale również może szybko zmienić się w przeciwnym kierunku. I o tym możemy się przekonać już bardzo szybko. Nie próbuję siać niepokoju, bo nadal uważam, że inwestycje w nieruchomości są długoterminowo bardzo bezpieczne, ale jedna karta, która pojawiła się na południe od nas, może wprowadzić trochę zamieszania. Myślę tu o nowym prezydencie USA – Donaldzie Trumpie. Z zainteresowaniem wsłuchuję się w pierwsze informacje dochodzące z Waszyngtonu i są one przynajmniej niepokojące. Tak naprawdę to cały świat nagle nie wie, na czym stoi. Oczywiście dla USA to może być znakomity prezydent, ale Kanada czy Meksyk czy szereg innych krajów może mieć poważne problemy ekonomiczne wynikające ze zmian w polityce gospodarczej i militarnej w USA.
Nie mówię, że należy panikować bo być może wszystko szybko wróci do normy. Również ci, którzy mają domy kupione dawno i dawno spłacone, też nie muszą się martwić, bo tak naprawdę, czy dom jest wart na papierze milion, czy 900.000, to i tak nie ma to znaczenia… ale z drugiej strony, jest to bardzo dobry moment dla tych, którzy są blisko emerytury, by pomyśleć o mniejszej ekspozycji do rynku i być może o tym, by „cash the investment” i kupić nieruchomość, którą będzie można utrzymać w każdej, nawet trudnej sytuacji. Niestety, wiąże się to najczęściej ze zmianą miejsca zamieszkania. Jak wiele razy mówiłem, dziś średni dom w Toronto jest wart blisko milion dolarów. Czyli zmiana domu w Toronto na mniejszy zwykle nie daje benefitu oszczędności. Ale jak sprzedamy dom w Toronto i kupimy dom w Guelph czy St. Catharines, gdzie ceny są o 60 procent niższe – efekt będzie właściwy. Dla tych, którzy mają domy spłacone, oznacza to, że będą oni mieli dom bez długu i sporo „kasy” w banku. Dla tych, którzy kupili domy 4-5 lat temu z 5 procent wpłaty – może to być szansa, by spłacić mortgage i być bez długu.
Zrozumiałe jest, że wiele osób, myśląc o zmianie większego domu na mniejszy (downsizing), odkłada tę decyzję do czasu przejścia na emeryturę. Głównym powodem odkładania decyzji o zamianie domu do czasu przejścia na emeryturę jest nasza działalność zawodowa. Jeśli mamy na przykład do emerytury jeszcze 10 lat, ale w głębi serca tak naprawdę widzimy siebie mieszkających na emeryturze na przykład w Wasaga Beach, to czekanie z decyzją kupna domu „do czasu emerytury” może być bardzo kosztowne.
Zakładając, że rynek nieruchomości nie będzie stał w miejscu i ceny poza GTA będą wzrastały po 4 procent w skali roku (bardzo skromne założenie), to po 10 latach dom, który obecnie kosztuje 400.000 dolarów, będzie kosztował o ponad 40 proc. więcej, czyli około 560.000 dolarów. Powstaje pytanie – czy lepiej go kupić teraz, by „zarezerwować” sobie cenę, czy czekać z zakupem przez 10 lat? Odpowiedź nie jest trudna (mam nadzieję).
Istotne jest też, że dom, który mamy w Toronto, też będzie szedł w górę. Przy średnim wzroście cen w Metro na poziomie 6 procent w skali roku i średniej cenie domu przynajmniej 700.000 dolarów, po 10 latach dom taki powinien być wart ponad 60 procent więcej, czyli około. 1.120.000 dolarów. Zakładając, że dom w Toronto jest spłacony, różnica, jaka nam pozostanie w kieszeni pomiędzy „typowym downsizing”, kiedy dom kupujemy dopiero w chwili przejścia na emeryturę, a „advanced downsizing”, kiedy kupujemy drugi dom (na emeryturę) o 10 lat wcześniej, będzie bardzo znacząca. Zaletą takiego zakupu z wyprzedzeniem jest fakt, że kupujemy go już teraz znacznie taniej, niż będzie on kosztował za 10 lat – w związku z czym gwarantujemy sobie znacznie lepszą cenę i znacznie lepszy start w chwili przejścia na emeryturę. Ten drugi dom, jeśli będzie wynajmowany, będzie przynajmniej w połowie spłacony.
