Listy z nr. 23/2018
Mowa o unikaniu podwójnego opodatkowania
Rząd Tuska podpisał umowę między Polską a Kanadą o unikaniu podwójnego opodatkowania w 2012 r. 12 maja podpisał pan Zenon Kosiniak – Kamysz stronę kanadyjską reprezentował pan Ed Fast.
I co dalej? Nic – dalszym ciągu polscy emeryci płacą podwójny podatek i nikt z polityków polskich nic w tej sprawie nie chce zrobić, a nawet zainteresować się dlaczego tę umowę w ten sposób podpisano. Dlaczego żadna organizacja nie przeprowadziła sondy?
Pytań jest wiele, odpowiedzi żadnej. Mimo wielu oczekiwań, że przedstawiciele ZUS coś wyjaśnią w tej sprawie, niestety temat tabu. Konsulat również unika tego tematu i tak się kręci – a emeryci polscy w nagrodę za ciężką pracę są dojeni.
Tak Emerycie spełniaj swój obywatelski obowiązek. Zastanawia mnie sprawa podróży polityków polskich do Kanady; po co szukają poparcia wśród oszukiwanych emerytów, brzękają o powrocie do Polski, o integracji itp. Kiedy rzeczywistość jest inna. Czasem się wstydzę że jestem Polakiem emerytem, który pisze do wszystkich ważnych osobistości w Polsce, a oni udają, że rządzą Polską wysługując się innym poważnym krajom.
No cóż, i tutaj mamy ciekawostkę, dlaczego KPK nie chce się tą sprawą zająć? Jakież to inne ważne sprawy mają do załatwienia? Na cóż Jest ta Rada Polonii Świata, która zajmuje się czym? Bardzo ważni ludzie, a my polscy emeryci to kto?
Na koniec dodam że w konwencji o unikaniu podwójnego opodatkowania istnieje artykuł 28, który mówi że każdego roku do końca czerwca na drodze dyplomatycznej można wprowadzić zmiany w tej konwencji. Moje pytanie jest, dlaczego żaden polityk, dyplomata nie chce się tym zająć, dlaczego tak się boją tego tematu?
A nam emerytom, co pozostało? Hasło polscy emeryci łączcie się. I załóżmy stowarzyszenie emerytów polsko – kanadyjskich. W ten sposób stworzymy lobby, z którym będzie się liczyć nawet KPK.
Pozdrowienia i mam nadzieję że nie zginął w nas Honor i Odwaga
Ignac G.
Od redakcji: Szanowny Panie w jedności siła, załóżmy takie stowarzyszenie, służymy łamami „Gońca”. Zapraszamy!
***
BRAK REKLAMY FIRMY, ZAOPATRUJĄCEJ POLAKÓW, W POLSKIEJ PRASIE, TO JAK WYRAZ LEKCEWAŻENIA POLONII.
Dziwi mnie brak reklamy sklepu „Starsky” w „Gońcu”. W Toronto mamy wiele sklepów ale jestem zawiedziona tym, że „Starsky” nie daje wydrukować polskojęzycznym gazetom swoich tygodniowych ulotek/flyers. Nie jest to wielki wydatek dla „kolosa”, bo zasięg prasy jest spory, a papier gazetowy jest tańszy od „kredówki”. Dodam tu, że chodzi tu jakby o sieć sklepów, bo firma rośnie i od zarania prosperuje dzięki NASZYM polonijnym zakupom. Ogłoszenia reklamowe odpisuje się od podatku, więc przy „jednym ogniu można upiec więcej niż jedną pieczeń”. Niewielkim kosztem można zatrzymać dotychczasowych klientów, przyciągając innych, i takich okazjonalnie przyjeżdżających na większe zakupy.
W czasach: kiedy benzyna to spory wydatek, korków ulicznych, przy uwzględnieniu odległości do sklepu ... brak takiej informacji, nawet w bezpłatnym tygodniku szokuje i co więcej ... kojarzy się z LEKCEWAŻENIEM (❗️) polskiej klienteli, dzięki której przecież firma ta, jest tym .. czym JEST (jeszcze) w tej chwili.
Pokoleniu tzw Millennians zależy więcej na czasie niż na produktach z Polski ... i raczej nie są, aż tak przywiązani do europejskich produktów, jak ich rodzice i dziadkowie, którzy w pewnym momencie, m.in. wobec braku „flyers”, zaczną zmieniać przyzwyczajenia i rutynowe „eskapady” do do Starsky’ego, przechodząc na bliżej, a więc szybsze i w sumie tańsze zakupy np we Freshco, No Frills, Loblaws itd itp.
Nie chciałabym, aby firma zatrudniająca wiele osób, podzieliła los tych, które już zniknęły z mapy Toronto.
Przyznaję, że unikając tłoku na ulicach Toronto, częściej robię zakupy w ciągu tygodnia i ... już rzadko w Starsky’m .. a mogłoby być inaczej gdybym miała „flyer”, na którym można sobie „pobazgrać”, zakreślając listę zakupów etc.
Małgorzata Kossowska
Toronto
Od redakcji: Szanowna Pani, też nas to dziwi, dziękujemy za poruszenie tematu.
***
Witam
Już w tę sobotę Mississauga Polish Day na Celebration Square z Alexem Kopaczem w roli głównej, oraz naszym stoiskiem. Koszulki niepodległościowe, patriotyczne, team Kanada, flagi samochodowe na MŚ Rosja 2018 będą też.
We współpracy z Konsulatem Generalnym RP w Toronto, oraz Lakeshore United z okazji 100 lat niepodległości Polski i mistrzostwami świata w piłce nożnej – Rosja 2018 organizujemy mecze symulacyjne polskiej grupy i już mamy zgodę piłkarzy japońskich na rozegranie meczu. Informacje w tej kwestii będą ogłoszone w mediach polonijnych, oczywiście zapraszamy.
