Spis treści numeru 13 (27 marca - 2 kwietnia 2015)
piątek, 27 marzec 2015 14:56 Opublikowano w OkładkiStanisław Tymiński Arka przyszłości
Stanisław Michalkiewicz Po kostkach – i coraz wyżej
Aleksander Pruszyński Ost Front: Polski IPN
Krzysztof Ligęza Widnokręgi: Wracając do jaskiń
Ryszard Szkopowski Prezydent "prezydętowi" bratem
Izabela Embalo Prawo imigracyjne: Tylko 30 dni
Deklaracje Mariana Kowalskiego
Sto lat, a jeszcze chce się żyć... Rozmowa z p. Anną Plotnicką
Katarzyna Nowosielska-Augustyniak Tylko droga, mróz i śnieg (2)
Renata Jadczuk "Gotowe jest serce moje"... Rewelacyjne przedstawienie Teatru Sykomora
Janusz Woy Czy warto odnaleźć w sobie pasje, żyjąc na emigracji?
Maciek Czapliński Twój dom: Typowe błędy kupujących
Anna Toott Rzeżucha – królowa wielkanocnego stołu
Sergiusz Piasecki Lektura Gońca: Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (27)
Krzysztof Jaśkielewicz Magazyn wędkarski: Pożegnanie zimy na St. John
Sobiesław Kwaśnicki Moto-Goniec: Co ja mam zrobić? Opony - ważna rzecz!
wandarat List z Niemiec: Ukrainka
Aleksander Łoś Opowieści z aresztu deportacyjnego: Matka i syn
Małgorzata Wałczyk W poszukiwaniu swojego miejsca...
Janusz Puźniak Prawo w Kanadzie: Ostatnia selekcja w procesie imigracyjnym "Express Entry" zaskoczyła eliminacją wymogu posiadania oferty o pracę
Wiesław Kujbida Aroganckie i skandaliczne naruszenie wolności słowa w Parlamencie Europejskim
Janusz Beynar Lektura Gońca: Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 11)
Co będzie dalej, to będzie - "Goniec" rozmawia z Janem Pietrzakiem
Pan Nikt Kraina U, czyli prawdziwy upadek państwa polskiego
Andrzej Kumor Widziane od końca: Kto rządzi i po co
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
piszę znów do Pana, acz w minionym tygodniu też wysłałem kolejny mój list w tym roku, a piszę z uwagi na to, iż nagromadziło się trochę nowych danych i pewnych refleksji. Dziś otrzymałem kolejny już numer (6.) redagowanego przez Pana tygodnika, który zgłębiłem i stąd to nowe przemyślenia po przeczytaniu pewnych publikacji, w tym i Pana wywiadu z kandydatem na prezydenta Polski, Marianem Kowalskim, o którym już wcześniej czytałem nieco w naszej prasie.
W środę, 4 lutego, przyjechał sam z Rzeszowa mój wnuk Filip Wojciech Janiszewski, bo na terenie naszego województwa rozpoczęły się ferie zimowe dla dzieci i młodzieży szkolnej. Zawieszona została też działalność tamtejszego chórku katedralnego i stąd to miał już w pełni czas wolny. Tu ten czas wolny spędzał w dużym stopniu na zabawach ze swym kuzynem Kamilem Mazepą. Jeździli na łyżwach na sztucznym lodowisku, które tu ostatnio zostało otwarte, o czym pisała nie tylko lokalna prasa. Nie jest to jednak w dosłownym tego słowa "sztuczne lodowisko", a, jak ja to nazywam, "ślizgawisko", bo jeżdżą tam na specjalnych łyżwach po plastikowej tafli i ta forma rozrywki popularna już jest u Was w Kanadzie.
Dziś minęła 75. rocznica pierwszej deportacji ludności polskiej w głąb ZSRS, a zatem wymowna to okazja, jak de facto przebiegała ona na tutejszym terenie i jak w 1990 r. wydarzenie to zostało tu upamiętnione, a upamiętnione ono zostało z mej inicjatywy, gdy włączyłem się w struktury organizacyjne Komitetu Organizacyjnego Solidarność.