Jeśli ktoś ma na tyle pieniędzy, że drugi dom może kupić za gotówkę, ma dwie opcje. Jeśli chce, może ten dom wynająć i mieć dodatkowy dochód, który można przeznaczyć na wiele rzeczy, od podróży zaczynając. Można też taki dom kupić w takich miejscach, jak Wasaga Beach. W tym momencie może on spełniać rolę rodzinnego cottage’u albo można go częściowo wynajmować dla turystów na tygodnie za znaczne pieniądze.
Maciek Czapliński
905-278-0007
Jak to się robi, żeby świetnie wyglądać? - Z Pawłem Przedlackim, legendą polskiej kulturystyki, rozmawia Andrzej Kumor
Napisał Andrzej KumorAndrzej Kumor: Po pierwsze, gratuluję sukcesów. Z tym sportem, z kulturystyką, jest związane całe Twoje życie, od najmłodszych lat ćwiczysz. Stąd pierwsze proste pytanie, po co to się robi, przecież są inne sporty? Czy tu liczy się tylko sprawa wizerunkowa, czy jest coś jeszcze?
Paweł Przedlacki: Założenie mojego taty, który wprowadził mnie w arkana tego sportu – może nie tego sportu, w ogóle ćwiczeń na sylwetkę, żeby być silnym, sprawnym, dobrze zbudowanym – założeniem było właśnie to, aby w przyszłości być może kulturystyka stała się sposobem na życie. Tak że od dziewiątego roku życia tę dyscyplinę życia uprawiam.
Jak już powiedziałem, wprowadził mnie do niej mój tata, który mi zrobił pierwsze hantle, półkilogramowe – w sprzedaży były tylko kilogramowe, lżejszych nie było, tak więc on mi zrobił to na zamówienie w swoim miejscu pracy. I zacząłem ćwiczyć w domu. Później, mając piętnaście lat, poszedłem w ślady w swoich rówieśników i zacząłem ćwiczyć w klubie, w „Herkulesie” na Saskiej Kępie. Oczywiście treningi były płatne, pamiętam sto złotych za miesiąc. Po roku, kiedy trenowałem dość intensywnie, trzy razy w tygodniu, zmieniłem barwy, ale tylko po to, aby uniknąć opłat. W zamian za to byłem związany ustnym kontraktem, że będę reprezentował barwy „Błyskawicy”. To było Ognisko TKKF w Warszawie. I zacząłem trenować w tym Ognisku już bez ograniczeń, mogłem ćwiczyć codziennie, ile chciałem, ale musiałem startować w zawodach. I pierwsze zawody to były mistrzostwa „Błyskawicy”, mistrzostwa tego ośrodka, miałem wtedy 16 lat. Później przyszły pierwsze mistrzostwa Polski juniorów, gdzie zająłem piąte miejsce, niefortunnie dosyć, bo byłem przygotowany na drugie, ale spaliłem bój wyciskanie leżąc. Wtedy były jeszcze różne konkurencje siłowe.
Pytałeś mnie, po co to się robi. Ja myślę, że właśnie ze względu na te trzy przymiotniki czy rzeczowniki: być dobrze zbudowanym, czyli budowa, sylwetka, sprawność zdrowie, no i styl życia. Mnie się to jako styl życia udało uzyskać.
Co teraz robisz, jak żyjesz w Kanadzie? W Polsce byłeś legendą, doszedłeś na najwyższy pułap tego sportu, co Cię skłoniło do wyjazdu?