Jerzy Dąbrowa
Team Kanada Gdynia 2019
Kosmetyki nie muszą truć…
Wpływ kosmetyków na zdrowie często jest lekceważony, ludzie uważają, że jeżeli się czymś posmarują, to zostaje na zewnątrz i nie ma to wpływu na ich organy, tymczasem kosmetyki zawierają szereg składników niezdrowych czy wręcz trujących; mają różne substancje chemiczne, utrwalacze itp., i to wszystko przenika do organizmu przez naszą skórę.
Andrzej Witowski, właściciel firmy Elma Skin Care: Po pierwsze, gdy Pan mówi, że kosmetyki mają wpływ na nasze zdrowie, trzeba pamiętać, że skóra jest największym organem człowieka. To jest osiem kilogramów i według starej nomenklatury polskiej ma trzy przedrostki: włosy, paznokcie i genitalia.
To wszystko to jest skóra. I z jednej strony, ona nas chroni, a z drugiej strony, jest odbiciem tego, co się dzieje w całym organizmie.
Działa do wewnątrz i na zewnątrz?
Tak, ona jest lustrem tego, jak się czujemy, jak ją odżywiamy, jak nasz metabolizm działa i na co chorujemy, a z drugiej strony, wszystkie urazy skóry, może nie urazy, bo ona się regeneruje bardzo dobrze, ale wszystkie jej choroby, wszystkie jej infekcje oddziałują na cały organizm, osłabiają go.
Natomiast jeśli chodzi o dbanie o skórę, to często zarówno kosmetyki, jak i nasze codzienne nawyki powodują, że gdy wydaje nam się, że dbamy o skórę, często ją właśnie osłabiamy. Jeśli chodzi o przemysł kosmetyczny, to jest on nakierowany na zarabianie pieniędzy i często bardziej szkodzi niż pomaga.
Szkodzimy skórze, myśląc, że o nią dbamy. Co należy robić, żeby skórę zachować w dobrym stanie?
Po pierwsze, jeżeli chodzi o higienę, wydaje nam się, że jeżeli się często myjemy dobrym mydłem czy dobrym szamponem – a te szampony są coraz mocniejsze – to my o nią dbamy. Tymczasem ją odtłuszczamy. Na przykład, jeżeli często myjemy włosy, a tak bywa, jeżeli ktoś chodzi na basen, to ta woda wypłukuje lżejsze frakcje z tych tłuszczów, które są w skórze (po ang. body oil), wypłukuje oleje, a pozostają woski (waxes), które powodują między innymi czopowanie porów, przez co skóra nie oddycha. Ktoś skarży się, że ma problem ze skórą na głowie, a przecież myje ją tak często...
Podobnie z tzw. uchem pływaka; woda wypłukuje lżejsze frakcje tłuszczów z ucha, pozostają woski i po pewnym czasie ucho się zatyka i po prostu się nie słyszy czy woda się dostanie i nie wypływa.
Innym problemem jest to, że używamy kosmetyków, które mają ogromne ilości konserwantów. To, co my nazywamy kosmetykami, to są w 90 procentach emulsje tłuszczów i wody. Żeby to zemulgować, potrzebny jest silny detergent, mniej więcej taki jak w płynie do mycia naczyń. I ten detergent właśnie pozostaje na skórze. A żeby te kosmetyki się nie psuły, czyli nie ulegały dekompozycji, potrzebny jest bardzo silny konserwant, po polsku, a po angielsku preservative. Jeżeli on zabija bakterie gnilne w kremie, to także zabija dobrą florę bakteryjną na skórze, która jest naturalną ochroną skóry.
Innym czynnikiem są warunki, jakie mamy w domach. Ogrzewanie, przesuszone powietrze to jest drugi czynnik, który zabija tę najważniejszą ochronę skóry, jaką jest dobra flora bakteryjna.
Pan jest z wykształcenia chemikiem?
Jestem chemikiem, właściwie to fizykochemikiem. Miałem się zajmować wyszukiwaniem punktów szczególnych, czyli azeotropowych, w mieszaninach wieloskładnikowych cieczy, w równowadze ciecz – para, ale tak się złożyło, że zostałem wysłany, żeby robić destylację rozpuszczalników w zakładzie, który produkował antybiotyki. Uruchamiałem też produkcję dwóch nowych antybiotyków, ale potem pracowałem w galwanizerniach i robiłem farby.
Jeżeli chodzi o moją pierwszą pracę, byłem związany z przemysłem farmaceutycznym, co mi nie bardzo pomagało w Kanadzie, bo tutaj trafiłem do przemysłu kosmetycznego, a miałem troszeczkę inne standardy...
Widział Pan przemysł kosmetyczny z pierwszej ręki...
Osiemnaście lat pracowałem i robiłem kosmetyki czy formułowałem kosmetyki dla bardzo różnych firm, tanich i drogich, i widziałem, na czym to polega.
Założył Pan własną firmę, chce Pan to robić inaczej?
Pomimo tego, że pracowałem, to zawsze miałem jakąś swoją firmę i w Polsce, i tutaj, ale już był czas, że się wybierałem na emeryturę, i się zdarzyło, że moja wnuczka dostała łuszczycy.
Szukaliśmy leków, to co było oferowane, to były tylko steroidy, i w jej wieku – 12 lat, to było bardzo niewskazane.
I tak z kolegami z Polski, z którymi jestem bardzo związany, zaczęliśmy szukać czegoś, co by jej pomogło. To, co żeśmy znaleźli, to sposób ekstrakcji, żeby uzyskać komórki macierzyste roślinne, które są skarbnicą wszystkich substancji odżywczych – które są potrzebne dla skóry – ochronnych, bo także antyoksydantów i kinetyny, która przyspiesza regenerację skóry.
