Torontońscy policjanci zachodzą w głowę, kto i dlaczego powiesił wrak samochodu na kablu i spuścił go z Leaside Bridge. W środę rano dziesiątki kierowców zawracało, żeby przekonać się, czy samochód naprawdę zwisa z mostu i że to nie przywidzenia. Niebieski sedan rzeczywiście kołysał się na kablu. Na miejscu, niedaleko Don Valley Parkway, od razu zjawiła się policja, straż pożarna i karetki pogotowia. Szybko okazało się, że w aucie nie ma pasażerów, nie ma nawet silnika ani rejestracji, a do tego teren wokół ogrodzony jest żółtą taśmą, rozpiętą bynajmniej nie przez policję.
Na 911 zadzwonił konstabl Victor Kwong, który rano jechał do pracy. Jego teściowa, która jechała z nim, zauważyła wiszący samochód. Kwong podkreśla, że tego rodzaju żarty i wybryki zagrażają bezpieczeństwu publicznemu. Mówi, że pod mostem chodzą piesi, to popularne miejsce na spacery z psami. Nie można sobie po prostu czegoś powiesić pod mostem. Policja wszczęła dochodzenie i możliwe, że ktoś usłyszy zarzuty.
Około 8 rano policja sądziła, że znalazła rozwiązanie zagadki i nawet napisała na twitterze, że samochód był wykorzystywany podczas kręcenia filmu. Parę minut później okazało się jednak, że w tym miejscu nikt filmu nie kręcił.
Samochód postawiono na ziemi tuż przed 10 rano, trzy godziny po otrzymaniu zgłoszenia. Kapitan straży pożarnej Adrian Ratushniak powiedział, że takiej akcji jeszcze nie widział, mimo że pracuje w straży od 30 lat.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!