Jak wszystkich wyjeżdżających z Polski w owym czasie – to były jeszcze czasy PRL-u – za chlebem i za lepszą przyszłością. Każdy miał jakąś wizję lepszego Zachodu. Może teraz, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że była to trochę wypaczona wizja, bo na tym Zachodzie nie jest tak słodko, nie jest tak pięknie, i niektórzy nawet ze łzą w oku wspominają czasy PRL-u, kiedy pewne aspekty życia bardziej mi się podobały niż teraz w kapitalizmie. Chociaż nie zamieniłbym teraz miejsca zamieszkania, po prostu się przyzwyczaiłem, starych rzeczy się podobno nie przesadza już.
No ale człowiek zazwyczaj wspomina z sentymentem młodość i to też jest jedna z przyczyn.
Tak, wspominam młodość, z sentymentem, ale również nie narzekam na tę drugą część życia, tzw. jesień życia. Uważam, że życie może być piękne w każdym wieku.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=3696#sigProId5f1f52903b
Jak na jesień życia – nie wiem, czy to dobry komplement – świetnie wyglądasz. Jak to się robi?
Właśnie tak się robi, żeby regularnie uprawiać ćwiczenia siłowe. Uważam, że ćwiczenia na sylwetkę, ćwiczenia na maszynach, ćwiczenia na wolnych ciężarach – niektórzy się śmieją z tego, że to jest pompowanie – właśnie pompowanie, pompowanie mięśni krwią. Na czym to polega? Na tym to polega, że skóra jest masowana od wewnątrz, przez mięśnie, jest nawilżana przez pot. Mimika twarzy – kiedy się robi ćwiczenia fizyczne, również zaczyna pracować, tak że zmarszczki się nie tworzą tak szybko. Ten czas jakoś udaje się zwolnić. Zatrzymać się go nie da, ale spowolnić się go jednak udaje.
Tak że dla mnie opuszczenie jakiegoś treningu czy dłuższa przerwa niż tydzień – dwa tygodnie, bo takie przerwy są nieraz wskazane, żeby odpocząć od żelaza, to jest tak... można to porównać z nieumyciem zębów rano, źle się czuję. Nie wyobrażam sobie, żeby nie można było się ruszać, żeby nie można było uprawiać ćwiczeń, żeby nic nie robić, żeby się trochę spocić, żeby się trochę zmęczyć. Żeby zasłużyć na jedzenie, muszę coś zrobić, spalić jakieś kalorie, wtedy się mogę najeść. Zresztą ja cały czas jestem na swojej diecie.
Mówmy więc o tych tajemnicach.
Na tajemnice to za mało czasu, bo żeby mówić o tajemnicach, trzeba by było osobnego programu i trzech godzin monologu, nie dialogu. W tej chwili z tobą to jest dialog. Ale tak z grubsza, to moja dieta opiera się na zdrowej żywności. Nie przejadam się, jem zawsze z umiarem, według przykazań. Tak że zarówno picie, jak i jedzenie jest pod kontrolą. To weszło mi tak w krew, że się tym absolutnie nie przejmuję i nie męczę, nie muszę o tym myśleć. Jem, kiedy mam apetyt, kiedy mi się chce jeść. Mnie nikt nie zmusi do najwspanialszego posiłku, do najwspanialszych rarytasów, żebym coś zjadł, jak nie mam ochoty, kiedy nie jestem głodny.
Są pewne pokarmy, które trzeba ograniczać, których właściwie nie można jeść, nawet nie powinno się jeść, ze względu na duże zanieczyszczenie chemiczne, na paskudne chemikalia, którymi są specjalnie nasycane produkty, żeby pobudzić łaknienie, żeby człowiek jeszcze więcej jadł, jeszcze większy miał apetyt.
Ludzie mówią o MSG, które wstrzymuje wydzielanie insuliny...
Tak, dokładnie. Insulinę potrafi stymulować wiele czynników, nie tylko MSG, które, uważam, że jest jednym z trzech głównych powodów złego samopoczucia i chorób u ludzi. Bo to jest tzw. cichy zabójca. MSG, czyli glutaminian sodu. Później fluor; fluor jest wszędzie, w paście do zębów, a przede wszystkim w wodzie, i nie tylko w paście, ale i w innych produktach. Trzecia rzecz to jest aspartam, słodzik, którym słodzone są wszelkie produkty, wszelkie wypieki, wszelkie czy to dżemy, czy marmolady, czy również inne produkty.
