farolwebad1

A+ A A-
Andrzej Kumor

Andrzej Kumor

Widziane od końca.

URL strony: http://www.goniec.net/

Numer 16/2016 (15-21 kwietnia 2016)

piątek, 15 kwiecień 2016 15:38 Opublikowano w Okładki

Prenumerata internetowa 

pełnego wydania "Gońca" w formacie pdf

przesyłanego przez e-mail w każdy piątek rano

tylko 50 CAD rocznie plus 13% HST 
razem $56.50

Płatność przez paypal, 
Visa, MasterCard lub czek

Kontakt  r e d a k c j a @ g o n i e c . n e t  

(bez przerw między literami)

Arystokrata

piątek, 15 kwiecień 2016 15:21 Opublikowano w Andrzej Kumor

kumor        Był arystokratą we właściwym znaczeniu tego słowa. Historia jego rodu sięga daleko w XV w.; skoligacony z książęcymi dynastiami Polski, urodzony w jednej z najbogatszych rodzin II Rzeczpospolitej, żył w czasach wielkiego tumultu i zamieszania, rewolucji i rabunków. Na początku II wojny światowej jego zakorzeniona w Wielkopolsce od wieków rodzina została przez hitlerowców za polskość wypędzona z pałacu w Uzarzewie, pozbawiona majątków i skazana na tułaczkę. Koniec wojny tej sytuacji nie tylko nie odmienił, ale jeszcze pogorszył.

        Żychlińscy byli typową szlachtą wielkopolską - wykształceni w najlepszych niemieckich szkołach, zaradni i gospodarni, gospodarczo wygrywali z niemieckimi sąsiadami. Byli przykładem tego, co w Polakach może być najlepszego - niemieckiej organizacji, wykształcenia oraz polskiej fantazji i rozmachu.

        Piotr Gerhart Żychliński-Mielżyński urodził się w świecie przywilejów i dostatku, ale w dorosłe życie wchodził w biedzie. Mimo to pokazał, że arystokracja nie sprowadza się do majątków i tytułów.

mielzynscyo        Arystokracja to stan ducha, to dziedzictwo wartości. Udowodnił, że jest w stanie poradzić sobie w każdej sytuacji, kiedy w pierwszych miesiącach po przyjeździe do Kanady pracował jako robotnik rolny w Manitobie, a następnie jako domokrążca sprzedawał Encyklopedię Britannica, czy później pracując w domu handlowym Eatona. Zdołał w Kanadzie zbudować swoją karierę. Ostatecznie stanął na czele potężnego przedsiębiorstwa, by później założyć własne.                

         Spełnił  marzenie dzieciństwa - aby być  pionierem, podobnym do tych z książek, jakie czytał w młodości. To on, Polak z Wielkopolski, pokazał, że ontaryjski region Niagara doskonale nadaje się do wytwarzania wysokogatunkowych win; on rozpoczął ich produkcję, sprowadzając z Niemiec specjalistów. Mając doświadczenie powojennej Kanady, kraju taniej whisky, piwa i burd w tancbudach w weekendy, zawsze podkreślał znaczenie kultury picia alkoholu.

        Przez wiele lat miałem honor i przyjemność spotkań i rozmów z Piotrem Żychlińskim-Mielżyńskim. Lubił opowiadać o przeszłości, bo chciał przekazywać doświadczenie niezwykłego i bogatego życia. Na różne sposoby pomagał wielu ludziom. W firmie Peter Mielzynski Agencies znalazło pracę liczne grono Polaków.

        Był człowiekiem rodzinnym, z dumą opowiadającym o synach, śledzącym z wielką radością osiągnięcia wnuczek i wnuka. Z jego słów wyłaniał się obraz polskiej atlantydy - świata, który zatonął pod hitlerowską, a następnie bolszewicką nawałą; świata wielkiej Polski, kraju, który - gdyby nie tragiczne wypadki historii - w oparciu o takich ludzi jak Piotr Mielżyński mógł się odbudować ku nowej chwale.

        Pan Bóg zdecydował inaczej i Piotr Mielżyński budował na innym kontynencie, ale budował zawsze “po polsku”, z polską kulturą i sercem. Pokazał, że po to by odnieść sukces, nie potrzebuje przywilejów i odziedziczonego majątku; wystarcza mu wyniesiony z domu szacunek do każdego uczciwego człowieka, ciężka praca i przywiązanie do wartości, jakie daje rodzina.