Nadmienię, iż w 1939 r., gdy na naszym tu terenie wytyczona została niemiecko-sowiecka granica, o czym już wcześniej Panu wspominałem, nie tylko obszar pow. lubaczowskiego został podzielony na dwie mniej więcej równe części, ale też na dwie części podzielony też wówczas został obszar naszej parafii. Po stronie niemieckiej ostał się bez mała cały obszar Cieszanowa oraz znaczna część gromady Gorajec. Obszar gromady Nowe Sioło rozdzielony został granicą na dwie części, a obszary dwu gromad, Chotylubia i Dachnowa, znalazły się w całości po stronie sowieckiej i na ich to terenach znajdowały się dwie duże kolonie osadników, którzy osiedli tam w okresie międzywojennym. Były to Dąbrówka i Hryńków. W 1940 r., 10 lutego, w czas okropnych mrozów, gdy w nocy było słychać trzask pękających drzew, a grube warstwy śniegu zalegały nie tylko pola, o godzinie piątej nad ranem rozpoczęto stukanie kolbami karabinów do drzwi i głośne nawoływanie, by natychmiast je otwierać, a po otwarciu ich enkawudyści wpadali do mieszkań. Wrzaskiem swym terroryzowali pobudzonych ze snu domowników. Mężczyźni musieli ustawić się z rękami podniesionymi do góry przy ścianach i z miejsca ich rewidowali i domagali się, by oddali posiadaną przez się broń, a kobiety miały pospiesznie ubierać dzieci i pakować niezbędne przedmioty, które miały wynosić na podstawione pod drzwi gołe sanie, bo nie pozwolono furmanom położyć na gołe deski wiązek słomy. Po wyjściu domowników z mieszkań polecano im pospiesznie usiąść na saniach i wieziono ich szybko do stacji kolejowej w Lubaczowie, gdzie stały puste wagony towarowe, do których w kolejności mieli się ładować. Warunki były okropne! Podróż na Sybir stanowiła sama w sobie dodatkowe elementy przemocy, a warunki tam, już na miejscu, były okropne. Okropne były tam warunki pracy przy wyrębie drzew w tajdze. Nic więc dziwnego, że szerzyły się choroby i ludzie umierali. Nikt tym się nie przejmował, bo taki w istocie swej był cel owej deportacji!
Po tej pierwszej deportacji, na wiosnę doszło do kolejnej, podczas której transporty wysiedleńców skierowane zostały do Kazachstanu, gdzie warunki pobytu były również bardzo uciążliwe.
Mając pewne rozeznanie na temat sowieckich deportacji i losów deportowanych, zaproponowałem w 1985 r., aby w 50. rocznicę tej pierwszej deportacji zorganizować tu wielką uroczystość patriotyczno-religijną, której program rozłożyłem na trzy dni. Najistotniejsze miały się odbyć 10 lutego.
Była to wówczas sobota. Czas przynaglał! Zbliżała się już pora sfinalizowania programu.
Nadmienię, iż po przejściu frontu niemiecko-sowieckiego w 1944 r., bacząc na ustalenia teherańskie, Związek Sowiecki, wytyczając swą granicę z Polską, spowodował, iż północno-zachodni skrawek archidiecezji lwowskiej odpadł od reszty jej obszaru i stąd to kuria arcybiskupia ulokowana została w Lubaczowie. W Lubaczowie osiadł też ks. abp Eugeniusz Baziak. Nie na długo jednak, bo nieustannie nękany przez Urząd Bezpieczeństwa, ów okupacyjny aparat represji w Polsce, wyjechał do Krakowa i tam, gdy zmarł ks. kard. Adam Stefan Sapieha, objął obowiązki administratora apostolskiego archidiecezji krakowskiej i stąd to w 1958 r., będąc już kardynałem, udzielił święceń biskupich ks. Karolowi Wojtyle. W 1962 r. ks. abp Eugeniusz Baziak, zachowując godność arcybiskupa lwowskiego, mianowany został przez Stolicę Apostolską arcybiskupem metropolitą krakowskim.
Długo jednak tytułem tym się nie cieszył. Uczestnicząc w obradach Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie 15 czerwca nagle zasłabł i zmarł na zawał serca. Ciało jego przywiezione zostało do Krakowa i złożone w kościele oo. Franciszkanów, skąd 18 czerwca przeniesione zostało do katedry na Wawelu. Była to wielka uroczystość, a będąc wówczas w Krakowie, miałem możność obserwować jej przebieg. Miejsce miałem dobre, bo stanąłem w pobliżu kurii arcybiskupiej.
