Całe życie to jakieś wybory
Jeśli chodzi o politykę, to my Kanado-Polacy, czy też Pol-Kanadole, ani w nowej, ani starej Ojczyźnie nie będziemy dokonywać obecnie żadnych oficjalnych wyborów. W Kraju wybralim, co jest najlepszego, tutaj niestety – i to aż na dwóch szczeblach – odwrotnie (ponownie ze złego trzeba wybierać, co jest najlepszego).
Ale na południe od Niagara Falls aż po projektowany mur, płot z Meksykiem (czyt. Mechiko!) szumi, bulgocze, błyska piorunami i zalewa słowotokiem coraz mniej wybrednym obecna burza wyborów prezydenckich.
Ciekawe, że zaprawiona w dyplomacji, a więc w mówieniu na okrągło i często nieprawdy – Clintonowa, w zbliżeniach TV pokazywała całkiem niedyplomatyczne miny i grymasy. Hillary to nie do wiary! Kamera daje zbliżenia. Wykrzywiała się szpetnie, jej oczy rzucały gromy i wyglądało na to, że gdyby miała dłuższe ręce, to złapałaby Donalda za pukiel i o kolano! A Trump był, jest i będzie chyba zawsze sobą. Wydaje się, że mówi, co myśli, ale myśl jego czasem szybką, ulotną i niezdyscyplinowaną jest. Dlatego przeciętni ludzie (w zasadzie) trzymają często gęsto swoje poglądy na wodzy. Albo nie mówią prawdy. Ale nie Donald.
Był kiedyś dobry francuski film pt. „Dzieci bez kłamstwa”. W sposób cudowny w tym jednym dniu wszyscy mówili prawdę, całą prawdę i tylko prawdę! Dzięki temu to był prawdziwy disaster! Spokój, zrozumienie, zgodność zniknęły na poziomie rodziny, współżycia społecznego i nawet władz. Istna katastrofa panie dziejku! A był to tylko jeden dzień. W następnym, już oczywiście zakłamanym „normalnie”, wszyscy się nawzajem gorąco przepraszali, tłumacząc, że wcale tak nigdy nie myśleli, żartowali tylko lub zostali źle zrozumiani. Dziś naprawdę mówią, co myślą!
Czy więc Donald T. wybrał dobrą, skuteczną drogę zdobywania głosów wyborców? Nie przesadzajmy – jak mówi ogrodnik – bo Trump chyba trochę jednak przesadza. To taka moja postronna opinia. Już kiedyś pisałem, że Polska przynajmniej powinna się w tym ustępie szczerej prawdomówności zachowywać dyplomatyczniej. Takie publiczne wypowiedzi naszych polityków, że wybór pani „C” lub pana „T” to z punktu widzenia Polski wybór między dżumą a cholerą, są nie tylko głupie, ale i dla interesów kraju bardzo szkodliwe. Bo przecież jedna z tych osób wygra i pewno zapamięta, co o niej lub o nim mówili nasi „dyplomaci” (co dyplom mata, a gówno wieta). Polska nie jest pępkiem świata, ale zawsze jest to cnota nad cnotami... Trzeba poczekać do dnia wyborów (to już niedługo) i natychmiast (podkreślenie moje) składać gratulacje. Nasz prezydent i rząd powinni oświadczyć, że są bardzo szczęśliwi z rezultatu wyborów, że nigdy nie mieli wątpliwości żadnych, iż „only you were right” – bo przecież strona przegrana robiła wrażenie nieodpowiedniej na tak wysoki właśnie i odpowiedzialny urząd – i temuż podobnież.