        Kresowa anegdota opowiada, jak to kiedyś podczas ucieczki przed bolszewikami służba chciała nieść przez bagna stareńką księżną Radziwiłłową, ta odmówiła, mówiąc, “przecież mnie dobrze wychowano”. Dobre wychowanie to umiejętność znalezienia się w każdej sytuacji. Piotr Żychliński-Mielżyński pokazał to swym przykładem. W swym długim życiu stanął na drodze bardzo wielu ludzi, oświetlając ją swoim sercem.

        Panie przyjmij go do swego Królestwa.

Andrzej Kumor

Listy z nr. 16/2016

piątek, 15 kwiecień 2016 15:01 Opublikowano w Poczta Gońca

Opieka nad „polską diasporą” – emerytury – widziane oczami emigranta

        Jest pytanie, kto i jaki miał interes w tym, aby negocjować, uchwalić/ratyfikować i podpisywać w istniejącej formie tę tzw. umowę o świadczeniach socjalnych.

        Mam nadzieję, że odpowiedzialne za to polskie instytucje i służby oraz prasa, radio i telewizja wyjaśnią ciemnemu ludowi. Mam też nadzieję, że jest to tylko wynik lenistwa i braku wiedzy, ale przecież za takie wynagrodzenia, jakie pobiera to towarzystwo, wypadałoby być trochę bardziej odpowiedzialnym.

        A o co chodzi, to postaram się krótko wyjaśnić na przykładzie. Właśnie przystąpiłem kolejny raz do rozliczenia się z moim fiskusem. Wyciąganie wniosków, kto zyskuje, a kto traci i ile, zostawiam czytelnikowi. Zostawiam Ci też, Drogi Czytelniku, dokonanie oceny działań wszystkich uczestników tego stanu rzeczy, także pod względem moralnym.

        Na nieszczęście doszedłem do wieku emerytalnego i nie znalazłem zainteresowanych, którzy pomogliby mi łatać dziury w moim budżecie domowym. Chociaż tutaj muszę uczciwie przyznać, że obecny mój fiskus, ze względu na moje bardzo niskie dochody - po osiągnięciu wieku emerytalnego - rezygnuje ze swojej części i nie każe mi płacić podatków
i z drugiej strony stara się uzupełnić co roku moje dochody do minimum socjalnego.

        Piszę ten list do prasy, ponieważ moje próby rozmowy z ludźmi odpowiedzialnymi za ten stan spełzły na niczym. Próbuję więc dotrzeć do ich światka na forum publicznym.

        Organizacje polonijne, albo jak inni chcą polskiej diaspory, były dumne, że udało im się doprowadzić do podpisania tych kulawych umów. Przekonywali mnie, że w ten sposób będę mógł się starać o polską emeryturę, która przecież w cywilizowanym świecie należy mi się jak psu buda. Pracowałem w Polsce, płaciłem składki emerytalne i te pieniądze tam są. A jeśli ich nie ma, to to nazywa się po prostu kradzieżą i winni powinni ponieść kary, a ja powinienem odzyskać pieniądze. W dodatku nadal jestem polskim obywatelem. O wysokości i zasadach, na jakich byłyby one wypłacane, nie dyskutuję teraz. A więc żadna umowa do tego nie była i nie jest potrzebna.

        Podejmowałem też próbę rozmowy z polskim przedstawicielem w miejscowym parlamencie. Niestety, on też próbował mi wmówić ogólnikowe argumenty. Jego bardzo szybko zrozumiałem, że nie może inaczej, bo jest przedstawicielem władzy i nie może działać na szkodę państwa, które reprezentuje. A było możliwe, aby to zrobić poprawnie i z korzyścią dla wszystkich.

        A teraz do rzeczy. Przyjmijmy do naszej analizy przeciętną sytuację, w jakiej znajduje się mieszkające tutaj małżeństwo z ostatniej emigracji, które osiągało średnie zarobki w Polsce i tutaj, posiadające także polskie obywatelstwo.

        Dla jasności trzeba podać, że funkcjonujący u mnie system emerytalny różni się od tego w Polsce. Dla uproszczenia wymienię tylko, że moja emerytura składa się z tzw. emerytury państwowej - CPP, dodatku starczego zależnego od liczby lat zamieszkania w kraju - OAS, oraz tzw. dodatku specjalnego - GIS, który ma uzupełnić moje dochody do minimum socjalnego, tak abym mógł godnie przeżyć.

        Wszystkie dane liczbowe jako przykład przedstawiłem niżej (patrz tabelka).

