Dzień 1
Wstałem dzisiaj wcześnie rano, od jakiegoś już czasu przygotowywałem siebie i moją Yamahę Road Star do kolejnej motocyklowej przygody, tym razem jadę docelowo w góry, Great Smokey Mountains na pograniczu stanów Tennessee i Północna Karolina.
Wyruszyłem o 7 z domu, na granicy w miarę OK, jedyne, co mi kazali, to przy okazaniu paszportu ściągnąć okulary, jedzie ze mną Donna, z pochodzenia Polka, ale urodzona tutaj, jutro ma dołączyć reszta grupy; 12 godzin krętymi drogami stanów Nowy Jork, Pensylwania, Wirginia Zachodnia i Wirginia, niektóre zakręty takie, że widziałem numer rejestracyjny własnej "starej", widoki zajebiste, mimo że przecież PA nie ma wysokich gór...
Dzisiaj spaliła mi się żarówka przedniego migacza i odkręciła mała śrubka, która trzyma dekiel przedniego halogenu, zatrzymałem się w kilku sklepach motoryzacyjnych, ale nie mieli takich żarówek, bo od motocykla ma takie trzy wypustki, a samochodowe dwa i za cholerę nie chciała wejść, a może ją za słabo pchałem, ale chyba nie, halogen okręciłem taśmą izolacyjną i może jutro znajdę jakiegoś dilera moto. W hotelu, w którym jestem, pełno motocyklistów, jutro z samego rana zaczyna się Poker Run organizowany przez sąsiadującego z hotelem dilera Harleya, szkoda że musimy jechać dalej, natomiast w Nowym Jorku mijaliśmy tysiące motocyklistów, w kilku miejscach, na naszej drodze były organizowane rajdy charytatywne, zloty, zajebiście –jak ja kocham takie klimaty – po około 12 godzinach dojeżdżamy do Winchester, miasta w Wirginii, tam mamy nocleg, ale już się cieszę na jutrzejszy dzień, 30 mil stąd zaczyna się jedna z najpiękniejszych widokowych tras Blue Ridge Parkway, ponad 800 kilometrów krętych dróg i to wszystko bardzo blisko Wszechmogącego, ale zanim tam dojedziemy, zatrzymamy się w Front Royal – małym miasteczku, skąd zaczyna się też przepiękna trasa motocyklowa, która biegnie przez Shenandoah National Park-Skyline Drive, kończy się przy autostradzie 64, skąd przechodzi właśnie w Blue R. Pkwy.
http://www.goniec24.com/goniec-automania/item/2664-motocyklowe-wakacje-smokey-mountain-lipiec-2013#sigProIdaa943c7fa4
Dzień 2
Pobudka znowu około 7 rano, w nocy był deszcz, ale rankiem było już OK. Hotel, w którym spaliśmy, jest przy drodze 522, akurat tą drogą jadąc na południe, zaprowadziła nas do Front Royal, o którym wspominałem, w tym mieście zaczyna się najpiękniejsza trasa motocyklowa, którą jechałem, i nie chodzi mi o widoki, ale o samą trasę.
Skyline Dr., bo o niej mowa, ciągnie się na odcinku 105 mil, motocyklista składa się raz w lewo, raz w prawo, i tak przez trzy godzin, bo prędkość jest tam ograniczona do 35 mil na godzinę, coś wspaniałego, bawiłem się jak dziecko, dla innych trasa pewnie będzie nudna, np. samochodów, ale nie dla bajkerów, Skyline kończy się na skrzyżowaniu autostrady stanowej nr 64, gdzie za dosłownie 2 km zaczyna się kolejna piękna trasa, Blue Ridge Parkway.
Jest to już inna trasa, bardziej widokowa, ale też są zajebiste zakręty, przejechaliśmy ok. 100 mil i przed miastem Roanoke skręciłem na autostradę 81, bo czas nas gonił.
Na trasie Blue R. Pkwy miałem spotkanie z niedźwiedzicą, jechałem ok. 60 km/godz., złożyłem się do zakrętu i nagle na środku drogi siedziała niedźwiedzica z dwoma małymi, może było ze 100 – 150 metrów, zacząłem trąbić i nie ukrywam, że się wystraszyłem, bo gdyby doszło do zderzenia, to mogłoby być różnie, niedźwiedzica z dwoma małymi to nie żarty, ale na moje i ich szczęście czmychnęli do lasu, uff.
