Z wodą przychodzi życie! Ptactwo, ryby, stada antylop, itd. Zwierzęta są praktycznie wszędzie, gdzie się spojrzy. Teren delty to obszar prawie 250 na 150 kilometrów. Lot nad nim trwa tylko 40 minut, ale wrażenie jest nieprawdopodobne. Przepiękne kolory. Odcienie zieleni, żółci, brązu. Stada hipopotamów, słoni, antylop! Robiłem setki zdjęć, ale żadne nie jest w stanie oddać prawdziwej atmosfery. Loty te są świetnie zorganizowane i na płycie lotniska jest kilkadziesiąt małych samolotów oczekujących na turystów. Jedyne czego się obawiałem po zobaczeniu naszego pilota, czy jest on pełnoletni i czy tak naprawdę ma licencję do latania samolotem!
Tego samego dnia mieliśmy jeszcze jedną atrakcję; spotkanie z Buszmenami czyli ludźmi żyjącymi w zgodzie z naturą. Buszmeni nie uprawiają roli ani nie hodują zwierząt. Żyją z polowań i ze zbieractwa. Tak oczywiście było kiedyś. Dziś Buszmeni w zamian za opowieść o swoim sposobie życia otrzymują w podziękowaniu datki. Te pieniądze pozwalają im kupować jedzenie (które jak twierdzą nie jest wcale zdrowe). Ale czasy się zmieniają i „dziś prawdziwych Buszmenów już nie ma”. Pomimo, że jak się domyślam ten pokaz zwyczajów jest pewnie powtarzany kilka razy dziennie dla różnych grup turystów, muszę powiedzieć, że był on niezwykle interesujący a czasami zabawny. Kiedy jeden z Buszmenów demonstrował działanie „naturalnych” środków przeczyszczających pękaliśmy ze śmiechu. Kiedy Buszmeni wykopywali różne bulwy z piachu, by tłumaczyć nam co z nimi można zrobić i na co mogą one pomagać - było to bardzo ciekawe.
Następnego dnia czekała nas zupełnie inna uczta. Powrót na safari, ale tym razem samochodami terenowymi. Każdy samochód miał miejsca dla 10 pasażerów. Nasza podgrupka została „wsadzona” na Land Rover – który już w niejednej dziurze być musiał. Po jakiejś 90-minutowej jeździe dotarliśmy w okolice Moremi National Park. Jeszcze zanim zaczął się park licznie pojawiły się zwierzęta. Pierwsza żyrafa, pierwszy słoń….. Ale duży….. Ale piękna …..Zdjęcia! Setki zdjęć! Ale to chyba naturalny odruch każdego podróżnika. W miarę czasu, zaczynaliśmy być bardziej powściągliwi i wybiórczy w tym co fotografowaliśmy…. Ale kiedy w pewnym momencie przebiegła nam drogę lwica, żyłka łowcy wróciła. Samochody zaczęły podążać w jej poszukiwaniu poprzez wykroty i powalone drzewa. Mieliśmy nadzieję, że doprowadzi nas ona do stada lwów (bo lwy zwykle żyją w grupach rodzinnych). Po kilku minutach szaleńczej jazdy zlokalizowaliśmy ją ponownie, ale samotną, odpoczywającą w cieniu drzewa. Po sesji fotograficznej dała nura w chaszcze i tyle ją widzieliśmy.
Dzień spędzony w rezerwacie na obserwacji zwierząt nasunął wiele refleksji. To piękne, że są jeszcze takie miejsca na świecie gdzie można być tak blisko z naturą. Ale inna refleksji jest taka, że w takim miejscu trwa ciągła walka o przeżycie i nie jest to ani bezpieczne miejsce ani bardzo romantyczne. Owszem, antylopy i gazele żywią się trawą i nikomu nie szkodzą, ale ogromna liczba drapieżników musi się wyżywić i jest to brutalna prawda. Inna refleksja jest taka, że w miejscu takim nic się nie marnuje. Nasi przewodnicy po rezerwacie, powiedzieli nam że widzieli poprzedniego dnia nieżywego hipopotama, który prawdopodobnie zdechł z powodu poniesionych ran w czasie walki z rywalem. Gdy podjechaliśmy w to miejsce, nieżyjący „hipcio” otoczony był przez stada sępów, hien, szakali i różnych innych „ścierwojadów” Muszę przyznać, że nikt z nas nie chciał tam pozostać, by obserwować „obiad”. Nie był to miły widok.
W Botswanie odwiedziliśmy jeszcze jeden rezerwat. Tym razem na rzece Chobe. Tam oglądanie zwierząt odbywa się ze specjalnie skonstruowanej łodzi. Spragnione zwierzęta przychodzą do rzeki by ugasić pragnienie. Jest to ponoć bardzo spektakularne w okresie suszy. My byliśmy w okresie względnie „wilgotnym”. Było sporo zwierząt, ale nie w nadmiarze. Nieprawdopodobnie zabawnie wyglądała żyrafa, która próbowała pić z rzeki. Jeśli chodzi o obgryzanie liści z drzew to jest ona znakomicie zbudowana, ale picie w wykonaniu żyrafy jest komiczne. Praktycznie robi ona prawie że szpagat, by dostać się do wody. W czasie tych safari widzieliśmy bardzo wiele hipopotamów. Te urocze grubaski wydają się niezwykle miłe i przyjazne. Nic bardziej zwodniczego. Hipopotam jest bardzo terytorialny i potrafi być bardzo agresywny. Jest drugim najbardziej niebezpiecznym stworzeniem w Afryce. Każdego roku szacuje się, że około 2,000 ludzi ginie na tym kontynencie zabitych przez „hipcie”. Natomiast pierwsze miejsce należy do komarów (mosquito). Są one odpowiedzialne w Afryce za około 50,000 zgonów rocznie. „Łagodne” rekiny odpowiadają za śmierć 60 osób rocznie na całym świecie, a „agresywne” orzechy kokosowe spadające z drzew do 300 osób rocznie. Niebezpieczeństwo bycia zakażonym malarią w Afryce jest zupełnie realne i nie wolno tego lekceważyć. Prawie każdy z naszej grupy łykał specjalne pigułki przeciwko tej chorobie. Każdy, gdy była taka okazja spał używając siatki przeciwko komarom, ale…. tak naprawdę to podczas całego wyjazdu widziałem osobiście może 5 komarów. Wcale nie oznacza to, że tęskniłem za ich większą ilością. Punkt jest taki, że jak się rozmawia z ludźmi żyjącymi w Afryce na co dzień, to często niektóre sprawy (jak komary) są wyolbrzymiane przez „trip advisory”. By zostać zarażony malarią trzeba mieć trochę pecha.
Ogólnie Botswana zrobiła na nas bardzo pozytywne wrażenie. Ludzie byli bardzo uprzejmi i przyjaźnie nastawieni. Z komentarzy Romana wynika, że są oni też bardzo pracowici i zwykle są dobrymi fachowcami. Chętnie zatrudniani bywają na terenie Południowej Afryki jako bardzo dobrzy i lojalni pracownicy. Ciekawe jest też, że Botswana jest znana w Afryce jako kraj z najmniejszą korupcją.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/9834-botswana#sigProId40b1db4823