Lataj z nami, lataj z pluskwami...
piątek, 20 październik 2017 10:02 Opublikowano w Wiadomości kanadyjskieZdaniem specjalistów, entomologów pasażerowie linii lotniczych nie powinni obawiać się, że będą zmuszeni wyłapywać pluskwy czy wszy w samolocie, ale właśnie to przydarzyło się pani Heather Szilagyi,i która wraz z siedmioletnią córka i narzeczonym leciała w październiku z Vancouver do Londynu samolotem British Airways. Kobieta szybko zorientowała się że siedzenia przednio zaczynają wypędzać dziwne robaki, że jest w niebezpieczeństwie, ale mimo nalegań stewardessa nie zdołała znaleźć im innych miejsc. Po wylądowaniu zaś Szilagyi odkryła u siebie wiele ugryzień na całym ciele.
Murray Isman profesor entomologii i toksykologii na uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej twierdzi że wraz ze wzrostem liczby przewozów pasażerskich również insekty częściej wożą się po całym świecie i nie ma w tym nic dziwnego że pluskwy dostają się na pokład samolotów. Może to nastąpić albo przez bagaż ręczny albo przez ubranie - mówi Isman który pracuję również dla firmy, która opracowuje chemiczne środki na pluskwy.
Dodaje jednak że nie powinniśmy być zbyt zaniepokojeni - podobnie jak osoby, które śpią w łóżku i nie chcą z niego wychodzić - pluskwy nie lubią dużego zamieszania lubią, ciche ciemne miejsca. Dla wielu z nas nie będzie to jednak wystarczające pocieszenie. Na razie rzeczniczka British Airways zapewnia że linie pozostają w kontakcie z poszkodowanymi pasażerami i będą badać sprawę .
Nasza piękna, ciepła jesień prawdopodobnie przyniesie śnieżną i mroźna zimę - tak przynajmniej twierdzą synoptycy z amerykańskiego serwisu AccuWeather. Ich zdaniem, w środkowej i południowej Kanadzie zima będzie o wiele bardziej śnieżna niż zazwyczaj, zaś w prowincjach zachodnich będzie zimniej niż normalnie.
Witajcie :)
Kiedy widzę za oknem taką pogodę, przypominają mi się dawne złote czasy z młodości. To jedna z wielu historii z tamtego czasu.
Urodziłem się i mieszkałem z rodziną w Potworowie, w gospodarstwie dziadków (rodziców mamy). Kiedy miałem trzy lata, przeprowadziliśmy się do własnego domu w niewielkiej, ale przeuroczej wiosce Podczasza Wola. W wieku szesnastu lat rodzice zakupili dla naszego gospodarstwa nowy traktor Ursus C-35. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Lwia część naszej gospodarki leżała w gminnie Potworów, gdzie kiedyś mieszkaliśmy. Po śmierci babci dziadziuś czuł się zagubiony i zamieszkał z synem, moim wujkiem Marianem, i jego rodziną w Nowej Hucie. Po jakimś czasie Jego tęsknota za wiejskim życiem była tak silna, że wrócił i zamieszkał u najmłodszego z synów, wujka Kazika w Potworowie. Problem był w tym, że wujek mieszkał w dawnym PGR w jednym z bloków i dziadkowi brakowało prawdziwego widoku, dotyku wiejskiego życia. Dlatego zamieszkał z nami w Podczaszej Woli. My z kolei niemal co dzień jeździliśmy na Jego byłą gospodarkę i ją uprawialiśmy.
To miejsce miało swój niepowtarzalny urok i smak. Duże podwórko, piękny drewniany domek, wokół zabudowań duży sad, a w nim wszystkiego po trochu. Czereśnie, wiśnie, porzeczki, śliwki, grusze i wiele odmian jabłoni, takich jak: kosztele, krąszelki, szmalcówki, szare i złote renety, orzechy i nawet poziomki, po prostu raj. Latem w tym przepięknym ogrodzie czuliśmy się jak w baśniowej krainie. Drzewa częściowo przesłaniały niebo i pieściły nas liściastymi dłońmi, karmiąc przy tym „napojami” z miąższu swych owoców. W ich rozkołysanych przez wiatr koronach dominował śpiew ptaków, przez co jeszcze mocniej można było odnieść wrażenie, że to miejsce nie jest z tego świata.
