Ma długość ok. 100 km, a u podstawy 38. Wzdłuż wschodniego brzegu półwyspu ciągną się kilkudziesięciometrowe wapienno-dolomitowe klify, które pod wpływem erozji przybrały przedziwne formy – właśnie przez nie prowadzi trasa, a po zachodniej stronie olbrzymie piaszczyste, a czasami kamienne plaże. Na półwyspie żyją różne gatunki zwierząt, jelenie białoogoniaste, czarne niedźwiedzie, lisy, puszczyk kreskowany, a także rzadki grzechotnik Massasauga, ostatnio objęty specjalnym programem ochronnym. Bruce Peninsula słynie też z wielu gatunków storczyków, które przyciągają hodowców pasjonatów.
Do XIX wieku właścicielami półwyspu byli Odżibuejowie Saugeen. Przybyli tu już 7500 lat temu. W 1836 r. podpisali układ z Anglikami i od tej daty następuje ekspansja białego człowieka na te tereny, zwabionego lasem i obfitością ryb.
W 1881 r. powstaje tu pierwszy młyn i następuje wielka wycinka, i w ciągu 20 lat pierwotna puszcza całkowicie znika. Półwysep wyludnia się stopniowo aż do 1970 roku, kiedy to staje się atrakcją dla nowego typu osiedleńców – właścicieli domków letniskowych.
W czasach nam współczesnych, chcąc zachować niepowtarzalne formacje skalne półwyspu i jego florę oraz faunę, utworzono tu dwa parki narodowe, Bruce Peninsula National Park i Fathom Five National Marine Park, dostępny tylko statkiem, oraz kilka rezerwatów przyrody i obserwatorium migrujących ptaków.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/1385-szlakami-bobra-park-narodowy-bruce-peninsula#sigProId183e7bac36
Bruce Peninsula to bardzo popularne miejsce wypoczynkowo-turystyczne Ontaryjczyków, usiane domkami letniskowymi, przystaniami, motelikami, a sława obu parków narodowych przyciąga też gości z USA i całego świata (w lecie bardzo trudno znaleźć miejsce na parkowym kempingu, rezerwować trzeba z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem). Oprócz wędrówek malowniczymi szlakami po klifach i plażowania, można tu zwiedzać groty i rozpadliny (gdy jakiś rolnik odkryje na polu wejście do rozpadliny, zaraz za parę dolarów sprzedaje wejściówki do dziury), stare latarnie, popłynąć statkiem ze szklanym dnem na oglądanie zatopionych okrętów, które zwabiają tu też amatorów nurkowania, odwiedzić indiański rezerwat i kupić wędzoną przez Indian rybę, lub popłynąć promem z Tobermory na największą na świecie wyspę położoną na słodkowodnym jeziorze – Manitoulin.
Półwysep odwiedzamy często w lecie, trenujemy tu na klifach wspinaczkę z linami, natomiast w listopadzie postanowiliśmy zajrzeć do Parku Narodowego Bruce Peninsula, który obejmuje miejsce najciekawiej uformowanych skał. Dlaczego właśnie jesienią? Odpowiedź bardzo prosta – o tej porze roku jest tu pusto, skały nie są oblężone przez tłum ludzi, można spokojnie sobie kontemplować w samotności przyrodę, i wreszcie zrobić ciekawe zdjęcia klifów bez ludzi. Z tymi zdjęciami to nie bardzo nam wyszło, bo dotarliśmy do parku niedługo przed zmierzchem i wszystko zaczynało się pogrążać w szarości.
Jedzie się tu długo z Mississaugi, nie ma autostrady, za to pięknymi drogami przez pola, małe miasteczka, doliny rzek, i niestety w części przez krajobraz zeszpecony morzem wywołujących oczopląs wiatraków, postawionych tu wbrew rozsądkowi i rachunkowi ekonomicznemu przez rząd Ontario.
Wiatraki zresztą buduje się też na samym półwyspie, co budzi gwałtowne protesty mieszkańców.
Park po Święcie Dziękczynienia jest otwarty, jednak nie ma już pracowników, kemping zamknięty. Trzeba uiścić opłatę 12 dol. za wjazd za samochód w samoobsługowym kiosku – mapa szlaków znajduje się na tablicy przy parkingu. Zimą można tu uprawiać narciarstwo biegowe i biwakować. Na terenie parku znajdują się trzy jeziora, wokół największego Cyprus prowadzi najdłuższy szlak. Nas tym razem interesował 3-kilometrowy Georgian Bay Marr Lake Trail (około 2 godz.) prowadzący na klify. Szlak w miarę łatwy, przez zabagnione tereny prowadzą kładki, potem trudniejszy, trzeba się trochę powspinać.
Rosnące tu brzozy już straciły liście, a wiecznie zielone cedry dawały złudzenie pełni lata. Połaziliśmy sobie po klifach, zajrzeliśmy do wielkiej groty, zjedliśmy kanapki na kamiennej plaży. Oprócz nas nie było nikogo. Trochę żałowaliśmy, że prawie nie widać malachitowego koloru krystalicznie czystej wody, który pojawia się w słońcu. Wracaliśmy już o zachodzie, zajrzeliśmy jeszcze tylko do Tobermory, rzucić okiem na starą latarnię "Big Tube", zaróżowioną od zachodzącego słońca. Tu ciekawostka, w 1885 r. jej budowa kosztowała 675 dol. No i długi powrót do domu, już po ciemku.
Dojazd: ze Square One w Mississaudze do parkingu w Bruce Peninsula Park 267 km – 4,20 godz. Nie podajemy konkretnej trasy, jest kilka alternatywnych dróg.
Tekst i zdjęcia
Joanna Wasilewska/Andrzej Jasiński