Notabene wiadomo, że przegrani i tak nigdy nie mają racji. Polityka to wyższa szkoła jazdy i jaka jest, każdy widzi, a w każdym razie jeśli piastuje jakieś polityczne stanowisko, to powinien. Wszak nie? Wszak tak! Nie miel ozorem celebryto! Mnie od ...sięciu lat interesuje właśnie polityka. No może odejmę pierwsze trzy – cztery lata życia. Zresztą wtedy rządziła w Kraju sanacja, tj. Ignacy (Mościcki), co nic nie znaczy i śmigły Rydz – my nie oddamy nic! Oczywiście w czasie ponurej nocy okupacyjnej nie było przy biesiadnym stole (i to moja szkoła) bardziej fascynujących tematów niż dywagacje, kiedy wreszcie francuziki ruszą, zaskoczenie, gdy ruszyli jednak w złą stronę (!), uciekając jak zające przed Wehrmachtem, a potem czy Albion wytrzyma. Wytrzymał, także dzięki polskim lotnikom. Potem zaś historyczne porównania Adolfa do Napoleona. Pamiętam dzień, gdy zwyciężająca już armia w kolorze czerwonym, przekroczyła dawną granicę polsko-rosyjską w Sarnach. W salonie wisiała wielka mapa Europy, a „Ostfront” był w centrum uwagi. Gdzie przebywał wtedy jeszcze nieletni Olo P., nie wiem. Pewno w rodzinnym majątku na obecnej Białej Rusi. A Łukaszenka się jeszcze nie narodził nieborak. Na Białorusi nie było wtedy czarnych marszów kobiet! Lucky one!
Osobiście nie dane mi było włączyć się czynnie w późniejszym życiu do polityki. W PRL-u bez PZPR-u ani rusz. A potem cóż, emigracja. Ale rolę tylko obserwatora sobie też cenię.
Wracając od przedwczoraj do dziś, obserwujemy zmasowany feministyczny atak na Donalda. Nie takie już szczebiotki, młódki, panie, przypominają sobie hurtowo, jak to obecny kandydat na prezydenta nastawał na ich cnotę, a one się nie dały! Co pan sobie o mnie myśli? Jak pisał satyryk: „Mam niewątpliwą ochotę na twoją wątpliwą cnotę!”.
Osobiście będąc ostoją (a jak?) wszystkich cnót, miałbym „w tym temacie” parę drobnych uwag. Doświadczenie, ot co.
Szanowne panie! Po pierwsze primo, jeśli was spotkał w waszym mniemaniu jakiś despekt, to ogłaszajcie go na bieżąco, a nie po kilkunastu latach. Po drugie primo – kto ma uwierzyć, że nie są to zwykłe pomówienia albo czysta fantazja? Może też chcecie zaistnieć na chwilę w mediach? I dlaczego to nagłe przebudzenie cnotliwej pamięci tuż przed wyborami? To z własnej inicjatywy czy z podpuszczenia stronników Clintonowej? Jakoś tak bezwiednie nasuwają się cygarowe skojarzenia, Oval Office itp. Po trzecie primo, a może nawet secundo, to takie przedstawianie siebie wprost jako tej pięknej, pożądanej i jakże cnotliwej! Po prostu twierdzy nie do zdobycia. Ach miało się to wzięcie! I postawa.
Było się kiedyś studenciakiem też pięknym (?) – choć co do pożądania przez płeć odmienną i własnej cnoty – bym się nie upierał. Nie mam żadnych inklinacji, żeby o tych sprawach dziś wspominać. I to wbrew twierdzeniom, że mężczyzna, kiedy „to” robi, to ma dwa razy przyjemność. Drugi raz, kiedy opowiada kolegom. To nie ja! Była kiedyś w Polsce lewica i był jej przywódca „tragiczna maska” Miller. W polityce się nie popisał, ale bon moty miał dobre. Jednym z nich było powiedzenie, że nieważne jest, jak mężczyzna zaczyna, ale to jak kończy. Czyli co robisz – patrz końca! Ano właśnie. Kłótnia w małżeńskiej sypialni: ty pierwsza zaczęłaś! Bo ty pierwszy skończyłeś! Ale żart na stronę (start na ...nę). W damsko-męskich stosunkach jest jeden niewzruszony dogmat. Podrywaczu! Jeśli zacząłeś i posunąłeś się już dość daleko, to biada ci, jeśli sprawa do szczęśliwego końca nie będzie doprowadzona! Coś jest w naturze kobiecej, że jeśli doprowadzisz do finału nawet wbrew pierwotnym oporom – to partnerka będzie siedziała cicho. Ale jeśli sprawa utknie w połowie drogi – to cały świat dowie się o wydarzeniu! Tu na dyskrecję pań w żadnym wypadku liczyć nie można! Myślę, że Trump, któremu nic nie brakuje (?) (a na pewno nie pieniędzy), w swoim życiu przespał się z wieloma paniami. One się z tym nie afiszują. Głośne zaś są – niby to ubolewania – chciał, a nie dostał! Warto (i miło?) jest o tym wspominać nawet po kilkunastu latach wobec jak najszerszej audiencji. Zdaje się rekord – to jedna z historyjek sprzed lat trzydziestu! To ci heca babciu!