Żeby ograniczyć w nich liczbę kalorii.
Żeby niby ograniczyć liczbę kalorii, ale to się pozornie ogranicza, bo potem jest zwiększone łaknienie.
Mówimy o zdrowym odżywaniu się itd., a co z dodatkami? Bo ludzie mówią, że taki człowiek jak Ty, i wielu ludzi, którzy tutaj pompują wokół nas, biorą jakieś dodatki. Czy Ty polecasz dodatki?
Nie. To jest mit, te dodatki, proteiny, aminokwasy, witaminy sztuczne, sole mineralne. Wydaje mi się, że to jest w pół procent pomocne, nie więcej, ponieważ to jest mit. Jak to się nieraz troszeczkę sarkastycznie odzywam do ćwiczących tutaj, młodszych, którzy w szatni dolewają sobie, miksują sobie jakieś mikstury: O, miracle powder. Ja w to już po prostu nie wierzę. Przeszedłem to w PRL-u, płaciłem za to dużo pieniędzy, żeby mieć jakąś proteinę, jedną pastylkę dzieliło się na cztery. Na pewno to działało na zasadzie placebo, na zasadzie jakiegoś stymulanta psychicznego. Taka jest prawda.
Czyli generalnie zdrowe życie?
Zdrowie życie. Wolę zjeść dobrej jakości befsztyk, smaczny, niż jakieś dodatki, kreatynę, która rujnuje nerki.
Robi wodę...
Tak. Kreatyna jest w mięsie, po co mi jeść jakąś sztuczną kreatynę, kiedy mam mięso. Po co mi jeść na przykład proteinę zrobioną z serwatki, kiedy serwatka jest produktem ubocznym przy produkcji wszelkich wyrobów mlecznych. Kiedyś serwatka była wylewana na polach. Ktoś tam pomyślał i ją sprzedaje za 40 dol. za puszkę, odwodnioną serwatkę, która zostaje później spożywana, mieszana z powrotem z wodą. Wolę sobie zrobić naturalny kefir. Sam robię kefir, z grzyba tybetańskiego na przykład. Pyszny, smaczny, ma jeszcze więcej proteiny niż ta proteina serwatkowa, bo przecież to też jest płyn, nie będzie się jadło proszku i popijało wodą, tylko je się rozwodnioną. Tak samo kefir jest naturalnym płynem. Poza tym probiotyki, bakterie. Tak że uważam, że te wszystkie dodatki są niepotrzebne, wręcz szkodzą. Spowalniają metabolizm – człowiek je dodatki, a poza tym je normalne jedzenie, i to jest takie dublowanie diety. Niepotrzebna liczba kalorii, bo w tych dodatkach są też kalorie, proteina. Czy napoje energetyczne – to jest w ogóle tragedia. One są nasycane również glukozo-fruktozą, czyli cukrem prostym, przeważnie z kukurydzy, soi, która jest niezdrowa ogólnie. To jest propaganda, tego się nie powinno jeść. Tych produktów, które są robione masowo, które ludzie na co dzień jedzą – ryż, ziemniaki, soja, kukurydza – raz, że one są w tej chwili genetycznie manipulowane, a poza tym, żeby się nie psuły, dodawane są dodatki. Do mąki są dodawane dodatki, różne konserwanty itd., które później spożywamy. I później się robi rak.
Czyli zdrowe życie to jest podstawa, a później dopiero budowanie mięśni?
To idzie jedno z drugim, bo gdy człowiek ma ochotę do ruchu, gdy nie jest zmęczony, ma jeszcze jakieś rezerwy kaloryczne dla zdrowego ruchu, dla kontrolowanego ruchu – bo co innego jest iść na zakupy i dźwigać siatki, też się zmęczysz, ale co innego jest iść sobie i relaksować się długim spacerem, takim spacerem bardzo intensywnym, to jest zupełnie inna historia. To jest relaksujące, poza tym to jest zdrowe, nie ma stresu. To bym polecał.
Zawsze z koszulką „Polska” na piersi?
