Ostatni letni długi weekend. Zapowiedź pogody – 30 st. przez trzy dni – pomaga nam w podjęciu decyzji. Jedziemy. Nie mamy nic zaplanowanego, wszystkie miejsca w promieniu 300 km zarezerwowane, i te na kempingach stacjonarnych, i te w bliskim interiorze. Trzy dni to dużo, może pojechać trochę dalej? Szukamy wolnych miejsc. Jest. 350 km od Toronto. Nigdy tu nie byliśmy, więc może warto zobaczyć. Restoule. Miejscowość, jezioro, rzeka i park prowincyjny o tej samej nazwie.
Park położony jest pomiędzy dwoma jeziorami, Restoule oraz Stormy, i rzeką Restoule. Składa się na niego prawie trzysta z reguły zacienionych – to dla nas bardzo ważne, o tym później – miejsc kempingowych zgrupowanych w trzy kempingi, w tym część zelektryfikowanych, trzy plaże, w tym jedna dla psów – jeden kemping też dla psiarzy. Dużo miejsc pod namioty sztucznie usypano na bagnisku. Teraz, w trakcie długotrwałej suszy, bagniska wyschły, więc prawie nie ma komarów, natomiast jak jest w czasie normalnego lata, nie wiem. Może ktoś z Państwa był tam w poprzednich latach i podzieli się z czytelnikami "Gońca" tą informacją. Jest też sporo miejsc położonych tuż nad jeziorem. Wszystkie zapewniają względną prywatność. Zaskoczył nas natomiast przekrój kempingowiczów. W parkach bliżej Toronto na zbiorowych kempingach większość to rodziny z dziećmi, tutaj to głównie wędkarze z łodziami i pragnąca się wyszumieć młodzież. O ciszy nocnej o godz. 10 nie ma mowy, a bladym świtem budzą amatorzy ryb ciągnący z łodziami na łowiska.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/1110-restoule-park#sigProId41e75b138b
Jedziemy piękną krętą drogą nr 522, okolica przypomina mi Szwajcarię Kaszubską, wzgórza, łąki, farmy, jeziora. Rozbijamy namiot, dojeżdżają Ania z Markiem, muszą być w niedzielę w domu, ale chcieli się wyrwać z miasta choć na jeden dzień. Planujemy wspólną pieszą wycieczkę tego dnia. W Restoule jest kilka pieszych i górskich rowerowych szlaków (także wypożyczalnia górskich rowerów), wybieramy ten najbardziej reklamowany w parkowej ulotce, Fire Tower Trail. Ma długość ok. 7 km, ale my robimy dużo więcej, bo idziemy na punkt startu na piechotę, czego żałujemy szybko, bo przejeżdżające samochody wzniecają na drodze tumany kurzu, a gorąco jest potworne. Szlak prowadzi na 100-metrowy stromy klif, skąd rozciąga się spektakularny widok na Stormy Lake z wysepkami i wypływającą z niego Restoule River, cel naszej jutrzejszej wyprawy. Szlak prowadzi też do nieużywanej już wieży, skąd do lat 70. XX w. strażnik obserwował okolicę, wypatrując pożarów (stąd jego nazwa, znaczy się szlaku, nie strażnika). Wieża jest w bardzo dobrym stanie technicznym, można by było wdrapać się na górę po zabezpieczonych schodkach, żeby mieć lepszy widok. Niestety, przezorni urzędnicy zadecydowali o uciachaniu dolnej części schodów, sądząc, że uchronią w ten sposób głupi lud przed głupimi pomysłami. Teraz zapewne młodzi włażą do schodów, uprawiając free style wspinaczkę po prętach, bo nie uwierzę, że wieża ich nie skusi.
Ta część parku to liściasty, głównie klonowo-brzozowy las z domieszką dębu. Zaskakuje nas bogactwem gatunków grzybów, i tych jadalnych – znaleźliśmy podgrzybki, prawdziwki, rydze, i tych nadrzewnych, różnych rodzajów hub – większości z nich nie potrafię nawet nazwać, widzę je pierwszy raz, i bogactwem zwierzyny. Widzieliśmy sokoły – notuje się tu 60 gatunków ptaków, czaple siwe, jeżozwierza z odległości dwóch metrów, dwa białoogoniaste jelenie, podobno jest ich w tej okolicy 10 tys. (tutaj przestroga, jeśli przeskoczy Państwu przez szosę jeleń, proszę zwolnić. Może to być pojedyncza sztuka, może być ostatnia w stadzie, ale może to być przewodnik, za którym w samobójczym akcie pobiegnie całe stado, niezależnie czy widzi samochód, czy nie. W sklepach myśliwskich sprzedawane są ostrzegawcze gwizdki przyczepiane na zewnątrz samochodu, które pod wpływem pędu powietrza wydają ultradźwięki niesłyszalne dla człowieka, a podobno słyszalne dla jeleni, czy ktoś z Państwa wypróbował ich skuteczność?).