Jako jedynie obserwator, statysta na politycznej scenie, stawiam na Clintonową. Także dlatego, że choć skłaniam się ku republikanom, w tym wypadku sądzę, że ona będzie dla Polski bezpieczniejsza. Chyba że będą jakieś zawirowania z jej zdrowiem albo wyjdą na jaw jakieś afery spod dywanu. Bo Trump, wydaje się, jest zbyt prorosyjski. Na pewno Putin „to chuligan, któremu, gdy szuka zaczepki, lepiej schodzić z drogi” napisał niemiecki „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Kto wygra? My może posłuchajmy tej dobrej rady i przestańmy dla kogo innego wyciągać gorące, np. ukraińskie, kasztany z ognia. Tu Hillary jest bardziej przekonująca. A zresztą jak np. Ruskie pogonią trochę tych samostijnych historycznych nieudaczników (z bolszewikami przeciw Petlurze, z Niemcami przeciw ZSRS, potem przeciw Polakom, bo oni będą właśnie samostijni) – to może ich chachłaków trochę wyprostuje. Putinowi na arenie międzynarodowej też konflikt nie przydaje popularności. To utrudni niemieckim i francuskim przedsiębiorcom, co aż przebierają nóżkami na reset, żeby, oby ponad Polską robić z Rosją dobre interesy.
Ostojan
Toronto, październik 2016
PS Smutno jest obserwować, jak nad Wisłą PiS jakby czasem tracił kontakt z rzeczywistością. Trzymać się ustaleń obowiązującej ustawy aborcyjnej trzeba kochani. Młodzież masowo popierająca PiS może kochać Żołnierzy Wyklętych i narodowe demonstracje, lecz może (nie tylko może, ale na pewno) nie spodobać się jej, gdy rząd ustawowo każe ich dziewczynom rodzić zdeformowane, niezdolne do normalnego życia płody. Serwilizm w stronę Kościoła nie może iść za daleko. A łaska ludu czasem na pstrym koniu jeździ. Zawrót głowy od sukcesu może drogo PiS kosztować. To samo dotyczy jak najbardziej hierarchii kościelnej.
A osławione ulice: Czerska i Wiertnicza, wciąż ciężko kombinują biedacy, jak by tu dobrą zmianę zastąpić tym, co było (choć się zmyło). Czarny marsz im się udał! Uważajcie prawiczki! Ostatnią nadzieją „obozu złego trwania” jest zagranica. Lewaccy biurokraci niech jednak uważają, pilnują lepiej swojego nosa, zanim Marine Le Pen czy Alternatywa dla Niemiec – im go nie utrą. My, choć nas denerwujecie, nie życzymy wam źle, ale... Ach te wyzwolone (od etyki?) panie i panienki! Za aborcją zawsze głosują ci, którzy już się urodzili – mówił Reagan.
Czarne suknie waginoosób, a przeciw nim czarne sutanny celibatoeminencji! Czarno to widzę!.
Od redakcji: Szanowny Panie, niby żartobliwie o tej aborcji, ale niestety nieprawdziwie, nie czuje Pan polskiej młodzieży, chyba różnica pokoleniowa...