Nie zawsze, jak widzisz, ale mam takie koszulki.
Wiem, że kibicujesz narodowcom w Polsce...
Wkraczamy teraz na temat, po którym trzeba stąpać jak po kruchym lodzie, to jest polityka. Tak, nie ukrywam, że jestem pronarodowy, pronarodowościowy, tak że kibicuję wszelkim frakcjom, które mają w sercu Honor, Ojczyznę, i są patriotycznymi frakcjami, służą Polakom, nie jakimś innym narodowościom, które zamieszkują Polskę czy są powiązane z nami jakimiś umowami międzynarodowymi. Tak że mam takie koszulki, gdzie jest napisane po angielsku „Polish Power” – dzisiaj jej nie założyłem, bo chciałem pokazać ćwiczenia, które demonstrowałem wcześniej – ewentualnie druga koszulka, na której jest napisane „I am Polish and proud of it”.
Nie odpowiedziałeś jeszcze na pytanie, co tutaj robisz, czym się zajmujesz?
W tej chwili jestem na emeryturze, ale pracuję, w dalszym ciągu zajmuję się ćwiczeniami, ćwiczę z młodymi, starszymi, w różnym wieku. Z kobietami, dziećmi, mężczyznami i różnej narodowości. Układam im treningi, układam im plany dietetyczne. Kiedyś również robiłem masaże, ale teraz zaprzestałem. Jeżeli ktoś się bardzo uprze i chce jakichś suplementów, dodatkowych substancji, to pomagam wybrać. Polecam, nawet podpowiadam, bo są takie substancje, które można brać ze względów, tak jak powiedziałem, psychologicznych. Jedna witamina multi nie zaszkodzi, jeśli się ją bierze. Albo się przyswoi, albo się nie przyswoi, ale musi być baza naturalna. Na przykład mój lunch składa się tylko z owoców, to jest półtora kilograma owoców, różnych. Może przesadziłem, ale kilogram na pewno. Są to w tej chwili owoce południowe, bo jest zima.
Czy jeszcze można się do Ciebie zgłosić?
Trenuję w tej chwili w dwóch ośrodkach, w dwóch „gymach”. Ten „gym” to jest „Xtreme Couture”, mieści się na Kipling i North Queen, tel. (416) 503-1600. Drugi „gym” to jest 2100 Bloor, nazywa się „System Fitness”.
Tak że drodzy rodacy, zapraszam, jeżeli chcecie jakichkolwiek porad, oczywiście bezpłatnych całkowicie, jako rodak, mogę być zaangażowany w wasz trening i pomóc wam.
To świetna oferta.
Proszę dzwonić do mnie na telefon klubów, można mnie znaleźć w Internecie, żaden problem mnie odnaleźć.
Na koniec porozmawiajmy jeszcze o tych mistrzostwach świata, w których zająłeś drugie miejsce.
Liczyłem na pierwsze, ale nie udało się. No, może następnym razem, choć następnego razu może nie być, jeżeli chodzi o tę kategorię, powyżej 65 lat, ponieważ doszły mnie słuchy, że chcą ją zlikwidować. Najbliższa mi kategoria będzie powyżej 50 lat, to jest duża różnica w tym wieku. Ale zobaczymy. Może w tym roku jesienią się odezwę, może w przyszłym roku. Uważam, że jeszcze nie muszę się tak bardzo spieszyć.
Gratulujemy i dziękujemy bardzo.
Indie, Bhutan i Andamany. Piękno kontrastów
Napisane przez Maciek CzaplińskiNa przełomie grudnia i stycznia 2017 roku, wraz z grupą innych podróżników, mieliśmy okazję odwiedzić dla nas nowe trzy kraje. Podróż, trwająca prawie trzy tygodnie, obejmowała Indie, Bhutan oraz Andaman Islands (wyspy w Zatoce Bengalskiej).
Była to relatywnie krótka podróż i oczywiście, nie uzurpuję sobie prawa do dogłębnej oceny odwiedzonych krajów, ale pewne uwagi są zapewne godne podzielenia się nimi.