To spowodowało, że ja właściwie nie robię samych kosmetyków, ale różne maści, a część z tych maści działa jak bardzo dobre kosmetyki.
Mają również właściwości lecznicze?
Tak, pierwsza maść, którą zrobiłem – Elma 01, działa praktycznie na wszystko, od ukąszenia komarów – powoduje, że nie ma śladu po nich, poprzez łuszczycę, egzemę, oparzenia, obrzęki, leczenie ran, do leczenia hemoroidów.
Na czym polega ten tajemniczy sposób, w który sprawia, że można wszystkie te przypadłości wyleczyć przy pomocy jednej maści?
Nagroda Nobla w 2012 r., pokazywała, jak można cofnąć transformację komórki macierzystej skóry do tych komórek pierwotnych i uzyskiwać różne organy.
Uzyskać komórkę macierzystą z normalnej komórki?
Nie, z komórki macierzystej skórnej uzyskać taką komórkę macierzystą, która była pozyskiwana przedtem tylko i wyłącznie z zygoty czy z krwi pępowinowej i jakby obejść ten problem moralny.
Oni właściwie wyjaśniali sposoby i przyczyny transformacji komórek macierzystych skórnych, cofanie albo na przykład z komórek, które się przekształcają w mieszki włosowe, albo wytwarzają więcej kolagenu, albo odtwarzają skórę. Z wiekiem te komórki też się starzeją, czyli po prostu ich aktywność spada, i oni znaleźli sposób, jak można tę aktywność podnieść i regenerować skórkę jakby od środka. Na przykład, jeżeli używamy kolagenu, który jest świetnym środkiem, doskonałym – tylko jest jeden problem. Jeżeli go kładziemy w kremie, zwłaszcza jeżeli nasza skóra jest jeszcze stosunkowo młoda, to nasza własna produkcja kolagenu spada, bo skóra jest leniwa. Tymczasem, jeżeli uda nam się zdopingować komórki macierzyste skóry do wytwarzania większej ilości kolagenu, elastilu, to skóra nabiera sprężystości, gładkości i po prostu się odmładza.
Pan znalazł sposób, jak to zrobić?
Mniej więcej wiemy, jak odżywić te komórki, tylko ja znalazłem sposób, jak efektywnie wyekstrahować z komórek macierzystych roślinnych te substancje, które będą biologicznie czynne na skórze (a nie na półce), i żeby one w kontakcie ze skórą się uaktywniały; dawały efekty, które polegają jednocześnie na leczeniu różnych przypadłości, odmładzaniu skóry i powstrzymywaniu wypadania włosów czy powodowaniu odrastania włosów. W tej chwili pracujemy nad maścią, która będzie powodowała niwelację bólów, takich jak ból kręgosłupa, stawów czy innych. To przez działanie zewnętrzne miejscowe, a nie przez branie jakichś silnych środków przeciwbólowych.
Takie znieczulanie poprawia cyrkulację krwi, wzmacnia te wszystkie systemy immunologiczne, które powodują, że infekcje są zwalczane.
Skąd te komórki?
Komórki, tak jak mówiłem, roślinne – teraz wszyscy mówią macierzyste komórki roślinne – jeszcze aktywne, ale wszyscy, którzy coś sadzili albo coś hodowali, to wiedzą, w którym miejscu przyciąć pomidory, wiedzą, w którym miejscu przyciąć gałązkę jabłoni, bo wiedzą, gdzie te komórki macierzyste są zgrupowane, zmagazynowane, kiedyś, w starszej biologii, nazywano to stożkami wzrostu.
Wystarczy więc znaleźć takie rośliny, które mają tych komórek najwięcej.
Prosta sprawa – jeżeli Pan sadzi pomidory lub ogórki w ogródku i raz w tygodniu ma Pan czas, żeby je opielić, to po tygodniu zielsko jest większe od tych sadzonek, i tak wkoło. Dlatego że te zielska, te zioła, mają taką siłę, że wystarczy kropla deszczu i one nagle „eksplodują”.
W tradycyjnej literaturze mamy bardzo dużo wskazówek, które z tych roślin – w Polsce to są calendula (nagietek), babka, bardzo popularne – w Chinach żeń-szeń, ale to nie ma takiego znaczenia, bo natura obdarzyła nas po równo. Nie ma miejsca na świecie, gdzie jest złote zioło, które na wszystko działa. Tylko myśmy stracili zainteresowanie tym, co mamy pod nosem.
Oczywiście, są pewne rośliny, jak żywokost, których składniki powodują odbudowę chrząstek czy więzadeł. Ja korzystam jednocześnie z wiedzy z przeszłości i z tego, co w tej chwili jest przyszłością.
Czyli jest to jak gdyby ziołolecznictwo przetworzone?
To jest przetworzone ziołolecznictwo i z tym ziołolecznictwem to jest tak, że bardzo dużą szkodę robią ci, którzy zajmują się ziołolecznictwem, a nie mają odpowiedniej wiedzy – ja nie wiem, jak je stosować, bo nie jestem lekarzem – ale wiem, jak wydobyć, to co w tych ziołach jest cennego.
Że to nie jest takie śmieszne to ziołolecznictwo, to wspomnę, że stosunkowo niedawno, chyba trzy lata temu, przyznano Nagrodę Nobla dla Chinki, która znalazła w ziołach w czasie wojny wietnamskiej substancję zwalczającą malarię, która to choroba zabiła więcej Wietnamczyków niż Amerykanie. Ona dostała za to Nagrodę Nobla i w końcówce lat 60. tę produkcję rozpoczęto; do dzisiaj te substancje są używane w środkach przeciw malarii.