***
List otwarty do Pana Aleksandra Pruszyńskiego
Szanowny Panie Aleksandrze,
Pięknie dziękuję za Pański gest – cenną książkę Pańskiego autorstwa „Ile Żydzi winni Polakom”. Książkę tę Pan Redaktor Naczelny był uprzejmy mi przysłać jakiś czas temu, a dziś mam okazję, aby za nią Panu podziękować.
To setki faktów wziętych z życia Żydów w Polsce i polsko-żydowskich relacji. Pańska książka, jak żadna inna, przybliża polskiemu czytelnikowi (szkoda że tylko polskiemu) zdarzenia i mentalność ludzi, z którymi przyszło nam dzielić naszą Ojczyznę. Oto parę przykładów.
Przykład pierwszy:
Niemcy we wsi Podlasie w powiecie Mosty podczas rewizji znaleźli Żyda i mieszkańców wygnali na rynek. Zaprowadzili tam tego Żyda z ukrywającym go Polakiem. Niemiec dał Polakowi pistolet i kazał zastrzelić Żyda. Gdy ten odmówił, Niemiec dał drugi pistolet Żydowi i kazał zastrzelić Polaka. Żyd wycelował pistolet w głowę Polaka, pociągnął za cyngiel i usłyszano trzask w pustym pistolecie. Wtedy Niemiec rzekł do zebranych: „Patrzcie, jacy są Żydzi. Nie liczcie na ich wdzięczność, uczciwość i ludzkie oblicze. Oni was zawsze zabiją, jak ten Żyd gotów był zabić swojego dobroczyńcę”.
Przykład drugi:
W Dzięciołach pod Nowogródkiem nauczycielka Maria Stefańska uratowała Żydówkę Wandę Kaplińską. Ta zbiegła potem do sowieckiej partyzantki i wydała znanych jej akowców. Sowieci ich aresztowali i większość z nich zginęła na Syberii.
Przykład trzeci:
Jan hr. Zamoyski przechowywał trzech Żydów, podczas okupacji, w swoim majątku. Po wojnie jeden z nich poszedł pracować do UB i potem go osobiście torturował.
Przykład czwarty i ostatni:
(...) Pan Jan spod Łochowa opowiedział mi następującą historię: Dziadkowie moi mieszkali na wsi z 60 km od Warszawy. Po 1942 roku wałęsali się po okolicach Żydzi, których często gościli dziadkowie. Pewnego razu podczas posiłku przy stole karmiona Żydówka powiedziała: My po waszych głowach będziemy chodzić jak po bruku, a wasza krew będzie płynąć rynsztokami.
To przykłady pierwsze z brzegu, najkrótsze i nie najbardziej krwawe. Studium dla psychologa. Podejrzewam, że tak nieprawdopodobne zachowania doczekały się niejednego opracowania, ale niszczone przez bohaterów tych badań, nie dotarły do czytelnika. Cóż, niektóre tematy są obłożone klątwą. Te przykłady dedykuję, oczywiście, Czytelnikom „Gońca”, którym nie pierwszy raz polecam Pańską książkę tudzież „Las sprawiedliwych” Szymona Datnera, obie pozycje do nabycia w Redakcji „Gońca”.
Zanim zakończę temat, jeszcze raz dziękuję Panu za Pański dar, który, oczywiście, zostawiam dla siebie (z dedykacją). Drugi egzemplarz jest w obiegu.
Po czarze goryczy, którą wylałam na papier, mam coś w zanadrzu, aby Państwa pocieszyć. Zacytuję List do zboru w Filadelfii z Objawienia św. Jana (Apokalipsa), rozdział trzeci, jest to list sprzed 2000 lat, który według niektórych księży jest adresowany do Polaków.
List do zboru w Filadelfii
A do anioła zboru w Filadelfii napisz: To mówi święty, prawdziwy, Ten który ma klucz Dawida, Ten który otwiera, a nikt nie zamknie, i Ten, który zamka, a nikt nie otworzy.
