Market, rynek, bazar, targ... Miejsce handlu o specyficznym jednak charakterze. Przed oczami stają mi miejskie targowiska, jakie można znaleźć w każdym polskim, a i europejskim mieście...
Wysiadamy na stacji metra King (Toronto). Już w podziemiach odpowiednie kierunkowskazy informują nas, którym korytarzem powinniśmy wyjść na powierzchnię. Okolica rzeczywiście bardzo ładna. Widać, że to "Stare Miasto" (jeszcze za krótko tu jestem, żeby napisać to bez użycia cudzysłowu). Podoba mi się ten kontrast nowoczesnych szklanych wieżowców z budynkami wzniesionymi pewnie w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku. Czasem gdy patrzę na te stare drapacze chmur, które dzisiaj już bynajmniej wysokością nie imponują, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że są bardzo solidnie budowane. Bo kto potem budował wieżowce z cegieł? Gdzie się podziały staranne wykończenia okien i drzwi? Teraz najczęściej idzie żelbeton, metal i szkło. A w okolicy St. Lawrence w tym szkle przeglądają się pysznie wiekowe wieżowce.
Chyba nie ma osoby, która będąc tu pierwszy raz, nie zwróciłaby uwagi na charakterystyczny czerwony Gooderham Building zbudowany na planie trójkąta stojący przy skrzyżowaniu Front, Wellington i Church Street. Zwłaszcza, gdy się odejdzie trochę dalej, widać ten budynek na tle dwóch błękitnych nowoczesnych wież. A gdy staniemy po południowej stronie ulicy, zza lewej wieży wyłoni się jeszcze charakterystyczna sylwetka CN Tower. Widok jak z pocztówki. Gdy się zatrzymywałam, żeby zrobić zdjęcia, po chwili widziałam inne osoby z aparatami fotograficznymi przystające dokładnie w tym samym miejscu.
http://www.goniec24.com/fotogalerie/item/828-odkrywanie-miasta-st-lawrence-market#sigProIde95c5e2a1f
Idąc dalej Front Street, dochodzimy do hali St. Lawrence Market. Nie sposób jej przegapić. Wzdłuż dłuższego boku budynku rozstawione są stoliki z parasolkami. Tu można odpocząć po zakupach. Przed halą stoją pierwsze stragany. Całość St. Lawrence Market składa się z trzech budynków. South Market, w którym znajdują się stoiska ponad 120 sprzedawców artykułów spożywczych. W tej hali właśnie byłam. North Market znany jest przede wszystkim z sobotnich Farmer's Market, których tradycja sięga 1803 roku. Tutaj też w niedzielę odbywają się targi staroci (ponad 80 wystawców). W pozostałe dni przestrzeń można wynająć na potrzeby różnego rodzaju spotkań czy wystaw. Z kolei wybudowana w 1850 roku St. Lawrence Hall mieści biura i salę wynajmowaną na śluby i specjalne okazje.
Zaraz na prawo od wejścia do St. Lawrence Market South znajduje się winda, którą warto wjechać na drugie piętro. Znajduje się tam niewielka ekspozycja historyczna, jest także okazja, żeby zobaczyć St. Lawrence Market z góry. Można zabawić się w wyszukiwanie "bohaterów drugiego planu" – rzeczy, które nie są widoczne, gdy normalnie przechodzimy między stoiskami. Mamy więc kartonowe pudła leżące na dachach niektórych stoisk, puszkę coli obok krajalnicy na mięsnym... Dla mnie to takie pozytywne przejawy życia.
Słowo "stragan" jest zupełnie nieadekwatne do tego, co znajduje się wewnątrz hali. Tutaj nie ma straganów, do jakich przywykliśmy w Europie. Tutaj pojedynczy stragan warzywny jest niekiedy większy niż najbardziej popularny warzywniak w moim rodzinnym, co prawda całkiem niedużym, miasteczku. Niektóre stoiska mają kilka kas, a chodzi się po nich z koszykiem. Hala jest podzielona tematycznie, najbliżej wejścia mamy owoce i warzywa, dalej mięso, pieczywo i wyroby cukiernicze, ryby, a po bokach sery, produkty mleczne i wina. W każdym z takich działów znajdziemy po kilka stoisk. Nie powinny dziwić długie przeszklone lady. Gdzieś w połowie hali znajduje się stoisko z wyposażeniem kuchni. Można tam dostać najróżniejsze rzeczy, ja akurat zwróciłam uwagę na całą ścianę z foremkami do ciastek, które nie tylko miały rozmaite kształty i wielkości – do wyboru był nawet kolor!
Ceny zdają się być porównywalne z tymi w innych sklepach. Różnica tkwi zatem w świeżości. W pewnym momencie robiłam zdjęcie stoiska z serami. Oparłam się o przeciwległą ścianę, ale gdy się odwróciłam, żeby zobaczyć, co mam za plecami, okazało się, że to nie ściana. To było duże okno, chyba do chłodni, a tuż za szybą na hakach wisiały sobie połówki czy ćwiartki zwierząt rzeźnych.
Niby wszystko pięknie, ale po tej wizycie nie tryskam zbytnim entuzjazmem w odniesieniu do tego miejsca. Jest to spowodowane tym, że spodziewałam się raczej czegoś innego, i stąd pewien zawód. Myślałam, że stoiska będą jednak mniejsze. W takich miejscach najbardziej zawsze lubię stragany warzywne, zwłaszcza takie, na których widać, że sprzedają rodziny. Cenię ten może śladowy kontakt ze sprzedawcą, kiedy przychodzi moja kolej bycia obsłużoną. I jest to dłuższa chwila niż tylko nabicie moich zakupów na kasę fiskalną. Chyba to właśnie sprawia, że można się poczuć bardziej swojsko i kameralnie. Pod tym względem lepiej na pewno wypadają stanowiska z serami, gdzie sprzedający kroi i pakuje wybrane gatunki serów.
Nie należy zapominać, że hala ma jeszcze parter. Mnie niestety tym razem nie starczyło już czasu na zejście na dół. St. Lawrence Market jest czynny również w inne dni tygodnia: od wtorku do czwartku w godzinach 8-6, w piątek od 8 rano do 7 wieczorem (South Market) a w soboty od 5 do 5 (South Market i Farmer's Market, który kończy się o 3). W niedzielę natomiast odbywa się targ staroci. Trzeba się tam więc będzie wybrać jeszcze raz. Może wcześnie rano, kiedy wszyscy się dopiero rozkładają... Albo na Farmer's Market, gdzie sprzedają rolnicy i ich rodziny... Mimo pierwszego wrażenia St. Lawrence Market zasługuje jednak na to, żeby go polubić.