Jak ktoś krzyczy, że tylko postęp i nowoczesność, to często trzeba się obejrzeć, żeby zobaczyć, w którym kierunku idziemy. Często się okazuje, że wpuszczamy się w ślepe uliczki w pogoni za jakąś publikacją z fałszywymi danymi i postęp często nie jest postępem, ale zboczeniem.
Ta maść pomogła Pana wnuczce?
Łuszczyca jest straszną chorobą, na szczęście się okazało, że u niej była bardzo łagodna, bo była to hormonalna łuszczyca.
Łuszczyca atakuje nie tylko skórę, ale są wewnętrzne objawy. Ta maść nie leczy łuszczycy, tylko leczy objawy. Na przykład, gdy moja wnuczka chodziła na basen, to nie musiała nosić długiego rękawa, bo nie było widać plam na rękach, co było w tym czasie jej największym problemem. Tak że to nie jest maść na zwalczanie łuszczycy.
W łuszczycy są ważne różne rzeczy, jak np. dieta, ale objawy dla wielu ludzi są bardzo istotne. Przy czym gdy objawy nie są leczone, łuszczyca się rozwija gwałtownie i może dojść do uszkodzeń serca, więzadeł, żołądka. To nie jest tylko kwestia kosmetyki, lecz ma znaczenie ogólne, ale niestety ta maść nie zwalcza przyczyn.
Jaką gamę produktów Pan oferuje? Jedna maść może być na wiele chorób?
Tak, ale nie na wszystko. Jeżeli sobie założyłem, że konkretna maść będzie dobra też na odrastanie włosów, to posmarowałem nią głowę i pobrudziłem poduszkę, w ogóle nie dało się umyć przez tydzień itp.
Tak że w zależności od konsystencji i na jakiej bazie są te produkty, mamy 3 – 4 maści na bazie lanoliny, mamy 3 – 4 oleje na opryszczkę, na łuszczycę, która występuje na twarzy albo na egzemy na twarzy, no i na przeciwdziałanie wypadaniu włosów.
Trzecia grupa produktów jest na bazie shea butter, które jest jeszcze lepsze niż coconut butter, świetny surowiec.
Co to jest shea butter?
W Polsce nazywało się to wiśnią afrykańską, bo wyglądem przypomina ogromną wiśnię lub podwójną czereśnię. Jest to orzech, który ma czerwoną skórkę, wielkości wielkiej czereśni, a w środku tylko miąższ. Ten orzech jest używany do produkcji Philadelphia Cheese, do produktów spożywczych, jest świetną substancją w produkcji kosmetyków, w naturalny sposób chroni przed promieniowaniem ultrafioletowym, ma także bardzo dużo antyoksydantów.
Shea jest w sumie świetna, ale trochę kłopotliwa, bo dosyć twarda – żeby jej używać jako kosmetyku, trzeba coś z nią zrobić. Ja do shea dodaję moich ekstraktów ziołowych i czasami kwasu hialuronowego. Otrzymuję w ten sposób skin revitalizer, który powoduje młodszy wygląd i leczy też drobne infekcje, drobne skazy.
Mówił Pan, że w kosmetykach używa się bardzo dużo konserwantów, ale przecież nie bez powodu, bo chodzi o to, żeby ten kosmetyk „żył” długo na półce. Pan używa konserwantów?
Nie używam. Czasami mówię o wodzie, wtedy wszyscy się dziwią. Zauważyłem, że woda w kosmetykach jest bardzo ważna z dwóch powodów.
Po pierwsze, nadaje kremom dobrą konsystencję. Kremy zawierają jej od 30 do 60 proc.; lotion od 70 do 90 proc. Woda powoduje, że kosmetyki są łatwe w aplikacji, rozsmarowują się, trzymają zapach. Tylko że jeśli się używa wody, trzeba też używać bardzo silnych konserwantów. To jedno.
A po drugie, woda to najtańszy surowiec chemiczny i świetnie zwiększa zysk.
Zwiększając objętość?
Oczywiście, i przez to zwiększa zysk, tylko żeby zemulgować wodę z tłuszczem, który zawiera wszystkie substancje odżywcze dla skóry, trzeba użyć emulgatora albo emulsifiera, różnie to nazywają, ale to jest silny detergent, na ogół po polsku to jest sulfobursztynian. To jest właśnie ten wynalazek, że można myć naczynie po śledziach gorącą wodą, bo i tak nie będzie zapachu, bo on wszystko rozpuszcza. Taki detergent robi emulsję przyjemną w użyciu, ale nie jest dla skóry obojętny, a poza tym trzeba użyć dużo konserwantu.
Ponieważ ja robię wszystko bez wody, moje produkty są trzy – cztery razy droższe od innych. Z kolei używa się ich bardzo mało, choć nie są tak łatwe w użyciu, takie przyjemne, bo trzeba je rozetrzeć – mają z tego powodu swoje minusy.
Ale przede wszystkim właściwości bakteriobójcze calenduli, czyli nagietka, wystarczają w zupełności i moje produkty mogą stać w łazience długi czas. Pierwsza maść, którą zrobiłem i którą ciągle daję do sprawdzenia bakteriologicznego, stoi już cztery lata, odkryta, i ciągle jest sterylna. Calendula nie tylko dostarcza substancji z komórek macierzystych, nie tylko powoduje lepszą cyrkulację krwi, to jeszcze dezynfekuje i skórę, i samą maść.
Klienci są zadowoleni?