Najpierw Indie. Ogromny kraj, powierzchniowo 10 razy większy niż Polska, ale 3 razy mniejszy niż Kanada. Populacja 1,25 miliarda, czyli 32 razy więcej niż Polska czy Kanada. I to się odczuwa w każdym miejscu. Kraj nieprawdopodobnych kontrastów. Średnie PKB na osobę to 1500 dol. na rok, z tym że z całą pewnością połowa społeczeństwa jest zdecydowanie poniżej tej sumy i żyje pewnie za dolara (o ile) dziennie. Miałem wrażenie, że przynajmniej 10 proc. (ponad 120 milionów) ludzi żyje na ulicy i nie ma kompletnie nic! Czyli brakuje im nie tylko dachu nad głową, mebli czy samochodu (to co my uznajemy za rzeczy oczywiste). „Nic” w tym wypadku oznacza, że żyją oni w najlepszym razie pod kawałkiem dykty z miską na ryż jako jedynym majątkiem i szmatą na plecach i głowie.
Czy pobyt bez wizy wyklucza pobyt stały?
Napisane przez Izabela EmbaloTo pytanie często jest mi zadawane na konsultacjach, a zatem warto napisać o sytuacji osób, które pozostały już w Kanadzie bez ważnej wizy.
Oczywiście, zawsze należy przeanalizować indywidualną sytuację imigranta, ale ogólnie informuję, że pobyt bez statusu nie wyklucza otrzymania pobytu stałego. Wielu moich klientów, którzy przebywali w Kanadzie bez dokumentów, otrzymało pobyt stały.
Sytuacja pozostania bez ważnej wizy może natomiast pomniejszać szansę na korzystanie z niektórych programów pobytowych, zwłaszcza w programach ekonomicznych. Niektóre bowiem programy imigracyjne wymagają, by osoba starająca się o pobyt podtrzymała legalny imigracyjny status, podobnie członkowie rodziny, nielegalność pobytu małżonka może bowiem wpłynąć na decyzję pobytową głównego wnioskodawcy.
Przykładem może być na przykład program nominacji prowincji Ontario lub program dla opiekunek.
Osoby „nielegalne” mogą natomiast skorzystać z programu imigracyjnego „zasiedlenia”, mają też duże szanse, jeśli w Kanadzie wychowują lub posiadają dziecko/dzieci czy są sponsorowani w programie łączenia rodzin. Tu nie jest istotne, czy posiadają ważną wizę, urząd bowiem analizuje inne czynniki wpływające na ostateczną decyzję.
Proszę też pamiętać, że osoby, które straciły status imigracyjny, mogą ubiegać się o przywrócenie imigracyjnego pobytu czasowego podaniem o restaurację wizy, ale można to zrobić w terminie do 90 dni od dnia stracenia statusu, i liczy się tu albo data wygaśnięcia wizy, albo data decyzji negatywnej, jeśli ktoś taką otrzymał.
W niektórych przypadkach, jeśli minęło 90 dni, można wystąpić o tak zwane pozwolenie na zamieszkanie w Kanadzie (temporary resident permit), ale muszą zaistnieć określone okoliczności, by taki permit uzyskać. Najczęściej urząd przyznaje takie pozwolenie, jeśli ktoś nie otrzymał pobytu stałego tylko ze względu na posiadanie np. rekordu kryminalnego lub jeśli nie przeszedł pozytywnie badań medycznych.
Sytuacje osób „nieudokumentowanych” są niekiedy skomplikowane, gdyż taka osoba może posiadać zaoczny nakaz deportacyjny, dlatego należy skonsultować się z doświadczonym, licencjonowanym specjalistą prawa, by uzyskać fachową poradę.
Podpowiedzi znajomych, rodziny nie zawsze są trafne na przykład tylko dlatego, że kanadyjskie prawo imigracyjne nieustannie się zmienia.
Izabela Embalo
licencjonowany doradca imigracyjny
OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJą DO KANADY PROSIMY O KONTAKT:
TEL/TEXT: 416 515 2022,
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
WWW.EMIGRACJAKANADA.NET
Z DUŻYM SUKCESEM POMOGLIŚMY SETKOM POLSKICH IMIGRANTóW OSIEDLIć SIę NA STAŁE W KANADZIE. DZIAŁAMY OD 1998 ROKU.