A lasy? Od domu dziadka było do nich bardzo blisko, jakieś kilkaset metrów, miały one swoje potoczne nazwy, jak: potworowski, grabowski, kadzki, wolski czy dworski. W tym ostatnim był dość duży staw, nazywany Budzyniem, było w nim mnóstwo ryb. Bardzo często z przyjaciółmi spędzaliśmy nad nim niedzielne popołudnia, a jeszcze częściej przychodziłem tam z tatą o każdej porze roku. Wiosną zaś zbieraliśmy tam też konwalie, a o swojej porze roku jagody.
Pewnego wrześniowego popołudnia mieliśmy jechać zrywać jabłka i wycinać kapustę na giełdę warzywną w Łodzi. Czekaliśmy tylko na tatusia, który pracował w Banku Spółdzielczym w Klwowie jako kierownik (w tamtych czasach to jak teraz dyrektor, szycha normalnie). Kiedy był już w domu, wyjechaliśmy traktorem na działkę po Dziadku. Muszę dodać, że przez wiele dni była pochmurna i deszczowa pogoda, a po niej słoneczne dni. Każdy na wiosce powtarzał: ależ w lesie muszą być grzyby! Ale wszyscy wracali z pustymi koszykami. Były tylko opieńki. Swoją drogą, z nich mamuś robiła najlepsze pierogi.
Wyjechaliśmy w czwórkę, rodzice i ja z siostrą Anią. Wybraliśmy się drogą na skróty przez las wolski, gdzie po drodze, jadąc powoli, wypatrywaliśmy grzybów. Oprócz wspomnianych opieńków nie było żadnych innych. Wyjechaliśmy z lasu wolskiego, a obok był grabowski i potworowski. Droga na działkę pomijała te lasy, dlatego umówiliśmy się, że ja na szybko przebiegnę przez nie do wybranych grzybnych miejsc i sprawdzę, czy czasem tam nie rosną.
Ania pojechała z rodzicami. Ja natomiast zabrałem dużą torbę i pobiegłem do pierwszego miejsca, a tam? Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę! W okręgu 10-15 m wszędzie grzyby, i to same młode prawdziwki! W tym jednym miejscu zebrałem pół torby, w drugim ją zapełniłem, a grzybów do zebrania było jeszcze mnóstwo. Zrobiłem z kurtki coś na kształt torby i chwilę po tym była pełna. Wszystkie grzyby zebrałem ze swoich dwóch miejsc, a miałem takich dużo. Po drodze do rodziców minąłem jedno z nich, a widok rosnących tam prawdziwków do dziś mam przed oczami. Musiałem je zostawić i szybko udałem się na działkę.
Kiedy rodzice i Ania zobaczyli, ile nazbierałem grzybów, nie mogli uwierzyć. Robota paliła nam się w rękach, tak że szybko zerwaliśmy jabłka do skrzynek i nacięliśmy kapusty. Przyczepka była już zapełniona i choć dzień był krótszy, to zdążyliśmy pójść do lasu i wrócić z pełnymi torbami. W domu mama nie wiedziała, co z nimi zrobić, było ich naprawdę mnóstwo. Wtedy tata zaproponował, aby przygotować jedną ze skrzynek, wypełnić ją młodymi prawdziwkami i zabrać na giełdę do łodzi wraz z jabłkami i kapustą. I tak też zrobiliśmy.