Sprzedaję na razie w bardzo małych ilościach. Poza tym rynek, konkurencja jest taka, że można by tu przytoczyć kopernikańskie powiedzenie, że zły pieniądz wypiera dobry; wszystko jest oparte na tym, żeby zrobić ładne opakowanie, co przy naszej niewielkiej skali jest bardzo drogie, dobre zapachy, no i konsystencję, a jak ten kosmetyk działa, to się po prostu zmienia zapach, zmienia kolor i reklamuje, że to jest coś nowszego, coś jeszcze lepszego, i tak w kółko.
Do moich produktów ludzie się muszą przekonać, ale mam świadectwa, które pokazują, że działają fantastycznie.
Pozostaje mi życzyć, żeby przekonał Pan jak najwięcej ludzi, żeby przestali sobie szkodzić, kupując rzeczy tylko dlatego, że są ładnie opakowane. Jak dotrzeć do ludzi, żeby byli zainteresowani, jaki Pan ma pomysł?
Na początku próbowałem robić ogłoszenia w „Mississauga News” czy docierać do ludzi przez website. Mój website bardzo dobrze działa, ale Google ogranicza liczbę wchodzących ludzi, lewarowanie, pozycjonowanie w wyszukiwarce – jeśli szuka ktoś kosmetyków, to pierwsze dwie – trzy strony są zajęte przez firmy kosmetyczne, które są potentatami, a nikt dalej nie szuka, nie widzi.
Jeśli chodzi o angielski rynek, to była porażka z „Mississauga News”, natomiast polski rynek rozwija mi się najlepiej.
My jeszcze wierzymy w zioła, a może dlatego, że w Polsce jest jeszcze trochę linii dobrych polskich kosmetyków. Począwszy od kremu Nivea, który był najlepszym kremem, jaki kiedykolwiek został zrobiony, a polski Nivea z Poznania był najlepszą walutą, bo był dwa czy trzy razy lepszy od tego już zmodyfikowanego niemieckiego.
To zresztą jeden wielki skandal, bo to przypadło Polsce i to jest polski produkt, wymyślony przez polskiego Żyda, który nie mówił po niemiecku, tylko po żydowsku. Krem Nivea był doskonały, dlatego że jego twórca znalazł rodzaj tłuszczu, który absorbuje 35 proc. wody. W tej chwili to jest już za drogi surowiec – on był chyba też z lanoliny wyselekcjonowany – a po drugie, te 35 proc. wody to jest za mało i dlatego ciągle robi się modyfikacje.
Ale polskie zioła... Gdy w Polsce prowadziłem firmę kosmetyczną, to kontaktowałem się z różnymi ludźmi. Były na przykład ekstrakty polskie tatarakowe, superremedium na wypadanie włosów. To nie wyszło, dlatego że okres przechowywania tataraku był pięcio- czy może siedmioletni, żeby uzyskać ten ekstrakt. No i całe przedsiębiorstwo zostało skasowane w 1939 roku. Aroma, która w Henrykowie pod Warszawą, która miała to produkować, potem się skoncentrowała tylko na zapachach syntetycznych.
Jest wiele polskich osiągnięć w tej dziedzinie?
Polskich osiągnięć mamy mnóstwo w każdej dziedzinie.
Tylko nie potrafimy ich wykorzystać i sprzedać?
Zazwyczaj ktoś inny zabiera i to robi.
Cóż, mam nadzieję, że to nie jest nasza ostatnia rozmowa. Pan ma olbrzymią wiedzą na temat chemii użytkowej i chciałbym, żeby Pan pomógł nam rozeznać się w tym świecie.
Jak włosy wypadają, to nie boli, ale dam taki przykład, że jak ja wychowywałem moją córkę, to prałem 30 pieluch dziennie i myłem ją dziesięć razy dziennie, za każdym razem jak się zsikała.
W tej chwili mamy suche pieluchy, które są „bardzo ekologiczne”; potrzebują 600 lat do rozpadu w środowisku. One są suche w dotyku, ale uryna wpływa cały czas na skórę dziecka, na najbardziej wrażliwe miejsca. Kiedyś dziecko uczyliśmy, żeby po ośmiu miesiącach maluch już nie siusiał w pieluchy, dzisiaj się zdarza, że dzieci idą z pieluchami do szkoły, skoro to jest takie wygodne. Jeżeli jeszcze do tego używa się taniego kremu (na diaper rush), to nie tylko, że się buduje alergię od moczu, który jest po to wydzielany, żeby już nie był w organizmie, ale się jeszcze buduje alergie związane z konserwantami.
Tworzymy w ten sposób pokolenie alergików, a alergia może być przyczyną wszystkich innych chorób skórnych, przez łuszczycę, egzemy itd. To jest właśnie przykład takiego działania na skróty – to jest wygodne, każdy chce tego użyć, ale nikt się nie zastanawia, jakie to ma konsekwencje.
Zrobiłem krem na diaper rush, właściwie nie dla dzieci, tylko dla Murzyna, który ważył osiemset funtów i w lecie nie mógł chodzić, bo się odparzał. Ten krem działa, ale to jest właśnie ten problem, żeby trafić do odbiorców z informacją, jak można temu zapobiegać. Trzeba również dzieci uczyć, żeby te pieluchy były tylko do czasu, kiedy są naprawdę konieczne.
Z wypadaniem włosów jest podobnie. Często nam się wydaje, że dbamy o głowę, a robimy coś przeciwnego.
Człowiek sobie nie zdaje sprawy, że sam sobie zaszkodził, i narzeka na żywność. Alergeny atakują ze wszystkich stron, ale są miejsca, gdzie można w sposób łatwy je zahamować.
Dziękuję za rozmowę. I do następnego razu.
Wielkie zwycięstwo Orbana - ma "superwiększość"
Po policzeniu 85 proc. głosów okazuje się, że w niedzielę Fidesz zdobył 133 mandaty w 199 osobowym parlamencie. Opozycja poniosła druzgocącą klęskę.