FOTOemerytury

 

        Jak można zobaczyć z poniższego zestawienia, roczny dochód tego przykładowego małżeństwa bez emerytury z Polski mógł wynosić 30 532,48 pokrywany wyłącznie przez kraj zamieszkania. Po podpisaniu tej kulawej umowy i oficjalnym uzyskaniu emerytury z Polski dochód jest niższy i wynosi 30 500 i jest pokrywany przez kraj zamieszkania i przez Polskę. I wreszcie, gdyby Polska zadbała o swoich obywateli i wprowadziła do umowy procentowy udział odpowiednich części w polskich dochodach tak jak to czyni druga wysoka umawiająca się strona, wówczas roczne dochody przykładowego małżeństwa wyniosłyby 34 574,08, czyli w skali roku byłyby wyższe o 40 41,60 albo o 13,2%, co przy emeryckich dochodach nie jest kwotą małą. Wbrew opinii pani prawnik z ministerstwa, to można było wynegocjować, ponieważ druga wysoka umawiająca się strona miała do wyboru albo zero zysku/wsparcia albo pozyskać Polskę jako udziałowca do płacenia należnych emerytur i zapewniania swoim obywatelom dochodów na gwarantowanym poziomie. Nie bez znaczenia w tych negocjacjach był też fakt, że wszyscy ci emeryci przyjechali w zdecydowanej większości: zdrowi, wykształceni i gotowi do pomnażania majątku i płacenia podatków. Druga wysoka umawiająca się strona nie musiała wydać złamanego grosza na ich wychowanie, leczenie i przygotowanie do pracy. Argument uzyskania ruchu bezwizowego nie jest dla mnie argumentem, bo po pierwsze, to byłoby to za drogie, a po drugie, w sferze ruchu bezwizowego obowiązują przecież całkiem inne kryteria. Poza tym wszystkim wreszcie, w świetle praw człowieka i obywatela bylibyśmy traktowani tak samo jak obywatele, którzy całe życie nie opuszczali kraju zamieszkania.

        Wydawało mi się, że umowy podpisuje podpisujący z zamiarem odniesienia korzyści przez stronę podpisującego, poprzez między innymi skorelowanie/skoordynowanie systemów prawnych, w tym przypadku.

        W obecnej sytuacji nie tylko nie widzę, jako polski obywatel, żadnych korzyści, a wręcz tylko osobistą stratę.

        Jeśli dołożę do tego kulawą „umowę o unikaniu opodatkowania osób fizycznych”, a niestety w konsekwencji poprzedniej umowy zmuszony jestem tej także przestrzegać, to mój patriotyzm zaczyna się ograniczać do robienia kotylionów. Analizę w aspekcie kto zyskuje, a kto traci i ile, „umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania osób fizycznych” zostawiam dla kogoś innego i na inną okazję.

        Przepraszam, że nie wymieniam kraju i waluty, ale wszyscy ci, których to dotyczy, łatwo się zorientują, o czym mowa, a dla innych niech ten list będzie inspiracją do krytycznego spojrzenia na własny system emerytalny i całą jego otoczkę.

        Szanowne Państwo, jeśli umowa nie przynosi korzyści, patrz Wasz wzór USA, to się Szanowne Państwo taki umowy nie podpisuje. Przyszłe, iluzoryczne korzyści nie som korzyściami.

        W następnym liście postaram się opisać, jak nasz wspaniały światek prawniczy majstruje między innymi przy prawie regulującym sprawy emerytur i rent oraz jak na tym wychodzą obywatele. Wprawdzie panowie Kaczyński i Ziobro nie są z mojej bajki, ale są z tego światka, który kształci, nadaje tytuły, stanowi prawo i później próbuje je stosować. Oczekuję, że być może z ich działania wyniknie ferment, który wprowadzi do tego światka jakąś odpowiedzialność za to, co czynią.

        I nie będzie tak, jak chciał pan Komorowski, że są niezależni, a konsekwencje ich działań ponosi tylko społeczeństwo, a im zostają splendory, benefity i apanaże oraz ciepłe posadki i emerytury.

Stanisław

        Od redakcji: Szanowny Panie, umowa podpisana, jej nowelizacja jest trudna.

