Obchody Niedzieli Bożego Miłosierdzia w parafii Maksymiliana Kolbego w Mississaudze
niedziela, 23 kwiecień 2017 15:10 Opublikowano w Życie polonijne23 kwietnia w Niedzielę Miłosierdzia Bożego w parafii Maksymiliana Kolbego w Mississaudze odprawiona została uroczysta Msza św. z procesją eucharystyczną poprzedzona uroczystością poświęcenia pomnika ofiar aborcji oraz eutanazji, ustawionego przy wejściu do kościoła. Figurę pomnika oraz Matki Boskiej Fatimskiej oraz nowo wybudowane wejście do świątyni poświęcił arcybiskup Częstochowy Wacław Depo, obecny był również dyrektor Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk.
Proboszcz parafii Maksymiliana Kolbego o. Janusz Błażejak OMI przypomniał, że jako katolicy jesteśmy powołani do obrony ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci. W uroczystościach uczestniczyli m.in. burmistrz Mississaugi Bonnie Crombie oraz radny z okręgu 4 John Kovac (który w wyborach uzupełniających 2015 roku pokonał Antoniego Kantora), prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej Władysław Lizoń oraz konsul generalny RP w Toronto Grzegorz Morawski.
Mszę św koncelebrowali m.in. o. Marian Gil prowincjał zakonu oblatów, o. Zbigniew Pieńkos CSsR, o.Jacek Cydzik, i wielu ojców oblatów.
W swej homilii bp Depo przypomniał o konieczności powrotu Europy do chrześcijańskich korzeni, bez czego niemożliwa jest jakakolwiek odnowa.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/user/64-andrzejkumor?start=984#sigProId326b11d19e
PiS skrzypi. To widać, słychać i czuć. Łapy się partii rozjeżdżają. Raz po raz wychodzi na zewnątrz jakaś rodzinna awantura. A to ktoś usiłuje utopić wysportowanego i kochającego wodę ministra Macierewicza, a to znów propagandowe rozgłośnie nie chcą nadawać na tej samej fali… Tak to już jest w partiach władzy, że trudno zachować rewolucyjną dynamikę wśród gabinetów, sekretarek, służbowych samochodów i decyzji o miliardowych kontraktach.
Czy tak jest naprawdę – trudno powiedzieć – taki jednak wizerunek przeziera, a wizerunek to w „demokracji” rzecz najważniejsza. Większości ludzi nie interesuje, jak jest naprawdę, reagują tylko na to, jak, co wygląda.
Oczywiście, świat realny nie jest idealny, jednak niezależnie od tego, jaki jest, o następnych wyborach (może nawet wcześniejszych) zadecyduje wizerunek.
Ponieważ sytuacja gospodarcza jest względnie dobra i nikt nie głoduje – a wręcz przeciwnie – przeciwnicy PiS-u muszą robić politykę na czym innym – oczywiście można wywołać wrażenie kryzysu, ale to wymaga posiadania przynajmniej quasi-monopolu propagandowego, a dziś PiS ma TVP.
Można natomiast pojechać politycznie po łatwej do wydobycia u podszytych prowincjonalizmem Polaków potrzebie „modernizacji”. W tym celu trzeba skojarzyć PiS z zacofaniem, anty-Europą, z hamulcem na drodze do nowoczesności. Tej upostaciowanej w myśl propagandy globalizmu czerpiącej garściami z poprzedniego bolszewickiego internacjonalizmu – ludzie wszystkich ras (muszą być młodzi i ładni) żyjący harmonijnie w nowoczesnym świecie szklanych domów, dobrze zorganizowanych przestrzeni urbanistycznych; wszyscy bardzo uprzejmi i mili, bezkonfliktowi i inkluzywni (koniecznie jakaś miła parka chłopców w tle). W Polsce do tego dochodzi znoszenie barier czy zagwarantowanie równości kobiet polegającej na „dostępie do zdrowia reprodukcyjnego” – na potrzeby ograniczenia liczby ludności świata, aborcja skojarzona została ze świetlaną przyszłością. Słowem, Misie Drogie, postęp, postęp i jeszcze raz postęp w zurbanizowanych przyjaznych przestrzeniach naszych „gotham cities”… Przesadzam. Tylko trochę – proszę pooglądać pijarowe reklamówki takiego miasta jak Los Angeles.
