Po śmierci swojego ojca Brittany Baechler z Goderich, Ont., i jej rodzina wynajęli prawnika Jima McIlhargeya z firmy Troyan & Fincher, by pomógł im uporządkować sprawy majątkowe zmarłego. Klienci nie byli jednak zadowoleni z pracy prawnika i złożyli na niego skargę w Law Society of Ontario. Sprawa się niepotrzebnie przeciągała, ze strony prawnika pojawiały się jakieś zastrzeżenia do spadkobiorców. Baechler miała wątpliwości, czy wszystko jest prowadzone tak, jak być powinno. Dlatego chciała, by stowarzyszenie prawników przyjrzało się sprawie i wydało bezstronną opinię.
Stowarzyszenie nieprawidłowości nie stwierdziło i zamknęło sprawę. Na zakończenie sprawy McIlhargey doliczył jednak do rachunku 2340 dolarów – za czas spędzony na odpowiadanie na skargę klientów. Skasował rodzinę za 10,40 godziny pracy po 225 dol. za godzinę. Od razu potrącił sobie tę kwotę od rozpatrywanego spadku.
Po tym, jak Baechler zakwestionowała rachunek i zażądała zwrotu pieniędzy, McIlhargey na początku odmówił. Po wymianie maili zgodził się na częściową refundację, jako „wyraz jego dobrej woli”. Kobieta skierowała sprawę do mediów, ale prawnik dalej szedł w zaparte. Stwierdził, że nie ma reguły zabraniającej naliczania opłat za rozpatrywanie skarg klientów, bo gdyby była, to by jej przestrzegał.
Law Society of Ontario ze swojej strony oświadczyło, że prawnicy nie powinni obciążać klientów kosztami rozpatrywania skarg, chociaż rzeczywiście nie ma przepisu, który by tego zabraniał. Eksperci zajmujący się etyką prawną tłumacza, że to część obowiązków prawników, a klientów nie powinno się karać za to, że mają jakieś zastrzeżenia i proszą stowarzyszenie o zbadanie sprawy.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!