Po zgonie ks. abp. Eugeniusza Baziaka, z woli Stolicy Apostolskiej, skrawkiem tej tu nazwę części archidiecezji lwowskiej zarządzali administratorzy Stolicy Apostolskiej. W 1990 r. obowiązki takowe sprawował ks. bp prof. dr hab. Marian Jaworski. Stąd to przygotowując wspomniane uroczystości 50-lecia pierwszej deportacji ludności polskiej na Sybir, wyjechaliśmy z ks. Janem Chmielem, ówczesnym proboszczem cieszanowskim, do kurii arcybiskupiej w Lubaczowie, by dokładnie już zapoznać Księdza Biskupa z ich programem. Istotnych zastrzeżeń nie miał. Wspomniał jeno, iż może, miast w sobotę, przenieść tę uroczystość na niedzielę, bo będzie wówczas więcej ludzi. Powiedziałem jednak, iż deportacja była 10 lutego o godzinie 5 rano, a suma u nas odbędzie się o godz. 11, i tak już zostało. Z uwagi na to, iż Ksiądz Biskup miał pilną potrzebę wyjazdu do Ojca Świętego, poinformował nas wówczas, kto w czas uroczystości będzie go zastępował.
Miałem pewne rozeznanie, jakiej liczby osób można się spodziewać, ale liczba przybyłych na tę uroczystość przeszła i moje oczekiwanie. Zebraliśmy się przed domem kultury. Pochód otwierał krzyż, a za nim niesione rozwinięte sztandary. Było ich sześć! Byli kolejarze z Bełżca z pięknym sztandarem, na którego płacie z jednej strony był śliczny obraz Matki Boskiej, a na szczycie drzewca tkwił polski orzeł w koronie. Za nim niesiono sztandar NSZZ "Solidarność" z Lubaczowa, a poza tym przywieziono z Lubaczowa, sztandar Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki, Stronnictwa Demokratycznego oraz spółdzielczy. Z Oleszyc przywieziono sztandar tamtejszego Technikum Rolniczego i za nim to szedł proboszcz ze Starego Lublińca ks. Michał Opaliński, intonując pieśni kościelne. Uczestnicy uroczystości szli czwórkami całą szerokością ulicy, a pochód rozciągnął się na odcinku prawie 150 metrów. Było więc tak, iż czoło pochodu weszło już do bramy kościelnej, a ostatni uczestnicy uroczystości wychodzili spod domu kultury. Pogoda dopisała. Kościół wypełniony został uczestnikami uroczystości, którzy przybyli, poczynając od Przemyśla, po Zamość. Przy ołtarzu stanęło dziewięciu księży, w tym proboszcz z Nowego Brusna ks. Józef Mołodyński, który reprezentował Księdza Biskupa, ks. Zygmunt Zuchowski, kanclerz kurii arcybiskupiej, i jego zastępca ks. Marian Buczek. Z diecezji opolskiej przybył rodak tutejszy, ks. Eugeniusz Piotrowski. Był też jeden ksiądz z diecezji lubelskiej. Stanął też przy ołtarzu ks. Jan Chmiel oraz ks. Michał Opaliński, który jako sybirak, był kapelanem Związku Sybiraków okręgu przemyskiego. Nadto dwu młodych księży usiadło w konfesjonałach. Obok ołtarza usiedli dwaj parlamentarzyści: poseł Janusz Onyszkiewicz, którego matka pochodziła z Cieszanowa, przyjechał z Warszawy, i senator Tadeusz Ulma, który przyjechał z Jarosławia. Nadto z Jarosławia przyjechała też pani prezes przemyskiego oddziału Związku Sybiraków oraz jej brat, który miał ze sobą kamerę i dzięki temu przebieg uroczystości został na taśmie filmowej utrwalony.
Podczas uroczystości poświęcona i odsłonięta została tablica pamiątkowa. Miałem też możność ukazania pewnych problemów historycznej wagi.
Przemawiali także obaj parlamentarzyści.
Pod koniec Mszy św., a przed błogosławieństwem sybiraczka z Dąbrówki wniosła upieczony przez się chleb i zaczęła go układać na ołtarzu, a był on upieczony w długich blaszkach. Wnosiła go dwukrotnie, mając go ułożony na lewej ręce w taki sposób jak dawniej przynosiło się drewno przeznaczone do palenia w piecu do pieczenia chleba. O tym, poza księdzem proboszczem Janem Chmielem, nikt więcej poinformowany przeze mnie nie został, że taki jeszcze będzie punkt uroczystości. Zaskoczenie było ogromne! Ks. Józef Mołodyński poproszony został o poświęcenie tego chleba. Głos mu się wówczas załamał i powiedział z ogromnym wzruszeniem, że będąc w Kazachstanie, myślał tylko o jednym, aby kiedyś mógł się jeszcze w życiu najeść do syta chleba. Zabrał też wówczas głos ks. Michał Opaliński, który na Sybirze w 1940 r. urodził się. Na posiołku, na którym rodzice jego zostali osadzeni, urodziło się wówczas jeszcze dziesięcioro innych dzieci, ale tylko on przeżył.