Viktor Orbán będzie nie tylko samodzielnie rządził Węgrami przez kolejne cztery lata, ale również będzie mógł zmienić konstytucję.
Frekwencja, była bardzo wysoka, jedna z najwyższych w historii demokratycznych Węgier. Media pokazywały głównie osoby młode ustawiające się w kolejkach do lokali wyborczych. Zwykle głosowały one na partie opozycyjne. Do parlamentu wszedł także prawicowy Jobbik, który zdobył 26 mandatów, i socjaliści (20 mandatów).
W wystąpieniu po zakończeniu niedzielnych wyborów parlamentarnych premier Węgier Viktor Orban podziękował polskim liderom za poparcie. „Chciałbym podziękować naszym polskim przyjaciołom, prezesowi Kaczyńskiemu i premierowi Morawieckiemu, że przyjechali i nas poparli” – oświadczył Orban. „Za nami wielka batalia, odnieśliśmy decydujące zwycięstwo, dostaliśmy szansę, stworzyliśmy sobie szansę, by obronić, by móc obronić Węgry” – dodał.
Numer 35/2017 (1-7 września 2017)
Czytaj pierwszy!
Goniec na tablet w formacie pdf
przesyłany przez e-mail w każdy piątek rano
tylko 50 CAD rocznie plus 13% HST
razem $56.50
Płatność przez paypal,
Visa, MasterCard lub czek
Kontakt r e d a k c j a @ g o n i e c . n e t
(bez przerw między literami)
lub telefon: 905-629-9738
Polska menda pospolita
W każdym narodzie zdarzają się ludzie podli, jak to mówią, są ludzie i „ludziska”. Są też i podli Polacy, nie jesteśmy wyjątkowi ani „wybrani”. Zadzwonił niedawno do naszej redakcji pewien człowiek z wielkimi pretensjami, mniej lub bardziej wyimaginowanymi, proponowaliśmy że zamieścimy jego opinię, na co usłyszeliśmy następujące dictum: „Jak wy nie przestaniecie robić, co robicie, to pójdę na was do ?Jewish community= i oni już was załatwią!”.
Na takie coś ręce i nogi opadają. Takie coś świadczy bowiem, że człowiek po drugiej stronie słuchawki nie jest zdenerwowanym rodakiem, lecz specyficznym gatunkiem biologicznym: polską mendą pospolitą. Nawiasem mówiąc, słyszałem kiedyś w pogadance radiowej o zagrożeniach antysemityzmem, że już samo postrzeganie społeczności żydowskiej jako nadzwyczaj wpływowej jest oznaką antysemityzmu. Zatem nie dość, że owa menda usiłowała zaszantażować, to jeszcze objawiała antysemityzm. A fuj!
Polska menda pospolita to gatunek biologiczny, który: a. zazwyczaj nie lubi nas Polaków (siebie nie wyłączając); b. ma kompleksy na punkcie pochodzenia i wszędzie wtrąca trzy grosze, że Polacy są głupi i mają wszy jak ruskie czołgi; c. usiłuje przy pomocy obcych forsować własne zdanie i partykularne interesy.
To „c” jest obecne w mentalności wielu Polaków, którzy szukają podparcia a to u Niemców, a to u Żydów czy Rosjan. Do tej grupy należeli targowiczanie, z tego plemienia wywodzili się liderzy, którzy wpraszali się na cudze czołgi, by zdobywać władzę we własnym kraju; do tej samej grupy zaliczali się szmalcownicy, którzy szantażowali Niemcami zachowujących się po ludzku Polaków.
W czasach wojen i okupacji takich osobników wiesza się za organ męski. W czasach pokoju mendę polską należy po prostu izolować, otarbiać i utrudniać żerowanie na tkance narodu.
Przy okazji jedna mała deklaracja. Otóż, „Goniec” nie będzie publikował za darmo, jak to mamy w zwyczaju, komunikatów organizacji, które straszą nas procesami.
Podobnie też nie będziemy publikować wypowiedzi osób, które chciały nas brać do sądu za opublikowane przez nas repliki na ich wypowiedzi.
Angielskie porzekadło mówi: nie lubisz wysokiej temperatury, nie wchodź do kuchni. Jeśli ktoś publicznie głosi swe poglądy, musi być przygotowany, że może zostać potępiony, wyszydzony, wyśmiany czy rzeczowo skrytykowany. Jeśli się na to ma zbyt cienką skórkę; jeśli ego zbyt napompowane, to lepiej sobie ponarzekać „do obrazu”, a nie pisać do gazet i później szarpać nas za nogawki.
Nie robimy pisma koturnowego, w którym ex cathedra pouczamy co i jak; nie robimy też gazety lekkiej, łatwej i przyjemnej, w której goła pupa na okładce popycha ulęgałkę w wymóżdżony mózg. Naszym zamiarem jest tworzenie tygodnika, który jak zwierciadełko pokazuje zbiorową buzię nas, Polaków, i który, przedstawiając poglądy często rugowane z wielkonakładowej prasy, pozwala wyrobić sobie zdanie i krytycznie myśleć.
Tacy jesteśmy, jeśli ktoś chce nas odmienić – proszę otwarcie o tym dyskutować, a nie straszyć „obcym wojskiem”.
Tworzymy gazetę, która otwarcie mówi o konieczności definiowania i obrony interesu narodowego. Nie zamierzamy nikogo wyręczać i pełnić iluś tam ról społecznych; jesteśmy tylko gazetą, a nie organizacją społeczną czy biurem pomocy; nie jesteśmy też przedsiębiorstwem nastawionym na maksymalizację zysku, w którym wszystko podporządkowane jest wielkości wskaźnika ROR. Pod prąd można wiosłować tyle, ile sił starczy, dopóki starcza, będziemy to robić, bo jest z tego olbrzymia satysfakcja.