Wieczorem ognisko i spać. Rano Ania z Markiem zbierają się do domu, a my na Restoule River. Koty zostawiamy w namiocie, nie zagrzeją się od słońca, bo miejsce jest dobrze zacienione. Koty są najważniejszym logistycznym punktem naszych wyjazdów. Kiedyś pisałam, dlaczego ciągamy je ze sobą, przecież na parę dni mogłyby zostać w domu, ale ludzie pytają, sądząc, że to takie nasze fanaberie, więc powtórzę. Pimpek ma genetyczną wadę serca, codziennie o tej samej porze trzeba mu zaaplikować lekarstwo opóźniające akcję serca i utrzymujące go przy życiu. Fifki, jego matki, nie można zostawić bez niego samej, już parę razy to zrobiliśmy, odchorowała to ciężko.Więc jesteśmy na siebie skazani, one na nasze wyprawy, my na Pimpka chorobę i jej konsekwencje.
Od tego roku w parku wypożyczają canoe, na godziny lub na całą dobę – wtedy cena wynosi 50 dol. Bierzemy ostatnie. Numerowane canoe umieszczono w kilku punktach w celu dogodnego dostępu ze wszystkich kempingów. Ponieważ nasze jest ostatnie wolne, nie mamy wyboru miejsca startu, musimy przepłynąć Restoule Lake, co zabiera nam w tę i z powrotem cenne dwie godziny, które mogliśmy przeznaczyć na ciekawszą rzekę (wybór był, mogliśmy je przewieźć na punkt startu na Stormy Lake, bo mamy taśmy do mocowania, ale nie pomyśleliśmy przez głupotę własną). Restoule Lake jest olbrzymie, na przeciwległym brzegu farmy i domki letniskowe, wiele motorówek. Płyniemy wzdłuż kempingu, obserwując plażowiczów, dużo piaszczystych fragmentów brzegu porośniętych sitowiem, jak na Mazurach, potem przesmykiem na Stormy Lake. Przesmyk jest kamienisty i trzeba przeciągnąć łódź przez tamę bobrową, natomiast zabawą jest przepłynięcie bystrza pod mostkiem. Uda się bez wysiadania, czy nie. Nie ma obawy o uszkodzenie łodzi na kamieniach, parkowa balia jest plastikowa i mocna i nic jej nie zniszczy, ale też z powodu ciężaru nie nadaje się na przenoski. Stormy Lake zasługuje na swoją nazwę, wiatr niewielki, a fale spore. Na bujającym się canoe próbuję zrobić zdjęcie klifu i wieży, gdzie byliśmy wczoraj, ale nie za bardzo to wychodzi ostro. Wpływamy w rzekę. Dziko tu i pięknie. Restoule płynie ze Sztormowego Jeziora do French River, teren parku obejmuje jej oba brzegi. W początkowym odcinku przypomina sznur pereł nanizanych na nitkę – tak powinnam napisać, żeby było romantycznie, ale tak naprawdę kojarzy mi się ze sznurem parówek, zwężenie, podłużne jeziorko, zwężenie itd. Cisza absolutna, kilka razy przerywana tylko silnikami motorówek wędkarzy łowiących na trolling. Drzewostan się zmienia raptownie, na granitowych skałach już nieliczne klony i brzozy, ich miejsca zajmują dwa gatunki sosen, świerki i cedry, starodrzewu tu nie ma. Są żeremia, ale bobrów nie widać, za to wypływa koło nas zaciekawiony nur lodowiec, najpiękniejszy według mnie ptak w Kanadzie. Po godzinie na skalistej wysepce robimy sobie obiad z nieśmiertelnej pomidorowej z makaronem z polskiego sklepu w wersji "gorący kubek". Potem dopływamy do tamy Scotta. Zatrzymała bieg Restoule na chwilę, a potem jej wody wpuściła w wysoki kanion, którym rzeka spływa kaskadami w dalszą część swej wędrówki. Plastikową balię zwaną canoe zostawiamy i robimy na piechotę przenoskę ok. kilkuset metrów, żeby obejrzeć kaskady. Tama jest niespodzianką dla nas. Korzystamy z mapy French River Park, na której dokładnie jest zaznaczony teren Restoule Park, co jest bardzo mylące. Park jest zaznaczony, ale na mapę nie naniesiono zapór, przeszkód i miejsc kempingowych na Restoule, zmuszając do kupna drugiej oddzielnej i wprawiając w konsternację niezaznajomionych z problemem. Wracamy z gotowym planem przepłynięcia w przyszłym roku rzeki Restoule aż do French River, co powinno zająć nie więcej niż 3 – 4 dni. Po siedmiu godzinach jesteśmy z powrotem przy namiocie i wyczekujących kotach. Koło namiotu przechodzi lis, pięknie umaszczony z rudą kitą z białym końcem. Zobaczywszy podobnie rudego Pimpka, przysiada i wzajemnie się obserwują, śmiesznie to wygląda. Ostatnie ognisko, a jutro niestety z powrotem do zajęć zwanych trudem codziennym, ale z nowymi siłami i planami.
Joanna Wasilewska
Mississauga
Fot. J. Wasilewska/A. Jasiński
Dojazd z Toronto: ok. 4 – 4,5 godz. 400-tką na północ, skręcamy w 11-tkę, potem w drogę nr 522 w miejscowości Trout Creek, potem w drogę 524, a potem 534 w lewo, nią do końca do parku (znaki do parku wyraźnie wszędzie umieszczone). Rezerwacja jak w każdym parku ontaryjskim, są też miejsca w interiorze nad jeziorami i nad rzeką, wtedy rezerwacja tylko telefonicznie.