Nowa Zelandia wprowadziła zakaz kupowania nieruchomości przez prawie wszystkich obcokrajowców. Kraj ma poważne problemy z przystępnością mieszkań. Andrew Weaver, lider partii Zielonych z Kolumbii Brytyjskiej uważa, że rząd prowincji powinien poważnie rozważyć podobny krok. Jego zdaniem zakaz będzie skuteczniejszy niż opodatkowanie. Dodaje, że ograniczenie dostępu do rynku kupującym z zewnątrz jest szeroko stosowaną praktyką w regionach, które borykają się z problemem dostępności.
Do niedawna Nowa Zelandia była otwarta dla wszystkich. Z czasem pojawiły się anegdoty o Chińczykach przebijających oferty miejscowych czy bogatych pracownikach Doliny Krzemowej, którzy kupują rancza, by uciec od rzeczywistości. Według statystyk średnio około 3 proc. domów w Nowej Zelandii jest kupowanych przez obcokrajowców. W malowniczym regionie Queenston odsetek wzrasta do 5 proc., a w centrum Auckland – nawet do 22 proc.
Weaver zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. Tłumaczy, że na rynku wtórnym zaczynamy obserwować efekt domina – jeśli inwestorzy z zagranicy kupują drogi dom np. w Vancouverze, sprzedający za uzyskane pieniądze kupują domy w tańszych miejscach, takich jak np. Victoria czy Nanaimo i przyczyniają się do wzrostu cen na tamtych rynkach.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!