Fakt, że wiele osób drażnimy i od wielu dostajemy po uszach. Powiem jednak nieskromnie Drogi Czytelniku, że bez nas byłoby Ci smutniej i samotniej.
Świat się „uszczelnia”, na naszych oczach robi się ciasno i duszno, następuje globalna „urawniłowka”. Pozbawia się nas okruchów wolności – centymetr po centymetrze, aby nie wzbudzać gwałtownych protestów. Sprzeciw wobec tego powinien nas wszystkich jednoczyć. Tymczasem wydajemy się być na przegranych pozycjach. Między innymi przez to, że jesteśmy skłóceni i nie widzimy szerszego planu.
Wolność i rozum to dwa najpiękniejsze dary, jakimi obdarzył nas Stwórca. Używajmy ich zgodnie z przeznaczeniem. Zastanówmy się, czego od życia chcemy, co pragniemy uczynić w te dni, które zostały do śmierci. Postawmy granice ciurkającemu zniewoleniu, nie dajmy się okulbaczyć i omotać drobnymi więzami, które w miarę lat urosną do rangi kaftanu trudnego do zerwania.
Te granice na drodze zniewalającej siły innych ludzi to między innymi troska o rodzinę, wspólne spędzanie czasu, wychowywanie dzieci, promieniowanie na co dzień radością życia, wyzbycie się doczesnych trosk, zaprzestanie porównywania z innymi na liczbę fantów, to czerpanie przyjemności ze zwykłych rzeczy małych i zakorzeniony w wierze brak lęku przed śmiercią. To wszystko stanowi podstawę do brania życia pełnymi garściami i to przynosi szczęście.
Wolność to stan umysłu. Bądźmy więc, jak nasi dumni przodkowie, wolnymi Polakami, wolnymi od człowieczego skarlenia; wolnymi od syndromu polskiej mendy pospolitej. Nie warto nią być. Nie warto marnować godzin.
I już po pikniku!
Pogoda nas w tym roku nie rozpieszczała, w niedzielny poranek mieliśmy istne oberwanie chmury, mimo to powoli, około południa, do parku Paderewskiego zaczęli zjeżdżać nasi najwierniejsi Czytelnicy.
I z czegoś, co zapowiadało się raczej niezbyt dobrze, po południu rozkręciła się niezła zabawa.
Było nam niezmiernie miło, że postanowili Państwo tę niedzielę spędzić z nami. Wypada nam podziękować przede wszystkim gospodarzowi Parku, Placówce 114 i jej komendantowi Krzysztofowi Tomczakowi, podziękować ojcu Januszowi Błażejakowi OMI i ojcu Jackowi Cydzikowi CSsR, którzy koncelebrowali Mszę św.
Dziękujemy za miłe słowa i pokrzepiające kazanie.
Na pikniku gościliśmy poetę patriotycznego znanego z naszych łamów – p. Węgrzyna, wraz z Grzegorzem Waśniewskim, popularnie rozpoznawalnym jako Piłsudski. Przybył poseł federalny Władysław Lizoń z małżonką, przyjechał także weteran armii gen. Maczka kpt. Mieczysław Lutczyk oraz przyjaciel naszego pisma, były kandydat na prezydenta Polski Stanisław Tymiński z małżonką.
A zatem, dziękujemy! Do zobaczenia!
http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/itemlist/tag/goniec#sigProId947de410f8
Tej elicie naród śmierdzi
W "Gońcu" zaszły przez lato zmiany, mimo to, dzięki uprzejmości i wsparciu Placówki 114 Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej, nasz doroczny piknik odbędzie się bez przeszkód – tym razem w sobotę, 8 września – zapraszamy od godz. 11.00.
Atrakcje są in statu nascendi, ale wiadomo, że do tańca będzie grał rewelacyjny zespół "Non-Stop", znany już Państwu z poprzedniego pikniku bodajże dwa lata czy trzy lata temu – ostatnio życie mi przyspiesza i tracę rachubę lat.
Zapowiadać mam nadzieję osobiście ("nie ma takiej tuby na świecie, której nie dałoby się odetkać"). Będą być może loterie, będzie licytacja i – jak zapewnia Grzegorz Fabrykowski – ściągną też polscy motocykliści. Jak co roku zapraszamy wszystkich sympatyków, ale też takich, którym zaleźliśmy za skórę. Nieskromnie powiem, że na tym rynku "Goniec" najszerzej udostępnia łamy ludziom, którzy normalnie – jeśli nie skaczą sobie do gardła, to z pewnością patrzą na siebie wilkiem. Dla nas ważne jest jedno – by wierzyli w to, co mówią, i by wierzyli w sens Polski. Dlatego zapraszamy wszystkich na wspaniałą zabawę do godziny 21.00. Po tej godzinie czar pryska i wszystkie księżniczki jadą do domów.
Jak co roku zapraszamy też właścicieli motorów i aut ukochanych, czyli takich, które dawno temu powinny już być przerobione na nowe blachy, a jednak dzięki naszym heroicznym wysiłkom nadal lśnią i grzmią.
Tu chciałbym prosić o kontakt telefoniczny pana, który ma w Mississaudze odrestaurowanego willysa z ciężkim karabinem maszynowym i radiostacją. – Kiedyś poznaliśmy się na pikniku Wojska Polskiego. Jak zawsze zapraszamy też posiadaczy polskich marek samochodów i motocykli.
Do zobaczenia na pikniku!
