Minister zdrowia Jane Philpot ogłosiła zmiany w zasadach etykietowania żywności, dzięki którym konsumenci będą bardziej świadomi, jaka jest zawartość cukru w danym produkcie. Cukier na etykiecie można nazwać na 152 sposoby. Kryje się pod takimi nazwami jak izomaltuloza, agawa, słód jęczmienny, syrop z sorgo lub brązowego ryżu, a nawet zestalony syrop ziemniaczany. Teraz tego rodzaju składniki będą musiały pojawiać się zawsze w jednym i tym samym widocznym miejscu poprzedzone słowem „cukier”. Nie zmienia to jednak faktu, że konsument dalej nie będzie wiedział, ile cukru danego rodzaju dodano do produktu podczas procesu obróbki, a ile występuje w nim naturalnie. Czyli przemysł spożywczy wyszedł obronną ręką.
Rząd proponował, by ilość dodanego cukru była wymieniona w tabeli „Nutrition Facts”. Lobbyści działający na rzecz producentów żywności długo jednak przekonywali, że ludzki organizm nie odróżnia cukrów naturalnych od dodawanych. Do tego twierdzili, powołując się na amerykańskie badania (wykonane oczywiście na zlecenie przemysłu), że konsumenci mają ograniczone pojęcie o tym, co oznacza pojęcie „cukrów dodanych”.
Zmian w etykietowaniu żywności domagał się jeszcze rząd premiera Harpera. Pod koniec jednak zrezygnował z walki o „cukry dodane”. Widać, że nowy rząd także się poddał i nie wykorzystał możliwości do edukowania kanadyjskich konsumentów, którzy w dalszym ciągu nie będą wiedzieli, ile cukru jedzą niepotrzebnie.
Kanada pozostaje więc w tyle za Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią i WHO, według których ilość cukru dodanego w procesie produkcyjnym nie może przekraczać 10 proc. dziennej dawki kalorii lub 50 gramów (12 łyżeczek).
Nowe etykiety mają być wprowadzone do 2021 roku. Jak widać rząd nie uznaje zdrowia obywateli za priorytet.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!