Byli urzędnicy z Quebecu opowiadają, że niektórzy bogaci obcokrajowcy, korzystając ze specjalnego prowincyjnego programu imigracyjnego dla inwestorów, otrzymywali status stałego rezydenta, mimo że nawet nie wiedzieli, gdzie leży Quebec, albo dołączali do wniosku fałszywe dokumenty i kłamali na temat wielkości swojego majątku. Osoby, które kiedyś pracowały w administracji Quebec Immigrant Investor Program (QIIP) mówią, że nieraz nakazywano im przymykania oka, gdy podejrzewali, że aplikant dorobił się na łapówkach, praniu pieniędzy lub innych nielegalnych procederach.
Program został zapoczątkowany w 1986 roku. Dzięki niemu tysiące osób otrzymały status stałego rezydenta. Wnioskodawcy muszą mieć majątek o wartości co najmniej 2 milionów dolarów i wyrazić zgodę na pożyczenie rządowi Quebecu 1,2 miliona bezodsetkowo na pięć lat. Rząd inwestuje te pieniądze, a uzyskiwane odsetki przeznacza na granty dla małych i średnich przedsiębiorstw.
Jeden z byłych pracowników mówi, że wszyscy znajdowali się pod dużą presją, by spełnić zakładane roczne cele finansowe.
Rząd federalny prowadził podobny program, ale zamknął go w 2014 roku nie do końca wierząc w jego efektywność. Quebec w dalszym ciągu przyjmuje 1900 osób rocznie plus członków ich rodzin. Dwie trzecie wnioskodawców pochodzi z Chin. Tylko w zeszłym roku dzięki programowi stałą rezydenturę otrzymało ponad 5000 osób. Chińczycy przechodzili przez quebeckie biuro imigracyjne w Hong Kongu (zamknięte w zeszłym roku), które nie nadążało z pracą. Tamtejsi urzędnicy pracowali po 60-70 godzin tygodniowo. Rząd prowincji zakładał, że praca nad jedną aplikacją powinna zajmować 7 godzin. Był to niewystarczający czas na gruntowne sprawdzenie, czy wykazany majątek jest prawdziwy i zdobyty legalnymi metodami. Gdy liczba podobnych wniosków, składanych do tego przy pomocy jednego konsultanta imigracyjnego, sięgała 20 czy 30, pojawiały się naturalne podejrzenia, których jednak nie sposób było zweryfikować.
Kilkanaście lat temu rząd Quebecu wynajął firmę zewnętrzną, która miała pomóc urzędnikom obsłużyć zaległe wnioski. Okazało się wówczas, że ponad 65 proc. przeglądanych aplikacji zawiera sfałszowaną dokumentację. W okresie od 2013 do 2017 roku prowincyjni urzędnicy pracujący w Hong Kongu odrzucili z tego powodu 1783 wnioski.
Prowincyjne ministerstwo imigracji twierdzi, że jego proces rozpatrywania wniosków jest efektywny w sensie utrzymania integralności programu. Wnioskodawcy są sprawdzani kilkustopniowo kolejno przez instytucje finansowe, które pomagają w rekrutacji, przez rządowych analityków finansowych i przez urzędników imigracyjnych. Na koniec fundusze weryfikuje FINTRAC – federalna agencja wywiadu finansowego. Rząd podkreśla, że od 2000 roku dzięki programowi wypłacono w grantach 695 milionów dolarów.
Mali przedsiębiorcy ubiegający się o granty mogą otrzymać tylko 10 proc. kwoty potrzebnej do rozszerzenia działalności. Resztę muszą wyłożyć z własnej kieszeni lub pozyskać z innych źródeł.
Innym mankamentem programu jest jeszcze kwestia osiedlania się inwestorów w Quebecu. Podczas wypełniania aplikacji inwestorzy deklarują chęć zamieszkania w tej prowincji, ale gdy już przyjadą do Kanady, nikt im nie może niczego zabronić. W efekcie od początku funkcjonowania programu tylko 10 proc. Aplikantów zostało w Quebecu. 85 proc. Osiedliło się w Kolumbii Brytyjskiej albo w Ontario. Minister imigracji David Heurtel (na zdjęciu) tłumaczył w marcu, że nawet jeśli inwestor wyjedzie do innej prowincji, to jego pieniądze i tak zostają w Quebecu. Inne prowincje nie są jednak zbyt szczęśliwe, że muszą zapewniać dostęp do edukacji i służby zdrowia imigrantom, którzy mieli mieszkać w Quebecu. Rząd Kolumbii Brytyjskiej składał skargi w tej sprawie w 2015 i 2016 roku. Quebec od tamtego czasu zaczął dawać priorytet wnioskodawcom, którzy mówią po francusku, i stara się promować wśród nich życie w Quebecu. Nie tak łatwo jednak zmienić sposób postrzegania programu.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!