Znam uczynki twoje; oto sprawiłem, że przed tobą otwarte drzwi, których nikt nie może zamknąć; bo choć niewielką masz moc, jednak zachowałeś moje Słowo i nie zaparłeś się mojego imienia.
Oto sprawię, że ci z synagogi szatana, którzy podają się za Żydów, a nimi nie są, lecz kłamią, oto sprawię, że będą musieli przyjść i pokłonić się tobie do nóg, i poznają, że Ja ciebie umiłowałem.
Ponieważ zachowałeś nakaz mój, by przy mnie wytrwać, przeto i Ja zachowam cię w godzinie próby, jaka przyjdzie na cały świat, by doświadczyć mieszkańców ziemi.
Przyjdę rychło; trzymaj, co masz, aby nikt nie wziął korony twojej.
Zwycięzcę uczynię filarem w świątyni Boga mojego i już z niej nie wyjdzie, i wypiszę na nim imię Boga mojego, i nazwę miasta Boga mojego, nowego Jeruzalem, które zstępuje z nieba od Boga mojego i moje nowe imię.
Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów.
Koniec cytatu.
Szanowni Czytelnicy „Gońca”, kogo Bóg kocha, tego smaga. Jesteśmy wybrani na te ostateczne czasy, i co do wybraństwa nie mam żadnych wątpliwości.
14 sierpnia 1608 r. włoski zakonnik Juliusz Mancinelli, który miał szczególne uwielbienie do Matki Bożej, usłyszał w modlitwie słowa Najświętszej Pani: „Dlaczego nie nazywasz Mnie Królową Polski? Ja to Królestwo bardzo umiłowałam, i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną Jego synowie”.
O życzeniu Matki Bożej dowiedzieli się biskupi i Watykan. Wieść dotarła także do Polski. Dwa lata później 74-letni Mancinelli pieszo wyrusza na pielgrzymkę do Polski, aby osobiście przekazać Polakom życzenie Matki Bożej. W katedrze krakowskiej, podczas mszy, wpadł w ekstazę. Widział Matkę Bożą, która mu powiedziała: „Jam jest Królowa Polski. Jestem Matką tego narodu, który jest Mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim, i o pomyślność tej ziemi błagaj nieustannie, a Ja ci zawsze będę, jakom jest teraz, miłościwą” (Vita P. Julii Mancinelli).
W Polsce został Mancinelli serdecznie przyjęty i ugoszczony. Tak Polacy wyrazili swoje zadowolenie, i na tym się skończyło.
Minęło 45 lat. Nad Polską zawisły czarne chmury. Osaczona przez Szwedów, Turków, Tatarów, spodziewała się najgorszego. Biskupi polscy, w liście do Papieża Aleksandra VII, piszą: „Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami”. Na co Papież: „Nie, nie zginiecie. Maryja was uratuje, to Polski Pani, Jej się poświęćcie, Jej oficjalnie ofiarujcie, Ją Królową ogłoście, przecież Sama tego chciała”.
1 kwietnia 1656 r. król Polski Jan Kazimierz złożył we Lwowie uroczysty ślub i ogłosił Maryję Królową Polski. śluby Lwowskie napisał św. Andrzej Bobola.
Minęły wieki. Od 1937 r. sługa Boża Rozalia Celakówna otrzymała szereg proroczych wizji, od których spełnienia Bóg uzależnił los naszej Ojczyzny: jeśli Polska chce ocalić siebie, musi uznać Jezusa za swego Króla w całym tego słowa znaczeniu poprzez Akt Intronizacji. Ma być on dokonany przez cały Naród, a w szczególności przez władze państwowe i kościelne, które w imieniu Narodu mają wspólnie dokonać w sposób uroczysty tego Aktu.