Nazajutrz wieczorem wraz z wujkiem pojechaliśmy na giełdę warzywną. Na miejscu wystawiliśmy część towaru i kiedy w końcu skrzynka borowików stanęła obok warzyw, w jednej chwili wokół nas wyrósł tłum kupców, jak i gapiów. Nie pamiętam, za jaką cenę je wystawiłem, ale pamiętam, że raz w życiu doszło do takiej sytuacji, w której mój towar wszedł do licytacji! I nie pamiętam, jaką kwotę osiągnął, a kupcy omal się nie pobili. Wujek po wszystkim powiedział, że zarobiłem na grzybach cztery razy więcej niż za wszystkie jabłka i kapustę. A kiedy wróciliśmy do domu, mama zapytała, skąd mam w rękach taki plik banknotów. Nie mogła uwierzyć, że trzy czwarte kwoty otrzymałem za jedną skrzynię prawdziwków, ale było ich z 20 kg. Ta historia żyje w nas do dziś, mama i tata na pewno teraz się uśmiechają z Nieba.
Pozdrawiam wszystkich.
Mariusz Rokicki
Międzymorze na globalnej szachownicy
czwartek, 19 październik 2017 23:34 Opublikowano w Andrzej KumorZbigniew Brzeziński napisał kiedyś książkę „Wielka szachownica”, bo też porównanie geopolityki do gry w szachy jest jednym z bardziej adekwatnych.
Geopolityczna gra toczy się na całej planszy i dlatego, aby mieć pełny obraz, trzeba wiązać odległe zdarzenia.
I tak, zablokowanie przez Rosję operacji wymiany władzy w Syrii spowodowało zafalowanie w naszej politycznej czasoprzestrzeni, doprowadziło do wypadków ukraińskich; sfinansowanego przez służby specjalne Stanów Zjednoczonych przewrotu i rosyjskiej reakcji w postaci rewolty w Donbasie i aneksji Krymu. Po prostu, jeśli „ty nam tak, to my ci tak”; Putin ruszył białymi w Syrii, USA oddały mu czarnymi na Ukrainie, stwarzając Rosji problem „bliżej domu”. Zablokowanie amerykańskich (izraelskich) manewrów na Bliskim Wschodzie doprowadziło do zerwania dotychczasowej polityki resetu Zachodu z Rosją i nowego rozdania politycznego również w Polsce, gdzie ciekawscy kelnerzy uzyskali kompromaty na główne pacynki kraju.
Realizowana przez Izrael strategia gruntownej przebudowy „Większego” Bliskiego Wschodu (patrz wypowiedź gen. Wesleya Clarka z 2007 roku: www.youtube.com/watch?v=9RC1Mepk_Sw), a zatem obejmującego również Libię, Algierię, Maroko i Egipt, sprowadza się do poszatkowania państw i sił politycznych regionu, tak aby nie mógł powstać jednolity ruch zdolny zagrozić hegemonii państwa żydowskiego.
Ta układanka obejmuje w oczywisty sposób również Iran, bo to Iran od ładnych kilkudziesięciu lat jest głównym celem izraelskiej polityki regionalnej. Jest to jedyne państwo, które po wykluczeniu Iraku, Egiptu, Libii, a obecnie Syrii, może realnie konkurować z Izraelem o panowanie w regionie.
Stąd poparcie Stanów Zjednoczonych via Arabia Saudyjska dla dysydenckich ruchów wewnątrzislamskich i wewnątrzarabskich osłabiających tamtejsze państwa, stąd wojna domowa w Libii i w Syrii.
To właśnie wejście na tę arenę, a raczej powrót na nią Rosji spowodował nowe podziały również w Europie; to poparcie, jakiego Rosja udzieliła Syrii, ale również Iranowi, stanowi główny problem omawiany podczas spotkań polityków izraelskich i rosyjskich.
Syryjska wojna doprowadziła do wykrystalizowania linii podziałów, po jednej stronie są siły popierane przez Stany Zjednoczone i Izrael, a także Europę Zachodnią, po drugiej stronie zaś popierane przez Rosję, w tym uznawane wciąż międzynarodowo państwo syryjskie, a także Iran i Hezbollah. W tle zaś jest tak zwane Państwo Islamskie oraz powstające kurdyjskie. To ostatnie wspierane przez Izrael w nadziei na uzyskanie dobrej platformy konfliktu z Iranem, a zwalczane przez Turcję ze względu na własną mniejszość kurdyjską.