Do tego konieczne jest wykreowanie nowych autorytetów – lidera/liderów – w Polsce podjęto kilka prób, jednak materiał okazał się bardzo słaby, no bo z dr. Petru trudno ulepić męża stanu, o panu z kucykiem nie wspomnę. Pozostał więc wypróbowany w roli nowoczesnego ojca narodu Donald Tusk („panowie, policzmy głosy”). Już dzisiaj robi się gościowi fajny wizerunek takiego żuczka jak my wszyscy – w fejsbuku puszczają mu fotki, jak w Brukseli dźwiga siaty z zakupami, samodzielnie wkłada siedzonko z dzieciątkiem do auta, a ostatnio zafundowano mu podróż pociągiem do kraju (a la Paderewski) (tak jakby biletu na Ryanair czy autobus nie można było kupić). Tanie chwyty niestety działają. Ludzie mają pamięć telewizyjną i raczej nie kojarzą newsów starszych niż dwa miesiące, można więc niewielkim kosztem dowolnie fabrykować przeszłość. Któż dzisiaj spamięta, jak premier Tusk latał pustą tutką na weekendy do Gdańska… To było dawno i nieprawda, liczy się tu i teraz, a dzisiaj Donald Tusk jest równy chłop, i nowoczesny Polak, i w sam raz nadający się do odbicia Polski z rąk kaczego faszyzmu.
Nawiasem mówiąc, niektórzy pijarowcy dokonują ciekawego zabiegu – wykorzystując pas transmisyjny oficjalnej propagandy PiS-u, która demonizuje Rosję – otóż kojarzy się Kaczyńskiego z Putinem – Kaczyński ma być marionetką Putina, bo Putin lubi twarde rządy i chce wyrwać Polskę z UE. Taka „narracja” każe przypuszczać, że internacjonalistyczni spece mają Polaków za zupełnych debili. No, ale może gdzieś tam ich wywiadownie to pobadały i tak im wyszło... Kto wie? W każdym razie potwierdza się jedynie oczywistą oczywistość, że fakty i logika w polityce nie mają żadnego znaczenia, liczy się „przekaz”.
A przekaz będzie wyglądał tak – PiS, stawiając się Brukseli, kwestionuje europejską solidarność, by mieć pretekst i wyprowadzić Polskę z Unii, bo tylko w następstwie polexitu Kaczyński będzie miał wolną rękę i kult jednostki. Jest to bardzo zgrabna polityka niemiecka w Polsce, mająca na celu torpedowanie suwerennych polskich decyzji wewnątrz Unii.
Po odpowiednim przygotowaniu propagandowym scenariusz mógłby wyglądać tak, że Bruksela stawia Warszawie twardy warunek na przykład przyjęcia tzw. uchodźców (wypuszczono już balon próbny, że gdy nie będzie takiej zgody to oporne kraje zostaną „wykluczone” z UE) i wówczas pojawia się w Polsce „silny, odpowiedzialny” głos, że „nasze miejsce jest w Europie”; że stracimy miliardy dotacji i dlatego konieczny jest nowy rozumiejący rząd – na białym koniu takiej propagandy mogłaby wówczas wrócić do Warszawy główna polska pacynka Berlina, p. Donald Tusk.
Kombinacje operacyjne to jest jedna z przyjemniejszych zabaw dużych misiów, no bo przecież dzięki temu jest to, co jest.
Wracając zaś do PiS-u. Jest kupa problemów. Po pierwsze gospodarka. PiS uszczelnia system podatkowy, wylewając dziecko z kąpielą, i zamiast zostać partią drobnych sklepikarzy – czyli stworzyć sobie silną bazę polityczną wśród rozgarniętych i niebojących się działania Polaków – nadal komplikuje przepisy, wdając się w jakieś tchórzofretki. Wolność gospodarcza to przede wszystkim to, że każdy chłop i każdy właściciel sklepu czy zakładu może sobie handlować bez oglądania się na jakiegokolwiek urzędnika. PiS tego nie rozumie, kierowany przez etatystów, którym zawsze państwo płaciło pensje.
