Gdy szóstego stycznia wyruszyliśmy z Toronto, prognoza zapowiadała siarczysty mróz, około minus 26 stopni. Mieliśmy obawy jak przy takiej niskiej temperaturze spisze się nasz 16-to letni już samochód i w jakim stanie będą lokalne drogi, jako że Silent Lake jest położone przy drodze 28, na uboczu głównych arterii. Gdy stanęliśmy na kawę w jakiejś małej miejscowości. dowiedzieliśmy się, że temperatura była tu dokładnie -26 a z “wind chill” aż -35! Brrrr! chyba to wieloletni rekord zimowy!
Niemniej wszystko poszło gładko i już o 13-ej zameldowaliśmy się w nowo wybudowanym “entry office”.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/9833-jurta#sigProId5291174ca2
Park ten dysponuje 10-cioma jurtami, ale tylko trzy są zelektryfikowane i z bezpośrednim dojazdem. Do pozostałych siedmiu bagaż trzeba donieść lub dowieźć sankami. Nasza jurta nr.103 posiada po dwie dwuosobowe prycze z górną jednoosobową co daje spanie dla sześciu zaprzyjaźnionych osób. Jest dobrze działający gazowy kominek, zsynchronizowany grzejnikami elektrycznymi i możliwością regulowania temperatury. Pozostałe jurty mają ogrzewanie piecem na drewno, co wymaga nocnych dyżurów. Koszt tej jurty to około 200 dolarów, co w rozbiciu na 6 osób jest bardzo ekonomiczne. My byliśmy tylko we dwójkę więc trochę nas to kosztowało, ale taka już jest tradycja “kolibiarzy”.
Mimo nadal srogiego mrozu, robimy krótką rekonesansową wycieczkę na nartach i potem rzecz jasna rozniecamy miłe ognisko. Tak zimno, że aż drzewa trzeszczą od mrozu, ale wtedy jeszcze bardziej smakuje pachnąca dymem kiełbaska, popłukana gorącą “wzmocnioną góralską” herbatką. Pomiędzy konarami drzew, na bezchmurnym firmamencie pokazują jaskrawo tu świecące gwiazdy i takiego widoku nie uświadczysz w aglomeracji miejskiej. Tu się po prostu inaczej oddycha! Jest idealna cisza. Czasem trzaśnie jakaś gałąź.Brak wiatru i idący prosto w górę dym z ogniska zwiastują dobrą pogodę na jutro.
Nazajutrz dobrze wypoczęci wyruszamy na 6-cio kilometrowy szlak narciarski “Red loop”. Teren z niewielkim górkami. Są tutaj 4 trasy narciarstwa przełajowego a najdłuższa to 19-to kilometrowa trasa dla osób doświadczonych z dobrą kondycją.W relaksowym tempie robimy te 6 km, zatrzymując sie na fotkę i mały “snack”. Spotykamy jedynie jednego narciarza ale za to też kilka osób na rakietach śnieżnych. Napotykamy też spore “footprints” jakiegoś czworonoga. Trochę podobne do psich, ale przy nich nie ma śladów ludzkich a zatem może to był kojot albo nawet wilk. Lekko zmęczeni wracamy na zasłużony lunch i obowiązkowe, rytualne prawie ognisko. W tym roku jakoś nie odwiedził nas ubiegłoroczny lisek-chytrusek, udający inwalidę, za to przyleciało parę blue jays, czyli sójek amerykańskich i sporo sikorek, które dokarmiliśmy grudkami zamarzniętego smalcu.
Aż żal było wyjeżdżać, chciałoby się zostać chociaż jeden dzień dłużej. Niestety, tak to już jest. Droga powrotna, to dość ryzykowna jazda przy odwilżowej już pogodzie i śliskiej szosie. Tradycji klubowej wszak stało się zadość i już zaczęliśmy rozważać, gdzie na przyszły rok,j ak Bóg pozwoli!
Pozdrawiamy turystycznie
Andrzej Legienis PKT “Koliba”