* * *

        Szanowny Panie Redaktorze,

        W nawiązaniu do listu pani Ewy Pietras chciałbym napisać, że: „jaki koń jest, każdy widzi”. Temat stadniny w Janowie wszedł na łamy prasy po kolejnej rozdmuchanej sprawie zmiany dyrektora tej stadniny. Nie będę się wypowiadał dlaczego, bo moim zdaniem, to jest kolejny temat zastępczy, by Polskę rozdyskutować na temat tego, czy PiS wziął się za kolejną dziedzinę do rozwalenia, czy też pragnie uzdrawiać to, co jest zdrowe. O tym, że Polska jest chorym krajem, nie muszę nikogo uczciwego przekonywać, już sama afera z ośmiorniczkami czy niedoprowadzenie do końca śledztwa smoleńskiego mówią same za siebie.

        Temat problemów Polski jest znacznie głębszy niż to co powyżej. Tuż po wojnie była wielka nadzieja na wspaniałą przyszłość, były zaślubiny z morzem, mówiło się, iż Polska odzyskała (a właściwie uzyskała) 500 km wybrzeża z dobrze prosperującymi, acz zniszczonymi wojną wielkimi portami oraz przemysłem stoczniowym. PRL i owszem, doceniał tę zdobycz, dla rozwoju przemysłu okrętowego zbudował nawet całkiem niezłą sieć przedsiębiorstw pracujących na rzecz tego przemysłu. Zbudowano więc od zera wydziały produkujące silniki okrętowe w takich zakładach, jak Hipolit Cegielski czy huta „Zgoda”.

        Dla pójścia na pierwszą linię

w tej dziedzinie, by być na bieżąco w świecie, zakupiono licencje w znanych firmach, takich jak Sulcer i Burmaister. Polskie uczelnie zaczęły kształcić fachowców w tej dziedzinie.  To wszystko, niestety, dzisiaj jest przeszłością.

        W tym samym czasie powstawała od zera niemiecka firma MAN, która również obok innych produktów zajęła się produkcją silników okrętowych. Ta firma nie kupowała licencji, zaczęli od zera sami. Stworzyli biuro konstrukcyjne ciągle modernizujące ten produkt. Dzisiaj po ponad 60 latach produkują najlepsze silniki okrętowe na świecie - 4-suwowe z komputerowo zmiennym rozrządem.

        To tylko jeden przykład tego, jak Polska, będąc w kontakcie z czołówką światową w okrętownictwie, najpierw stopniowo traciła swoje miejsce w wyścigu technologicznym, by w rezultacie zakończyć swoją obecność na tym tak ważnym kierunku rozwoju. 60 lat rozwoju - jest dla każdego oczywiste, że to dystans nie do odrobienia. Podałem ten przykład jako akademicki, bo takich przykładów jest tysiące. Weźmy pod uwagę przemysł zbrojeniowy. To jest dziedzina najbardziej zdemontowana, dlatego że w PRL-u były produkowane zarówno polskie czołgi, samoloty myśliwskie, helikoptery, jak też zwykła broń strzelecka.

        Dzisiaj się mówi, że mamy nowoczesne niemieckie leopardy, ale nie produkujemy do nich amunicji. Leopard natomiast startował w latach 70., gdy polski przemysł właśnie przymierzał się do tzw. twardego. 25 lat wystarczyło, by pogrzebać wszystko, co ten przemysł potrafił - może i z licencjami, ale jednak potrafił.

        To nie nad stadniną janowską należy ronić łzy. Ona daje pracę powiedzmy kilkuset hodowcom. Polska się pozbyła swoich atutów przemysłowych. Rosjanie, mimo że przez rodaków wyśmiewani, systematycznie doskonalą swój sektor obronny, wzbudzając zdumienie, że przecież sankcje, że przecież oligarchowie. Polska niestety nie wyciąga wniosków ze swojej historii.

        Dopóki się nie rozliczy tych, którzy są odpowiedzialni za klęskę przemysłu, nie będzie zmiany na lepsze. Bandycki plan Balcerowicza z dziką prywatyzacją sam się zgłasza do tablicy. No cóż, skoro nie można znaleźć winnych Smoleńska sprzed 6 lat, trudno sobie wyobrazić, że będzie łatwo znaleźć takich sprzed 25 lat. Znaleźć to ich można, tyle że jak ja czy Pan ich znajdziemy, to cóż z tego wyniknie? Dokładnie nic, bo oni są chronieni przez własną ustawę o przedawnieniu. Więc się pytam na koniec: dokąd zmierzasz Polsko?

        Pozdrawiam
SC
        
        Odpowiedź redakcji: Zgadza się, Rosja to kraj poważny - używając terminologii Stanisława Michalkiewicza, Polska nawet do takiej powagi nie aspiruje, zmierza tam, dokąd poślą obcy.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.