Wieczór tamilsko-polski w Centrum Kultury im. Jana Pawła II w Mississaudze
Napisane przez akCzęsto w Polsce i poza nią oskarża się Polaków o ksenofobię, zaściankowość, rasizm, tymczasem prawda jest taka, że dziesiątki tysięcy Polaków, pracując w krajach Trzeciego Świata, pomagało ludom wszystkich wyznań i ras, niosło oświatę, opiekę zdrowotną, miłość i życzliwość. Nieopisana do tej pory epopeja polskich misjonarzy, synów i córek polskiej ziemi, powinna służyć za inspirację oddania i poświęcenia życia dla wyższych wartości. Oni byli i wciąż są niepisanymi ambasadorami polskości, to ich kontakty stanowią olbrzymi niewykorzystany potencjał dla stosunków politycznych i gospodarczych.
Polacy, w Afryce, w Ameryce Południowej, w Azji, ludzie, którzy z poświęceniem i oddaniem nieśli nadzieję wielkiej rodzinie ludzkiej, pozostają do dzisiaj w Polsce nieznani. A to właśnie ich losy i postawa są wielką spuścizną naszego narodu, o nich powinien wiedzieć każdy młody Polak. Tymczasem paradoksalnie, ci wielcy Polacy bardziej znani są poza Polską niż w kraju. No bo kto słyszał o franciszkaninie Zenonie Żebrowskim, którego Japończycy traktowali z wielkim szacunkiem, który przeżywszy w Nagasaki eksplozję bomby atomowej, niósł pomoc tamtejszym sierotom? A brat Zenon odegrał rolę pomostu w kontaktach między Japonią i Polską. Jego ofiarna służba została doceniona przez władze państwowe Japonii. Blisko pięćdziesięcioletnia działalność charytatywna, a szczególnie uwrażliwienie na ludzką krzywdę, zyskała mu wielkie uznanie, które przełożyło się na życzliwość społeczeństwa Kraju Kwitnącej Wiśni wobec wszystkich Polaków. Brat Zenon jest patronem kilku szkół, o jego barwnym życiu napisano książki, wystawiono musical, powstały filmy. Ogromne wysiłki brata Zenona nie pozostały bezowocne również dla sprawy wiary. Własnym przykładem przekonał wielu Japończyków do przyjęcia chrztu – czytamy na stronach zakonu franciszkańskiego.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=3696#sigProIda724e67bc9
Kto słyszał o zmarłym w tym samym roku 1982 o. Andrzeju Cierpce – oblacie uwielbianym przez tamilskich wieśniaków i rybaków, za którego sprawą budowano drogi, mosty, elektryfikowano wsie; którego pamięć do dzisiaj żywa jest na Sri Lance wśród Tamilów?
Przywracajmy pamięć o tych wielkich ludziach, mamy skarb, więc warto z niego korzystać.
Dlatego dobrze się stało, że za sprawą ks. o. Filipa Krauzego w deszczowy piątkowy wieczór mieliśmy okazję obejrzeć trzy filmy o Tamilach na Sri Lance – „Jaffna yesterday, today and tomorrow”, mieszkającego w Norwegii Sivaharana Rajkumara, oraz dwa obrazy sfinansowane przez Fundację Globalna Wioska „Cierpkapuram – friendship story” oraz „People of the sea, work and prayer” zrealizowane przez panią Renatę Kołacz; że mogliśmy poznać przedstawicieli tamilskiej tutejszej diaspory – największej na świecie. Wbrew pozorom z Tamilami, jak z każdym innym uciskanym narodem, łączy nas, Polaków, bardzo wiele.