W innym rejonie szachownicy, ale w ścisłym związku mamy zamrożony obecnie konflikt ukraińsko-rosyjski, który stanowi proxy wojnę sił amerykańskich (tak starej, jak i nowej administracji) oraz Izraela (pieniądze żydowskie sfinansowały gros banderowskich oddziałów frontowych) z reżimem Putina. Sytuacja jest płynna, w każdej chwili zimna wojna może się stać gorąca. Tym bardziej że USA coraz częściej wspominają o militarnym rozwiązaniu problemu Korei Północnej, co generalnie otworzyłoby poszukiwanie nowej równowagi świata.
Wiele zależy też od ruchów na Bliskim Wschodzie, w Syrii, gdzie niczym dawniej podczas wojny w Wietnamie, starcia zbrojne prowadzone jest wobec szczegółowej rozpiski porozumień stron sponsorujących poszczególne grupy walczące w terenie.
I tak na przykład, Izrael może bombardować zgrupowania Hezbollahu, ale nie rosyjskie, a bardzo rzadko syryjskie. Rosjanie zaś, bombardują tak zwane Państwo Islamskie, ale rzadziej tak zwaną opozycję demokratyczną i żołnierzy sił specjalnych Zachodu (w tym Polski) uczestniczących „półoficjalnie” w tym konflikcie.
Przypomina to walkę z jedną ręką zawiązaną do tyłu. No ale nie jest to pierwszy konflikt militarny, w którym tego rodzaju zasady obowiązują.
Do tego dochodzi cały bałagan i rozkojarzenie polityki amerykańskiej którą prezydent Trump miał ambicje zmienić, a która znów wpada w stare koleiny. Pokrywałoby się to ze stwierdzeniem byłego doradcy prezydenta Trumpa Steve’a Bannona, który uznał, że ta administracja już się „skończyła”, czyli że zapowiadana zmiana jest już niewykonalna. Trump usiłował wrócić do „pierwszeństwa” interesów Ameryki, jej mieszkańców, a tymczasem Ameryka od dłuższego czasu miotana jest na życzenie przez grupy lobbingowe.
Interesem amerykańskim nie jest wojna z Iranem, lecz wyjście obronną ręką z coraz bardziej przytłaczającego konfliktu z Chinami. Tymczasem prezydent USA pod naciskiem Izraela właśnie „decertyfikował” układ z Teheranem, który zapewniał kontrolę programu nuklearnego tego państwa. Jak określił to Philip Giraldi, były specjalista ds. walki z terroryzmem w CIA, a obecnie publicysta, obecna strategia Trumpa wobec Iranu to: „Israel-First”, „Saudi-Second” And „America-Last”.
Widać, że rewolucja Trumpa niczego nie zmieniła i Izrael nadal posiada szeroko rozwiniętą zdolność do eskalacji i deeskalacji konfliktu w wielu rejonach Bliskiego Wschodu i Afryki.
Jedną z figur na zarysowanej w ten sposób szachownicy jest koncepcja „Międzymorza”, która miałaby blokować, a z pewnością równoważyć tradycyjne rosyjskie i niemieckie kierunki wpływu. Koncepcja napompowania siły państw środka Europy w dzisiejszym ustawieniu, możliwa jedynie przy kurateli mocarstwa amerykańskiego, moderowanej przez interesy izraelskie w ramach strategicznego nacisku na Rosję. I znów zdolność do eskalacji i deeskalacji ewentualnych konfliktów zależeć będzie od innych pól globalnej szachownicy. „Trójmorze” w tej koncepcji to rodzaj elementu przetargowego gry z putinową Rosją, a także zablokowania chińskiej polityki transkontynentalnej, wiążącej Niemcy i Rosję z Państwem Środka.
Czy Polacy powinni się cieszyć z takiego Międzymorza? Gdyby Warszawa była cwana, to mogłaby trochę ugrać. A czy jest cwana? Nie mam takich informacji.
Andrzej Kumor