W lipcu 1938 r. Rozalia zobaczyła w swojej wizji pełnego majestatu męża, który rzekł: (...) „Jeśli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić intronizację (...) we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu, i jedynie tu jest ratunek. Które państwa i narody jej nie przyjmą i nie poddadzą się pod panowanie słodkiej miłości Jezusowej, zginą bezpowrotnie z powierzchni ziemi i już nigdy nie powstaną. Zapamiętaj to sobie, dziecko moje, zginą i już nigdy nie powstaną!!! (...) Pamiętaj, dziecko, by sprawa tak bardzo ważna nie była przeoczona i nie poszła w zapomnienie. (...) Intronizacja w Polsce musi być przeprowadzona”.
Gdy po wybuchu wojny Rozalia rozmyślała nad tymi słowami, uważając, że Polska zaprzepaściła czas łaski dany jej przez Boga, usłyszała głos Jezusa: „Czy czas u Boga jest czasem ludzkim? Czyż nie przygotowuję serc ludzkich do tej wzniosłej chwili, jaką ma być Intronizacja? Czy sądzisz, jakoby ma zapowiedź nie dała się spełnić?”.
Zbliża się dzień 19 listopada 2016 roku, pamiętna 1050. rocznica Chrztu Polski, w którym to dniu miliony Polaków oczekiwało, i wielu z nich wciąż oczekuje, Intronizacji Jezusa na Króla Polski, do której i tym razem nie dojdzie. Onegdaj otrzymałam z Krakowa, z ośrodka postulującego Intronizację Jezusa na Króla Polski, materiały pomocnicze do przygotowania się do ogłoszenia Jubileuszowego Aktu przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana z załączonym listem, w którym wprawdzie czterokrotnie pada termin „intronizacja”, ale z kontekstu wynika, że będzie to wspomniany „Jubileuszowy Akt...”. Z listu wynika, że wszystko jest tak jak trzeba i że „trzeba robić wszystko, by Chrystus panował”, oraz że musimy przygotować się do „przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana”. Wciąż brakuje sformułowania „Jezus, Król Polski”.
Wygląda na to, że igramy z wolą Boga. Ale Bóg wie najlepiej, że tak nie jest. Kiedyś Intronizacja będzie przeprowadzona, będzie, bo do tego musi dojść. Jak? – Nie wiem, albowiem nie wierzę i nie oczekuję, że obecne władze państwowe i kościelne zapałają nagłą miłością do Chrystusa. Stanie się więc cud? Może. Bywało ich wiele w historii naszego narodu. Jakkolwiek się to stanie, my, Polacy, nie jesteśmy zwolnieni od modlitwy w tej intencji. Wystarczy choćby westchnienie: Jezu, Królu Polski, przyjdź Królestwo Twoje. Zachęcam wszystkich Państwa do żarliwego (z serca) wypowiedzenia, chociaż raz dziennie (aż do skutku) powyższego Aktu Strzelistego. Jeśli zapomnimy o Intronizacji, Jezus może „zapomnieć” o nas. Jeden z czytelników „Gońca” przypomniał nam niedawno piękne, staropolskie przysłowie: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Panie Aleksandrze, ściskam Pańską dłoń.
Z poważaniem,
Ewa Pietras
Montreal, 25 października 2016
PS Dziękuję Panu za Spirydiona, biskupa. Działa.
Od redakcji: Bardzo dziękujemy za list z Panem Bogiem
***
W Ameryce walka wyborcza, na prezydenta, jakiej nie było. Faktem jest, że kandydaci nie są zupełnie odpowiedni na to stanowisko, decydujące o losach świata. Demokracji w Ameryce już od dawna nie ma. Jak sam Trump powiedział, Ameryką rządzi TAJNY ZWIąZEK i całym światem też. Polski minister Morawiecki, zapytany, kto byłby lepszym prezydentem, Trump czy Clinton, powiedział, to jest wybór między dżumą a cholerą. I to jest fakt. Ameryka jest ciężko chora. Amerykę Tajny Związek, rządzący nią i światem, wyprowadził do lasu, i zgubili Amerykę i demokrację. Za srebrniki. Strach się bać, co będzie po wyborach. Ale może opatrzność Boża pokieruje tym światem.
S. Wójtowicz
Mississauga
O redakcji: Dopóki wschodzi słońce, jest nadzieja.