Do Wytheville dojechaliśmy już bez niespodzianek, tam mieliśmy zarezerwowany hotel i spotkanie z resztą grupy, która dojechała po ok. 15 minutach,
zamówiliśmy pizzę i jakieś inne żarcie i do luli, kumpel jeszcze mi tylko zainstalował najświeższą wersję mapy do mojego Garmina 660 i to by było na tyle.
Dzień 3
Do Bryson City w Północnej Karolinie mamy ok. 4 godzin jazdy, ustalamy z Donną, że nie pojedziemy z resztą grupy autostradą, bo oni i tak ciągną motory na przyczepach, a my pojedziemy dalszą częścią Blue Ridge. Pkwy, ale z samego rana zaczęło padać, a potem lać, więc nasze plany wzięły w łeb, reszta już wyjechała, a my, powoli cały czas licząc, że deszcz przejdzie, siedzimy w restauracji hotelowej, w końcu ubieramy się w przeciwdeszczowe ubranka i w drogę, niestety autostradą, bo to najbezpieczniejsze rozwiązanie, po drodze robimy przystanki na kawę, na jednym z takich postojów klnę na wszystkich diabłów, dopiero co kupiłem nowe rury wydechowe i już, cholera, z prawej strony przypaliłem sobie przeciwdeszczowy kombinezon, który zrobiony jest z gumowego materiału, cholera, ciężko to będzie ściągnąć.
Jadąc na południe autostradą nr 26 na tyle się rozpogodziło, że zdjąłem ten kombinezon, bo człowiek czuł się jak w saunie, po czym wjeżdżając na autostradę nr 40 na zachód, tak zaczęło lać, że nic nie było widać przez szybkę mojego kasku. Do Bryson City dojechaliśmy już bez deszczu, ale chmury wiszą i cholera wie, jak to będzie jutro. Po zakwaterowaniu w hotelu wyruszam w miasto w poszukiwaniu restauracji i zimnego piwka, spotykam się z resztą grupy i... i klniemy jak szewcy – w Bryson City mają dziwny przepis, po godzinie 18 nie sprzedają piwa, że nie wspomnę o alkoholu.
Dzień 4
Budzę się około 2 nad ranem, cały spocony, mam dreszcze, czoło gorące, czyżby mnie jakieś choróbsko dopadło, nieeee, nie na wyjeździe, niestety zostaję w hotelu, poranek jest przepiękny, zero chmur, słońce na niebie, a ja czuję się jak wyjęty krowie z gardła, jestem słaby, na szczęście w takie podróże zawsze biorę jakieś lekarstwa, aplikuję sobie jakieś dawki tabletek i pocę się dalej, moja grupa odjeżdża.
Około południa czuję się może nie najlepiej, ale na tyle dobrze, że temperatura chyba ustąpiła, biorę prysznic, zakładam motocyklowe wdzianko i daję tylko znać w recepcji, żeby zmienili pościel, bo cała przepocona, odpalam sprzęta i kieruję się na północny wschód do miejscowości Waynesville, jest tam diler motocyklowy Yamahy. W sumie prosta droga, dwupasmówka, i postanawiam, że jak będę się źle czuł, to zawracam, ale czuję się świetnie, o tym co mnie w nocy dopadło już nie myślę, 50 kilometrów pokonałem w pół godziny i już stoję przed dilerem Yamahy. Niestety, mój Road Star to wersja kanadyjska i nie mają takich żarówek, owszem, mogę zamówić, ale tłumaczę sprzedawcy, że ja tutaj na wakacjach i nie ma sensu, z ciekawości pytam o cenę –15 dolców plus podatek,no chyba ci się na mózg coś rzuciło,w Burlington u Yamahy połowę tego, ale cóż, na wyjeździe wszystko jest dwa razy droższe.
Sprzedawca na tyle był w porządku, że podał mi jeszcze namiar na dilera, który handluje harleyami i innymi motocyklami, w sumie niedaleko, kilka kilometrów, ale tam też porażka, postanawiam, że dopiero jak wrócę do domu, to będę się martwił o nieszczęsną żarówkę. W drodze powrotnej zbaczam na końcowy fragment Blue Ridge Parkway, najpierw pnę się do góry, potem droga biegnie na dół, ciągle serpentyny i zakręty, po czym ponownie tym razem dość długo jadę pod górę, przepiękne widoki, z naprzeciwka co i raz suną motocykle, lewa ręka ciągle w górze, męczące to trochę, ale to jest ten właśnie klimat bycia motocyklistą.