Moda na polski patriotyzm – jak każda moda, będzie wygasać i powracać – ważne jednak, aby na stałe skojarzyć patriotyzm z nowoczesnością; modernizację i postęp z zasadami obrony własnego rynku przed nieuczciwą konkurencją międzynarodowych korporacyjnych gangsterów, którzy mechanizmy obrabiania krajów „wschodzących” mają w małym palcu. „Żołnierze wyklęci” wkrótce się przejedzą, a dynamika propagandy „patriotycznej” nie może słabnąć i nie może być uwieszona na jednym temacie. Tymczasem dzisiaj w propagandzie PiS-u czuć zmęczenie, bo profesjonalizmu zawsze brakowało. W dzisiejszych czasach powszechnego zaniku krytycznego myślenia i ekspansji głupoty świat sprowadza się do pijaru. W tym świecie bez zmrużenia powiek śnieg sprzedaje się Eskimosom.
Polityczny darwinizm żeruje na słabych i chorych. Jeśli PiS nie zdoła szybko wylizać ran, jeśli nie nada swej „rewolucji” „nowej dynamiki” i nie zinstytucjonalizuje jej ponad osobą Prezesa – niedługo pozostaną wspomnienia.
Andrzej Kumor
Szanowny panie Kumor.
Byłem uczestnikiem wycieczki do Chin organizowanej przez POLAMEX z Hamilton. Organizacja tej wycieczki była naprawdę wspaniała, hotele 5-gwiazdkowe i wyżywienie bardzo dobre. Jedyne zastrzeżenia to mam nie do POLAMEX, ale do chińskiej agencji turystycznej, która zajmowała się organizacją wycieczek i hotelami. Przewodnicy byli dobrzy, ale to że żerowali na naiwności Polaków, to już była przesada.
W Pekinie była z nami przewodniczka o imieniu Lila. Zaprowadziła całą grupę 30 osób do Zakazanego Miasta, aby poznać tajniki medycyny chińskiej. „Tong Ren Tang” sponsorowana przez Uniwersytet Chiński w Pekinie. Posadzili na krzesłach i przed każdym ustawili naczynie na moczenie nóg oraz masaż. Prelegent, twierdząc, że jest profesorem Uniwersytetu Chińskiego, w pięknych słowach opowiedział nam o pozytywnych właściwościach ich produktów. Następnie weszli następni profesorowie i skierowali się w stronę starszych ludzi oraz ludzi z nadwagą. Niby-profesor położył rękę na nadgarstku każdego i z badania pulsu wyczytywał wszystkie dolegliwości, jakie ta osoba miała. Wszyscy badani mieli nadciśnienie, problemy z zatrutą wątrobą oraz z nerkami. Następnie zasugerował, jakie naturalne leki należy stosować, aby się wyleczyć. 50 procent uczestników dało się zrobić w konia i wykupiło pastylki na jeden miesiąc minimum za 248,00 dolarów amerykańskich. Ja, mając problemy sercowe, też wpadłem w ich sidła i wykupiłem leki za tę sumę, ale to moja wina, że dałem się tak otumanić. Dałem im moją kartę kredytową i oni ściągnęli z mojego konta tę sumę w czasie 15 min. Po zakończeniu sesji porównywaliśmy te lekarstwa i wszyscy mieli te same. Wspaniały scam.
Jest w tym oszustwie nasza przewodniczka Lili, która ma z tego procent. Po powrocie do domu przez Skype zadzwoniłem do Chin, do Uniwersytetu Chińskiego w Pekinie, i pytałem się, czy ich instytut badawczy wysyła profesorów i lekarzy pod ten adres, i powiedzieli mi, że oni nie mają nic z tym wspólnego i nie sprzedają żadnych lekarstw.
Również w Kalifornii dałem jedną pastylkę do znajomego laboranta i ten mi powiedział, że to jest nieszkodliwa zielona herbata. Mój list jest tylko ostrzeżeniem przed oszustwem, z jakim się mogą spotkać moi rodacy, a jakiego mogą uniknąć, w czasie wojaży do Chin. Jeśli pan jest zainteresowany dalszymi przygodami w Chinach, to proszę dzwonić do mnie, najlepiej w weekend, i opowiem panu, jak było w wytwórni jedwabiu oraz pereł.
Z uszanowaniem Adam Burkot z Kalifornii.
Od redakcji: Trzeba uważać.
***
Szanowna Redakcjo.