• • •
Tyle na poważnie, a teraz będzie na wesoło – czyli o polityce – oto jedna z zakonserwowanych chirurgicznie szansonistek polskiej estrady używająca ksywki KORA sprowadziła sobie na adres własnego psa trochę – powiem staromodnie – ziela. Coś musiało nie zgrać się w towarzysko-politycznych zegarach, bo oto nagle szansonistce zrobiono kipisz w mieszkaniu i odkryto – kilka gramów suszu konopi indyjskich, których to żywica zawiera środek odurzający THC.
Teraz naszej divie grozi aż do trzech lat zakładu karnego. Nic strasznego się nie dzieje, kobietę nieco tylko przeczołgają po sądach, a papugi dziobną jej majątek. Dostanie wyrok w zawiasach i wszystko będzie OK.
Ale, jakże to, żeby tak straszliwie torturować celebrytkę – gdyby to chodziło o jakąś tam sprzątaczkę czy może nieznane nikomu studenckie dziewczę – no to wiadomo, że prawo ma być egzekwowane z całą surowością, ale żeby tak KORZE takie rzeczy?!
No nie mieści się w głowie! Artystka jest w tak wielkim szoku, że wypowiadać się za nią musi jej konkubent, czyli eufemistycznie rzecz ujmując "partner życiowy" Ów partner leci zaś takim tekstem:
– Ja proszę bardzo o trochę rozsądku. Przynajmniej chciałbym trochę zrozumienia z Platformy Obywatelskiej, bo to jest partia, którą my z żoną żeśmy popierali, i premiera, i partię, i prezydenta. Żeby ci ludzie się zastanowili, bo to są nasi równolatkowie – powiedział w TVN24 Sipowicz.
Tu mamy na dłoni cały kabaret polski. Gostek woła oburzony, że przecież popierał partię rządzącą, więc on w tym państwie powinien mieć lepiej; on powinien być ponad głupie prawa, ponad przepisy; na niego i jego konkubinę policja III RP powinna przymykać czy.
No przecież nie po to się jest celebrytą, by być traktowanym jak zwykły człowiek – no nie?!
Żenujące.
A jeszcze smutniejsze jest to, że ludzie ci mają szerszy wpływ niż krąg sąsiadów i przyjaciół – ich się pokazuje w telewizorach i puszcza w radiu.
Najlepsze też jest to, że ów Sipowicz nie zdaje sobie sprawy, że mimo wygodnego życia, mentalnie tkwi w Trzecim Świecie. On po prostu apeluje do "uczciwości" kacyka – bo przecież za udzielone poparcie jest nam coś winien.
No i jak tu kraj odradzać, gdy całkiem wykształceni ludzie plotą takie androny?
• • •
Nie kijem go, to pałką – głosi stare przysłowie i w ten właśnie sposób załatwiono na cacy IPN. Metoda jest peerelowska – za bardzo podskakuje i krzyczy? Daj mu domiar, wyrzuć z pracy albo mieszkania – jednym słowem, zajmij go jakąś konkretną sprawą życiową, niech wie, kto tu rządzi. Koteria tajnych współpracowników dała znać o sobie. Przecież panowie z SB obiecywali, że nikt się nie dowie, no nie? A taki prosty sposób się znalazł. Pytanie, dlaczego wcześniejsze rządy np. koalicji PiS-owej nie zabezpieczyły IPN-u, wpisując instytucji siedzibę na własność. Nikt nie pomyślał?
• • •
Demokracja polska nie istnieje – to fakt. Obecny skostniały układ praktycznie – z powodów finansowych – uniemożliwia wprowadzenie na scenę polityczną nowej partii, a ordynacja wyborcza całkowicie obezwładnia wyborcę, uniemożliwiając mu wybieranie ludzi, których zna i lubi, z własnej okolicy. Rozczarowanie "jakością" polskich posłów od czasu do czasu sprawia, że ludzie zastanawiają się, jak to zmienić, ale niestety imają się karkołomnych pomysłów w rodzaju wprowadzenia jakichś poprzeczek dla posłów, żeby mieli wyższe wykształcenie albo sprawdzane IQ. Są to pomysły z gruntu niedemokratyczne. Te problemy od ręki likwiduje jednomandatowa ordynacja wyborcza, w której głosuje się na jednego przedstawiciela z okręgu, a nie na partie polityczne. Pomysł prosty, tylko polska elita go nie chce, gdyż musiałaby się co wybory całować z narodem, ściskać dzieci i kwestować od drzwi do drzwi – a tej elicie naród śmierdzi.
Andrzej Kumor
Mississauga
Osiem zasad klasycznej „edukacji seksualnej”
Pedagog Fryderyk W. Foerster napisał kiedyś: „każde wyjaśnienie w kwestii seksualnej jest nie tylko informacją co do jej niebezpieczeństw, ale także i co do jej pokus, a co do tych ostatnich, to strzeże przed nimi nie lepsze uświadomienie, lecz pedagogika szczepienia siły woli”.
Pedagog Fryderyk W. Foerster napisał kiedyś: „każde wyjaśnienie w kwestii seksualnej jest nie tylko informacją co do jej niebezpieczeństw, ale także i co do jej pokus, a co do tych ostatnich, to strzeże przed nimi nie lepsze uświadomienie, lecz pedagogika szczepienia siły woli”.Wychowanie do czystości sprowadza się zatem do kształcenia charakteru: „Najlepszym „uświadomieniem” jest uświadomienie nieograniczonej siły ducha, który powinien zawsze górować nad popędami i odruchami ciała” (F. W. Foerster). Stąd pozorny paradoks: Można uprawiać najlepszą pedagogikę seksualną – pisze cytowany Autor – nie mówiąc zupełnie o tym.
Goniec do nabycia przy Centrum Jana Pawła II w Mississaudze
Zapraszamy do kupowania ze skrzynek na gazety ustawionych przy Centrum Jana Pawła II w Mississaudze. "Goniec" doskonałą lekturą po niedzielnej Mszy św....