Czy widzieliście kiedyś, jadąc autem, żeby ktoś pozdrawiał Was lewą ręką czy choćby mignięciem światłami? Nie! I ta lewa ręka w górze w trakcie mijania symbolizuje, że jestem jednym z tych, jednym z tej milionowej rodziny motocyklowej, nieważne jakim motocyklem jadę, ważne, że na motocyklu, ktoś, kto nigdy nie jeździł motorem, nie będzie wiedział, o czym teraz piszę.
Zatrzymuję się na chwilowy postój gdzieś wysoko w górach, nade mną gdzieniegdzie chmurki, piękne widoki, mam przyczepioną z tyłu motocykla polską flagę, podchodzi do mnie jakiś motocyklista, zagaduje, że rejestracja ontaryjska, a flaga chyba nie kanadyjska, tłumaczę, że to polska flaga, że jestem Polakiem mieszkającym na stałe w Kanadzie, wymieniamy jeszcze parę zdań, wsiadam i jadę dalej.
Blue Ridge Parkway kończy się w miejscowości Cherokee, miasteczko stylizowane na coś a la Dziki Zachód, salony, budynki jak z filmowych westernów, ludzie wabiący turystów poprzebierani w stroje Indian, każdy chce zarobić.
Czuję że zgłodniałem, od rana nic nie jadłem, zajeżdżam w Bryson City na chińszczyznę, za 6 dolarów najadłem się do syta, wstępuję jeszcze na pobliską stację paliwową i kupuję szóstkę piwa, choroba chorobą, ale wieczorem pragnienie trzeba zaspokoić zimnym piwkiem.
Moja grupa przyjeżdża późnym popołudniem, są zmęczeni, więc o żadnych opowiadaniach nie ma mowy, umawiamy się na następny dzień obiecuję, że tym razem będę na 100 proc.
Dzień 5
Spotykamy się na stacji około 9 rano, odprawa przed wyruszeniem w drogę, dzisiaj ma być krótki wypad z racji tego, że grupa poprzedniego dnia zrobiła bardzo dużo kilometrów i część jest zmęczona. Mówię Donnie, że skoro to tylko kilkugodzinny wypad, to może by pojechała ze mną na Tail of the Dragon, ale odpowiada że ona też jest zmęczona. OK. Pojadę sam.
Tankujemy paliwo i jedziemy w stronę Cherokee, okazuje się, że nasz "przewodnik stada" postanowił pojechać prawie dokładnie tą samą trasą, którą ja wczoraj jechałem, czyli znowu na Blue Ridge Parkway, z tym że tym razem odwrotnie, i znowu piękne widoki, zakręty, serpentyny, tunele, po jakimś czasie zjeżdżamy z BRP i jedziemy jakimiś innymi krętymi drogami pośród lasów, nawet nie wiem, gdzie byliśmy, bo nie było czasu zapisać punktów w GPS-sie, trzeba było trzymać kierownicę cały czas, żeby się nie wywrócić.
Po kilku godzinach i paru stopach na kawę i posiłek zajeżdżamy wszyscy pod hotel, zsiadam z motoru i wtedy podchodzi do mnie Donna i pyta, czy dalej mam ochotę jechać na Dragon? Jasne, co za pytanie, po kilku minutach reszta grupy udaje się do pokoi, a my odpalamy sprzęty i kierujemy się najpierw drogą nr 19 na zachód, żeby po kilkunastu kilometrach odbić na północ na drogę nr 28, która prowadzi do Deals Gap.
Na końcowym odcinku droga 28 idzie na krawędzi Great Smokey Mountain National Park, wije się jak wąż, ciągle zjazdy i podjazdy, ostre zakręty, czasami zero widoczności co jedzie z naprzeciwka, szybkości, które zmuszają motocyklistów do zwalniania, wręcz do zerowej prędkości, to jest to co lubią tygrysy najbardziej, ale nie ma nic za darmo, kilka kilometrow przed Deals Gap zaczyna padać, może nie jest to duży deszcz, ale na tyle niebezpieczny przy tych wszystkich zakrętach, że nie da się złożyć mocno motocyklem, żeby nie narazić się na upadek, wolę nie ryzykować.
Darek Krawczyk
dokończenie za tydzień