Pragnę przekazać kilka swoich uwag dotyczących wydarzeń związanych z wyborem szefa RE.
Partia „miłości” pokazała swoje oblicze, a UE stan demokracji panujący w eurokołchozie. Używam słowa eurokołchoz, bo UE jest odbiciem ZSRS. Nie wyciągnięto wniosków z historii. ZSRS i Jugosławia się rozpadły. UE też się rozpadnie, bo zagraża jej dyktatura silniejszych.
Ten zachwyt przy wyborze D. Tuska przy braku choćby pozorów demokracji, u normalnego człowieka budzi przerażenie. 27:1 – tak oceniono tzw. wybór D. Tuska na szefa RE. D. Tuska nikt nie zgłosił jako kandydata, więc przy „wyborze” zapytano tylko, kto jest przeciw, nie pytając, kto jest za lub kto się wstrzymał.
Polska zgłosiła swojego kandydata, a był nim J. Saryusz-Wolski. Pan J. Saryusz-Wolski przy nieudaczniku D. Tusku wgląda na wielkiego i kompetentnego fachowca, który pochodzi z PO, a nie z PiS-u, jest Polakiem w przeciwieństwie do D. Tuska, który przy każdej okazji odżegnuje się od polskości. A więc z braku innych kandydatów to pan J. Saryusz-Wolski powinien zostać wybrany przez aklamację. Dziwne były te „wybory”, skoro kandydat na tak ważne stanowisko nie może zabrać głosu, przedstawić swoich zamierzeń i odpowiedzieć na ewentualne pytania. Wyboru najważniejszych osób w UE nie dokonują wyborcy państw członkowskich, lecz szefowie rządów. Ich łatwiej szantażować niż całe narody. Pani A. Merkel pół godziny przed „wyborem” podziękowała za wybór D. Tuska. Ciekaw jestem, czy tym „demokratycznym” wyborem zajmie się Komisja Wenecka i zarekomenduje debatę nt. braku demokracji w UE i łamania procedur wyborczych.
Dalej, zarzut, że Polska nie poparła Polaka, jest nieprawdziwy i śmieszny, bo ten, który ucieka od polskości, nie poprosił Polaków o poparcie, a ten, który uzyskał poparcie i mimo że jest Polakiem, został wyrzucony z partii „miłości” (PO), a także z EPL, za to że mógłby zagrozić niekompetentnemu Tuskowi. Pan Saryusz-Wolski jako tzw. ostatni Mohikanin w partii „miłości”, nie kierował się nienawiścią i, jak sam mówi, wysiadł z pociągu jadącego donikąd na stacji – POLSKA. Szkoda, że wyskoczył w ostatniej chwili, bo został przy tym poturbowany.
UE i PO bardzo pilnie potrzebują kapciowego dla pani Merkel. To proste, jeśli D. Tusk zostanie w Brukseli, G. Schetyna będzie miał spokojną głowę, że Tusk nie będzie dla niego zagrożeniem w kraju, a będzie pomagał totalnej opozycji w walce z PiS-em o władzę w Polsce. I jeszcze jedno. Brak poparcia dla polskiej kandydatury ze strony Grupy Wyszehradzkiej to nie tylko naciski Niemiec, lecz rewanż za dezercję E. Kopacz. Obecny stan PO ma swój początek w grupie założycielskiej. Kto, za czyje pieniądze i jakie były cele, to fundament dzisiejszej PO. Będąc w opozycji, niczego się nie nauczyła, potem, gdy przejęła władzę, zgodnie z zasadą TKM, obsadziła wszystkie stołki od sprzątaczki po premiera i prezydenta. Stworzyła państwo teoretyczne, czyli imperium, które obalone zostało przez dwóch kelnerów. PO była pewna, że zdobyła władzę już na zawsze, i niespodziewanie dla niej przegrała wszystko, choć ponoć nie miała z kim przegrać, a zwłaszcza z wyśmiewanymi „moherowymi beretami”. Mimo tej klęski nie pozbyła się buty i arogancji. Rządzić nie potrafiła, więc zajęła się tworzeniem afer, wyprzedażą majątku narodowego, demoralizacją narodu oraz niszczeniem państwa polskiego.