Z wielkim wzruszeniem słuchaliśmy kierowanych do nas słów wdzięczności – że nasz naród dał im, Tamilom, „takiego pasterza”, księdza, o którym pamięć trwa w społeczności tamilskiej po dziś dzień; po którym do dzisiaj bije ufundowany i wykonany dzwon dla miejscowego kościoła. Globalizacja jest faktem, nie da się jej zatrzymać, nasi polscy misjonarze pokazali, że jedyna droga do globalnego świata wiedzie poprzez okazywanie szacunku i miłości poszczególnym, oddzielnym narodom w duchu wartości, które legły u podstaw naszej cywilizacji, w duchu chrześcijaństwa.
Historia o. Andrzeja Cierpki OMI stanowi pomost między obu naszymi narodami; pomost, zaczyn przyjaźni, która, miejmy nadzieję, wyda jeszcze owoce w przyszłości, w świecie, w którym coraz większego znaczenia nabiera obszar Azji.
„Ojciec Andrzej Cierpka pracował kolejno w sześciu placówkach misyjnych. Najpierw w Mullaitivu, potem w Arippu i Point Pedro. Dwanaście lat spędził w Dżafnie. Na ostatnie dwadzieścia lat związał się z placówkami w Pallimunai i Thalvupadu. Przez cały czas pracował wśród Tamilów, którzy uważani byli za obywateli drugiej klasy. Największą inwestycją było wybudowanie przez niego w Thalvupadu całego osiedla, które przez wdzięcznych mu ludzi zostało nazwane Cierpkapuram (osiedle Cierpki). Załatwiał wiele spraw gospodarczych i administracyjnych. W związku z tym częściej widziało się go na motocyklu, a rzadziej przy stole. W wolnych chwilach zajmował się pszczelarstwem. Miał też fuzję i dla rozrywki chodził na polowania…”. – czytamy w http://wlkp24.info.
Podczas piątkowego spotkania można było spróbować – tamilskich potraw, a wieczór zakończył pokaz tańca.
Co było smutne? Brak jakichkolwiek przedstawicieli naszych tutejszych organizacji polonijnych, przybyłych Polaków można było policzyć na palcach jednej ręki. Szczęśliwie sytuację ratowała nieco obecność konsula generalnego w Toronto Grzegorza Morawskiego.
Przegląd tygodnia, piątek 27 stycznia 2017
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakWreszcie coś sensownego
Toronto Szef miejskiej komisji budżetowej Gary Crawford mówi, że Toronto powinno w ciągu najbliższych 3 lat zwolnić 10 proc. kadry menedżerskiej średniego szczebla, a zwiększyć wydatki na rzecz biura audytora generalnego, by pani audytor Beverly Romeo-Beehler mogła bardziej efektywnie szukać oszczędności i wnikliwie analizować wydatki miasta. Budżet audytora miałby wzrosnąć o milion dolarów przez najbliższe 3 lata.
Crawford nie wymienił wydziałów, w których jego zdaniem redukcja kadry jest najbardziej potrzebna.
Leniwe grube koty?
Mississauga Posłowie prowincyjni i federalni z regionu Peel są zbyt bierni, bardziej interesują się swoją karierą niż pomocą regionowi, z którego się wywodzą, stwierdziła radna Carolyn Parrish podczas posiedzenia regionalnej komisji ds. integralności systemu opieki medycznej. Wcześniej członkowie komisji zapoznali się z raportami dotyczącymi funkcjonowania lokalnej służby zdrowia i finansowania, które nie wystarcza, by sprostać rosnącym potrzebom.
Radna Pat Saito dodała, że region zmierza donikąd, bo posłowie nie dbają o jego interesy. Tymczasem Peel od lat domaga się aktualizacji algorytmów, według których są rozdzielane fundusze na służbę zdrowia. Władza na wyższych szczeblach zdaje się nie zauważać zmian demograficznych, jakie nastąpiły w Peel w ciągu ostatnich 25 lat. Radna z Brampton Elaine Moore ocenia, że region był zbyt miły i uprzejmy, i po prostu za słabo domagał się uwagi swoich przedstawicieli w Izbie Gmin i na Queen’s Park.
Komisja postanowiła zwrócić się do rady regionu z wnioskiem o zorganizowanie spotkania władz lokalnych regionu 905 w celu przedyskutowania problemu braku należytego finansowania oraz spotkania z posłami.