Po Mszy św. Ksiądz Proboszcz poprosił księży i parlamentarzystów na obiad, a pozostali uczestnicy uroczystości przeszli do domu kultury na skromny poczęstunek przygotowany przez sybiraczki z Dachnowa i Dąbrówki. Tam to następnie w dużej sali widowiskowej wystąpiła Orkiestra Włościańska Namysłowskiego z Zamościa.
Echem uroczystości był obszerny artykuł napisany przez redaktorkę przybyłą z Warszawy, a który zamieściło PAX-owskie "Słowo Powszechne". Wrażenie też zrobił na niej afisz, który według mej koncepcji namalowała tutejsza nauczycielka plastyki Wanda Gnap.
Wzruszająca też była recytacja przez Agnieszkę Szajowską wiersza w kościele, którym przywołała uczestnikom uroczystości podróż i pobyt na "nieludzkiej ziemi". Odżyły różne wspomnienia, którymi jeno ostrożnie przez lata sowieckiej okupacji mogli się dzielić tylko z najbliższymi. Sporo z nich miałem możność usłyszeć wcześniej i liczyłem na to, że jeden szczegół uda mi się tu wcisnąć, bo godny szczególniejszej uwagi, ale pora mi już kończyć.
Nadmienię, iż obszerny mój artykuł poświęcony deportowanym z Dachnowa zamieściło "Życie Przemyskie", a na przygotowanie innego zabrakło mi już spokojniejszego czasu, bo trzeba było czynić przygotowania do kolejnej uroczystości związanej z postawieniem i poświęceniem Krzyża Katyńskiego i jeśli Bóg mi pozwoli, to napiszę do Pana na ten temat, bo fakt to znów godny szczególniejszej uwagi, a czas mi ucieka i sił ubywa. Na kopercie nakleiłem "walentynkowy" znaczek wyemitowany przez Pocztę Polską w tym roku. Podobał mi się. Kupiłem takich znaczków pięć i pozostałe nakleję na kopertach z listami do bliskich mi osób. Ciekaw będę, czy Panu oraz Pańskim Współpracownikom podoba się on.
Pozostaję z głębokim szacunkiem i ściskam mocno dłoń Pańską
Stanisław Fr. Gajerski
Stanisław Tymiński Atak na SKOK-i to atak na Polskę
Stanisław Michalkiewicz O północy się zjawili jacyś Pro Civili
Aleksander Pruszyński Ost Front:: Z Warszawy
Krzysztof Ligęza Widnokręgi: Pora obiadowa
Jan Czekajewski Polskie historyczne iluzje
Izabela Embalo Prawo imigracyjne: Sponsorstwo
Kasia Kowalska Można zrobić wszystko przez okazanie miłości... Służmy życiu ze wszystkich sił
Pan Nikt Wielki przewrót przymierzy. Liryki lozańskie
Zofia Reklewska-Braun Poetycki podręcznik przetrwania: Maja Trochimczyk – Slicing the Bread
Śpiewane rekolekcje z biskupem Antonim Długoszem fot. Tadeusz Woliński
Katarzyna Nowosielska-Augustyniak Tylko droga, mróz i śnieg
Joanna Wasilewska, Andrzej Jasiński Szlakami bobra: Nad rzeką Kolorado - Arizona
Anna Toott Zdrowy stragan: Szczypior z potrzeby serca
Sergiusz Piasecki Lektura Gońca: Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (26)
Krzysztof Jaśkielewicz Magazyn wędkarski: Lodu nie brakuje
Sobiesław Kwaśnicki Moto-Goniec: Crosstour - wakacyjny krążownik
wandarat List z Niemiec: Archiwum losów ludzkich – drukujemy i czytamy
Aleksander Łoś Opowieści z aresztu deportacyjnego: Rodzinne związki
Ostojan Różne emigracyjne drogi i ścieżki
Janusz Niemczyk Przemówienie Netanjahu. Sąd ostateczny
Paweł Zyzak Korpus Wygrywania Wyborów
Janusz Beynar Lektura Gońca: Ludzie, którzy nie patrzą w oczy (Odc. 10)
Andrzej Kumor Widziane od końca: Paszportowe dialogowanie