Teraz jest wielki lament w mediach, na ulicach i w Sejmie, że PiS odsuwa ich od pełnego i głębokiego koryta, że społeczeństwo nie pozwala na wpychanie Polski w lewicową uliczkę, że społeczeństwo nie chce europejskich srebrników w postaci euro, a im trudno wyżyć za 10 tys. zł. Za 6 tys. pracuje tylko głupi. Taki pułap wyznaczyła pani Bieńkowska w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, lecz jako wicepremier nie podniosła płac do tej granicy, zadbała natomiast o swoje zarobki, uciekając do Brukseli.
Jakie wnioski nasuwają się po bliższej ocenie PO? PO nie nadaje się do rządzenia krajem i nie nadaje się na konstruktywną opozycję, bo się nie uczy i nie wyciąga wniosków z przeszłości. Jedynie nadaje się na donosicieli, kapciowych i do niszczenia Polski na wszelkie sposoby. Im więcej destrukcji, tym więcej kosztów, tym samym mniej pieniędzy na likwidację biedy, mniej czasu na reformy i naprawę zdewastowanej Polski (sądownictwo, służba zdrowia itd.). Im więcej kłód pod nogi, tym mniej możliwości na zrealizowanie obietnic wyborczych przez rządzących. Jeden dzień pracy Sejmu to ponad milion złotych. To cena za jałowe dyskusje nad bezzasadnymi wnioskami totalnej opozycji.
Podziwiam cierpliwość i miłosierdzie polskiego narodu. Przyszedł czas, aby zacząć się uczyć szacunku dla wyborców, aby zrozumieć, co to obietnica wyborcza, i to że hipokryzja to nie zaleta, lecz wada. Teraz jest czas, aby się przygotować, na wypadek gdyby naród się pomylił przy wyborach i przypadkowo otrzymali ponowną szansę rządzenia krajem. Czas najwyższy, aby przeprosić naród za pogardę, afery i inne niegodziwości. Zamiast pluć na J. Kaczyńskiego, poprosić go, aby w tak jaskrawy sposób nie odkrywał ich wad i słabości.
Zakończę swoje wywody cytatem z pamięci, który był kiedyś wypowiedziany pod adresem innego człowieka, lecz pasuje do obecnej sytuacji. „Człowiek idący do przodu nie zważa na insekty gnieżdżące się w szparach chodnika.” Wielkanoc to czas skruchy i pokuty. Zachęcam rządzących i opozycję totalną do rozważań nad stanem państwa polskiego. Wesołych i błogosławionych Świąt Wielkanocnych życzy
Stanisław Pietras,
Burlington
Odpowiedź redakcji: Niestety: Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia...
***
Jan Saski Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
W sprawie ciekawego wywiadu z prof. Tadeuszem Piotrowskim z USA, autorem książek „Poland’s Holocaust” i „Genocide and Rescue in Wołyń”. Profesor pochodzi z polskiej, chłopskiej rodziny, mieszkającej przed wojną na Wołyniu. Pan Profesor obiektywnie ocenia stosunki polsko-żydowsko-ukraińskie w czasie wojny. Stara się nawet tłumaczyć kolaborację Żydów z Sowietami i Ukraińców z Niemcami bez jednostronnego uogólniania. Niestety, ale na Zachodzie brak jest opracowań w języku angielskim, traktujących o tych trudnych tematach. Dlatego m.in. pewne wrogo do nas nastawione ośrodki mają ułatwione zadanie w sianiu antypolskiej propagandy.
http://www.goniec.net/goniec/inne-dzialy/wywiady/polacy-i-%C5%BCydzi-w-czasie-wojny.html
Osobiście zaintrygowała mnie podana przez Profesora informacja, którą polecam jako uzupełnienie gorącej dyskusji, jaką wywołały moje opinie na temat różnic pomiędzy postępowaniem Niemców a Ukraińców pod artykułem na http://www.prawica.net/comment/90773#comment-90773
Według informacji Profesora, w czasie etnicznych czystek na Wołyniu około pół miliona Polaków uciekło przed rzezią do miast. Uratowali się m.in. dlatego, że zostali wywiezieni na roboty do Niemiec.
Od redakcji: Szanowny Panie, sianie antypolskiej propagandy, jest możliwe za sprawą cielęcego nastawienia większości Polaków i braku możliwości finansowych oraz medialnych głoszenia prawdy.